Menu

czwartek, 3 września 2015

Ja odpłacam - recenzja "Rose Madder"

Tytuł: Rose Madder
Autor: Stephen King
Rok wydania: 2014

Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 447 (wersja kieszonkowa)



     Pewnego dnia Rosie Daniels decyduje się porzucić męża, przed którym odczuwa paniczny strach, i pod przybranym nazwiskiem rozpocząć nowe życie. Ucieka do innego miasta, gdzie wkrótce zdobywa ciekawą pracę, nawiązuje znajomości i przyjaźnie. W sklepie ze starociami kupuje niezwykły obraz zatytułowany "Rose Madder", który jak się wkrótce okaże, pozwala przeniknąć do innego świata. Tymczasem tropem kobiety podąża jej psychopatyczny mąż Norman, z zawodu policjant, gotowy zabić każdego, kto mu się sprzeciwi. Jest już coraz bliżej, śledzi jej przyjaciół, zdobywa jej adres. Tylko ucieczka w świat "Rose Madder" może ocalić życie Rosie...



     Ile to razy słyszeliśmy w wiadomościach w radio czy też telewizji o maltretowanych przez mężów kobietach? Na pewno nie raz. Co jakiś czas naszych oczu czy też uszu dochodzi wieść o kolejnym takim przypadku. Wydaje mi się, że nawet w House'ie był motyw przemocy domowej. Tak, przemocy domowej. Najczęściej prowodyrem jest mężczyzna, ale czasami to żony znęcają się nad swoimi mężami. Zastanawiamy się, jak można tak ranić najbliższą sobie osobę, z drugiej podziwiamy maltretowanych, że potrafią to wytrzymać, i oburzamy się, że nie udało im się wyrwać z tego piekła. Dlaczego tak jest?
     Bo brakuje impulsu. Czegoś, co sprawi, że zechcą sami zmienić swoje życie, swój los, uwolnić się od kata, z którym mieszkają pod jednym dachem.
     Rosie Daniels znalazła taki impuls.

Wszystko zaczęło się od jednej kropli krwi...

      Rosie ma ponad trzydzieści lat, od czternastu jest żoną. Nie zna świata innego niż jej dom. Całkowicie uległa mężowi, który traktuje ją jako służbę i zabawkę. Tak najkrócej mogę ją opisać. Nie wychodzi z domu bez wiedzy i zgody męża. Ma ułożony plan działania na cały tydzień. I jest ulubionym workiem treningowym Normana.
     Muszę przyznać Kingowi, że stworzył naprawdę dobre postaci. Rosie i Norman to dwa bieguny. Ona - zagubiona kobieta, dla której świat jawi się jako wielka tajemnica. On - policjant, który wszystko wie najlepiej, wsadza za kratki przestępców i skutecznie ukrywa własne psychopatyczne skłonności. Ukrywa, ale nie przed żoną. To ona jest jego ulubionym celem. Ta dwójka dominuje w książce, ale mamy też postaci drugoplanowe, którym też nie mogę wiele zarzucić. Każda postać odgrywa jakąś rolę w całej opowieści, nie ma osoby, która pojawiłaby się tylko po to, by być przez kilka stron. Różne charaktery, ale większość z nich coś łączy - przemoc.
     Rosie pod wpływem jednej kropli decyduje się opuścić męża. Ląduje w obcym mieście przerażona, ale natrafia na jedną pomocną osobę, a później do Córek i Sióstr - domu, gdzie maltretowane kobiety przez osiem tygodni zaczynają naprawiać swoje życie, piszą nowy scenariusz dla siebie. Co mi się podoba wśród mieszkanek tego domu? Że znalazły w sobie siłę do wyrwania się z piekła. Oczywiście, nagle nie okazały się tak silne, by zacząć pracę, znaleźć mieszkanie i udać się do terapeuty. Postanowiły coś zmienić i dążą do zmian, a nie tylko zamykają się we własnym świecie.
    To samo polubiłam w Rosie. Najpierw zagubiona, Później zdecydowana do zmian i powoli dążąca. Nie jest typową bohaterką obecnych młodzieżowych bestsellerów, ona wciąż żyje w strachu, że Norman ją dorwie. Jednak ma przy sobie osoby, które wskażą jej odpowiedni kierunek zmian. Jest to długi proces, ale widać, że na nowo kobieta poznaje, czym jest radość życia.
    Pomaga jej także obraz. "Rose Madder". Obraz wyglądający kiczowato, jakby niedorobiony, ale posiadający swoją magię, która przyciągnęła Rosie. I który jest tak mroczny, że z rozkoszą poznałam ten świat.

Umysł jest odporniejszy i przystosowuje się łatwiej, niż można by sądzić

      Co jeszcze mnie urzekło? Opisy. Plastyczne, naturalne, ukazujące świat w odpowiedni sposób, bez wyidealizowania niektórych rzeczy. Także proces poszukiwania Rose nie jest wynaturzony. Początkowo Norman ma problem ze znalezieniem punktu wyjścia dla odnalezienia żony, ale gdy wpada na jeden trop, kolejne jawią się za nim. Pościg za Rosie trwa tygodnie, ale właśnie to tempo sprawia, że książka jest tak interesująca.
     Co jest wadą "Rose Madder"? Znaczna przewidywalność. To ponad czterysta stron, z których jedną czwartą da się odkryć. Możemy się także domyśleć, kto zginie na łamach tej powieści, co sprawia, że nie odczuwamy na tyle wielkiego smutku. Jednak za pozytyw można brać to, jak giną postaci. Norman jest psychopatą, to zostało już napisane w opisie, ale ja dodam jeszcze jedno słowo. Skurwiel. Jeszcze nigdy nie natrafiłam na postać literacką, która jest psychopatą, sadystą, masochistą, manipulantem i strasznie inteligentnym gościem. Przeraża mnie on nie raz w książce. I tak chyba powinno być.
    Lećmy z kolejną zaletą. Świat "Rose Madder". Przywodzi na myśl świat greckiego mitu i tak też obraz wygląda. Odwrócona plecami do oglądającego kobieta z warkoczem, ruiny świątyni, burza nad miejscem, gdzie jest. Wydawałoby się, że to nic wielkiego. Ale nie każdy obraz potrafi się powiększać czy wyrzucać z siebie świerszcze. Rosie wchodzi do niego z ciekawości. A okazuje się on powiązany z jej życiem. Interesujące.
     Stephen King używa języka prostego, często kolokwialnego ("lachociąg"? Poważnie?), ale zrozumiałego, przez co jak się już zacznie czytać, to się czyta. Zdarzają się miejsca, przez które czytelnikowi dość ciężko będzie przejść albo kiedy to przewróci oczami i ciężko westchnie, ale dla mnie to część tej książki. Nie może cały czas być interesująco, bo skończyłoby się czytać za szybko.

Kto nie wyciąga wniosków z przeszłości, jest skazany na powtarzanie błędów.

     Podsumowując: "Rose Madder" to trzecia książka Kinga, którą przeczytałam, i umieszczam ją na miejscu drugim (przegrywa z Panem Mercedesem). Mroczna, miejscami brutalna, ale też i przewidywalna. Z wykreowanym nadprzyrodzonym światem, który fascynuje i przeraża. Z bohaterami, którzy są ludźmi, a nie nie wiadomo kim wielkim. Zabierze trochę czasu, ale nie będzie on stracony. Bo nie ma to jak wnikać w umysł psychopaty.
 
     Ocena: 3/5. 

1 komentarz:

  1. Osobiście tej książki Kinga nie czytałam, ale miałam już bliższy kontakt z jego twórczością, więc może przy najbliższej okazji skuszę się na jego twórczość.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń