Tytuł: Gdzie jesteś, Jimmy?
Autor: Caroline Leavitt
Tytuł oryginału: Is This Tomorrow
Seria: Leniwa Niedziela
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2015
Ilość stron: 383
Jest rok 1956. Ava Lark, piękna rozwiedziona Żydówka, kobieta pracująca i matka dwunastoletniego Lewisa, wynajmuje dom w atrakcyjnym miejscu na przedmieściach Bostonu.
Sąsiedzi okazują się niezbyt życzliwi. Lewis tęskni za ojcem i przyjaźni się z dziećmi, które także wychowują się bez ojca: Jimmym i Rose.
Pewnego popołudnia Jimmy znika. Sąsiedzi - ogarnięci zimnowojenną paranoją - korzystają z okazji i jeszcze bardziej odsuwają się od Avy i jej syna.
Po latach, gdy Lewis i Rose znowu się spotykają i usiłują rozwikłać tragiczną zagadkę, muszą zadecydować: czy powinno się mówić prawdę, nawet jeśli rani ukochane osoby, czy też pewne tajemnice lepiej zostawić pogrzebane na zawsze?
O serii Leniwa Niedziela usłyszałam rok temu, przejrzałam jej listę i jedynie "Gdzie jesteś, Jimmy?" zapadła mi w pamięć. Dlatego korzystając z oferty Biedronki, zakupiłam egzemplarz za dziesięć złotych, bo ostatnimi czasy tylko w taki sposób (albo z kosza w matrasie lub kieszonkówki) poszerzam swoją biblioteczkę.
Są trzy rzeczy, które skłoniły mnie, by sięgnąć po tę książkę. Pierwsza: mój fetysz na imię Rose. To już nawet można nazywać chorym zboczeniem, ale nieważne. Druga: opis i zniknięcie jednego z bohaterów, bo to oznacza zagadkę do rozwiązania, a ja lubię się zmierzyć. I trzecia, którą właściwie odkryłam nie tak dawno: Boston. Bo sama wysyłam tam Amelien i Ruiza.
Lata 50. i 60. XX wieku. Można by powiedzieć, że to nie dla mnie, ale jednak.
Chcecie wiedzieć, co mi się spodobało, a co odrobinę pogorszyło ocenę końcową? Czytajcie dalej.
Zacznę od czasów, w których toczy się ta historia. Książka podzielona jest na dwie części: część pierwszą rozpoczynającą się w 1956 r., kiedy to poznajemy Avę i Lewisa, stosunek sąsiadów do nich. Oczywiście nie są zadowoleni z takiej sąsiadki, bo psuje ona konserwatywny obraz rodziny, jaki obecny jest w umysłach Amerykanów. Rodzina jest świętością, krzywo patrzy się na kobiety pracujące chociażby na pół etatu, a matka wychowująca samotnie dziecko po rozwodzie to już w ogóle belka w oku. Część druga rozpoczyna się w 1966 roku, kiedy to od zniknięcia Jimmy'ego minęła dekada. I kiedy zagadka się tłumaczy w wyniku przypadku. Nie będę zdradzać, co stało się z tym dziwnym, odrobinę zbyt dorosłym emocjonalnie dwunastolatkiem. Jednak powiem, że małe zaskoczenie może być.
Osadzenie akcji w tych czasach sprawiło, że zapragnęłam wyobrazić sobie siebie te pięćdziesiąt lat temu. Rozmyślałam nad tym, czy gdybym znalazłszy się na miejscu Avy, podołała wszystkiemu z równą determinacją, co ta kobieta. Syn i zapewnienie mu godnego bytu było dla niej najważniejsze, a to dało się wyczuć z kartek powieści. Może odrobinę odrzucało mnie to, ilu miała adoratorów, ale to po prostu ja jestem cholerną romantyczką wierzącą w jedną miłość. Nieważne.
Konserwatywne podejście ludzi tamtych czasów również do mnie przemawia, choć ja okazałabym więcej tolerancji dla cudzego życia. I zamykałabym drzwi na klucz. Zawsze.
Bohaterowie są przeróżni, mają różne problemy, które na przestrzeni lat albo się rozwiązują albo stają jeszcze większe. Los doświadcza każdego, niezależnie od tego, kim jest. Dobro i zło nie są takie oczywiste. A rzeczywistość niekoniecznie jest prawdziwa.
Ava ujęła mnie swoją determinacją i podporządkowaniem życia, by synowi w przyszłości było lepiej. Jej matczyna miłość miejscami aż się wylewa, jej dobroć w stosunku do Jimmy'ego i jego siostry chwyta za serce, choć czasami robi się niepokojąca. Niemniej oceniam tę postać pozytywnie.
Lewis. Odrobinę przypomina mi mnie. Zamiłowanie do nauki i aspołeczność nas łączą. Samotność także, ale on nie stara się od niej uciekać, właściwie woli ją od wszystkiego, w czym się wychował. Potrafiłam zrozumieć jego decyzję, choć czasami wydawał mi się nudną postacią. Jakby ulatywały z niego emocje.
Jimmy i Rose. Osierocone przez ojca rodzeństwo, najlepsi przyjaciele Lewisa. Łączyła ich piękna więź, która mnie chwytała za serce, jak długo mogła. Jednak w tych postaciach także czegoś mi zabrakło. Nie mówię o Jimmym, który znika, ale Rose jako dorosła kobieta wydaje mi się być bardziej zagubiona ode mnie. Wolałabym znaleźć w niej wzór, a nie inną wersję siebie. Ale to moje zdanie.
Pozostałe postaci także są różne, są wzbogaca powieść w większą liczbę charakterów. Niektórzy mogą irytować, osobiście miałam neutralny stosunek. Dla mnie niektórzy byli, bo po prostu byli. I tyle.
Język pani Leavitt jest zrozumiały, a jeśli już pojawiają się słowa, których polski czytelnik może nie rozumieć ze względu na czas, w didaskaliach wytłumaczone są wszelkie przypisy, z których można się nawet dowiedzieć czegoś nowego. Czasami ubolewałam nad zapisem dialogów - ilość dywizów czasami mnie odstraszała - ale jakoś przez to przebrnęłam. Opisy były bardzo dobre, w drugiej części nawet mnie zaciekawiły, choć zdarzały się momenty, kiedy to prawie usypiałam nad treścią wyzuta z emocji. Trochę czasu trwało, zanim w ogóle wczytałam się w powieść (niech żyją pociągi!), ale nie odbieram nadmiaru opisów jako coś złego. Dla mnie lepiej przedstawiają całą sytuację.
Czy jest coś, co mnie jeszcze zawiodło? Tak. Opis śledztwa podczas poszukiwań Jimmy'ego. Jako autorka opowiadania kryminalnego byłam niemalże pewna, że policjanci będą walić drzwiami i oknami przez przynajmniej cztery rozdziały. A co mamy? Może początkowo wszystko idzie szybko, ale później coraz mniej jest o postępach, czego mi brakowało. Jakby powoli wszyscy przestali się tym interesować. Może to wina tego, że uwielbiam mieć szerszy wgląd w te rzeczy, czuję się odrobinę rozczarowana tym wątkiem.
Powieść ukazuje, jak przeszłość mocno rzutuje na teraźniejszość bohaterów, którzy o niektórych rzeczach woleliby zapomnieć. Bohaterowie tworzą wokół siebie iluzje świata, w którym po prostu żyje się lepiej, choć to kłamstwo. Trafiło to do mnie, bo zostało doskonale pokazane na przykładzie Lewisa i Rose. Choć też czegoś jednak zabrakło, bym w pełni była usatysfakcjonowana.
Podsumowując: Może zbytnio nastawiłam się na dynamizm, przez co sama się rozczarowałam. Jednak nie narzekam, bo to nie była strata czasu. Psychologia tego, jak przez traumatyczne zdarzenie może się zmienić człowiek, przemawia do mnie. Zniknięcie, które odbija się na wielu osobach. Historia, która pochłonie, jednak nie staje się to tak szybko.
Kto jednak chce wiedzieć, gdzie jest Jimmy, niech sięgnie i sam pozna odpowiedź na to pytanie.
Cleowa ocena: 2,5/5
Autor: Caroline Leavitt
Tytuł oryginału: Is This Tomorrow
Seria: Leniwa Niedziela
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2015
Ilość stron: 383
Jest rok 1956. Ava Lark, piękna rozwiedziona Żydówka, kobieta pracująca i matka dwunastoletniego Lewisa, wynajmuje dom w atrakcyjnym miejscu na przedmieściach Bostonu.
Sąsiedzi okazują się niezbyt życzliwi. Lewis tęskni za ojcem i przyjaźni się z dziećmi, które także wychowują się bez ojca: Jimmym i Rose.
Pewnego popołudnia Jimmy znika. Sąsiedzi - ogarnięci zimnowojenną paranoją - korzystają z okazji i jeszcze bardziej odsuwają się od Avy i jej syna.
Po latach, gdy Lewis i Rose znowu się spotykają i usiłują rozwikłać tragiczną zagadkę, muszą zadecydować: czy powinno się mówić prawdę, nawet jeśli rani ukochane osoby, czy też pewne tajemnice lepiej zostawić pogrzebane na zawsze?
O serii Leniwa Niedziela usłyszałam rok temu, przejrzałam jej listę i jedynie "Gdzie jesteś, Jimmy?" zapadła mi w pamięć. Dlatego korzystając z oferty Biedronki, zakupiłam egzemplarz za dziesięć złotych, bo ostatnimi czasy tylko w taki sposób (albo z kosza w matrasie lub kieszonkówki) poszerzam swoją biblioteczkę.
Są trzy rzeczy, które skłoniły mnie, by sięgnąć po tę książkę. Pierwsza: mój fetysz na imię Rose. To już nawet można nazywać chorym zboczeniem, ale nieważne. Druga: opis i zniknięcie jednego z bohaterów, bo to oznacza zagadkę do rozwiązania, a ja lubię się zmierzyć. I trzecia, którą właściwie odkryłam nie tak dawno: Boston. Bo sama wysyłam tam Amelien i Ruiza.
Lata 50. i 60. XX wieku. Można by powiedzieć, że to nie dla mnie, ale jednak.
Chcecie wiedzieć, co mi się spodobało, a co odrobinę pogorszyło ocenę końcową? Czytajcie dalej.
- Pamiętaj - powiedziała Dot córce. - Wychodząc za mąż, wchodzisz do jego rodziny. Na dobre i na złe. Małżeństwo to coś więcej niż związek dwojga ludzi.
Zacznę od czasów, w których toczy się ta historia. Książka podzielona jest na dwie części: część pierwszą rozpoczynającą się w 1956 r., kiedy to poznajemy Avę i Lewisa, stosunek sąsiadów do nich. Oczywiście nie są zadowoleni z takiej sąsiadki, bo psuje ona konserwatywny obraz rodziny, jaki obecny jest w umysłach Amerykanów. Rodzina jest świętością, krzywo patrzy się na kobiety pracujące chociażby na pół etatu, a matka wychowująca samotnie dziecko po rozwodzie to już w ogóle belka w oku. Część druga rozpoczyna się w 1966 roku, kiedy to od zniknięcia Jimmy'ego minęła dekada. I kiedy zagadka się tłumaczy w wyniku przypadku. Nie będę zdradzać, co stało się z tym dziwnym, odrobinę zbyt dorosłym emocjonalnie dwunastolatkiem. Jednak powiem, że małe zaskoczenie może być.
Osadzenie akcji w tych czasach sprawiło, że zapragnęłam wyobrazić sobie siebie te pięćdziesiąt lat temu. Rozmyślałam nad tym, czy gdybym znalazłszy się na miejscu Avy, podołała wszystkiemu z równą determinacją, co ta kobieta. Syn i zapewnienie mu godnego bytu było dla niej najważniejsze, a to dało się wyczuć z kartek powieści. Może odrobinę odrzucało mnie to, ilu miała adoratorów, ale to po prostu ja jestem cholerną romantyczką wierzącą w jedną miłość. Nieważne.
Konserwatywne podejście ludzi tamtych czasów również do mnie przemawia, choć ja okazałabym więcej tolerancji dla cudzego życia. I zamykałabym drzwi na klucz. Zawsze.
Bohaterowie są przeróżni, mają różne problemy, które na przestrzeni lat albo się rozwiązują albo stają jeszcze większe. Los doświadcza każdego, niezależnie od tego, kim jest. Dobro i zło nie są takie oczywiste. A rzeczywistość niekoniecznie jest prawdziwa.
Ava ujęła mnie swoją determinacją i podporządkowaniem życia, by synowi w przyszłości było lepiej. Jej matczyna miłość miejscami aż się wylewa, jej dobroć w stosunku do Jimmy'ego i jego siostry chwyta za serce, choć czasami robi się niepokojąca. Niemniej oceniam tę postać pozytywnie.
Lewis. Odrobinę przypomina mi mnie. Zamiłowanie do nauki i aspołeczność nas łączą. Samotność także, ale on nie stara się od niej uciekać, właściwie woli ją od wszystkiego, w czym się wychował. Potrafiłam zrozumieć jego decyzję, choć czasami wydawał mi się nudną postacią. Jakby ulatywały z niego emocje.
Jimmy i Rose. Osierocone przez ojca rodzeństwo, najlepsi przyjaciele Lewisa. Łączyła ich piękna więź, która mnie chwytała za serce, jak długo mogła. Jednak w tych postaciach także czegoś mi zabrakło. Nie mówię o Jimmym, który znika, ale Rose jako dorosła kobieta wydaje mi się być bardziej zagubiona ode mnie. Wolałabym znaleźć w niej wzór, a nie inną wersję siebie. Ale to moje zdanie.
Pozostałe postaci także są różne, są wzbogaca powieść w większą liczbę charakterów. Niektórzy mogą irytować, osobiście miałam neutralny stosunek. Dla mnie niektórzy byli, bo po prostu byli. I tyle.
Potrzebne mu są dziewczyny, które nie ucierpiały tak jak Rose, dziewczyny, które nie utraciły cząstki siebie. Patrząc na nie, nie będzie myślał o strasznym nieszczęściu, które go spotkało.
Język pani Leavitt jest zrozumiały, a jeśli już pojawiają się słowa, których polski czytelnik może nie rozumieć ze względu na czas, w didaskaliach wytłumaczone są wszelkie przypisy, z których można się nawet dowiedzieć czegoś nowego. Czasami ubolewałam nad zapisem dialogów - ilość dywizów czasami mnie odstraszała - ale jakoś przez to przebrnęłam. Opisy były bardzo dobre, w drugiej części nawet mnie zaciekawiły, choć zdarzały się momenty, kiedy to prawie usypiałam nad treścią wyzuta z emocji. Trochę czasu trwało, zanim w ogóle wczytałam się w powieść (niech żyją pociągi!), ale nie odbieram nadmiaru opisów jako coś złego. Dla mnie lepiej przedstawiają całą sytuację.
Czy jest coś, co mnie jeszcze zawiodło? Tak. Opis śledztwa podczas poszukiwań Jimmy'ego. Jako autorka opowiadania kryminalnego byłam niemalże pewna, że policjanci będą walić drzwiami i oknami przez przynajmniej cztery rozdziały. A co mamy? Może początkowo wszystko idzie szybko, ale później coraz mniej jest o postępach, czego mi brakowało. Jakby powoli wszyscy przestali się tym interesować. Może to wina tego, że uwielbiam mieć szerszy wgląd w te rzeczy, czuję się odrobinę rozczarowana tym wątkiem.
Powieść ukazuje, jak przeszłość mocno rzutuje na teraźniejszość bohaterów, którzy o niektórych rzeczach woleliby zapomnieć. Bohaterowie tworzą wokół siebie iluzje świata, w którym po prostu żyje się lepiej, choć to kłamstwo. Trafiło to do mnie, bo zostało doskonale pokazane na przykładzie Lewisa i Rose. Choć też czegoś jednak zabrakło, bym w pełni była usatysfakcjonowana.
Po trawie, ku Rose, przemknął cień w kształcie wyciągniętej ręki. Poczuła wtedy, że przepełnia ją światło. Oto jesteśmy wszyscy razem.
Podsumowując: Może zbytnio nastawiłam się na dynamizm, przez co sama się rozczarowałam. Jednak nie narzekam, bo to nie była strata czasu. Psychologia tego, jak przez traumatyczne zdarzenie może się zmienić człowiek, przemawia do mnie. Zniknięcie, które odbija się na wielu osobach. Historia, która pochłonie, jednak nie staje się to tak szybko.
Kto jednak chce wiedzieć, gdzie jest Jimmy, niech sięgnie i sam pozna odpowiedź na to pytanie.
Cleowa ocena: 2,5/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz