Menu

niedziela, 31 grudnia 2017

Una historia que nunca llega a su final


      Efekt planu, narodzonej przed miesiącami idei i złości oraz mroku, które kryje moje serce.
     Oby Wasz Sylwester i Nowy Rok były lepsze niż w przypadku pana sierżanta.
     Wszystkiego najlepszego! 

     Półmrok. Światło latarni wpadające jedynie przez witraże, które chwilowo nic nie przedstawiały. Każdy krok odbijał się echem od posadzki, kiedy ramię przy ramieniu szli główną nawą, odgrywając scenę, która za jakiś czas mogła stać się rzeczywiście ich udziałem, jeśli tylko podejmą zgodnie tę jedną decyzję. Jeśli tylko zechcą iść przez życie tak, jak teraz, garnitur i biała suknia już niedługo mogą przyozdabiać ich młode, zdrowe ciała.
     Jakie to musi być druzgocąco smutne, kiedy pewne plany w ogóle nie mogą się udać, bo komuś trzeciemu nagle odwala.
     Ale najpierw trzeba skończyć odgrywaną scenę.
     Para - oboje wysocy, przed trzydziestką, piękni i nadal naiwni - kroczyła do przodu, aż nie dotarła przed ołtarz. Trudno powiedzieć, czyj to był pomysł, by włamać się do kościoła i zabawić w ślub bez żadnych świadków poza Bogiem. Nie miało to jednak znaczenia, jak tego dokonali i czy w ogóle przemyśleli, jakie to może przynieść konsekwencje - liczyło się, że są gotowi przejść tę drogę wśród innych ludzi i cieszyć się swoim towarzystwem do końca swoich dni.
     Zatrzymali się i spojrzeli na siebie, trzymając za ręce. Oboje byli wzruszeni tą chwilą, w ich oczach lśniły łzy radości i miłość, która biła od nich niczym niewidzialna łuna. Kobieta uśmiechnęła się, na co jej towarzysz przyciągnął ją do siebie i pocałował.
     - Tutaj zaczniemy swoje wspólne życie już niedługo, moja droga - wyszeptał. - Ale wcześniej...
     Ogień między nimi wybuchał szybko od małej iskierki już na samym początku ich związku. Teraz także się pojawił. Splecieni w uścisku, oddający się kolejnym pocałunkom bliscy byli czegoś, co nie przystoi w takim miejscu, tym bardziej na widoku, z czego mężczyzna zdał sobie sprawę.
     Oderwał się od partnerki i chwycił ją za nadgarstek.
     - Chodź za mną.
     Posłuchała go, bo mu ufała. Do tej pory nigdy jej nie zawiódł, nie miała więc powodu, by i w tej chwili nie podążyć za nim.
     Zaprowadził ją za ołtarz, gdzie przez wąski, nieoświetlony obecnie korytarzyk zazwyczaj podczas mszy przechodzili wierni, by na końcu jego trasy złożyć pieniężne ofiary. Tam, gdzie nie docierało światło, nie mogli zgorszyć nikogo poza duchami. Dlatego, mając pewność, że teraz nikt nie będzie w stanie ich podglądać, wrócili do pocałunków, które z każdą sekundą stawały się coraz bardziej namiętne. Ogień wypełnił oba ciała. Zapamiętali w swoich coraz śmielszych poczynaniach, nie mieli czasu zwrócić uwagi na to, że w korytarzyku pojawił się ktoś jeszcze - dziecko mroku, które zaznajomiony z cieniami działał szybko i sprawnie.
     Kobieta nie zdołała nawet krzyknąć, kiedy osunęła się, wydając z siebie ostatnie tchnienie. Sztylet przeszył jej serce całym sobą. Wbity od tyłu wystawał swoim czubkiem i przeraził mężczyznę, który zaskoczony i przerażony jak nigdy w życiu patrzył, jak miłość jego życia umiera, a on nie może nic zrobić, by zatrzymać ją w tym świecie.
     Pragnął krzyknąć, ale nie zdołał - dziecko mroku znalazło się w mgnieniu oka za nim i jednym płynnym ruchem skręciło mu kark. Mężczyzna upadł, będąc równie martwym, co jego partnerka. Ale to nie był jego koniec, niezupełnie. Przynajmniej to nie zaspokoiło żądzy syna mroku, który pochylił się wpierw nad ciałem kobiety i począł wbijać inny niż użyty do zabójstwa nóż w każdą kończynę. 
     Zdobił jej ciało kolejnymi nacięciami i dziurami. Rozszarpywał jej skórę, przechodził narzędziem w swojej dłoni przez kolejne warstwy tkanek i docierał do kości. Nie zważał na krew, która wypływała z powoli stygnącego ciała. Delektował się uczuciem rozkoszy, które rozlewało się po jego duszy.
     Kiedy z nią się uporał, przeszedł do niego. Tutaj wyglądało to inaczej - spokojnie, by wszystko słyszeć, po kolei łamał co większe kości mężczyzny. Było to dla niego najpiękniejszą muzyką, jaka kiedykolwiek powstała w całym świecie. Chciał, by trwała jak najdłużej.
     I udało się, Ten dźwięk rozbrzmiewałam w zimnych murach budynku długo po tym, jak dziecko mroku opuściło ten boski przybytek i zniknęło, by przez jakiś czas kryć się tam, gdzie się urodziło - w mroku. Przedostatni dzień roku nosił w sobie dźwięk łamanych goleni. 
     Dopiero krzyk kościelnego, który natknął się na zwłoki, zdołał go przerwać.


Policjanci z wydziału kryminalnego dotarli niedługo po tym, jak otrzymali zgłoszenie. Wśród tego grona znalazł się pewien sierżant, który już miał do czynienia z seryjną morderczynią i mniej więcej wiedział, czego się spodziewać się przy dwóch trupach na jednym miejscu zbrodni. W przeciwieństwie do kolegów nie był zaskoczony tym, co zobaczył. Bez żadnych uczuć pochylił się nad zwłokami i im się przyjrzał.
     - To musiał być ktoś, kto nie ma równo pod sufitem - zauważył. - Do tego czerpał przyjemność z dokonania mordu oraz z tego, co zrobił po tym, jak zamordował tę dwójkę.
     Obecny na miejscu koroner potwierdził jego wersję o tym, że większość ran i urazów miała miejsce po tym, jak dwójka młodych ludzi opuściła ten padół łez. 
     Towarzysz sierżanta podchodził do sprawy trochę bardziej podejrzliwie. 
     - Wygląda to tak jak wtedy, kiedy ta kobieta siała postrach w mieście, prawda, sierżancie Glare?
     - To nie jest ona - wyszeptał, prostując się i patrząc podwładnemu prosto w oczy. - Nie ma nawet takiej możliwości. Widziałem, jak skoczyła, patrzyłem na jej rozstrzaskane ciało, by mieć pewność, że nikt go nie podmieni, kiedy moi koledzy zbiegali na dół, by sprawdzić, czy żyje. Byłem obecny przy sekcji jej zwłok i przy spaleniu ciała. To niemożliwe, by wróciła z zaświatów, by dalej zabijać. 
     - To może któryś z jej ziomków pragnie teraz zemsty za to, co ją spotkało?
     Na twarzy sierżanta pojawiło się zwątpienie.
     - Dwa lata po jej samobójczej śmierci? Mało prawdopodobne, poza tym śledztwa w jej sprawie wykazały, że zawsze działała sama. Więc ten motyw również możemy odrzucić.
     Młody detektyw westchnął ciężko i rzucił chowanym właśnie do worków zwłokom ostatnie spojrzenie.
     - W takim razie rozwiązanie może być chyba tylko jedno - powiedział cicho, odprowadzając wzrokiem techników z noszami, po czym skierował swoją uwagę na szefa. - Mamy do czynienia z naśladowcą.
     Sierżant Timothy Glare przytaknął i odetchnął głęboko.
     - Pytanie brzmi, czy powinniśmy przygotować się na podobną rzeźnię, jak u Indii… - wyszeptał, odwrócił się i ruszył ku głównym wrotom kościoła, a jego kroki dudniły, odbijając się od ceglanych ścian.
     Rozpoczął się kolejny dzień pracy dla tych, którzy ją podejmowali, także dla stróżów prawa. Tylko u nich historia nigdy się nie kończyła i morderstwa tak podobne, choć różne, w końcu zaczynały ich niszczyć, z czego Timothy jeszcze nie do końca zdawał sobie sprawę.
     Ale to mogło się zmienić.
     I to już niedługo.

1 komentarz:

  1. Jako że pewnie już zdążyłam się nieco pogubić w seriach, którymi nas raczysz od czasu do czasu, mogę się mylić, ale czuję tu jakąś nową serię. Wiesz, że lubię kryminały spod Twojego pióra, więc tym bardziej będę oczekiwać, terminowo bardziej bądź mniej, ciągu dalszego.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń