Menu

sobota, 12 września 2015

Nigdy, przenigdy... - recenzja "Zakochać się"

Autor: Cecelia Ahern
Tytuł: Zakochać się
Tytuł oryginału: How to Fall in Love
Wydawnictwo: Akurat
Rok wydania: 2015
Ilość stron: 414 (wersja kieszonkowa)


Losy Adama Basila i Christine Rose splatają się pewnej nocy, kiedy na dublińskim moście Christine powstrzymuje Adama przed popełnieniem samobójstwa. Młodzi ludzie zawierają umowę: Adam na zawsze zrezygnuje z samobójczych zamiarów, jeśli przed jego trzydziestymi piątymi urodzinami Christine zdoła go przekonać, że jednak warto żyć. Urodziny zbliżają się wielkimi krokami... Rozpoczyna się niezwykły wyścig z czasem, w którym główną nagrodą jest nie tylko życie, lecz także - a może przede wszystkim - miłość.


     Ostatnimi czasy dość często natrafiam czy to we własnej twórczości, czy to w dziełach innych albo w przeglądanych mediach na temat samobójców. Temat istniejący od zarania dziejów, nadal poważny. Sama kilka razy się z nim stykałam, niestety, w mojej rodzinie doszło do udanej próby samobójczej. Więc chyba rozumiem, dlaczego Christine zrobił to, co zrobiła, a jej historia podbiła moje serce.



Ludzie mawiają, że piorun nigdy nie uderza dwa razy w to samo miejsce. To nieprawda. Ściśle mówiąc, to prawda, że ludzie tak mawiają; nie mają jednak racji.

     Christine ma własną agencję pomagającą w znalezieniu pracy, jej małżeństwo jest nieudane, a ona sama przeżyła ostatnio coś, co mocno nią wstrząsnęło, rzuciło w ramiona bezsenności i sprawiło, że nie do końca panuje nad swoim życie. Szukając miejsca przywodzącego dobre myśli, zachodzi na most Ha'penny, gdzie spotyka Adama - mężczyznę o pięknych, niebieskich oczach, który przytłoczony niepowodzeniami w życiu chce skoczyć do rzeki. Christine, nie chcąc doprowadzić do sytuacji, która byłaby zbyt mocnym ciosem dla jej psychiki, podejmuje się działania, o którym większość ludzi nawet nie chciałaby myśleć - zaczyna rozmawiać z Adamem, a nawet zdobywa się na dotyk, byle tylko odwieść mężczyznę od jego pomysłu. Proponuje mu układ: Adam da jej dwa tygodnie, a ona pokaże mu, że życie nie jest takie złe.
     Przyznam szczerze, że książkę miałam już w rękach, będąc w katowickim Empiku, ale jakoś nie zdobyłam się na jej zakup. Wówczas nie myślałam na poważnie o twórczości pani Ahern, interesowało mnie tylko "Love, Rosie", na które był boom. W tym tygodniu, kiedy to sieć znanych marketów proponuje wersje kieszonkowe kilkunastu książek, a ja dojrzałam "Zakochać się", postanowiłam się skusić i nie żałuję. Lektura okazała się przyjemna i wciągająca (raz siedziałam do pierwszej w nocy, by przeczytać jak najwięcej, dawno mi się to nie zdarzyło) do tego stopnia, że wystarczyły cztery dni na uporanie się z całością. Powieść trafia w moje serce, bo ma romantyzm, który ja tak uwielbiam.
    Poza fabułą, która przyciągnęła mnie jako pierwsza (no poza nazwiskiem głównej bohaterki - Rose jest moją słabością), uwagę przykuwają bohaterowie, którzy są niezwykle ludzcy, reagują naturalnie, a ich życie nie przypomina bajki. Nawet Adam, którego rodzina jest znana z prowadzenia ogromnego przedsiębiorstwa, ma problemy jak każdy inny. Poza tym ten nie jest on twardzielem, do macho jest mu daleko, a mimo to otwiera drzwi do serca czytelniczki. Ma poczucie humoru, jego nastrój zmienia się w jak kalejdoskopie, przez co czasami denerwuje, ale to czyni go takim prawdziwym. Także Christine jest dość normalna, choć nie zdobyła tyle sympatii, co jej towarzysz. Z jednej strony zaradna, z drugiej sama skomplikowała sobie życie tylko dlatego, że nie chciała kogoś zranić. Zdarzało mi się kręcić nad nią głową z politowaniem, ale później zastanawiałam się, jak sama zachowałabym się, będąc na jej miejscu.
     Postacie drugoplanowe i epizodyczne są dopełnieniem bohaterów. Różnią się od siebie wykonywanym zawodem, charakterem, podejściem do życia. Gdyby jednak zabrakło choć jednego z nich, miałabym wrażenie, że w książce czegoś brakuje. Każda postać odgrywa jakąś rolę w umowie Christine i Adama, nie ma uczucia, że ktoś występuje jako zapychacz, a to kolejny plus.
    Coś, co mnie bardzo się podobało, to rodzina Christine - dwie starsze siostry i ojciec, cała trójka obdarza swoistym poczuciem humoru, który Christine rozumie, ale nie umie odpowiedzieć tym samym. Odrobinę naśmiewają się z niej, ale widać, że są dla niej ogromnym wsparciem, zawsze obok i mimo palnięcia słów, które mogą obrazić, troszczą się o nią.
   Język użyty w powieści pani Ahern jest taki sam, jak w innych jej książkach, które miałam już okazję przeczytać - prosty, zrozumiały, dość kolokwialny, przez co lepiej wchodzi się w ten świat. Nie ma zbyt wielkich czy też nagłych zwrotów akcji, choć dynamizm jest, wszystko posuwa się do przodu z intensywnością zmian dat w kalendarzu. Ciąg przyczynowo-skutkowy nie ma żadnych niedociągnięć, wszystkie wątki mają swój początek i koniec, więc całość satysfakcjonuje.



I wiem, że nie to chcesz usłyszeć, ale pomogłeś mi się zakochać. Tak naprawdę. I to nie tylko w życiu.
     
     Było słodko, to teraz pora porzucić wszelkie ochy i achy, przejść do minusów, które ta powieść, mimo świetnego klimatu, miała. Wstrząsnęło mną lekko to, że natknęłam się na kilka literówek, a także powtórzenie i zły zapis dialogów. Nie było tego wiele, ale przez swoje małe hobby, jakim jest edytorstwo, zdołałam je wyłapać i trochę mnie to boli. Ale tylko trochę. Bardziej krytycznie patrzę na ilość poradników, z których korzysta Christine. Tak, korzysta z poradników. Jest ich kilkanaście, czasami stanowią tylko wzmiankę w zdaniu, czasami są jednak szerzej opisane. Gdy natrafiałam na kolejną kursywę zaczynającą się od słowa Jak..., zapytywałam siebie: Czy ta kobieta ma jakieś własne życiowe doświadczenie wynikające z przypadku? Okazuje się, że ma, ale ilość książek guru, z których korzysta/ła, jest przytłaczająca.
     A teraz dwie rzeczy, które bardzo, ale to bardzo obniżają moje odczucia. Dublin i trzydzieści trzy. O co chodzi z tym pięknym miastem? "Zakochać się" to piąta książka Cecelii Ahern, którą przeczytałam. I piąta, której akcja albo jej część dzieje się właśnie tutaj, w stolicy Irlandii. Czy naprawdę nie ma innych miast na świecie, gdzie można by przenieść fabułę? No proszę. Trzydzieści trzy zaś to wiek Christine. Tyle samo miały bohaterki "Dziękuję za wspomnienia" oraz "Kiedy cię poznałam", Joyce i Jasmine. Rozumiem, główna postać kobieca ma mieć już pewny bagaż życiowy, ale akurat taki wiek? Dlaczego nie trzydzieści jeden albo trzydzieści sześć? Takie rzeczy da się wychwycić, a gorzki smak, który pojawia się w ustach, szybko nie znika.



Chwile są cenne. Czasami z nami zostają, a czasem ulatują, ale wszystkie mają znaczenie. W jednej chwili możesz zmienić zdanie, uratować komuś życie albo się zakochać.

     Podsumowując: Książka jest lekka, choć podejmuje temat samobójstwa. Bohaterowie są ludzcy, możemy ich lubić, nie lubić czy też zupełnie nic do nic nie mieć. Wszystko ma swój początek i koniec, opisy, których jest dość dużo, nie przysłaniają dialogów, a całość jest przyjemna w odbiorze. Trafi także do romantyczek, które będą kibicować głównym bohaterom od ich pierwszego spotkania. Jednak nie nastawiajcie się na wielkie arcydzieło, to po prostu dobra powieść na luźne popołudnie.

     Ocena: 3/5 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz