Menu

piątek, 29 marca 2019

Nawoływanie

      

Wszystkiego najlepszego, Amelien! <3

      Nie ma słońca. Protestuje, nie chce się pokazać, bo zbyt często pokazywało swoją twarz w ostatnim tygodniu, przyszła więc pora na mały protest. Chce, by za nim zatęskniono, chce, by je doceniono. Szkoda tylko, że akurat dzisiaj nie chce się pojawić, myślałam, że umili mi tak ważny dla mnie dzień.
     Bo dzisiaj mam co świętować. Lub z powodu czego się smucić, zależy od tego, jak spojrzę na dzisiejszą datę. Dwudziesty dziewiąty marca to moje kolejne urodziny, czyli mam o kolejne dwanaście miesięcy więcej życiowego doświadczenia, ale to pierwsze, kiedy nie jestem nastolatką, a z przodu mojego wieku widnieje dwójka. Ruiz pewnie powie mi, jak się tylko spotkamy, że dopiero mieć lat dwadzieścia znaczy naprawdę żyć. On i te jego mądrości kiedyś zaprowadzą mnie na jakiś skraj, skąd nie będzie drogi powrotnej, ale choć trochę pozwolę sobie zaufać mu w tej kwestii. O ile nie wypali z czymś jeszcze gorszym.
     Mimo nie tak wczesnego ranka wciąż nie widziałam się z partnerem, bo ten po wczorajszym kolokwium i sprawdzianie swoich uczniów udzielał również korepetycji pewnej bardzo nierozgarniętej w kwestii matematyki dziewczynie z pierwszego roku i przez dwie godziny walczył nie tylko z tym, by nauczyć ją, jak rozwiązywać układy równań, ale także z jej umizgami, które wyglądały tak, jak się mogłam spodziewać – jak u dziecka, które zafascynowane czymś, zrobi wszystko, nawet wychodząc na głupka, byle to zdobyć.
     Nie powinnam się martwić żadnymi dziewczynami, doskonale wiem, że Ruiz świata poza mną nie widzi – czuję dokładnie to samo, dlatego coraz częściej przyglądam się pewnym sukienkom na wystawach – ale ostatnio, właśnie przy tej nastolatce, którą uczył, poczułam się, jakbym odrobinę straciła grunt pod nogami. Wiem, że nie powinnam być choć trochę zazdrosna o Pomazańca, przez wiele miesięcy to uczucie się u mnie nie pojawiało, ale dzisiaj, kiedy kończę dwadzieścia lat, odnoszę wrażenie, że chłopak mógł się już mną znudzić. Jesteśmy parą ponad dwa i pół roku, do związku mogła więc wkraść się rutyna. A ja nie mam pojęcia, czym mogłabym ukochanego zaskoczyć. Już teraz to może być dla mnie problem, a co będzie, kiedy nasz staż się zwiększy? Nie chcę, by poczuł nudę.
     Ech, nie powinnam mieć takich myśli w głowie w swoje urodziny, ale chyba po raz pierwszy dociera do mnie to, że się starzeję. I że będzie się to wiązało z coraz większą odpowiedzialnością, na którą chyba nie do końca jestem gotowa.
     Poranny, chłodny prysznic, na który się decyduję bez większego namysłu – jestem jedyną osobą na piętrze, która w ogóle może chcieć skorzystać z łazienki – nie pozwala na otrząśnięcie się z tego, co siedzi mi w głowie. Myśli są tak natrętne, tak mnie nawołują i spychają w stronę depresji urodzinowej, że nawet nie mam odwagi spojrzeć na siebie w lustrze, choć dobrze wiem, że wizualnie prawie w ogóle się nie zmieniłam. Jedyna różnica w porównaniu z ubiegłym rokiem to długość moich włosów; po latach noszenia warkocza do połowy pleców pod koniec lutego, kiedy nadchodząca wiosna miała przynieść ze sobą zmianę w mojej metryce, postanowiłam go obciąć i tak od miesiąca moje białe włosy sięgały mi do ramion. Początkowo bałam się, że taka zmiana nie zostanie przyjęta zbyt ciepło, ale zachwycone spojrzenie, jakim obdarzył mnie Ruiz, kiedy spotkaliśmy się po mojej wizycie u fryzjera, upewniło mnie w tym, że to była dobra decyzja. Choć za warkoczem zdarza mi się tęsknić.
