Menu

niedziela, 6 grudnia 2015

Alexis

 Z dedykacją dla kochanej #Ivy w dniu jej urodzin. Wszystkiego najlepszego, skarbie! <3
____________________________


   Znowu tu jest. Przyszła o tej samej porze. Zajęła to samo miejsce przy tym samym oknie. Bordowe włosy opadają falami na jej ramiona. Patrzy przez okno, brązowe oczy śledzą ludzi na zewnątrz. Na stoliku przed nią leży książka. Zza kontuaru nie potrafię dojrzeć jej tytułu, ale na pewno jest to inna powieść niż ostatnim razem. Inna okładka. Po raz kolejny zamówiła herbatę, tym razem zdecydowała się na białą z malinami. Ilekroć przyjdzie, wybiera ten liściasty napój, po kolei wypróbowuje wszystkie, jakie mamy. Nie wiem, czy sprawdza je i na kartkach w zeszycie, który ze sobą nosi, zapisuje swoje odczucia i później pisze ich recenzje na blogu, ale intryguje mnie to. Mam dobry punkt obserwacyjny, ale nie mogę cały czas na nią patrzeć, bo wzbudzę podejrzenie, a poza tym jestem tu w pracy, muszę obsługiwać kolejnych klientów. Ale i tak co jakiś czas na nią zerkam.
   Starszy pan zamawia cappuccino i odchodzi w stronę stolika sąsiadującego z tym nastolatki, która właśnie zagłębia się w lekturze. Lekko marszczy czoło i krzywi się. Jestem ciekawy, co takiego właśnie przeczytała, że jej nie zachwyciło. W ubiegłym tygodniu czytała jakiś romans dla młodzieży i co chwila wzdychała. Nie była zachwycona, będąc w połowie, zamknęła książkę i zamówiła jeszcze jedną czerwoną herbatę. Do czytania nie wróciła, za to chwyciła za długopis, otwarła zeszyt i zaczęła kreślić jakieś zdania. Mój kolega podejrzewa, że jest recenzentką książek, ale nie wygląda na taką, przynajmniej nie w moim mniemaniu. Właściwie po co taka recenzentka miałaby przychodzić do kawiarni? Przecież spokojnie mogłaby pracować w domu. Twierdzę, że jest trochę bardziej tajemnicza. Może mieszka w jakieś starej kamienicy bez prądu, w zimnym mieszkaniu, gdzie prawie nie ma mebli. Żyje tam niczym duch, co pasuje do jej bladości. Jest samotniczką, której jedynym towarzyszem jest czarny kot.
   - Hej, pobudka! - Kierownik uderza mnie w ramię, odrzucam od siebie rozmyślenia, nie mogę się aż tak zagalopować, by stracić kontakt ze światem. - Rozumiem, że nie ma klientów, ale musisz pozostać czujny. - Potwierdzam skinieniem głowy. - Stolik czwarty czeka na posprzątanie. Do roboty!
   Mam ochotę zasalutować temu poważnemu trzydziestolatkowi pozbawionemu życia osobistego, ale nie jestem w wojsku, choć czasami się tak czuję. Chwytam za tacę i mijając tę zagadkową dziewczynę, podchodzę do odpowiedniego stolika. Słyszę ciche: co za gniot, odwracam się w stronę bordowowłosej, do moich uszu dociera ciężkie westchnienie. Najwidoczniej walczy z dość ciężką lekturą. Może jej się trafił jakiś Sienkiewicz? Czasami podejrzewam, że dziewczyna studiuje polonistykę, dlatego tyle czyta, ale to nie tłumaczy, dlaczego robi to tutaj, a nie w swoim domu. Nie jest biznesmenem załatwiającym sprawy interesów nawet podczas lunchu. Jest popołudnie, ładne, marcowe, bez deszczu. Mogłaby iść na spacer. Sama, z psem, z przyjaciółmi, z chłopakiem. Dlaczego musi być akurat tutaj i wzdychać?
   Zabieram puste filiżanki i zmięte serwetki, które klienci uwielbiają zostawiać na talerzykach. Czy tak trudno jest ją wyrzucić do kosza stojącego przy drzwiach, gdy się będzie wychodzić? Osoba na zmywaku pracowałaby szybciej. Odnoszę naczynia do małej kuchni, gdzie stos przedmiotów woła o umycie. Na razie nie mamy zbyt wielu klientów, ale im ciemniej będzie się robiło na dworze, tym więcej ludzi zajmie miejsca w środku i będzie chciała coś wypić lub zjeść ciasto dnia. Dzisiaj jest nim sernik po wiedeńsku, od którego robi mi się niedobrze, bo zawiera rodzynki. Jak ktoś może je jeść?
  Wracam na salę, ponownie mijam tę dziewczynę. Wpatruje się w okno, długopis znieruchomiał w jej dłoni, czarne litery wyzierają z kartki zeszytu zapisane zgrabnie obok siebie. Rzucam okiem na okładkę, ale nie chcąc zwracać na siebie uwagi, zachowuję stałe tempo chodu, przez co odczytuję jedynie słowo kolacja. Czyżby czytała coś z literatury dla dorosłych? Nie wygląda na taką. Ale z drugiej strony, skąd mogę wiedzieć, co ją interesuje? Wiem, że mnie interesuje jej osoba, ale jak miałbym zagadać? Jestem tylko kelnerem, mogę co najwyżej dolać jej herbaty lub powiedzieć do widzenia, gdy będzie opuszczała kawiarnię.
   Żółtą szmatą przecieram stół, starając się nie zerkać za siebie przez ramię. W końcu zorientuje się, że jej się przyglądam, a wtedy spalę się ze wstydu. Powinienem pracować, by móc opłacić rachunki i czesne, a nie obserwować ludzi i dorabiać sobie do nich historie.
   A może ona właśnie to robi? Przez ciężką chorobę w dzieciństwie nie miała kontaktu z ludźmi i teraz przychodzi tu, by poznawać ich zwyczaje w odpowiedniej odległości?
   Teoria pijaczyny pozbawionego szarych komórek, ale nic innego nie przychodzi mi na razie do głowy, zaś poziom ciekawości wzrasta. Pewnie nie zwróciłbym na nią uwagi, gdyby pojawiła się w kawiarni tylko kilka razy, ale ona jest tutaj trzy razy w tygodniu, w te same dni, o tej samej porze zamawia coś przy ladzie i zajmuje to samo miejsce. Rozumiem, że ludzie posiadają swoje rytuały, plany dnia, harmonogramy, ale tylko ona aż tak mnie zafascynowała.
   Trzykrotne przetarcie stołu powinno pozbawić go bakterii i resztek ciasta, pora wracać na swoje miejsce. Znowu przechodzę obok brązowookiej, czuję się jak stalker, rumienię się przez tę myśl. Zerkam na zegar wiszący nad barem - pozostało jeszcze tyle czasu, że chyba zwariuję, zanim zamkniemy. Jednocześnie cieszy mnie myśl, że w dalszym ciągu będę mógł ją obserwować.
   Odkładam ścierkę i robię sobie mocne espresso. Zostanie mi to odliczone z pensji, ale czuję, że kawa to coś, czego teraz potrzebuję, żeby wytrwać. Obsługuję ekspres, udaje mi się uniknąć poparzenia przez parę, po dwóch minutach kofeina zaczyna krążyć w moich żyłach, jest mi odrobinę lepiej.
   Rozlega się dzwonek przy drzwiach, do środka wchodzi średniego wzrostu dziewczyna w czarnej kurtce, czapce tego samego koloru i w zaparowanych okularach. Mruczy coś pod nosem, pewnie to przez te właśnie okulary. Ściąga je i przeciera, próbuje wytężyć wzrok, ewidentnie kogoś szuka. Zerkam na bordowowłosą, także zarejestrowała pojawienie się kogoś nowego w kawiarni, uśmiecha się i macha w kierunku dziewczyny. Tej udaje się doprowadzić okulary do takiego stanu, by mogła spokojnie przez nie patrzeć, zakłada je z powrotem, macha do koleżanki. Nie podchodzi do baru, a tylko zmierza do stolika, przysiada na krześle obok i ze swojego sportowego plecaka wyjmuje dwie książki. Najwidoczniej musiała je pożyczyć, teraz je zwraca, mówiąc o czymś z zafascynowaniem. Jej towarzyszka uśmiecha się, cieszy ją to, że poleciła odpowiednie pozycje odpowiedniej osobie.
   Okularnica opowiada jeszcze coś, po czym wstaje, macha do dziewczyny i wychodzi z lokalu. Patrzę za nią. Opłacało jej się tu być przez te niecałe pięć minut? Warto było? Możliwe, że nie miały jak spotkać się inaczej, ale takie bycie duchem odrobinę przeraża.
   Patrzę, jak znowu otwiera książkę, bierze wdech i wraca do lektury, która już tyle razy wyrwała z jej piersi ciężkie westchnienie. Chciałbym usłyszeć je jeszcze raz.
   Do kawiarni zaczynają napływać klienci, mam ręce pełne roboty i choć poza mną jest praktykantka, którą szkoli kierownik (dziewczyna jest siostrzenicą właściciela i uczy się w technikum gastronomicznym; odbywa obowiązkowy staż, za który będzie miała ocenę), nie jest mi lżej. Uczennica nie ma za grosz równowagi ruchowej, z zamówieniami chodzi niepewnie, a gdy zanosi trzy pucharki lodów do jednego z odleglejszych stolików, mam wrażenie, że zaraz spadną jej one z tacy i roztrzaskają się, a zawartość będzie polem minowym.
   Nie lubię momentów, gdy jestem jasnowidzem, a w pracy zdarzają się one dość często. Z rosnącym niedowierzaniem patrzę, jak praktykantka przechodząc obok stolika bordowowłosej, potyka się o własną nogę, a sok pomarańczowy ze szklanki, którą niesie, wodospadowym strumieniem oblewa zeszyt dziewczyny. Jest tak, jakby ktoś nagle włączył slow motion, bym mógł oglądać, jak pierwsze krople opadają na papier. Widzę przerażenie na twarzy stażystki, mam ochotę podejść do niej i zdzielić ją solidnie szmatą po tej pustej głowie, ale kierownik mnie wyręcza. Oczywiście nie bije dziewczyny, ale zniewagi słowne także mogą porządnie zaboleć.
   - Kamila! Co ty, do cholery wyprawiasz?! Przeproś panią i posprzątaj! - Jego wzrok ciosa piorunami, kelnerka bliska jest łez. Mężczyzna zwraca się do dziewczyny, która próbuje uratować zeszyt i jego zawartość. Dobrze, że chociaż książka leżała dalej i pomarańczowa fala do niej nie dotarła. - Przepraszam najmocniej za jej niezdarność. W ramach zadość uczynienia kelner zaraz przyniesie pani kawę na koszt firmy.
   Brązowooka spogląda na niego z obojętnym wyrazem twarzy.
   - Nie piję kawy. Lepiej niech pan spróbuje uratować moją pracę, inaczej czekają pana poważne konsekwencje.
   Kierownik momentalnie blednie, a ja uśmiecham się pod nosem. Miło wiedzieć, że ta tajemnicza dziewczyna umie też być przerażająca. Fascynująca. Złość widoczna w jej oczach, zaciśnięte wargi czynią ją w tym momencie po prostu piękną. Aż nie mogę oderwać od niej wzroku.
   - Zrozumiałem.
   Mężczyzna podchodzi do lady, jest zdenerwowany.
   - Daj mi szmatkę, szybko! - warczy na mnie. Spełniam jego prośbę, ale nie mam zamiaru mu pomagać. To on piastuje miano nauczyciela Kamili, to on za nią odpowiada.
   Wraca do stolika i chwyta zeszyt w ręce, odrobina soku, która nie zdążyła wsiąknąć w kartki, tworzy małą plamkę u stóp mężczyzny. Posprzątanie tego będzie należało już do moich obowiązków, gdy lokal zostanie zamknięty. Mam nadzieję, że do tej pory nikt się nie poślizgnie. Albo Kamila weźmie mopa i to zmyje.
   Patrzę na nieudolne próby kierownika i wzdycham. Nie da rady uratować notatek dziewczyny, widzę to po tym, co robi. Monitoruję sytuację przy ladzie, nikt nie nadchodzi od strony ulicy, postanawiam więc go zmienić. Praktykantka uciekła do kuchni na zmywak, gdzie poza myciem będzie mogła wylać kolejne łzy. Poproszę mężczyznę, by zajął moje miejsce, a sam zajmę się zeszytem.
   Podchodzę do stolika, odbieram szmatkę. Mężczyzna patrzy na mnie zaskoczony, ale nic nie mówi, odchodzi i staje za barem. Może tam dobrze się dzisiaj sprawdzi.
   - Przepraszam cię - mówię do dziewczyny, odpowiednio zabierając się do suszenia kartek. Dobrze, że mam w tym trochę doświadczenia - moja młodsza siostra notorycznie rzuca plecakiem po kątach, zapominając o sokach w szklanych butelkach, które nosi do szkoły, i to ja zajmuję się później doprowadzaniem jej notesów do stanu użytkowania. - Nie każdy jest stworzony do tej pracy.
   - Właśnie widziałam. Dlaczego ją tu trzymacie?
   - Bo to siostrzenica szefa, a jemu nie wolno się przeciwstawiać.
   Zerkam na nią, zamyśla się nad czymś.
   - Ciekawa postać - mówi, a ja nie dowierzam. Raczej określiłbym ją jako nieogarniętą, ale zdania mogą być różne. - Może ją też wcisnę do opowiadania?
   - Słucham?
   Patrzy na mnie i uśmiecha się delikatnie.
   - Piszę opowiadanie fantastyczne, którego bohaterami będę osoby, które przychodzą do tej kawiarni. Ty będziesz jedną z głównych.
   Zaskoczony otwieram szeroko usta, na moich policzkach pojawia się rumieniec. Brązowooka odbiera ode mnie zeszyt.
   - Nie musisz tego robić, większość opinii i tak mam w głowie. Szkoda tylko, że treści tej książki nie mogę wymazać z pamięci.
   Chowa zeszyt i książkę do kolorowej torby, zapina ją i wstaje.
   - Dzięki za nowe wrażenia. Do zobaczenia.
   Patrzę, jak kieruje się do wyjścia i wtapia w tłum przechodzący obok lokalu, zerka w witrynę i macha mi. A ja stoję zastygły z dziwnym wyrazem twarzy, ze szmatką w ręce i zastanawiam się, co się do cholery wydarzyło.
   Mam nadzieję, że to nie jest sen. Zamieniłem z nią kilka słów i możliwe jest, że znając jej powody, będę miał szansę zagadać w przyszłości. Muszę poprosić Kamilę, by następnym razem także była tak niezdarna, a być może tajemnicza dziewczyna przestanie być dla mnie taką zagadką.

1 komentarz:

  1. Jeju, jakie to jest fajne. Po prostu nie mogłam oderwać wzroku i połykałam tekst jak najszybciej. Fantastyczny pomysł, wykonanie. Naprawdę super.
    Pozdrawiam
    Laurie

    OdpowiedzUsuń