Menu

środa, 2 marca 2016

Don't leave me now

     Nie spodziewałam się, że bodajże czwarte spotkanie z kilkoma odcinkami Kaichou-wa Maid sama! tak się dla mnie skończy. Jakby mojemu mózgowi nie wystarczyła świadomość, że w stronach na bloggerze mam zapisany pomysł na cykl shotów zainspirowanych jedną sceną ze wspomnianego anime.
     Życie lubi płatać figle, a skoro mam jeszcze chwilę, zanim wpadnę w wir tworzenia projektów na studia, to pozwolę myślom ulotnić się i zaistnieć.
     Mam nadzieję, że się spodoba.
____________________________




     Można uchodzić za osobę inteligentną, a jednak być głupim. Lub bardziej ślepym. Nie widzieć tego, co widzą wszyscy inni; przyjaciele, ale i wrogowie, którzy mogą zechcieć tę niewiedzę wykorzystać na własny użytek. Wydaje się, że coś nie może istnieć tylko dlatego, że wyobraźnia nie potrafi stworzyć takiego obrazu w odniesieniu do danych osób. Człowiekowi wydaje się, że zna swoje najbliższe otoczenie, nie chce lub nie potrafi przyjąć do wiadomości, że coś może być przed nim ukrywane. Zbytnia naiwność czyni łatwym do zniszczenia, ale w pewien sposób czyni też osobą, którą chce się chronić.
     Dziewczyna opuszczała właśnie teren szkoły. Szła zamyślona, wpatrywała się w chodnik przed sobą i gorączkowo próbowała coś zrozumieć. Szukała wytłumaczenia dla tego, co kilka godzin wcześniej uczynił jej kolega. Jego zachowanie było dziwne, w ogóle nie pasowało do tego, które pokazywał jej przez ostatnich kilka miesięcy, kiedy to ich relacja ze znajomości jedynie z widzenia weszła na wyższy stopień, a oni zaczęli ze sobą rozmawiać. Bójka w szkolnej stołówce była odpowiednią chwilą do bliższego poznania i rozpoczęcia przyjaźni, ale dzisiejsza sytuacja stawiała to pod znakiem zapytanie. Przyjaciel nie reaguje nagłym dystansem na jedną głupią wróżbę przepowiedzianą przez wybraną specjalnie na szkolny festiwal amatorkę lubującą się w magii. Przecież to czysta brednia, wyssana z palca teoria. Jak mógł w nią uwierzyć? Przecież jest na to za inteligentny.
     Wiatr bawił się jej rozpuszczonymi czarnymi włosami, a liście tworzyły swoisty dywan pod jej nogami. Czuła się zdezorientowana. Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. To miała być zabawa, a skończyło się ciszą z jego strony. Zatrzymała się, uniosła głowę i odetchnęła głęboko. Nigdy nie była dobra w odczytywaniu uczuć innych ludzi. Nie poświęcała obserwowaniu zbyt dużo czasu, miała wystarczająco wiele zajęć, by poświęcać się czynności godnej filozofa. To na jej głowie było zorganizowanie tego festiwalu. Poświęciła temu przedsięwzięciu wiele tygodni, teraz chciała cieszyć się z tego, że jej się udało, a dyrekcja dostała same pochwały od nauczycieli innych szkół w okolicy. Chciała świętować to, jak wielkie zainteresowanie ta impreza wywołała. Liczne pochlebne słowa wyłapane podczas patroli wywoływały u niej uśmiech, który zniknął chwilę po tym, jak była świadkiem wypowiedzenia wróżby. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ma mętlik w głowie. Chciała wyjaśnić tę sprawę, ale nigdzie nie odnalazła chłopaka. Zniknął jej oczu kilka godzin przed końcem festiwalu, co odrobinę ją zabolało. Pomagał jej przy wszystkim, liczyła na to, że będzie dla niej wsparciem do samego końca.
     O co może mu chodzić?, pomyślała, przechodząc przez bramę. Przecież mieliśmy się dobrze bawić.
     
Próbując dojść do tego, dlaczego chłopak stał się nagle kimś innym, na nowo odtwarzała w głowie tę scenę. Szukała detali, ale nie potrafiła ich dojrzeć. Jej świadomość stawiała opór przed dostrzeżeniem tego, co najistotniejsze. Kierowała się w stronę domu, a poziom zagubienia rósł niemiłosiernie. Z czasem jedyną opcją miała stać się konfrontacja z przyjacielem. Bo jeżeli samemu nie potrafi się odkryć prawdy, należy zwrócić się o pomoc do osoby, której ufa się najbardziej.

     Cztery i pół godziny wcześniej

   Tłum ludzi spacerował między ustawionymi po obu stronach ścieżki straganami, aromatyczne zapachy kusiły i prosiły o podejście do części gastronomicznej, gdzie można było za drobną opłatą skosztować lokalnych przysmaków. Ludzie z chęcią oglądali dzieła stworzone przez sekcję rzeźbiarską, dość duża grupa zajęła miejsca przed sceną, na której odbywał się pokaz talentów, a troje znanych z dowcipów uczniów przedstawiało właśnie skecz o wizycie u fryzjera. Rozlegały się śmiechy i oklaski, słychać było okrzyki nawołujące do podejścia. Festiwal, zapowiadany jako wspaniała zabawa dla przyszłych studentów, jak i okolicznych mieszkańców, spełnił swoje główne założenie. Stanowił rozrywkę i już w chwili trwania był komentowany w pozytywny sposób. Także w głównym budynku szkoły można było się bawić: na pierwszym piętrze uczniowie klas pierwszych zapraszali do skorzystania z kawiarenki, na drugim piętrze drugoklasiści stworzyli tor przeszkód do pokonania z zadziwiającymi nagrodami, zaś na ostatnim, trzecim piętrze odbywały się wróżby, rzucano śmieszne zaklęcia i rozdawano amulety. 
     Tutaj też przybyła z patrolem Melissa. Musiała dopilnować, by wszystko szło zgodnie z planem, żadne niespodzianki nie miały prawa bytu na jej festiwalu. Pierwszo- i drugoroczni na razie spisywali się dobrze, żadna z sal nie płonęła, nikt się niczym nie otruł. Wszystko było w porządku, ale nie należało odpuszczać; nie można mieć pewności, że nic się nie wydarzy. Zaintrygowana kolejką ludzi stojącą na korytarzu, podeszła do drzwi sali i przepraszając, przepchnęła się do przodu. Biała opaska na jej ramieniu symbolizująca jej władzę spełniała swoją rolę, informowała o zajmowanym miejscu w szkolnej hierarchii i budziła respekt. Melissa podeszła do koleżanki zajmującej się statystyką i zapytała cicho:
     - Skąd tu tylu ludzi?
     - Wróżenie z kuli tak przyciąga - wytłumaczyła niska szatynka. - Erica jest świetna, spójrz tylko na nią.
     Mel przeniosła wzrok na ustawione na środku sali biurko przykryte fioletowym obrusem, na którym stała wypożyczona od grupy teatralnej kula imitująca tę szklaną.  Siedząca za nim Erica - trzecioklasistka o burzy brązowych loków, z mocno podkreślonymi oczami i ubrana w luźne, hinduskie szaty - przypominała wróżkę, a ruchy jej dłoni świadczyły o tym, że choć trochę interesuje się zagadnieniami magicznymi. W szkole uchodziła raczej za dziwaka, ale przy okazji festiwalu dostała szansę na ukazanie się jako ktoś pociągający, charyzmatyczny. Trzeba było jej przyznać - przepowiadanie przyszłości wyglądało jak u najprawdziwszej wróżki.
      - Powiedz mi, co chcesz poznać, moje dziecko, a odpowiem - zabrzmiał głos Erici, od którego Mel dostała gęsiej skórki. Brzmiał głęboko, odrobinę mrocznie, niepodobnie do naturalnego głosu dziewczyny, ale wspaniale komponował się z całym otoczeniem.
     Ciemne zasłony w oknach, zapalone świece i rozrzucone karty tarota w otoczeniu słoiczków z nieznaną substancją i amuletów tworzyły klimat, którego nie dało się znaleźć nigdzie indziej na terenie szkoły w czasie festiwalu. Możliwe, że to tak bardzo przyciągało ludzi.
     - O co pytają najczęściej? - zapytała Mel. Odrobinę ją to interesowało, choć się z tym nie zdradzała. Znana była z nieokazywania żadnych emocji, przez młodszych studentów zwana była  z tego powodu Kobietą w żelaznej masce, nic sobie z tego nie robiła.
     - O związki - odparła koleżanka. - Najczęściej chcą wiedzieć, czy uda im się z osobami, które im się podobają, ale które nie wiedzą nic o tym uczuciu. Pytają też o zwierzaki, ale te pytania o związki mają najciekawsze odpowiedzi. Mówię ci, Erica jest mistrzem!
     Brunetka uśmiechnęła się pod nosem. Cieszyła się, że udało jej się namówić trzecioklasistkę na udział w tym wydarzeniu, teraz obie zbierały pochwały.
     Po lewej stronie Mel zmaterializowała się postać: wysoki chłopak z twarzą ukrytą w cieniu. Nie widziała jego oczu, ale wiedziała, że są zielone. Wszędzie by rozpoznała.
     - Jak idzie? - zapytał cicho, a jego oddech połaskotał jej kark. Przywykła do tego, że przekracza granice jej przestrzeni osobistej, już na niego nie przeklinała, choć nadal zdarzało jej się go uderzyć, jeśli czymś ją zdenerwował. - Nikt jeszcze nie zginął?
     - Nie - odparła równie cicho - ale możesz być pierwszym. Erice idzie znakomicie, aż jestem zdziwiona. W pozytywnym znaczeniu, oczywiście.
     Oboje spojrzeli w stronę stołu wróżki.
     - Skoro jest taka wspaniała, to może sam spróbuję? Chętnie bym się czegoś dowiedział.
     Zanim Mel zdążyła zareagować, jej przyjaciel ruszył w stronę kolejki. Nie dbał o to, kto gdzie stoi, po prostu wepchnął się na sam początek, a każdą próbę zwrócenia mu uwagi ucinał śmiertelnym spojrzeniem.
     - Samuel - westchnęła cicho dziewczyna.
     Chłopak nie przestrzegał większości panujących reguł, ustanawiał sobie własne i działał według nich. Na początku zacieśniania więzi odrobinę ją to irytowało, z czasem przyjęła do siebie, że on po prostu już tak ma, zaakceptowała to.
     Śledziła wzrokiem, jak Sam zasiada naprzeciwko wróżki i wyraźnie mówi, czego chce:
     - Powiedz mi, czy ja i Melissa mamy jakąś szansę.
     Brunetka zdębiała, kiedy dotarły do niej jego słowa, a w całym pomieszczeniu zapanowała cisza jak makiem zasiał. Wzrok zgromadzonych krążył od Przewodniczącej po znanego z raczej mrocznego imidżu chłopaka.
     O co zapytał?, krążyło w dalszej części kolejki pytanie. O Przewodniczącą?     Osoby stojące do tej pory spokojnie na korytarzu przepchały się i znalazły w środku. Wszyscy chcieli wiedzieć, co takiego Erica ma do powiedzenia. Wszyscy poza Mel. Ona nie mogła uwierzyć, że osobnik, którego zwała z niechęcią przyjacielem, mógł poprosić o coś takiego. Przymknęła swoje oczy koloru bursztynu i zaczęła cicho modlić się o nagłe trzęsienie ziemi. Nie chciała słyszeć odpowiedzi.
     Erica uśmiechnęła się pod nosem, uniosła ręce i wykonała nimi kilka dziwacznych ruchów nad kulą.
     - Przyszłość chcesz znać, dobrze. Ty i Melissa... nigdy... nie będziecie razem.
     Na jej słowa wszyscy obecni zamarli, wciągnęli głośno powietrze.
     - Uczucie między wami... nie narodzi się... a jeśli pojawi się jego cień... szybko zostanie zniszczony. Tako rzecze kula.
     Cisza stała się przeraźliwa, Mel przełknęła ślinę i zerknęła w stronę przyjaciela. W świetle świec dostrzegła bladość na jego twarzy oraz zaciśnięte wargi. Zaskoczył ją taki widok, była przekonana, że blondyn zacznie się śmiać i zażartuje z Erici. On natomiast wstał i nie obdarzając nikogo spojrzeniem, opuścił salę. Wraz z nim odeszło dziwne napięcie, które pojawiło się przy słowach przepowiedni.   
     Mel patrzyła za nim, nie rozumiejąc. Takie wyjście nie było do niego podobne. Samuel zawsze reagował sarkazmem na to, co działo się wokół niego, niby dlaczego teraz miałoby być inaczej? Powinna to wyjaśnić.
    - Oj, co za biedak - szepnęła jej koleżanka, zapisując prośbę Samuela w swoich kartkach do późniejszej analizy i stworzenia statystyki. - To go musiało zaboleć.
      - O czym ty mówisz? - zapytała Melissa z uniesioną brwią, a jej rozmówczyni zachichotała.
     - Powinnaś patrzeć uważniej. Jak na tak mądrą osobę, strasznie powoli łapiesz pewne rzeczy.
     Nie wiedząc, co odpowiedzieć, brunetka także wyszła z pomieszczenia. Nie dostrzegła triumfującego uśmiechu Erici, która z premedytacją podała brunetowi taką odpowiedź. Chciała mieć Sama dla siebie, ale czy to się mogło udać, zważając na wszystkie okoliczności?
     Mel potrzebowała świeżego powietrza oraz wyjaśnień ze strony Sama. Jak to pierwsze zostało spełnione po wybiegnięciu na zewnątrz budynku, tak z drugim był problem - blondyn zniknął. Najzwyczajniej ulotnił się, Mel nie umiała go znaleźć. Po półgodzinie biegania między straganami dała sobie spokój, miała na głowie ważniejsze rzeczy niż szukanie zielonookiego licealisty. Mimo to czuła się zdezorientowana. Nie rozumiała zachowania chłopaka, bo do tej pory nie zdołała dobrze ocenić rzucanych jej od tygodni spojrzeń, półuśmiechów czy dotyku palców, kiedy dotykał jej pleców bądź głowy. Nie wiedziała, co nim kieruje, kiedy przytulał ją, gdy czuła się bezradna. Nie rozumiała, dlaczego nagle tak się do niej zbliżył. Gdyby wiedziała, wszystko byłoby prostsze.


     Teraz

     Jej dom nie znajdował się daleko od szkoły, mimo to dzisiaj powrót do niego zajął jej więcej czasu niż zazwyczaj. Była rozkojarzona, a jej myśli co chwilę biegły do Samuela. Wciąż chciała wiedzieć, co takiego się wydarzyło, dlatego postanowiła do niego zadzwonić zaraz po tym, jak zje obiad z mamą i siostrą. To było ważniejsze.
     Nie musiała jednak czekać tak długo; na rogu ulicy czekał na nią blondyn. Opierał się o murek, a przydługie włosy kryły część jego twarzy przed światem. Zaskoczył ją, raczej nie widywali się w pobliżu jej domu, tylko raz - i to dziwnym zrządzeniem losu - jedli w nim wspólnie obiad. Podeszła bliżej, a on podniósł wzrok. W zielonych oczach mogła dojrzeć smutek.
     - Cześć - przywitała się cicho. - Co tutaj robisz?
     - Chciałem cię zobaczyć - odparł bez ogródek. Spojrzała na jego twarz i zapragnęła, żeby się uśmiechnął, wyglądał wtedy bardzo przystojnie. - Coś długo trwały te porządki - zauważył.
     - Poszłoby nam szybciej, gdybyś się nie ulotnił - odpyskowała.
     Sam nic nie odpowiedział, spoglądał jedynie na dziewczynę, a jego serce po raz kolejny tego dnia przyspieszyło swój bieg. Nadal nie mógł wyjść z podziwu nad tym, jak wszystko świetnie zorganizowała, a jej uśmiech, który przybrała na twarz, zaskoczył go. Jak zresztą każdy jej uśmiech.
     - Wybacz. - Tylko tyle zdołał z siebie wydusić.
    - Dlaczego poszedłeś? - zapytała. Chciała poznać prawdę. - Chodziło o tę kulę? Dobrze wiesz, że to, co mówiła Erica, to czysta głupota. Nie da się przewidzieć czyjeś przyszłości.
     - Jej się chyba udało - powiedział ledwie słyszalnie chłopak. - Przynajmniej już wiem, dlaczego jesteś taka chłodna.
     Melissa nie wierzyła własnym uszom. Nazwał ją chłodną! A przecież wcale taka nie była. Surowa, wymagająca, odrobinę przerażająca to i owszem, ale chłodna? Zabolało ją to trochę.
     - Poważnie? Uwierzyłeś w te zmyślone słowa?
     - Skoro pokrywają się z prawdą... Chyba powinienem dać sobie spokój. Raczej nie powinniśmy ciągnąć tej więzi.
     Odwrócił się i chciał ruszyć w stronę swojego bloku, ale ucisk na ręce mu nie pozwolił - to Melissa chwyciła go za nadgarstek i nie pozwoliła mu odejść.
      - Chcesz odejść, bo Erica coś powiedziała? Nie zostawiaj mnie teraz! - prawie krzyknęła płaczliwym głosem, a w jej oczach pojawiły się łzy. Zareagowała tak emocjonalnie, bo Samuel zabrzmiał poważnie. Zbyt poważnie. Nie wyobrażała sobie, by nagle, po tylu miesiącach, miał znowu stać się znajomym z widzenia. - Ja cię potrzebuję!
     Bał się na nią spojrzeć. Zdawał sobie sprawę z tego, że ona nie widzi uczucia, którym darzy ją już od dłuższego czasu, ale nie umiał przestać. Wpadł po uszy, nie widział dla siebie drogi powrotnej, a jednocześnie nie chciał rezygnować. Była jego światłem. To dla niej porzucił swoją aspołeczność, a przynajmniej starał się z nią walczyć. Pokazała mu inny świat, dzięki niej czuł się jak zwykły nastolatek.
     - Sam... proszę. - Stanęła przed nim i położyła ręce na jego policzkach. - Nie zostawiaj mnie.
     Skumulowane w nim emocje wybuchły. Nawet nie starając się pohamować, przyciągnął do siebie brunetkę i objął ją mocno, tak mocno, że brakło jej tchu. Chciał trzymać ją w ramionach już zawsze. Nachylił się nad jej uchem i zapytał:
     - Pamiętasz, co powiedziałem ci, kiedy po raz pierwszy znienacka pocałowałem cię w policzek?
     Zarumieniła się na samo wspomnienie. Pracowali wtedy na tyłach szkolnego podwórka, porządkując kwiatowe rabatki z grupą innych trzecioklasistów. Uznał wówczas, że do twarzy jej z czerwonymi różami we włosach. To był pierwszy uśmiech, pierwszy komplement i pierwsze takie spojrzenie z jego strony. Nie spodziewała się, że będą zwiastowały kolejne.
     - Że zbliżyłeś się do mnie, bo jesteś mną zainteresowany i nie spoczniesz, póki nie osiągniesz celu. Czymkolwiek ten cel miał być.
     Samuel uśmiechnął się. Zacytowała go dokładnie. Czyli ta chwila zapadła w pamięci nie tylko jemu.
     - Myślałem, że jestem coraz bliżej mety. Rozumiesz już, dlaczego tak bardzo obeszło mnie to głupie wróżenie z kuli?
     Melissa odsunęła się na chwilę i spojrzała w jego oczy. Zrozumiała. Nareszcie dotarło do niej to, co od tylu miesięcy chciał jej powiedzieć. Wiedziała już, co takiego miał wtedy na myśli.
      - Ja... - Nie umiała znaleźć słów, by wyznać, jak bardzo to niespodziewane, a jednocześnie zawstydzające. - Dlaczego?
     - Nie wiem. Ale nie potrafię inaczej.
     Przytulił ją do siebie ponownie. Tym razem uścisk był lżejszy, ale miał w sobie tak samo wiele uczucia. Po policzku Melissy spłynęła łza.
     - Jeśli nie chcesz, mogę zrezygnować. Będzie to bolało, ale poradzę sobie.
     Położyła dłonie na jego plecach i z całej siły zacisnęła palce na jego koszuli.
     - Nie odchodź. Chcę ciebie - wyszeptała. - Chcę ciebie.
     Zielonooki uśmiechnął się szeroko i odetchnął głęboko. Poczuł niebywałą radość i szczęście. Kiedy poczuł, że dziewczyna się odsuwa, spojrzał na nią i bez wahania złożył pocałunek na jej ustach. Nie wyobrażał sobie, żeby między nimi nie miało się coś narodzić. Był w niej zakochany i robił wszystko, by ona także coś do niego poczuła. Dopiął swego, Melissa odwzajemniła pocałunek.
     Zapadał już powoli zmierzch, a ta dwójka wciąż stała na rogu ulicy i celebrowała własne szczęście. Przepowiednia kuli nie sprawdziła się. Intryga Erici, by skłócić tę dwójkę, zerwać ich więź, nie powiodła się.
     Bo jeżeli dwoje ludzi jest sobie przeznaczona, żadne czary tego nie zmienią. Zwłaszcza te udawane.

1 komentarz:

  1. Miśka i Usui jak malowani :D:D Przypomniałaś mi, że trzeba by się wziąć dalej za mangę któregoś dnia.
    Fajny tekst. Taki w Twoim stylu. Bez zbędnego patosu, proste słowa, nic skomplikowanego.
    Masz poważne literówki w dwóch miejscach. "Poszło by nam szybciej, gdybyś się nie ulotnił" i... Nie mogę teraz znaleźć, a nie zapisałam sobie. Na pewno w tej drugiej części. Tak nie mam zastrzeżeń.
    Pozdrawiam
    Laurie

    OdpowiedzUsuń