Menu

środa, 11 kwietnia 2018

#11.04.



     
     Jestem, choć czasem mnie nie ma

     Ciągłe uczucie zimna irytowało mnie i nakazywało jeszcze bardziej zakopać się pod kołdrę, choć ta otulała mnie już tak ściśle, jak tortilla swoje mięsne wnętrze. Kolejny kubek herbaty na niewiele mógł się zdać, mimo to Chloe przyszła do mojego małego pokoju i pozostawiła mi na biurku kolejną szklankę, znad której unosiła się para.
     - Na pewno nic nie potrzebujesz? - W jej głosie słyszałam troskę jak u prawdziwej siostry. Przyjaciółka przykucnęła i dotknęła dłonią mojego czoła. - Cholera, ta gorączka w ogóle nie mija. Na pewno nie chcesz jechać jeszcze raz do lekarza?
     I znowu użerać się z pielęgniarką, która udawała, że przez mojego akcent mnie nie rozumie? Nie, podziękuję.
     - Nie trzeba, wystarczy, że się zdrzemnę, a ona ustąpi. Zawsze tak jest, zobaczysz.
     Chloe nie wydawała się być przekonana, ale że właśnie się spieszyła na spotkanie, nie nalegała.
     - Jak tylko Vin wróci z zakupów, każę mu do ciebie zajrzeć. Zjedz coś później, dobrze?
     Nie miałam apetytu ani sił na cokolwiek, dlaczego więc wymagano ode mnie odpowiedzi na stawiane mi pytania? To rujnowała moje i tak chore już gardło jeszcze bardziej.
    - Dobrze, zjem. Idź już, przecież nie możesz się spóźnić.
     Patrzyłam, dopóki nie wyszła z pokoju, po czym zamknęłam oczy i spróbowałam zasnąć. Nie chciałam sprawiać problemów swoich przyjaciołom, w końcu wciąż mieliśmy gości, których należało obsłużyć. Nie w smak mi było, że akurat teraz musiało mnie dopaść paskudne przeziębienie, które muszę wyleczyć, inaczej - zdaniem lekarza - mogę zachorować ciężej. A to wszystko wina pierwszej w tym roku spódnicy i spaceru w niej, który przez chwilę widział mój kierownik, nadal pragnący zemsty za ostatnie spięcie. Chyba przekroczyłam limit swojego szczęścia na najbliższe miesiące.


     Szary żółw wiedział, że jest inny od reszty żółwi, które znał. Nie tylko był mniejszy i miał szarą skorupę, ale też poruszał się inaczej, lubił wędrować j był po prostu zbyt, by inne żółwie miały go za jednego ze swoich. To dlatego, kiedy dzień na to pozwalał, a rzucane mu nieprzyjemne spojrzenia za mocno paliły w ogonek, wyruszał przed siebie, by docierać tam, gdzie jeszcze żaden żółw nie był. Oczywiście nie były to wielkie odległości, jednak na tyle dalekie, by szary żółw napotkał kogoś, kto był równie inny jak on.

     - Hej, hej! - Z próby snu, kiedy już byłam bliska, by zbliżyć się do ramion Morfeusza, do pokoju wpadł Vincent, szeleszcząc reklamówką. - Jak się ma nasza pacjentka? Lepiej?
     Nie podniosłam się, by się z nim przywitać, naprawdę brakowało mi na to energii.
     - Dobra, nie odpowiadaj, bo pochorujesz się jeszcze bardziej. Chciałem ci tylko powiedzieć, że wróciłem z zakupów, wykupiłem ci resztę leków, a za chwilę ugotuję ci jakąś zupę. 
     - A co z gośćmi? - zdołałam zapytać, nim dorwał mnie potworny kaszel.
     Mężczyzna przysiadł na brzegu mojego łóżka, poklepał mnie po plecach i podał kubek z zimną już herbatą.
     - O nich się nie martw. Zdążę przygotować im coś na obiadokolację, napisali, że nie wrócą wcześniej jak o siódmej, więc mam czas.
     
     Tym kimś był bardzo niski, a do tego szary kaktus, który mógł się pochwalić aż dziewiętnastoma kolcami zdobiącymi jego ciało. Kaktus też rósł w pewnym oddaleniu od swoich kompanów, czuł się więc bardzo samotny. Właśnie w jeden z tych samotnych dni dostrzegł zmierzającego w jego stronę szarego żółwia, zagaił więc rozmowę.

     - Witaj, dokąd zmierzasz?
     Żółw, zadowolony, że ktoś chce z nim porozmawiać, odpowiedział uprzejmie i zadał własne pytanie.


     Nie podobało mi się, że Vincent musi dzielić swój czas pomiędzy opiekę nade mną - za którą byłam mu tak wdzięczna - a zajmowanie się gośćmi, co było jego formą zarobku. Powinien skupić się na pracy, nie na mnie, ja się zdołam wylizać, gorzej może być, kiedy staniemy na granicy bankructwa.
     - Nie musisz nic gotować, nie jestem głodna.
     - Ale jak to? - Przyjaciel spojrzał na mnie, co widziałam tylko dlatego, że wytknęlam głowę ze swojej skorupy. - Nie możesz się głodzić, Tania, bo nam nie wydobrzejesz.
     Wiedziałam, że moje zdanie spotka się ze sprzeciwem, ale nie zamierzałam ustąpić. Chorego czasami należy słuchać, by doszedł do siebie.
     - Naprawdę nic nie chcę. Możesz mi co najwyżej przynieść grapefruita i kolejną herbatę.


     Szary żółw i szary kaktus spędzili na rozmowie cały jeden poranek, a był on jednym z wielu, które nastąpiły po nim. Poza tym, że obaj byli szarzy, byli inni i tacy zbyt, by inni chcieli się z nimi zadawać. W swojej inności znaleźli kogoś podobnego sobie i zaprzyjaźnili się.

     Bywało im przykro, gdy inne żółwie się z nich naśmiewała albo gdy inne kaktusy żartowały, że puszczają w ich stronę kolce, ale o wiele częściej cieszyli się ze swojej obecności. Kiedy byli obok siebie, mało co im zagrażało - kaktus odstraszał ptaki zainteresowane żółwiem, żółw zaś pilnował, by kaktus nie opadł za bardzo pod wpływem słońca. Żyli tak sobie i było im dobrze.


     - No dobrze, przyniosę. A co z dzisiejszym tekstem? Zdołasz go napisać?
     - Dzisiaj sobie odpuszczę, czytelnicy chyba zrozumieją, kiedy przez jeden tydzień zupełnie nic się nie pojawi.
     Patrzyłam, jak Vincent przenosi się z łóżka na krzesło przy biurku i zaczyna sznupać przy moim laptopie.
     - Co ty robisz? 
     - Pilnuję, byś nikogo nie zawiodła. Może ty jesteś chora, ale ja nie. Daj mi tylko przygotować obiad, to później napiszę ten post za ciebie. Gdzie masz swój notes z myślami?
     Chyba sobie żartował. Nie pozwolę mu napisać mojego tekstu, bo czy on nie będzie wtedy mój? 
     - Nie musisz tego robić.
     Vincent znalazł zeszyt w torbie i zaczął go wertować, za nic mając moje uwagi, że to naruszenie prywatności.
     - Tania, nie ma chyba rzeczy, której bym o ciebie nie wiedział, więc czytanie twoich uwag to zupełnie nic.
     - Byś się nie zdziwił - wymamrotałam pod nosem i obrociłam się w stronę ściany, tracąc z premedytacją kontakt wzrokowy z przyjacielem.
     - Ej, naprawdę chcesz dać tę bajkę o żółwiu i kaktusie?
     - Tak, a co?
     - Nic, po prostu obie te postaci przypominają mi ciebie.
     - Ciekawe dlaczego.
     Nie usłyszał mojej uwagi, za to znowu znalazł się blisko mnie. Mogłam przysiąc, że właśnie się nade mną pochyla, czego jednak nie chciałam sprawdzać. A niech sobie robi, co chce, ja muszę odpocząć.
     - Śpij, mój Szary Żółwiu i Szary Kaktusie, o nic się nie martw. - Coś przycisnęło się do mojej głowy. Nie wiedziałam, czy to dłoń, czy jego usta. - Ja się wszystkim zajmę, a ty wracaj do zdrowia.


   Czasami bywam tym żółwiem i kaktusem, które są zauważalne, ale inni zachowują się tak, jakby mnie nie było. To dość bolesne, szczególnie przykre było, kiedy dorastałam, ale na swojej drodze napotkałam ludzi, którzy nie uważali, że jestem zbyt, by nie móc się ze mną zaprzyjaźnić.

    Życzę ci, byś czasem był tym żółwiem i kaktusem, ale żebyś przy tym miał obok siebie kogoś, kto cię dostrzeże i będzie chciał być obok.


     Zapewniona przez słowa przyjaciela jeszcze raz spróbowałam zasnąć. I się udało. Nawet mecz Bayernu z Sewillą nie zdołał mnie obudzić. Bo czasami trzeba schować się w swojej skorupie i tak wyzdrowieć.

1 komentarz: