niedziela, 4 kwietnia 2021

Dyw hin ddim yn hyfryd o gwbl

 


Pogodnych, spokojnych świąt Wielkanocnych! <3


    Tylko nie wychodźcie poza podwórko!

    – Dobrze!
    Przez myśl dwóch chłopców, którzy ubrani w wiosenne kurtki wybiegli z parterowego domku na zewnątrz, ku przyrodzie i małej przygodzie, przeszło, że może trochę nie posłuchają, że może będą trochę niegrzeczni, ale to się jeszcze zobaczy. Na razie mieli małą misję do wykonania, a skarb, po który szli, jawił im się jako najlepszy w całym życiu.
    Nie robili tego bynajmniej po raz pierwszy w swych krótkich żywotach, jednak tego poranka nie miał im towarzyszyć żaden z rodziców, a to była odmiana, co do której nie byli do końca przekonani. Ubierając się, dali do zrozumienia, że sobie poradzę, jednak kiedy przeszli kilka kroków po ścieżce z kostki, która prowadziła na tył działki, zaczęli odczuwać niewielki niepokój.
    – Ale dlaczego musimy iść akurat tam?
    – Sam słyszałeś, co powiedział mama. Tylko tam jest w stanie się dostać, reszta terenu jest dla niego niedostępna.
    – A co, napotyka na jakąś niewidzialną ścianę?
    – Nie wiem, nie jestem przecież wielkanocnym królikiem.
    Na moment, minutę zaledwie, zdołała zapanować cisza, po czym znowu znikła, bracia bowiem nie dostrzegali jeszcze jej znaczenia.
    – A co, jeśli ktoś zrobił sobie z niego pasztet? – Przerażenie na jego twarzy nie mogło być udawane; tylko dzieci zawsze pokazują i mówią to, co myślą.
    Starszy brat spojrzał na niego i zaśmiał się – jako że żył trochę dłużej na tym świecie, mógł podzielić się pewną wiedzą, której może nie weryfikował, a po prostu przyswoił, czuł się jednak w powinności prowadzić przez życie brata i dzielić doświadczeniem.
    – Nikt nie mógłby tego zrobić, bo jak inaczej wszystkie dzieci miałyby znaleźć kolorowe jajka, co? To jest jak ze Świętym Mikołajem, na którego też nikt ręki nie podnosi, bo bez niego nie ma świąt!
    Wyjaśnienie do przyjęcia przez kogoś, kto nadal nosi w sobie niewinność i naiwność. Aż żal serce ściska na myśl, jak bardzo poczują się zawiedzeni, kiedy w końcu poznaj prawdę.
    – Ej, tam coś chyba jest! – wykrzyknął młodszy i wskazał palcem na krzew po ich lewej stronie.
    Nie umiał jeszcze rozpoznać krzewów, które dopiero co zaczęły wypuszczać pierwsze zielone tego roku liście, ale wiedział, jak wygląda ozdobny papier i wstążki.
    Nic dziwnego, że puścił się przed siebie biegiem, byle tylko jak najszybciej dotrzeć do prezentu i móc zacząć świętować Wielkanoc tak, jak się powinno.
    Ze wzrokiem skupionym na celu, który sobie postawił, prawie że mknął jak na skrzydłach, nie zdołał zobaczyć sreberka czekoladowych jaj, które schowane pod innymi krzewami, to ten większy kształt go w tej chwili do siebie przyzywał, do niego musiał więc gnać.
    – Czekaj!
    Starszy z chłopców nie chciał przegapić niczego z możliwości zjedzenia czegoś dobrego – jakie dziecko mogło porzucić słodycze, kiedy te było dosłownie na wyciągnięcie ręki?
    Nic to, że przy kolejny postawionym kroku młodszy z braci opadł na przystrzyżoną trawę, bo przecież tak łatwo było potknąć się o rozwiązane sznurówki. Nic to, że na jasnych spodniach pozostały ślady. Ważne było dotarcie do prezentów, nim jakikolwiek niespodziewany gość choćby pomyśli o wyciągnięciu nad nie ręki.
    – O ja cię! – wykrzyknął chłopiec, chwytając za paczuszkę podpisaną jego imieniem. Przynajmniej tyle zdołał się już nauczyć – rozpoznawać składające się na nie literki.
    – Co tam masz? – zapytał brat, kucając obok niego i spod tego samego krzewu porzeczki wyciągając inny prezent. Ten był już dla niego.
    – Ciężarówkę! – wykrzyknął młodszy i roześmiał się w głos, odrzucając ozdobny papier i przyglądając się opakowaniu z wymarzoną zabawką. – Ciężarówkę!
    Radość, która go pochłonęła w związku z prezentem, była słyszalna także dla najbliższych sąsiadów, którzy korzystając z ładnej pogody już wychodzili na dwór, by wypić kawę po śniadaniu, mając przy tym naturę tuż obok. Uśmiechali się pod nosami i wracali wspomnieniami do czasów, kiedy też byli dziećmi i jak ci chłopcy szukali prezentów w każdych możliwych kątach.
    – A ja mam helikopter! – zawołał starszy z chłopców i także się roześmiał. Jakie to było przyjemne, kiedy te małe marzenia spełniały się ot tak, z pomocą umykającego przed wzrokiem wielkanocnego zająca.
    – Mamo! Tato! Widzieliście to? Ale fajne!
    Rodzice nie mogli, mimo zapewnienia, że to zrobią, spuścić synów z oczu nawet na własnym podwórku, dlatego zamajaczyli na ścieżce prowadzącej na niewielką łąkę, jak nazywały ją dzieci. Oboje uśmiechali się promiennie, jakby ta niedziela pełna świętowania była najwspanialszym dniem w ich życiu.
    Mam tylko nadzieję, że nie popsujecie tych zabawek zbyt szybko.
    Obiecujemy!
    A jajka też znaleźliście?
    No właśnie! Przecież prezenty, gdy nie ma wśród nich słodyczy, nie mogły się liczyć! Bracia porzucili pakunki z zabawkami i ruszyli spod krzewu porzeczki na wybadanie agrestu, który nie mógł wiele zakryć, a jedynie baldachimem przykrył kilkanaście kolorowych jajek czekoladowych z różnych nadzieniem.
    Są tutaj! Ale fajnie!
    Dorośli zaśmiali się, widząc ekscytację na twarzach potomków. Cieszyli się, że mogli wywołać u nich taką reakcję.
    Nagle jeden z chłopców przestał odwijać sreberko z jajka, które chciał na jeden kęs wpakować sobie do ust, i sięgnął ręką po kopertę, która znalazła się pomiędzy słodyczami.
    – Co to jest? – zapytał i spojrzał na rodziców, którzy w jego mniemaniu znali odpowiedzi na wszystkie pytania tego świata.
    – Pokaż to. – Młodszy znalazł się tuż przed nim, wziął kopertę w drobną dłoń i jednym ruchem zanurkował w jej wnętrzu, by wyciągnąć kawałek papieru.
    Chłopcy pochylili się nad nim, a rodzice wymienili spojrzenie, w których widniała miłość i czułość.
    – Będziecie mieli rodzeństwo! – ogłosili chórem, na co dzieci spojrzały na nich, nic nie rozumiejąc.
    – Jak to?
    Nie pora jeszcze przyszła, by tłumaczyć im, jak dokładnie do tego doszło, wystarczyło jedynie przekazać nowinę.
    – Tak to. – Tata kucnął i wziął od nich zdjęcie z USG. – Widzicie ten kształt tutaj? To jest właśnie wasze rodzeństwo. Urocze, prawda?
    Choćby obaj bardzo się starali, naprawdę nie byli w stanie zobaczyć na zdjęciu żadnego dziecka. W ogóle żaden wyraźny kształt im się tu nie rysował.
    To w ogóle nie jest urocze – mruknął starszy z chłopców i spojrzał na rodziców z wyrzutem. – Jak to może być urocze, jak jest czarno-białe?
    Rodzice spojrzeli po sobie, nie bardzo wiedząc, jak odpowiedzieć, by jasno przedstawić to obu chłopcom.
    – Ale to tylko zdjęcie poglądowe – zaczął ojciec, ale to nie było aż takie zrozumiałe, sądząc po wpatrzone w niego twarze chłopców.
    – To tylko pokazuje, że mama nosi w brzuchu kolejne dziecko – powiedziała kobieta i uśmiechnęła się do synów. – Niedługo obaj będziecie dla kogoś starszymi braćmi.
    – Ale ja już jestem starszy! – zaprotestował pierworodny. – Dlaczego teraz nie mogę być młodszy?!
    To także powinno być wyjaśnione, ale jak znaleźć na to słowa? Odpowiedzi nie przychodziły do głów dorosłych, co chłopcy wykorzystali, odwijając ze sreberka kolejne czekoladowe jaja i wpychając je do ust. Bo nieważne, że świąteczne śniadanie było nie tak dawno temu, dla słodyczy każde dziecko miało przecież dodatkowy żołądek bez dna.
    Przez całe święta radość wielka panowała w ich rodzinie nie tylko ze względu na Wielkanoc, możliwość spędzenia czasu na zabawie ciężarówką i helikopterem, ale i na nowinę – krewni bliżsi i dalsi także zostali poinformowani, gratulacje spływały ze wszystkich możliwych stron.
    I tylko z czasem chłopcy mogli utwierdzić się w tych słowach, które starszy z nich wypowiedział tamtego niedzielnego poranka – kiedy płakała po nocach, ich mała siostrzyczka w ogóle nie była urocza.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Hope Land of Grafic