Menu

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Diabłu mówię: Dobranoc!

     Napisane na konkurs Grupy La Noir. Bez miejsca, więc publikuję. Oto "Godzina diabła".




   Możemy podejrzewać, że klątwa wisząca nad naszą głową kiedyś odejdzie precz. Że przegoni je jakiś dobry uczynek czy odpowiednia osoba. Że sami damy radę ją przegonić. Ale tak nie jest. Nie zawsze. Oczywiście, zdarzają się bajkowe zakończenia, gdzie to pełno jest tańca, śmiechu i radości. Ale w moim przypadku nie mogło tak być. Klątwa, którą ściągnęła na mnie moja matka, miała mi towarzyszyć do końca mojego życia. Pocieszające było jedynie to, że nigdy nie miała zostać przekazana dalej - nie miałam prawa do prokreacji. Nie, będąc tym, kim byłam.
   Śnieg skrzył się w świetle latarni i skrzypiał pod moimi stopami. Przerażająca cisza ciągnęła się za mną na całej ulicy. Ani jednego żywego ducha. Za to te zawieszone między dwoma światami z pewności krążyły niespokojnie gdzieś w pobliżu. Szłam przed siebie, nie oglądając się na boki. Mając cel, nie trzeba zwracać uwagi na otoczenie, w dodatku, gdy ma się pewność, że nic niespodziewanego się nie wydarzy. Nie mnie. Nikt się mną nie interesował, nikt nie starał się poznać mojego prywatnego życia. Za krótko tu żyłam, by nawiązać jakiekolwiek trwalsze kontakty, jednak wystarczająco długo, by klątwa mogła zadziałać po raz kolejny.
   Minęłam wysoki budynek z cegły wycofany kilka metrów od ulicy. Jeszcze pięć lat temu mieściła się tu wspaniała biblioteka miejska. Dwa tysiące wolumenów, kilkuset użytkowników w różnym wieku. Beletrystyka, poezja, literatura piękna, komiksy, zbiory elektroniczne. Otwarta od wtorku do niedzieli przez dziesięć godzin. Zatrudniała dwudziestu pracowników, posiadała kilka działów zajmujących się gromadzeniem, udostępnianiem, digitalizacją. Teraz to wszystko było opustoszałe, a ogród zaniedbany. Martwe. Życie uleciało z tego miejsca, bo zabrakło ludzi, którzy tchnęliby w nie część swojego ducha. Staliśmy się jeszcze bardziej leniwi, porzuciliśmy papierowe książki na rzecz ich elektronicznych wersji. Upadały wydawnictwa, drukarnie i księgarni, obecnie na całym świecie pozostało ich zaledwie kilka, a książki, które przetrwały, zostały wcielone w zbiory kilkunastu tysięcy muzeów. Straciliśmy dziedzictwo ludzkości, bo nie chciało nam się o nie dbać. Wraz ze zniknięciem książek pojawiła się szerząca w zastraszającym tempie głupota. Inteligencja nie była już elitą, a grupą zagrożoną wyginięciem. Gdybym miała wgląd w przyszłość, błagałabym wszelkie siły natury o to, bym urodziła się i żyła, zanim zaczął się upadek świata.
   Byłam już blisko celu, kiedy nad moją głową przeleciał kruk, a od strony starego kościoła poniósł się dźwięk dzwonu wybijającego kolejną pełną godzinę. Trzecia. Godzina zwana godziną diabła. Godzina, którą większość mieszkańców przesypia w swoich domach. A mimo to w sercu wielu, pomimo snu, pojawia się niepokój. Zło zstępuje na ziemię. O północy duchy nawiedzają tę planetę, o trzeciej sam Lucyfer zjawia się, by siać zniszczenie. Nie robi tego według jakiegoś planu. Nawiedza to miejsce, które akurat mu pasuje. Poza pewnym wyjątkiem.
   Od dwudziestu dwóch lat co pewne wydarzenie nawiedzał jedno miasteczko. Jedną osobę, nieważne gdzie ona była. Stawał przed nią, patrzył czerwonymi oczami i śmiał się, a dźwięk ten wzbijał się pod same niebiosa i przerażał anioły.
   Otoczona przez mrok przebrnęłam pod murem, skręciłem w bramę, prawie przewracając się przez śliską nawierzchnię, i skierowałam się w lewo, gdzie setki nagrobków wywoływały dreszcz przerażenia. Co tutaj robiłam? Czekałam na diabła. Przy okazji odwiedzałam ostatniego przyjaciela. Przystanęłam nad jego grobem i utkwiłam wzrok w ziemi. Zamknęłam oczy i zaczęłam cicho mówić, jak zawsze, kiedy tu przychodziłam.
   - Cześć, Pat. Co u ciebie? Jak ci się wiedzie w piekle? U mnie dobrze. Nadal uciekam przed wszystkim najlepiej, jak tylko umiem. Kryję się po kątach i jakoś to leci. 
   Wokół mnie wiatr rozpoczął swój taniec. Liście drżały, gdzieś niedaleko upadł kamień, zamiauczał kot, a za sobą poczułam czyjąś obecność. Nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, kto kryje się kilka kroków ode mnie. Wszędzie rozpoznałabym ten zapach stęchlizny i popiołu. 
   Westchnęłam.
    - Długo masz tak zamiar podsłuchiwać? - zapytałam, a wiatr poniósł mój głos w odpowiednim kierunku. - Czy może znowu będziesz się śmiał, aż się nie popłaczesz? 
   Latarnie w promieniu kilkuset metrów przestały działać. Westchnęłam ponownie. Nie rozumiałam, dlaczego za każdym razem, kiedy upadły anioł się pojawia, musiał pozbywać się światła. Rozumiałam, że w jego królestwie panuje mrok i upał, wszędzie, gdzie sięga wzrok, rozciągają się brunatne pustynie, ale jako gość chyba powinien się dostosować do warunków panujących na Ziemi. Pewnie sądził, że nadal sobie rządzi. Nie wyprowadzałam go z błędu, wolałam skupić się na szukaniu sposobu, by się od niego uwolnić. Na ten moment nic sugerowało, że to miałoby szybko nastąpić, ale zawsze warto walczyć do samego końca.
   Przez lata wyczuliłam się na każdy ruch z jego strony, doskonale słyszałam teraz, jak się porusza, jak czyni kolejne kroki w moją stronę. Nie wiedziałam, czego mogę się po nim spodziewać tym razem. Odwiedziłam swojego przyjaciela, a jego to cieszyło.
   Kim był Pat? Dwudziestopięcioletnim studentem medycyny, dobrze zapowiadającym się kardiochirurgiem, który zginął tylko dlatego, że mnie poznał i zechciał się zaznajomić, a ja nie mogłam nic zrobić, by się do mnie nie zbliżył. Podjął ryzyko, a ja kolejny raz nienawidziłam siebie za to, że byłam obciążona klątwą. Nienawidziłam akuszerki, która przyjmowała mój poród, nienawidziłam matki, która nie znajdując pomocy w modlitwie do Boga, zawołała Lucyfera i za moje życie zaoferowała moją przyszłość. W godzinie swojego urodzenia zostałam poślubiona najgorszemu z diabłów, a każdy, kto zdaniem upadłego anioła obcował ze mną zbyt często i zbliżył się za bardzo, umierał w niejasnych okolicznościach, a ja szykowałam mu pogrzeb. Patowi także urządziłam. Jego rodzice nie musieli się niczym martwić, pozostało im jedynie wypłakiwanie oczu i szlochanie, gdy trumna z ciałem ich ukochanego dziecka znikała w ziemi. Marzenia tego młodego mężczyzny odeszły razem z nim, a ja już do końca moich dni miałam czuć się winna za poderżnięte gardło. Dodatkowo jego martwa twarz dołączyła do ośmiu martwych twarzy, które śniły mi się co noc. Od pierwszej pożegnanej w bólu osoby koszmary się wydłużały, budziłam się z krzykiem. Miałam osiem lat, kiedy piętro pode mną moją matkę duszono szponami. Dziesięć, kiedy przez okno autobusu widziałam śmierć swojej przyjaciółki trafionej przez piorun. Co jakiś czas w moim otoczeniu z mojego powodu działa się tragedia, a ja mogłam jedynie być jej świadkiem.
   Lucyfer zbliżył się do mnie nieśpiesznie, a świat wokół zamarł. Nic się nie poruszało, nawet moje serce zwolniło swoje bicie, przez co poczułam się słabo. Nie poddałam się jednak temu uczuciu. Jeśli umrę, trafię przed piekielny ołtarz, gdzie zostanę poślubiona upiorowi. Nie mogłam na to pozwolić, chciałam rozdawać karty choć raz. Przez chwilę pragnęłam mieć poczucie władzy nad tym, do którego należałam przez jeden błąd kobiety, która mnie urodziła.
   - Jak zwykle sarkazm się ciebie trzyma - zauważył władca piekieł i przystanął w odległości kilku kroków ode mnie, jego czerwone oczy lśniły niczym przerażające rubiny. - To miłe odwiedziny, czyż nie? - Skinął głową w stronę grobu Pata. - Tęsknisz za nim? Za swoim marnym, ludzkim, martwym przyjacielem? 
   Patrzyłam na niego bez wyrazu, nie pragnęłam odpowiadać, Lucyfer dobrze wiedział, co usłyszy z moich ust. Przerabialiśmy ten schemat wystarczająco wiele razy, bym nauczyła się nie reagować na jego zaczepki. Wiedziałam, jak to się wszystko skończy. Po co kolejny raz przechodzić przez to samo? 
   - Czego chcesz? - zapytałam szorstko i skrzyżowałam przed sobą ramiona. Mrok wokół i chłód nie wpływał na moje samopoczucie, a bycie na cmentarzu nie sprzyjało ciekawym rozmyśleniom. Obecność diabła nie robiła na mnie wrażenia, jednak nie chciałam mieć z nim za wiele do czynienia. - Znudziło ci się w piekle, że wpadłeś na ten nędzny padół?
   Uśmiechnął się krzywo, przeszywał mnie spojrzeniem, jakby chciał dotrzeć do duszy, która już i tak należała do niego.
   - Brakowało mi pewnej rozrywki.
   Przełknęłam gulę tworzącą się w gardle. Od śmierci Pata minął dopiero miesiąc, jego odejście nadal mnie bolało, strasznie mi go brakowało, a Lucyfer nie miał oporów, by głośno powiedzieć, że dla niego to rozrywka. Dla mnie to była strata, o której koszmary nie dadzą mi zapomnieć. Nigdy.
   - A teraz dobrze się bawisz? - prychnęłam i zrobiłam kilka kroków w stronę drzewa, w pobliżu którego powinnam poczuć się lepiej. Obcując z naturą, czułam się odrobinę pewniej. Diabeł podążył za mną niczym złowrogi cień, czułam na sobie jego spojrzenie czerwonych oczu. Przystanęłam i obróciłam się w jego stronę. - Czerpiesz przyjemność z tego, że ja znowu cierpię?
   Czułam łzy zbierające w oczach, ale nie pozwoliłam im popłynąć. Nauczyłam się także kontrolować. Lucyferowi największą radość sprawiało gnębienie mnie i świadomość, że mu nie ucieknę, że należę do niego. Nie wiedział, że szukam sposobu na pokonanie klątwy. Lepiej, żeby jeszcze nie wiedział. 
   Zbliżył się do mnie, uniósł dłoń i pochwycił w palce kosmyk moich włosów wymykających się spod czarnej, wełnianej czapki. Wzdrygnęłam się. Diabeł naruszył moją przestrzeń osobistą, co go bawiło - złowieszczy uśmiech wypełzł na jego pokraczną, bladą twarz. Przybliżył dłoń do nosa i powąchał moje włosy, zebrało mi się na mdłości. Odór stęchlizny i popiołów zapanował nad zapachem jabłek, który do tej pory mi towarzyszył. Zrobiło mi się gorąco i duszno. Świetnie, mogę zemdleć pod nogami samego króla diabłów. 
   - Jak zwykle ślicznie pachniesz - powiedział cicho Lucyfer i zaśmiał się pod nosem, a ja próbowałam oddychać przez usta i myśleć o czymś miłym, byle tylko nagle nie upaść. - Nie chcesz, bym wykupił ci jakiś voucher na ten szampon?
   Nie odpowiedziałam. Nawet diabeł próbował być zabawny. Szkoda, że ze mną już mu to nie wychodziło. Nie odrywając wzroku ode mnie, prześlizgnął nim po moim ciele. Ukryte pod płaszczem i tak zdołało go pobudzić. Puścił włosy, za to jego dłoń znalazła się na moim lewym policzku, po czym zaczęła zjeżdżać w dół, kierowała się na szyję. Przełknęłam ślinę. Szalik na nic mógł się zdać w takiej sytuacji, Lucyfer zerwie go ze mnie prędzej czy później, by dotrzeć tam, gdzie sobie tego życzy.
   Zapatrzony w moją tętnicę, zafascynowany kremową bielą szyi oblizał spierzchnięte wargi, a mnie zmroziło to krew w żyłach. Najgorszy z istniejących demonów wywoływał we mnie wiele emocji, moje ciało reagowało na niego jak na najgorszego wroga, a mimo to on mnie pragnął, widziałam to w szkarłacie jego oczu.
   Ręka mężczyzny dotarła do obojczyka, przesunęła się na środek. Doszedł mnie dźwięk przypominający syk palącego się tłuszczu, a diabeł odskoczył ode mnie z krzykiem.
   - Scheisse! - Jak widać, niemiecki naprawdę był popularny w piekle. - Co to jest! - ryknął, chowając poparzoną dłoń w górce śniegu zebranej obok niego. - Co to jest, do cholery?!
   Jego oczy lśniły, pozostałam niewzruszona. Odrobinę zdołał odsłonić moją szyję, jednak nie na tyle, by zauważyć na niej cienki łańcuszek z małym krzyżykiem. Początek mojego buntu przeciwko niemu. Moja osłona przed jego dotykiem. Nie byłam jego zabawką, powinien zacząć to dostrzegać. Przyrzekłam sobie podczas pogrzebu Pata, że zrobię wszystko, by uwolnić się od klątwy i spotkań z Lucyferem. Jeśli będę musiała - jeśli to zadziała - odważę się popełnić samobójstwo.
   O ile Śmierć będzie dla mnie łaskawsza od władcy piekieł. 
   - Co ty wyprawiasz, idiotko! - ryknął na mnie, a jego głos rozszedł się echem po okolicy. Jeśli ktokolwiek zdecydował się wyjść o tej porze na spacer bądź też wracał do niego, przerazi się tego dźwięku, być może dostanie zawału, jeśli nie oglądał zbyt często horrorów. - Wiesz, co narobiłaś?
   Oczywiście, że wiedziałam. Założyłam na szyję święty przedmiot po to, by diabeł nie miał do mnie dostępu. 
   - Jesteś głupia - wysyczał mi w twarz, czerwone oczy lśniły chęcią mordu. - Myślisz, że to ci pomoże? Przecież to cię boli! Jesteś jakąś popierdoloną masochistką!
   Krzyżyk, poświęcony kilka dni temu przez miejskiego katolickiego księdza, parzył także moją skórę, ale w mniejszym stopniu niż diabła. Mogłam to znosić, zostałam ochrzczona chwilę po tym, jak zapłakałam. Byłam już oddana w łaski diabła, jednak moja matka zachowała odrobinę wiary i pozwoliła pielęgniarce, która asystowała przy porodzie, wykonać znak krzyża na moim czole. Dziwna sytuacja - jedna dziewczyna z mianem dziecka Bożego i oblubienicy Lucyfera. Nie wiedziałam, czy istniał kiedykolwiek podobny przypadek. Być może, w końcu król diabłów nie zawsze był sam.
   - Myślisz, że to cię ode mnie uwolnił? - zapytał, ściszając odrobinę głos, krzyk nadwerężył jego struny głosowe. - Na własne życzenie szybciej trafisz do mojego królestwa!
   Poparzenia dało się znieść, ale miałam świadomość tego, że zbyt duże narażenie się na ból sprowadzi na mnie męczarnie, o których ludziom się nie śni. Jeśli u moich drzwi pojawi się Śmierć, rozgoszczę ją niczym bliską przyjaciółkę. Wiedziałam, że w swoim życiu niczym nie zawiniłam, nikomu nie zrobiłam krzywdy, nikogo nie zabiłam. To moja klątwa zbierała żniwo, nie ja. Nie ja wybrałam sobie taki los, to jedna zła decyzja mojej matki w chwili słabości sprowadziła na mnie takie życie. Mogłam jednak się go pozbyć, być wolna. O to się modliłam. Miałam więc prawo dołączyć do Królestwa Niebieskiego. 
   - Nieprawda - odrzekłam, wpatrując się w twarz upadłego anioła. - Nie stanę się częścią twojego świata. Nadal mam duszę, a ona - gdybyś zapomniał - nie należy do ciebie. Moja matka ofiarowała ci to ciało. Tylko to ciało.
   Pokręcił głową, podeszłam bliżej niego. 
   - Możesz teraz sobie myśleć, że jestem twoim fatalnym błędem, ale to twoja wina. Mogłeś się nie zgadzać, mogłeś pozwolić mi umrzeć. A teraz przyswój sobie jedno: będę walczyła z tobą, dopóki starczy mi sił. Znajdę sposób, by nigdy, przenigdy nie zostać twoją żoną.
   - Naprawdę wierzysz w to, że ci sie uda? Wolne żarty - zarechotał. - Jesteś zwykłą śmiertelniczką. - Pochylił się nade mną, przeszedł mnie dreszcz, gdy wyszeptał mi do ucha: - Będziesz moja. Zapamiętaj to sobie.
   - Nigdy. 
   Roześmiał się głośno, a kruki, które do tej pory siedziały cicho na gałęziach drzewa nad naszymi głowami, wzbiły się w powietrze, zatrzepotały skrzydłami, a z ich ptasich gardeł wydobył się złowieszczy śmiech. Czarna chmura płynąca po czarnym niebie na chwilę zakryła gwiazdy. Jeśli taka ciemność panowała w piekle, to nie dziwię się, że właśnie trzecią w nocy Lucyfer obrał sobie za własną godzinę. 
   - Jesteś taka naiwna. Wierzysz, że Pan Niebios może cię ocalić? Łudź się dalej, ja i tak po ciebie przyjdę.
   Przybliżył się, by złożyć pocałunek na moim policzku, ale mu na to nie pozwoliłam. Błyskawicznie wyciągnęłam z kieszeni płaszcza nóż i przytknęłam do klatki piersiowej diabła.
   - Będę na to gotowa - odparłam.
   Zaśmiał się ponownie, po czym oddalił kilka kroków i rozłożył ręce. Powoli zaczął znikać. Patrzyłam na niego i wyszeptałam jedno słowo, które mi pasowało do tej sytuacji:
   - Dobranoc.
   Lucyfer zniknął, a dzwon starego kościoła wydał dźwięk. Czwarta. Godzina diabła się skończyła, tak jak i nasze spotkanie. Nie wiedziałam, kiedy znowu ujrzę te czerwone oczy - to zależało od tego, kiedy umrze kolejna bliska mi osoba - ale czułam, że wtedy nie będzie się śmiał. Znajdę skuteczny sposób na pozbycie się klątwy. 
   Nie mając nic więcej do zrobienia na cmentarzu, powróciłam przed grób Pata, wykonałam znak krzyża na własnym ciele, po czym ruszyłam w drogę powrotną do mieszkania. Przyszłość, na którą nie czekałam, rysowała się nadal w ciemnej barwie, jednak byłam pewna, że niedługo zagości na niej światło. Odpędzę się od przeznaczenia, którego nie wybrałam. 
   Wierzyłam w to. Swoje życie postanowiłam oddać Bogu w chwili założenia krzyżyka na szyję. Teraz pozostało jedynie stać się aniołem, którego wyrzeknie się sam diabeł.

1 komentarz:

  1. Wow. Czy będzie coś dalej? Bo mnie to naprawdę wciągnęło. Sprzeczność, walka sił niebiańskich z piekielnymi, ucieczka przed niechcianym przeznaczeniem, błędy innych, za które trzeba płacić - dla takich klimatów jestem bardzo na tak (w końcu skąd się wzięła Vivian:D). Smutne to, ale też trzymające w napięciu w pewnym stopniu. Dobry kawałek prozy spod Twojego pióra. Proszę o więcej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń