Menu

środa, 6 grudnia 2017

Grudniowe zaskoczenie


Kochanej Aleksandrze
w dniu urodzin.
Wszystkiego najlepszego! <3



Przeciskanie się przez tłumy ludzi stało się jedną  z małych tradycji  okresu przedświątecznego, nieważne czy  byłam w swoim rodzinnym mieście, czy w odwiedzinach u przyjaciół. Ta walka o przestrzeń działała mi na nerwy równie mocno, co dochodzące ze sklepów świąteczne piosenki. Jakby dwa tygodnie do Gwiazdki nie istniały, jakby święta były już jutro, za godzinę, za pieprzoną minutę.
     Alexis nie podzielała chyba moich uczuć. Przypatrywała się ludziom, uśmiechała krzywo, a pod nosem nuciła na jedną z kolędowych melodii:
- Pójdźmy wszyscy do lodówki, po kiełbasy i parówki…
    Podejrzewałam, że to przez wyraźnie negatywne nastawienie do całego świata inni ludzie sami starali się obejść ją łukiem. Dla kogoś trzeciego musiało to ciekawie wyglądać: ja przepychająca się łokciami, by nadążyć za przyjaciółką, i Alexis, przed którą chodnik stał otworem niczym drzwi Sezamu. Ci nieliczni, którzy zdołali odwzajemnić jej spojrzenie, patrzyli na nią jak na kosmitkę. Takie skojarzenie mogły potęgować - poza zachowaniem - również jej czerwone, falujące włosy, które dały się porwać wiatru i tańczyły wokół głowy dziewczyny niczym peleryna Doktora Strange’a. Do tego niczym się nie przejmowałam, kiedy ja kurczowo przyciskałam do siebie szary plecak, modląc się, by żaden złodziej nie wyszarpnął mi go z rąk. Wspaniała książka, która kryła się w jego wnętrzu, nie zasługiwała na to, by wpaść w łapy jakiegoś kryminalisty.
Na chwilę za bardzo skupiając się na swoim plecaku, straciłam czujność, co ktoś dobrze wykorzystał i uderzył mnie z bara. Jęknęłam cicho, coraz bardziej wkurzona na cały świat.
Alexis obejrzała się przez ramię i zmarszczyła czoło. Nie zdziwiłabym się, gdyby teraz dotarło do niej, że trochę jej zaginęłam. Nie była z tego powodu zadowolona; swoim biernym zachowaniem opóźniałam nasze dotarcie do celu.
- Mogłabyś się pośpieszyć? Wiem, że galeria jest czynna do dziewiątej, ale ty jeszcze musisz wrócić do siebie.
Przyspieszyłam kroku i zrównałam się z nią, lekko dysząc.
- Wiem, tylko ja w przeciwieństwie do ciebie nie mam tej znakomitej zdolności usuwania innych ludzi ze swojej drogi samym wzrokiem. Dla pełnego efektu brakuje ci tylko długiego płaszcza i okularów słonecznych na nosie.
Przyjaciółka wzruszyła ramionami.
- Ja tam wolę swoje bluzy, a w okularach wyglądałabym jak niewidoma, co mogłoby skutkować efektem przeciwnym do zamierzonego. - Znienacka pociągnęła mnie za rękaw kurtki, wystraszona prawie upuściłam plecak. Westchnęłam. - Patrz! - Wskazała dłonią przed siebie. - Twoja ciufcia z wakacji nadal tu jest!
Kiedy byłam u Alexis w lipcu, przed galerią zastałyśmy kolorowy pociąg wożący dzieci przed wejściem do przybytku pełnego sklepów.
Spojrzałam w kierunku jej palca i przyznałam rację.
- Zgadza się, to ona. Tylko jakoś taka mało ruchliwa, nie uważasz?
    Ponownie wzruszyła ramionami.
- Może i ona miała w końcu dość życia?  Chodźmy, księgarnia już na nas czeka. Tylko postaraj się tym razem nie zrzucić żadnej półki. Przewróciłam oczami. Przy ostatniej wizycie w świątyni literatury przez przypadek zahaczyłam łokciem o plastikową półkę z fantastyką, która o mało co nie spotkała się z podłogę. Dzięki refleksowi udało się zapobiec krzywdzie książek, jedna z pracownic przybiegła ze wsparciem, niemniej Alexis miała ze mnie wtedy ubaw do końca moich odwiedzin. Myślałam, że chociaż dzisiaj o tym zapomni. Marzenie ściętej głowy.
Razem z grupką kilku gimnazjalistek weszłyśmy przez obrotowe drzwi do miejsca, gdzie pieniądze znikają szybciej niż śnieg. Minęłyśmy sklep z drobiazgami do domu, gdzie w zeszłym roku znalazłyśmy figurkę wspaniałego tubylca z Afryki, by jako pierwszy punkt odhaczyć wizytę w raju bibliofilów. Jak zwykle nie umiałyśmy stamtąd wyjść. Kolejne książki do przewertowania, debatowanie, czy wejść do wanny, czy też nie, oglądanie zakładek - jedną z nich kupiłam dla Alexis z okazji urodzin - a później zastanawianie się, czy urządzenie tu własnego spotkania autorskiego byłoby tak przyjemne, jak się wydaje. Kiedy w końcu zebrałyśmy dość silnej woli, by opuścić to miejsce, obie wyszłyśmy z ciężkim sercem, by pójść w kolejne. Uwielbiałam przyjeżdżać do przyjaciółki, bo w jej towarzystwie czułam się sobą i zupełnie nie musiałam dbać o to, co o mnie i o moim zachowaniu pomyślą inni. Mogłyśmy być razem wariatkami i nikomu nic do tego. W sklepach, które odwiedzałyśmy, ludzie mogli szeptać między sobą na temat naszego zachowania, kiedy obie zakładałyśmy maski, włosy czarownic bądź Elsy lub też wampirze kły, nam to nie przeszkadzało - właściwie szum ich rozmów był często lepszy od puszczanej w sklepie muzyki, której nie mogłyśmy zmienić za pomocą jednego pstryknięcia palcami. Zachowywałyśmy się może dziwnie, ale w granicach przyzwoitości, co i tak nie powstrzymało innych zakupowiczów od rzucania nam ciekawskich bądź pełnych politowania spojrzeń. Były niczym w porównaniu ze wspólnie spędzanym czasem. Po obejściu sklepów postanowiłyśmy przejść do najważniejszego punktu spotkania - jako że Alexis nie chciała na urodziny nic wielkiego, zaprosiłam ją na herbatę do kawiarni, którą sama wybierze, przecież zna miasto zdecydowanie lepiej ode mnie.
By wydostać się z tego pałacu przepychu i znaleźć bliżej odpowiedniego lokalu, postanowiłyśmy zjechać na podziemny parkin ruchomymi schodami, które akurat tutaj były płaskie i jak zwykle wzbudziły we mnie dziki entuzjazm. Alexis skomentowała go złośliwym uśmiechem. - Tylko nie mów tego, co mówisz zawsze, kiedy tu jesteś...
- Za późno - zaśmiałam się, po czym wyrzuciłam ręce lekko do góry. - Teraz już wiesz, skąd się wzięło powiedzenie: jesteś płaska jak ruchome schody w Solarisie! Byłyśmy już przy końcu schodów, kiedy do naszych uszu doszedł śmiech odrobinę starszego od nas mężczyzny, który właśnie rozpoczynał swój płaski wjazd. Wylądowałyśmy już na płaskim terenie, nie miałam zbyt wiele czasu, by mu się przyjrzeć, ale zdołałam za to dość do wniosku, że to chyba pierwszy mężczyzna, u którego naprawdę podoba mi się broda. Alexis ruszyła przed siebie, chcąc mnie jak zawsze poprowadzić między rzędami samochodów, dosłyszałam to, co mówi: - Przystojny… - wyszeptała, a ja zdębiałam. Normalnie przystanęłam w miejscu i patrzyłam na przyjaciółkę z otwartą buzią.
Przeszła kilka kroków, nim spostrzegła się, że nie idę za nią. Znowu.
Odwróciła się, spojrzała na mnie i uniosła brew. - Co tym razem? - Czy ty właśnie powiedziałaś, że ten mężczyzna jest przystojny? Patrzyła na mnie jak na wariatkę. - No tak, o co ten hałas? Wydałam z siebie pełen zaskoczenia pisk. - Ale przecież ty nigdy tak o ich nie mówisz! - zauważyłam poruszona. - Kiedy jakiś chłopak lub mężczyzna ci się spodoba, mówisz, że jest ładny niczym obraz lub okładka. Nigdy, jak cię znam, nie słyszałam, byś nazwała jakiegokolwiek mężczyznę przystojnym.
Alexis uśmiechnęła się szeroko, z kieszeni bluzy wyciągając paczkę papierosów i zapalniczkę.
- Jak widać, jeszcze nie było odpowiedniej okazji. Przez chwilę patrzyła na trzymane w dłoni przedmioty, po czym schowała je z powrotem. Spojrzała przed siebie i skinęła głowę w prawo. Akurat zatrzymałam ją swoim zaskoczeniem przed skrzyżowaniem na parkingu.
- Tędy. Jak tylko się stąd wydostaniemy, skręcamy w lewo, idziemy przez sto metrów prosto i będziemy przed kawiarnią.
Zrównałam z nią krok.
- Czyżbyś przygotowywała się do roli głosu w GPSie? - zapytałam zaciekawiona. Sposób, w jaki przedstawiła mi plan drogi, wskazywał na to, że znalazła dla siebie nowe zajęcie.
- Nic z tych rzeczy. - Butem w tenisówce kopnęła kamień, który pewnie pozostałby niewidoczny, gdyby zalegający jeszcze dobę temu śnieg nie postanowił zakończyć swojego życia. - Po prostu podczas spacerów z Norą mówię jej, gdzie ma iść, i sprawdzam jej zdolność rozumienia ludzkiej mowy. - I jak jej idzie? - Fatalnie. Ostatnio przy komendzie skręć w lewo weszła prosto w zrobioną przez innego psiaka kupę. Do tego chyba planowała się w niej wytarzać, na szczęście zdołałam ją odwieść od tego pomysłu.
Wyobraziłam sobie tę scenę i aż się wzdrygnęłam. - Fuj. Oby to się nigdy nie powtórzyło.
- Zobaczymy, jak to będzie. - Alexis przystanęła na chodniku i zmarszczyła nos. - Dziwne. Zawsze wydawało mi się, że idzie się tutaj trochę dłużej.
Właśnie stałyśmy przed kawiarnią, do której zmierzałyśmy. Uśmiechnęłam się i sięgnęłam do klamki.
- W dobrym towarzystwie wszystko może istnieć inaczej - zauważyłam. - Zapraszam na spóźnioną urodzinową herbatę. Weszłyśmy do środka. Lokal prezentował się bardzo przyjemnie, stanowił przemyślane połączenie drewna, czerwieni, złota i światła. Nie dziwiłam się przyjaciółce, że tak często tu przychodziła - kawiarnia miała swój niepowtarzalny klimat. Alexis zaprowadziła mnie do stolika, a podczas siadania spojrzała w stronę małego baru, uśmiechnęła się dziwie przyjaźnie i kiwnęła komuś głową. Zaintrygowana odwróciłam się, by wiedzieć, kogo to obdarzyła takim powitaniem.
Chłopak, niewiele starszy od nas, także się do niej uśmiechnął i spąsowiał. Chyba już się poznali, skoro to tak wygląda.
Spojrzałam na przyjaciółkę, która właśnie wyciągała z torby zeszyt. Idąc jej śladem, sięgnęłam po plecak, by wydobyć z niego swój notes.
- Jak widzę, masz tu pewne znajomości - zauważyłam.
- Zgadza się. To pierwowzory mojego opowiadania.
Mogłam się tego spodziewać, w końcu każdy pisarz wie, że najwięcej inspiracji kryje się w życiu i w innych osobach.
Rozejrzałam się po sali, chcąc wyłapać innych pracowników.
- Czyli to ich miałaś na myśli, zdradzając mi fabułę i mówiąc, że masz z nią problem. Chętnie pomogę, ale najpierw muszę poznać szczegóły.
Kelner, znajomy Alexis, podszedł do nas z uśmiechem i zapytał, czego się napijemy. Moja przyjaciółka dobrze wiedziała, czego mnie potrzeba - earl grey jest moim życiem mimo corocznych odwyków - dla siebie wzięła coś pod nazwą Zimowy dwór. Chyba nie dostrzegła, jak patrzy na nią ten chłopak. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy odszedł, a my mogłyśmy wrócić do rozmowy. - Więc? - Pochyliłam się lekko do przodu i spojrzałam jej w oczy. - Jaki masz problem ze swoimi bohaterami? Jak mogę ci pomóc?
Przyjaciółka spojrzała na mnie i zaśmiała się lekko.
- Mam jeden problem, to fakt, ale łatwo go rozwiązać.
- Jak?
Błysk, który pojawił się w jej oczach, nie mógł zwiastować niczego dobrego.
- Pomóż mi zabić jednego z nich.
Teraz to ja się zaśmiałam i przewertowałam zeszyt, by znaleźć pustą stronę, by móc zapełnić ją pomysłami, które już zaczęły przychodzić mi do głowy.
- Z wielką przyjemnością.



1 komentarz:

  1. Przyjaźń to najlepsza rzecz pod słońcem. Zawsze będę tak twierdzić, choćby się waliło i paliło. Końcówka mnie zabiła. Nie ma to jak wspólne knucie, który bohater musi umrzeć.
    Mam nadzieję, że Oli spodobało się opowiadanie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń