niedziela, 7 kwietnia 2019

What do I do...

*za WaR 9


     Nie było mocy, która mogłaby mnie stąd ruszyć. Nawet kolejny pożar nie sprawiłby, iż porzuciłbym to miejsce. O wiele bardziej wolałem spłonąć z tym światem niż żyć choć jeden dzień ze świadomością, że Różańca, którego nie mogę dotknąć, już nie ma.     – Powinieneś odpocząć – zauważył głos za moimi plecami, a do pokoju wszedł Webb. Pewnie złożył już wszystkie możliwe raporty, teraz tylko czekał na chwilę, gdy będzie mógł rozpocząć proces mojej byłej Stróż. – Nic jej się nie stanie, jeśli zostawisz ją samą na pięć minut.
Nie wierzyłem mu. Jak dałem wiarę twierdzeniu spikera radiowego, iż pojawią się w ciągu dnia opady śniegu, co faktycznie miało miejsce w tej chwili, tak nie miałem za grosz zaufania do Stróża, który chciał zniszczyć kochaną przeze mnie kobietę.
Spojrzałem na niego spode łba.
– Jak będę chciał zrobić sobie przerwę, to ją zrobię, nie musisz mnie pilnować – warknąłem w jego stronę. – Odejdź, chcę zostać z nią sam.
Barthomolew nie znalazł w głowie argumentu, który mógłby mnie przekonać do tego, że moje zdanie nie ma znaczenia dla kogokolwiek, wyszedł więc, a ja wypuściłem dłoń Rosario, za którą ją do tej pory trzymałem, i ulokowałem się na jej łóżku, by być jak najbliżej niej. Położyłem się na boku i wpatrywałem w jej profil, czekając, aż odpocznie i się obudzi. Tak bardzo chciałem z nią porozmawiać, ale byłem też zmęczony używaniem magii, sam zapadłem w sen.
I otrzymałem w nim coś, co mogło być naszym wspólnym wspomnieniem.


WITH HOW I FEEL 
INSIDE

  Nie spodziewałem się, że rzeczy mogą pójść aż tak bardzo nie po mojej myśli. Udało mi się zmusić Rosario do tego, by sama przez słuchawki, które dostała ode mnie na czternaste urodziny, wysłuchała piosenkę, którą dla niej napisałem. I to zmuszenie było takie, jak samo słowo się kojarzy – siłą nakazałem jej usiąść przy stole w jadalni w mojej rodzinnej rezydencji, sam nałożyłem jej te słuchawki na uszy i włączyłem "play".
A co zrobiła ta nastolatka, której oczy raz były błękitne, a raz stalowo szare w zależności od światła? Po wysłuchaniu mojego arcydzieła, do którego stworzenia oczywiście skorzystałem z mojej czarnoksięskiej mocy – ojciec powiedział, że mogę jej używać przy próbach bycia artystą – dziewczyna zaczęła się śmiać. I nie był to bynajmniej śmiech, który można by określić mianem uroczego, nie był to także chichot, który słyszałem w szkole, gdy mijałem na korytarzu młodsze uczennice, a one mówiły coś między sobą o mojej urodzie.
Nie. Rosario śmiała się głośno i donośnie, wydawała dźwięki z taką siłą, że żyrandol – olbrzymia duma mojej matki – zaczął drżeć nad naszymi głowami. W mej piersi pojawiła się obawa, że spadnie i roztrzaska się, a wtedy to moi rodzice będą Gniewem, nie ja.
Zabolała mnie reakcja koleżanki. Starałem się pokazać jej, że wpadła mi w oko, zabawiłem się w romantycznego muzyka i zostałem wyśmiany. To mogło zaboleć nawet takiego chłodnego typa jak ja.
A to nie było wszystko, co przygotowałem, bowiem kiedy Rosario odsłuchiwała piosenkę, ja wyczarowałem kwiaty, które fruwały wokół nastolatki. Teraz opadły na wypolerowaną podłogę, tak samo jak moje nadzieje na cokolwiek.
Kiedy wreszcie dziewczyna się uspokoiła, spojrzała na mnie, a jej uśmiech zadziałał mi na nerwy. Ja się tu chciałem odkryć z uczuciami, a ona mi takie coś robiła.

IF YOU EVER WONDER
HOW MUCH I


– Muszę ci przyznać, że to było coś – odezwała się. – Jeszcze nie słyszałam, by ktoś aż tak kaleczył hiszpański. Dios, moje uszy zapamiętają to na długo.
Miałem prawo czuć się urażony, prawda? Mogłem się również oburzyć i obrazić. Słowa panny Sanchez naprawdę we mnie uderzyły, prawie posłały na dno samopoczucia. 
  – Chciałem coś w nas zmienić, ale chyba nie wyszło. – Rosario przypatrywała mi się uważnie. – Okej, może i spieprzyłem, ale przynajmniej wyglądało to cudownie – dodałem, wskazując na odtwarzacz i leżące u stóp dziewczyny kwiaty, które bez wody zaczynały umierać.
Rosario roześmiała się w końcu tak, jak powinna, a moje skamieniałe serce bardzo się z tego powodu ucieszyło. 
– Cudownie głupio, to na pewno – zgodziła się i wstała od stołu, by podejść i stanąć przede mną, niszcząc po drodze kilka nagietków zgniecionych przez podeszwy trampek. – Wciąż jesteśmy dziećmi, Ikari – powiedziała, patrząc mi prosto w oczy. – Podobne rzeczy są dla nas zagadkami, do których musimy dorosnąć. Ale nie powinieneś się martwić. – Uśmiechnęła się, a ja naprawdę czułem się, jakbym zaraz miał przejść zawał. – Jak będę dorosła, z pewnością wezmę pod uwagę twoją kandydaturę na męża.
Nim zdołałem znaleźć w głowie jakąkolwiek odpowiedź na tę deklarację, dziewczyna wspięła się na palce i pocałowała mnie w policzek. Nim na to zareagowałem, Rosario opuściła jadalnię i wybiegła z rezydencji, a ja patrzyłem przez okno, jak odchodzi, i chciałem, by była w moim życiu już zawsze.

LOVE YOU, GIRL


Nagle zostałem wyrwany z tego snu czy też wspomnienia, okradziony z uczucia szczęścia i nadziei, które istniało, gdy byłem nastolatkiem. Znów musiałem być w tym świecie, gdzie szarość i jej odcienie były częstsze niż inne lektury, gdzie nie umiałem znaleźć dla siebie miejsca, bo za wiele straciłem, by móc gdzieś spokojnie osiąść.
Nie chciałem znowu tu być. Chciałem do tamtych lat, kiedy nie myślałem, by kogoś okraść z mocy, a martwiłem się o to, czy Rosario też mnie lubi. Teraz zmartwienia były o wiele większe, a mnie przy zdrowych zmysłach mógł trzymać tylko pewien błękit, w którym się zakochałem.
I który właśnie na mnie patrzył z naprawdę bliska. Aż nie wiedziałem, co zrobić: czy wpatrywać się w nią, nim zniknie, czy zamrugać, by od razu przegonić tę fatamorganę? Nie umiejąc się zdecydować, po prostu zamknąłem oczy i wykonałem trzy głębokie oddechy. Kiedy znowu spojrzałem przed siebie, ponownie ujrzałem błękit, a uczucia, które żywiłem do swojej Stróż, wróciły i otuliły mnie niczym najbardziej puszysty koc.

IT'S BIGGER THAN
THE WHOLE WIDE WORLD


Niepewny, czy to wciąż zjawa, wyciągnąłem przed siebie dłoń i dotknąłem nią policzka kobiety. Drgnęła pod moim dotykiem, a ja miałem już pewność.
– Rosario – wyszeptałem jej imię, które było także moim ulubionym zaklęciem. Wystarczyło je tylko wypowiedzieć, a już miałem się znacznie lepiej. – Moja Rosario.
Sanchez nie była w stanie się uśmiechnąć, o wiele lepiej przyszło jej zapłakać.
– Przepraszam – powiedziała cicho. – Za wszystko.
Nie mogłem się powstrzymać, chwyciłem więc kobietę w ramiona, co na tym wąskim łóżku mogło być ryzykowne, i przytuliłem mocno do siebie.
– Nie przepraszaj. Po prostu bądź.
Nieśmiało także oddała uścisk.
– Czy mogę być na nowo obecna w twoim życiu?
Patrzyłem na nią z bardzo bliska, a miłowałem tak, jak nic i nikogo innego. Mogłem być głupcem, ale jej wybaczałem wszystko. Nawet zdradę.
– Oczywiście. Przecież cię kocham.     Nie potrzebowałem już słów, tylko jej. Nachyliłem się i pocałowałem ją. Gniew pod władzą Różańca. Ile zła mogło nam to przynieść?

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Hope Land of Grafic