      Rozczesywanie wilgotnych włosów również nie pomaga swoim masażem uspokoić moich nerwów, prawie podskakuję w miejscu przed umywalką, kiedy zza drzwi rozlega się nawoływanie.
       – Amelien! Gdzie jesteś? Amelien!
     Wzdycham i odkładam szczotkę na parapet przy oknie. Nie mam zamiaru odpowiadać, niech Shota sobie mnie szuka, ja wolę w tym czasie umyć zęby, może skupienie się na ruchach ręką pozwoli mi nie myśleć o czymś innym.
      Wątpię, by chłopak szukał mnie po to, by dać mi prezent – po tym, jak jego urodziny spędziliśmy na wagarach, obijając się w kawiarni, ramenowni i w kinie, zażyczyłam sobie dokładnie tego samego, ale dopiero jak odbębnię jedyny piątkowy wykład. Później mogę być cała dla Bostonu i Ruiza.
     Coś mnie zaczyna zastanawiać. Chłopak wie doskonale, jaki jest plan, wie, że najpierw jadę na uczelnię, kiedy on powinien być tutaj, bo zajęcia z młodziakami. Dlaczego więc mnie potrzebuje?
     Nim zdołam sama znaleźć odpowiedź, brunet zjawia się w łazience z okrzykiem na ustach i szerokim uśmiechem na twarzy.
     – Ha, tutaj jesteś! – Wygląda dobrze w granatowej koszuli i ciemnych spodniach, ale nie muszę mu tego mówić, bo doskonale o tym wie. – Dzień dobry, moje słońce. – Zbliża się i pochyla tuż przede mną. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.     Zmniejsza odległość i całuje mnie krótko, lekko, a na chwilę w mojej głowie jest spokój.     – Dzień dobry. Dziękuję.     Chłopak przygląda mi się uważnie.     – Co jest? Dlaczego masz taką minę? Przecież wyglądasz prześlicznie! Gdybym już nie był twój, właśnie dzisiaj zrobiłby natarcie i wyznał ci miłość. – Odgarnia mi kosmyki znad policzka. – Wiesz, że się w tobie znowu zakochałem? – Jego pytanie w ogóle mnie nie zaskakuje. Pyta o to co najmniej raz w tygodniu, od kiedy zmieniłam fryzurę. – Jesteś piękna, Amelien, moja dwudziestolatko.      Przewracam oczami, daję się chłopakowi przytulić, ale nie unoszę rąk, by również go objąć. Mam przed tym lekkie opory, to nie uchodzi uwadze Pomazańca.      – Ej no, stało się coś? Dziwnie się zachowujesz. Znowu zrobiłem coś nie tak?     Patrzę na niego zaskoczona. A czy choć raz zdarzyło mu się postąpić inaczej, niż należało? Fakt, dwa lata temu uderzył ucznia i prawie po tym uciekł, ale nie ode mnie, lecz od wyrzutów sumienia, które wówczas czuł. Dla mnie zawsze był najlepszy, to się mimo upływu czasu ani trochę nie zmieniło.     – Nic się nie stało – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Ty też nic złego nie zrobiłeś. A przynajmniej nie mi, tylko pewnie swoim uczniem. Po prostu chyba mam problem z tym, że to już dwudzieste urodziny. Nawet nie wiem, kiedy to minęło.     Chłopak uśmiecha się do mnie, przekrzywiając głowę na prawo.     – A ja się cieszę, że to już dwudzieste, bo już nikt nie będzie mówił, że kręcę z nastolatką, bo moja dziewczyna jest kobietą i tak musi być już przez innych odbierana.     Unoszę brew.      – To był ktoś, kto uważał, że nią nie jestem?      Brunet zamyśla się na chwilę.      – Wiesz, parę typów by się znalazło. Ale ja nie to od ciebie chciałem. – Jego oczy lśnią jak u dziecka, które tylko czeka na odpowiedni moment, by wyznać, że właśnie odkryło jakiś skarb. – Wiem, że umawialiśmy się na niedawanie prezentów, ale znalazłem coś w sklepie i pomyślałem, że musisz go mieć. Chcesz zobaczyć tutaj czy pójdziesz ze mną do mojego pokoju?      Poranną toaletę tak właściwie już skończyłam, nic mnie więc w łazience nie zatrzymywało.      – Możemy iść. – Uśmiecham się do narzeczonego. – O ile nie jest to próba, by zaciągnąć mnie z rana do łóżka. Dobrze wiesz, co myślę o tym pomyśle.      Chłopak przewraca oczami.      – Doskonale wiem, że marzysz o tym, by zjednoczyć się ze mną w sensie dosłownym o wschodzie słońca, ale dopóki mi o tym sama nie powiesz, nie masz co liczyć na podobne niespodzianki. – Jego twarz przybrała łobuzerski wyraz; jestem pewna, że jakaś myśl właśnie zaświtała mu w głowie, a specjalnie się nią nie podzieli, by mnie wkurzyć. – To chodźmy. Mam nadzieję, że ci się spodoba.     Jak długo się znamy, tak nie dostałam od Ruiza prezentu, który by mi się nie spodobał, teraz nie powinno być inaczej.     Idę więc za nim korytarzem do jego lokum, chłopak jest dziwnie podekscytowany, ale nie przeszkadza mi to. Lubię widzieć go w dobrym humorze, bo to sprawia, że i ja patrzę na świat w jaśniejszych barwach. Brunet wchodzi do pokoju, którego nie zamknął, bo on się przecież niczego nie wstydzi, tylko rumieni z zażenowania. Już chcę zrobić to samo, kiedy znowu rozlega się nawoływanie.      Amelien! Amelien!     Ten głos nie należy do Shoty, co stwierdzam bez problemu, bo ukochany jest mężczyzną, a ten głos jest ewidentnie kobiecy, do tego bardzo znajomy. Zatrzymuję się, starając wyczuć czyjąś obecność, ale to nie następuje, rozglądam się więc po pustym korytarzu, a mój wzrok ląduje za oknem na piętrze.      I wtedy ją widzę. Kobietę po drugiej stronie szyby, piękną, ubraną w beżową suknię, która zdaje się być moim odbiciem z przyszłości. Uśmiecha się, a ja po prostu mam pewność – wiem dobrze, kogo widzę.      – Mama.     – Wszystkiego najlepszego, mój aniołku. – Nigdy jej nie widziałam, jedynie posyłałam listy papierowymi samolotami do nieba, nie sądziłam, że kiedykolwiek zjawi się, bym wiedziała, kto powołał mnie do życia. – Jestem z ciebie niezwykle dumna, Amelien. Nie zmieniaj się, córko, a wszystko będzie dobrze. – Zerka na chwilę w stronę pokoju Ruiza. – Dobrze wybrałaś. Mimo jego pochodzenia wiem, że z nim będzie ci dobrze. – Czy anioł może płakać? Jeśli tak, to mama właśnie tym mnie teraz szokuje. – Kocham cię.      Łzy napływają również do moich oczu.      – Ja ciebie też, mamo. Dziękuję.     Nim zdołam zapytać o cokolwiek, rodzicielka macha skrzydłami i odlatuje, a ja jedynie mogę zbliżyć się do okna i patrzeć za nią, pozwalając jednej łzie spłynąć po policzku.     – Hej, gdzie jesteś? – Obok mnie pojawia się Ruiz. – Miałaś wejść, przecież mam dla ciebie prezent.      Spoglądam na chłopaka, po czym zarzucam mu ręce na szyję i wtulam się do niego tak mocno, że naprawdę niewiele dzieli nasze ciała.     – Dziękuję ci za czynienie mojego świata pięknym każdego dnia, nie tylko w moje urodziny.      Odnajduję jego usta i całuję go, na co z chęcią odpowiada.      – Przyjemność po mojej stronie, kochanie.     Pewne myśli wciąż są obecne w mojej głowie, ale wiem, że się z nimi uporam. To, co wydaje mi się być problemem, będzie miało swoje rozwiązanie, bo mam obok kogoś, kto zawsze mi pomoże i mnie wesprze. Dodatkowo dzisiaj dostałam niespodziewany prezent, który zapamiętam na długo. Wiem, że choć nie jestem dzieckiem według wieku, to mogę nim być, bo ukochane osoby to zrozumieją. Miło jest wiedzieć, że zawsze będzie dla mnie jakieś wyjście. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz