Ruiz, miłości moja,
wszystkiego najlepszego!
💗
Do niektórych rzeczy tak łatwo przywyknąć. Na przykład do wypicia kawy codziennie o siódmej trzydzieści, nawet jeśli ma się wolny weekend. Do spędzania dwudziestu minut dziennie na krótkim sparingu na ringu. Do widoku ukochanej osoby zaraz po przebudzeniu i nieczucia ręki, którą trzymali się przez całą noc pod głową tegoż człowieka. Do tej ostatniej rzeczy przywykłem najdłużej, ale tylko dlatego, że przez bardzo długi czas wydawało mi się to być jedynie snem, nie rzeczywistością. Teraz, po tak wielu miesiącach, nie byłem zdziwiony, kiedy po otwarciu oczu widziałem przed sobą wciąż śpiącą Amelien, raczej za każdym razem byłem odrobinę szczęśliwszy z powodu tego, że ona nadal przy mnie jest, choć przecież mogłaby znaleźć sobie kogoś innego.
Patrzę na nią, kiedy wciąż tkwi w objęciach Morfeusza. Przypatruję się jej ślicznej twarzy, nie mam oporów, by unieść dłoń i dotknąć nią jej policzka. Jest ciepły, jak ciepły powinien być grzejnik zimowego wieczora. Ciepły jej wewnętrznym ciepłem, nie zaś gorączką. Dotykanie go jest bardzo przyjemne, wiem jednak, co będzie przyjemniejsze.
Uśmiecham się podczas pochylania nad dziewczyną, moje usta są już naprawdę niedaleko jej, gotowe, by ją ucałować. Najpierw delikatnie, by poczuła to jak muśnięcie płatka wiśni, a później mocniej i bardziej namiętnie, bo – nie powiem – coś mi chodzi po głowie.
– Ani mi się waż – mamrocze i spogląda na mnie jeszcze nie do końca rozbudzona, ciemne niczym węgiel tęczówki są wbite w moją twarz. – Nie wydaje mi się, byś sobie zasłużył na czułości z rana.
Wzdycham. Że też musiała się obudzić. A tak niewiele brakowało.
– A mnie się wydaje, że bardzo sobie zasłużyłem – burczenie, siadając na swojej połowie łóżka w moim akademickim pokoju, Am nie zmienia pozycji. – Udało mi się przeżyć kolejny rok i nie zginąć, a sama dobrze wiesz, że sporo ryzykowaliśmy przez ostatnie miesiące.
Poza marcowym spotkaniem i potyczką z moim piekielnym dawcą nasienia nie mieliśmy do czynienia z diabłami, ale ta chwila ciszy nie była wykorzystana na lenistwo, a na treningi Blokującej i Przenoszącego, byśmy w każdej chwili byli gotowi do walki. Nie wiem, jak moja partnerka, ale ja cały czas pozostaję czujny i ostrożny. Naprawdę cieszę się, że mogę świętować dzisiejszy dzień, to o wiele lepsze od leżenia w trumnie pod zwałami ziemi.
– Pewnie byłoby inaczej, gdybym nie była obok – zasugerowała nastolatka i dźwignęła się, by również usiąść i oprzeć głowę na moim ramieniu. – A swoimi urodzinami zasłużyłeś sobie na jakiś piękny prezent, a nie pocałunek w łóżku o poranku.
Patrzę na nią uważnie, chcę dostrzec na jej twarzy oznaki tego, że choć zabrakło zabawnego toni, to próbuje zażartować. Nic takiego nie widzę, natomiast wiem lepiej od niej, czego pragnę.
– Najwspanialszym prezentem urodzinowym byłoby dla mnie całowanie cię dzisiejszego poranka tak długo, jak będę chciał – przyznaję to otwarcie i oczekuję na jej reakcję. Wiadome jest na co liczę, mimo to ukochaną zwleka z tym i robi to zdecydowanie za długo. Marszczę czoło. – Właśnie powiedziałem, że jesteś wszystkim, czego potrzebuję do szczęścia, a najlepiej będzie, jak mnie jeszcze przy tym pocałujesz. Czy coś jest w tym dla ciebie niejasne?
Dziewczyna spogląda na mnie z jakąś taką kpiną w oczach.
– Najpierw to ty umyj zęby, kochanieńki. Później możemy podyskutować o spełnianiu życzeń.
Wzdycham ciężko.
– A nie mogłabyś pójść do łazienki ze mną? Jakoś nie chcę się dzisiaj z tobą rozstawać.
– Dobrze, na to mogę się zgodzić.
Patrzę na nią, jak gramoli się z łóżka i rozciąga, a czarna koszulka, w której spala, podjeżdża jej powyżej pępka. Przełykam ślinę. Nie powinna tak robić, dobrze wie, że łatwo sprawia, iż mam na nią ochotę. A przecież powiedziała, że nie mam na co liczyć.
Posłusznie idę w jej ślady, czekam przez chwilę pod jej pokojem, kiedy szuka swojej kosmetyczki, trzymając ją za rękę prowadzę do łazienki, gdzie przy jednej umywalce szczotkujemy zęby i mierzymy się wzrokiem w lustrze. Bardzo lubię patrzeć na nią, kiedy bez makijażu, tak naturalna poddaje się tym podstawowym zabiegom jak każdy inny człowiek, a wygląda przy tym niesamowicie seksownie. Nic więc dziwnego, że kiedy pachnie jej z ust miętą, a białe włosy ma związane w warkocz, przyciągam ją do siebie i kradnę krótkiego całusa.
– No ej! – Uderza mnie pięścią w klatkę piersiową. – Co to miało być?!
– Mój pierwszy urodzinowy prezent? – odpowiadam pytaniem na pytanie i uśmiecham się szeroko do narzeczonej.
– Naprawdę ci się wydaje, że coś dzisiaj dostaniesz? – W jej głosie kryje się ironia, ale wiem, że jest złośliwa nie po to, bym poczuł się urażony, ale dlatego, że przy mnie może sobie pozwolić na bycie sobą w moim towarzystwie. Skąd to wiem? Bo poza byciem sarkastyczną pozwala mi się obejmować, sama też obejmuje moją szyję i przygryza dolną wargę. – I że będzie to coś, co ci się spodoba?
Cholera. Jak to może być możliwe, że po tylu spędzonych razem miesiącach ta dziewczyna nadal trzyma mnie w garści i sprawia, że cały należę do niej tylko tym, że przygryza wargę?! To powinno być karane, takie bycie uroczym i dodatkowo seksownym.
Nie mogę się powstrzymać, muszę ją pocałować, nim odpowie na moje pytanie. Muszę poczuć smak jej ust już teraz. I chociaż doskonale wiem, że będą smakowały miętową pastą do zębów, to i tak ich pragnę. Tak samo jak całej Amelien.
Ku mojemu zaskoczeniu dziewczyna nie wyrywa się, by mnie ochrzanić z góry na dół za to, co wyprawiam, właściwie to oddaje mi pocałunek, a wręcz go pogłębia. Jak tu nie myśleć o czymś intymnym, kiedy daje mi takie znaki?
Nie kłamałem, mówiąc, że dziewczyna jest najlepszym prezentem w moim życiu. Gdyby nasza znajomość potoczyła się inaczej, gdybym nie zakochał się w niej, a ona by tego nie odwzajemniła, nie mam pojęcia, gdzie byłbym teraz. Może ojciec zdołałby mnie przekabacić na swoją stronę, może mógłbym być zły do szpiku kości. Ale nie powinienem o tym myśleć. Nie mogę. Jestem tu, gdzie jestem, i z tą osobą, z którą powinienem. Najwspanialszą istota w całym wszechświecie.
– Wiesz co? – pytam, kiedy przestajemy się całować, a nie trwało to znowu tak krótko.
– Tak? – Policzki Amelien są pięknie zaróżowione, oczy jej błyszczą, a ja wciąż ją do siebie przytulam.
– Nie chcę już żadnych prezentów – odpowiadam, uśmiechając się. – Chcę tylko spędzić ten dzień z tobą, mogę iść nawet na wagary. Co ty na to?
Środek tygodnia to nie najlepsza pora na wszelką nieobecność zdaniem Unbless, dlatego jestem odrobinę zaskoczony, kiedy odwzajemnia mój uśmiech i kiwa głową.
– No dobrze. Zróbmy tak. I tak chciałam cię wyciągnąć podczas lunchu na małą kawę urodzinową, przerwa zimowa też już za pasem.... A co tam – śmieje się. – zróbmy sobie wolne już dzisiaj.
Co mi pozostaje? Jedynie posłuchać nastolatkę, ucałować ją jeszcze raz i pozwolić sobie na urodzinowe nicnierobienie. Choć raz w roku mi się należy, a skoro Amelien nie ma nic przeciwko, możemy wykorzystać to tak, jak chcemy. Czyli jak najlepiej się da we dwoje.
Mam nadzieję, że ten stan się nigdy nie zmieni. Nawet kiedy ojczulek zechce zaatakować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz