Menu

piątek, 14 lutego 2020

Anyway




Zakochując się w kimś, z kim się przyjaźni, człowiek staje przed dwoma wyborami: albo wyzna swoje uczucia i być może zniszczy tę relację – lub też nie – albo będzie chował prawdę głęboko w sobie i pozwalał jej zjadać się od środka. Nie ma uniwersalnej rady, co zrobić w takiej sytuacji.
     On wiedział. Powie. Bo tylko prawda mogła go wyzwolić.
     A przynajmniej tak mu się wydawało.


    
Duże miasta mają to do siebie, że można w nich znaleźć wiele kawiarni oferujących aromatyczną kawę z różnych części świata, domowej roboty wypieki bądź też cukiernicze cuda w postaci miniaturowych, warstwowych tortów, które trzeba sfotografować, bo samo wspomnienie to może być za mało. Wyrastają one jak grzyby po deszczu, konkurencja jest bardzo duża i z utrzymaniem się może być problem. Jednak zawsze znajdzie się taki lokalik, który przetrwa każdą burzę, każdą zawieruchę i finansową katastrofę dotykającą innych. Taki lokal istnieje dzięki stałym klientom, dla których staje się azylem, małym rajem lub też miejscem ucieczki od zwykłej i szarej codzienności. Właśnie takim typem kawiarni była ta ukryta w wąskiej uliczce wśród matowej cegły, z niewielkim szyldem nad drzwiami i dużym oknem wystawowym, przy którym zawsze, niezależnie od pory dnia, ktoś siedział i wyglądał na zewnątrz. Lokal ochrzczony został nazwą Jung, która wielu ludziom zupełnie nic nie mówiła, dla innych stała się synonimem domu.
Właśnie do tego lokalu zmierzała ta para, któr
a w lutowy, jakże uroczysty wieczór, bo walentynkowy, obleczona w ciepłe płaszcza, nie wydawała się na pierwszy rzut oka dzielić ze sobą romantycznych uczuć. A mimo to wyglądali na bardzo ze sobą związanych. Można więc było zakładać, nie znając ich, że są dobrymi przyjaciółmi.I za takich powinni uchodzić wśród innych ludzi, gdy prawda bywała zupełnie inna. Kiedy wchodzili do środka, kilka głów zwróciło się w ich stronę. Wśród nich była jedna, pełna licznych ciemnych skrętów, należąca do kobiety przed czterdziestką, która uśmiechała się zawsze do wszystkich, a do wchodzących to w ogóle uśmiechnęła się całą sobą.– Witajcie  odparła, podchodząc bliżej, gdy ci ściągali odzienia, by odwiesić je na jeden z wieszaków. Była szczerze uradowana ich widokiem. Choć dobrze wiedziała, że ta dwójka się tu zjawi, bo mieli rezerwacje od początku roku, to i tak cieszyła się, że ich widzi. – Zapraszam, stolik już czeka. – Dobry wieczór – przywitali się z nią zgodnie i ruszyli w kierunku stolika, który im wskazała.
Choć dobrze wiedzieli, gdzie znajdują się ich miejsca 
– zawsze bowiem zajmowali je dokładnie w tym samym rogu – mimo to podążyli w ślad za nią. Odegrali tę scenkę tylko po to, by inni klienci nie zauważyli różnic w traktowaniu przez personel. Wystarczyło już, iż przy ich stoliku świeca płonęła od jakiegoś czasu, a kwiaty w wazonie miały jakby bardziej różowy kolor. Jakby nakrycie przygotowane zostało pod jakąś ważną uroczystość?
Czyżby oświadczyny? Data ku temu w końcu jak najbardziej odpowiednia.
Mężczyzna odsunął krzesło dla swojej towarzyszki, po czym zasiadł naprzeciwko pod czujnym okiem pani całego tego raju, która uśmiechała się do nich przyjaźnie.
– Zaraz kogoś do was podeślę – oznajmiła. – Chłopak jest nowy, zaczął z początkiem miesiąca, więc możecie go wypróbować swoim sposobem. – Puściła im oko, na co oboje uśmiechnęli się nieznacznie. – Tylko z tym nie przeholujcie, dobrze się sprawuje, żal by go było zwalniać. A, Ioan, będę mogła zamienić z tobą później słówko?
Spodziewał się podobnego pytania, dlatego nie zerkając na towarzyszkę, skinął głową właścicielce.
– Jasne, nie ma sprawy. Może przy rachunku?– Tak, będzie dobrze. Bawcie się bez przesady, moi mili. Wesołych walentynek.– Tobie również. – Ponownie zabrzmiał chórek i odprowadził właścicielkę w stronę kuchni, by po nim nastała cisza. Nie była ona jednak ani krępująca, ani niezręczna, bo taka pojawić się nie mogła. Po prostu oboje potrzebowali odnaleźć wzrokiem różnice w wystroju wnętrza, które wynikały z obchodami lutowego święta pełnego miłości. Obyło się bez zbędnej przesady, panował minimalizm – poza różowymi goździkami w wąskich wazonikach i serwetkach w czerwone serca nie pojawiło się nic, co świadczyłoby o tym, iż w tej to właśnie kawiarence Kupidyn postanowił urządzić swoją nową siedzibę. Nigdy – a przychodzili tu od naprawdę wielu lat – to miejsce nie wyglądało kiczowato, do tego w walentynki nie było zapełnione do końca, lecz z ustaloną klientelą. Początkowo pomysł z rezerwacjami był trudny do zaakceptowania przez tych przypadkowych klientów, jacy się wówczas zdarzali, ale stali bywalcy jak najbardziej to rozumieli i to właśnie oni pojawiali się tutaj czternastego lutego ze swoimi miłościami lub ludźmi, z którymi chcieli spędzić ten dzień.
Ioan zakończył obserwację i przeniósł spojrzenie na przyjaciółkę.
– I jak ci się podoba w tym roku, Jenny?Lubił jej imię. Idealne do piosenek czy romantycznych ballad, a jednocześnie kryjące w sobie coś więcej, jakąś siłę, która stanowiła część osoby, która ja nosiła.
Kobieta zatrzymała spojrzenie na trochę dłużej na kwiatach, których pastelowy róż ciemniał, gdy padał na niego cień świecy.
– Jak zwykle jest to pięknie. Zawsze powtarzam, że minimalizm nie będzie szkodził, miło, że znowu mnie posłuchała.
Ioan uśmiechnął się na te słowa i przerzucił kartę w menu. Skoro dostali odgórne zadanie, powinni się do niego przygotować, a wiedząc, że nie zawsze wszystko z karty znajduje się na stanie w kuchni, należało trochę nad tym podyskutować, nim zjawi się kelner.
– Chcesz zrobić dużą czy małą scenę?  zagaił.
Jenny spojrzała w dół, na stół, gdzie leżało jej menu, a w jej oczach pojawiły się chochliki.
– Nie możemy przesadzić, bo jak sam słyszałeś, chłopak jest tu dwa tygodnie. Znaczy to, że już do pewnych rzeczy przywykł, przesada nie wchodzi więc w grę… Tym samym skupmy się na ciastku i kawie, coby zbyt dużego zawału nie dostał.– Jak sobie życzysz.– Ewentualnie można później poprosić o zestaw małego smakosza i go tym dobić.– Co za wyborny pomysł.
U
śmiechnęli się do siebie i podjęli decyzje, a w ich kierunku podążył chłopak. Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat, jego twarz wciąż nosiła w sobie wspomnienie dzieciństwa. Spojrzenie miał jasne i bystre, policzki zaróżowione od panującego na kuchni ciepła, dłonie jego zaś lekko drżały, kiedy trzymał w nich mały notes do zapisywania zamówień.– Dobry wieczór, państwu  przywitał się.  Wszystkiego najlepszego w walentynki. Jestem Josh i dzisiaj będę państwa obsługiwać.
Ioan miał ochotę się zaśmiać, wiedząc, że takie traktowanie to mały cyrkowy poka
z, coś na kształt chrzestu bojowego, jaki musiał przejść każdy żółtodziób, by na stałe stać się częścią personelu. Jenny milczała zapobiegawczo.– Co będzie dla państwa?
Spojrzała na Ioana, gdy on właśnie patrzył na nią, uśmiechnęli się do siebie.– Jedna babeczka z matchą i duże americano – powiedział.– Oraz ciastko karmelowo-orzechowe i duże caffe latte bez żadnych dodatków – dodała ona, uśmiechając się przymilnie do kogoś zupełnie niespodziewającego się żadnego podstępu. – Czy coś jeszcze?
Przyjaciele wymienili spojrzenie i zgodnie pokręcili głowami. Chłopak uśmiechnął się do nich szczerym uśmiechem młodzieńca, który dopiero poznaje, jak bardzo życie może skopać mu tyłek.
– Rozumiem. W takim razie proszę chwilę poczekać, niedługo przyniosę państwa desery.
Odprowadzili go spojrzeniami osób, które z pokerem mają do czynienia od lat, a zachowanie kamiennego wyrazu twarzy nie nastrasza im żadnych problemów. 
– Myślisz, że będzie bardzo zaskoczony? – zapytała Jenny, dotykając palcami wazonika z goździkami. – Przekonamy się, jak wróci. A teraz mów, co u ciebie? Jakieś zmiany, nowości?Ich znajomość potoczyła się tak, że od kilku lat widywali się regularnie raz w tygodniu z jedną różnicą  jeśli widzieli się w ostatnim tygodniu stycznia, kolejne spotkanie następowało właśnie w walentynki. Po co takie zagranie? Po to, by podczas świątecznego spotkania było o czym rozmawiać i nie wyróżniać się pomiędzy innymi klientami kawiarni.– W ostatnią sobotę widziałam Parasite  oznajmiła kobieta, a w jej oczach pojawiły się iskierki podniecenia. – I jestem cholernie zadowolona, że ten film dostał Oscara za najlepszy film i pokonał amerykańskich przeciwników, bo w cholerę sobie na to zasłużył. Cała fabuła, scenografia i gra aktorska to majstersztyk. Po prostu widzisz, jak ludzie stają się pasożytami i żerują na życiu innych. A Choi Woo Shik odwalił taki kawał roboty, że choć nie jest moim ulubionym aktorem, to po tej roli chylę przed nim czoła. Ogólnie te cztery statuetki nie powinny być nikogo innego i…  może chciała dodać coś więcej, ale zabrakło jej oddechu, który nabierała dość długo. Tak, że nie wracała już do swojej wypowiedzi.Ioan uśmiechnął się do przyjaciółki. Może nie widział tego filmu  nie chwytał za kino inne niż z angielską, oryginalną linią dialogową, bo nie lubił nie rozumieć słów w innych językach  ani nie pałał uczuciami do południowokoreańskich produkcji, niemniej uwielbiał te chwile, kiedy ekscytacja objawiała się u Jenny i trzymała ją mocno. Wówczas kobieta wyglądała jak postać z baśni, która opowiadając o swoich przygodach, tworzy za pomocą słów świat, w którym człowiek chciałby się znaleźć. Uwielbiał patrzeć wówczas na jej błyszczące oczy, w których widział tak wiele życia i radości. Zdawała się być jakby inną osobą. Wiedział, że to tylko kolejna z jej twarzy, fascynowała go ona jednak tak samo, jak pozostałe.
A właśnie z tą twarzą – 
fanki produkcji południowokoreańskich, głównie seriali prawniczych i detektywistycznych – związał prezent, jaki dla niej przygotował. Miał dla niej podarek, jak co roku zresztą, w podobnym tonie co poprzednio, w tym samym zakresie finansowym i wiedział, iż ona też coś dla niego ma. Coś drobnego, może niekoniecznie super użytecznego, ale coś, co sprawi, że zawsze będzie o nim pamiętała. Takie właśnie prezenty wręczali sobie po cztery razy w roku, na każdą jej porę, bo tak to się ułożyło. Trzymał go w wewnętrznej kieszeni marynarki, gdzie mógł pozostać niewidoczny i ciążyć tylko jemu. – Mam coś dla ciebie  powiedział i poruszył ręką, by wydostać pudełeczko z zakamarku.  Proszę.
Wiedzia
ł, że Jenny będzie wyglądać na zażenowaną. Mimo wielu poprzednich takich razów wciąż nie przywykła do tego, że coś od kogoś dostaje. Albo tak się dziwiła, bo nadal nie docierało do niej, że ludzie mogą się czymś nawzajem  lub nawet bez powodu  obdarowywać. Nie było to bowiem praktykowane u niej w domu, poznała to dopiero, stając się osobą dorosłą i poznając Ioana. Było to ciekawe doświadczenie, jednak nadal nie zdołała do niego przywyknąć.– Dziękuję bardzo.  Ujęła podarunek i spojrzała podejrzliwie na przyjaciela. – Nie jest to minibomba ani pendrive z twoimi nagimi zdjęciami, prawda?Mężczyzna westchnął, a na jego twarzy zamigotał uśmiech rozbawienia.– Nie, powstrzymałem się, choć nie było to łatwe. Otwórz, jeśli chcesz wiedzieć już teraz. Wesołych walentynek.
Prezent, jaki pojawił się przed jej oczami, kiedy tylko zdjęła wieko pudełka, stanowił okrągły, srebrny brelok, który z obu stron miał zdjęcie pewnego południowokoreańskiego aktora. Jenny spojrzała zaskoczona na przyjaciela, a z jej ust wyrwało się krótkie:
– Co?
Ioan zaśmiał się na t
ę reakcję.– To właśnie. Mówiłaś mi pod koniec roku, że w tym ma powstać drugi sezon, a wcześniej, że uwielbiasz Cho Seung Woo’a za rolę Hwang Shi-Moka, uznałem, że powinnaś pokazywać to innym, ale nie w przesadny sposób.– Dziękuję!  Gdyby nie stolik i ci ludzie wokół, pewnie uniosłaby rękę, by uderzyć nią w ramię przyjaciela. Właśnie w ten sposób dziękowała mu za każdym razem, bo tylko na taki kontakt fizyczny swoim zdaniem mogła się zdobyć.
– Nie ma sprawy.– Ja też mam coś dla ciebie – powiedziała chwilę po tym, jak napatrzyła się na brelok i przymocowała go do kluczy i innych ozdób, jakie przy nich trzymała, i z torebki wyciągnęła swój prezent. – Proszę.Teraz na blacie pomiędzy nimi pojawiło się inne, tym razem podłużne, a nie kwadratowe, pudełeczko, też niewielkie, ale kryjące w w sobie coś o dużej wadze sentymentalnej.
Mężczyzna aż rozdziawi
ł usta, kiedy zobaczył wieczne pióro w granatowym, tak lubianym przez siebie, kolorze.
– Zawsze narzekasz, że używasz tylko długopisów i pisaków przez co nie czujesz się poważnie podczas spotkań z klientami – wyjaśniła przyjaciółka. – Teraz będzie to wyglądać inaczej. Wesołych walentynek.Miała rację – wieczne pióro było tym przedmiotem, którego nie posiadał, a o którym wiedział, że poczuje się pewniej, gdy będzie miał je przy sobie.
Spojrzał na uśmiechniętą Jenny i sam się uśmiechnął, a jego serce zadrżało tylko po to, by nagle zacząć galopować jak głupie. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale szybko nakazał sobie powstrzymać się od tego ruchu. To niekoniecznie była odpowiednia chwila. W dodatku dojrzał idącego w ich stronę kelnera, a to oznaczało, że p
rzyszedł czas na coś innego.
Przesunął oba pu
dełka na jeden ze skrajów stolika, by spokojnie można było wyłożyć zamówienie. Obsługujący ich chłopak uśmiechał się z zadowoleniem – pewnie wynikało ono z tego, że nic z tacy mu nie spadło – i ustawiał przed nimi naczynia.
- Proszę, babeczka z matchą i americano dla pana. - Przed Ioanem zamajaczył zielonawy wypiek. - Ciasteczko karmelowo-orzechowe i duże latte bez dodatków dla pani. 
 Jenny mogła spojrzeć z góry na dekorację z orzechów ziemnych.  Smacznego państwu życzę.
Nim odszedł, zaczęli zamianę. Na oczach coraz bardziej zdziwionego chłopaka Jenny przesunęła talerzyk z ciastkiem w stronę przyjaciela, ten zaś ponad jej dłońmi uniósł talerzyk z babeczką. Za chwilę swoje miejsce zmieniły także filiżanki. 
– Czy… – Kelner zawahał się na początku swojego pytania, głos niemalże mu się załamał. – Czy ja pomyliłem państwa zamówienia?! – Gotowy był prawie do krzyku jako reakcji na swój brak kompetencji. – Najmocniej państwa przepraszam!
Jenny i Ioan trwali przez dziesięć sekund w całkowitej ciszy, po czym wybuchnęli śmiechem.
– To my przepraszamy – wydukała kobieta, gdyż szybciej doszła do siebie; Ioan prawie krztusił się śmiechem za zaciśniętą pięścią przytkniętą do ust. – Przepraszamy, że wciągnęliśmy pana w naszą małą grę. Ale niech się pan nie martwi, bowiem wygrał pan w niej – dodała i puściła mu oczko. – Serdecznie dziękujemy.Kelner skłonił się lekko w swoim oszołomieniu i zdezorientowaniu, po czym odszedł przywitać i usadzić klientów, którzy właśnie zjawili się w kawiarni. – Biedak – rzucił Ioan i wbił widelczyk w swoją porcję słodkości, by umieścić ją niezwłocznie w buzi– O Boże, jakie to jest dobre! – Po jego minie łatwo było stwierdzić, że rozpływa się wewnętrznie nad smakiem. – Chcesz skosztować?
Jenny kiwnęła głową.
– A chcę.
Od dawna nie bawili się w jakieś używanie osobnych sztućców. O wiele szybsze było użycie t, które miały 
już do czynienia z konsumpcją, wszelkie bakterie i tak albo przetrwają, albo nie, nie można wiecznie się ich bać.
Kawałek ciastka zniknął w ustach kobiety, która powalona smakiem uniosła dłoń, za którą ukryła dolną część twarzy.
– O kurczę, masz rację! Chcesz skosztować mojej babeczki?– No jasne.
Wymienili się nie tylko smakiem deserów, ale i napojów, bo choć ich gusta były nieco inne, uwielbiali dzielić się ze sobą momentami, jedzeniem i żartami. Na tym bowiem mijał im ten walentynkowy wieczór. Co niektóre wybuchy śmiechu zwracały na nich uwagę innych odwiedzających lokal, ale nie zwracali na to uwagi i w ogóle nie brali sobie do serca tych spojrzeń, które miały w nich godzić i wyrażać czyjąś dezaprobatę.
Jakże przyjemnie było mówić o tym, co wydarzyło się przez ostatnie dwa i pół tygodnia. 
A że było o czym donosić, rozmowa przeciągała się i przeciągała tak, że niewiele już czasu dzieliło od zamknięcia. Właścicielka to przewidziała – lata podobnej tradycji sprawiły, że była gotowa na wszystko, jeśli chodzi o tę dwójkę – dlatego nie pozwoliła nikomu innego na zarezerwowanie tego stolika na później. Chciała dać im ten czas, który miał być dla nich szczególny. Nie zdziwiła się, kiedy na piętnaście minut przed godziną zero, jak nazywała ją wraz ze swoim personelem, przed barem pojawił się Ioan w wiadomym celu.– Chciałem zapłacić i podziękować ci za przepyszny deser. – Uśmiechnął się do niej promiennie. – I za tę herbatę, którą nam przyniosłaś. I przeprosić za to, że przez nas twój pracownik będzie miał traumę, ale doskonale wiesz, że taki był nasz zamiar.
Kobieta nabiła na kasę rachunek, odwzajemniła uśmiech.
– Strasznie dużo gadasz, wiesz? A myślałam, że takie potoki słów to zachowujesz jedynie dla Jenny.
Oboje spojrzeli w stronę stolika, przy którym Jenny wpatrywała się właśnie w goździki i wyglądała na kogoś, kto chciałby porwać je ze sobą. Ioan zarumienił się na tę uwagę.
– Nie tylko dla niej, ale zazwyczaj dla niej – określił sytuację i podał kartę do zapłaty. – Mówiłaś wcześniej, że chciałaś ze mną porozmawiać. O co chodzi?
Płatność przeszła bez najmniejszych problemów, paragon wręczono wraz z kartą właścicielowi, coby się nikt nie przyczepił do źle wypełnianych na kasie obowiązków.
– O Jenny właśnie.– Co masz na myśli?
Właścicielka 
odgarnęła niedbałym ruchem zabłąkany sprężynkowy kosmyk znad czoła.– Mam wrażenie, że jest bardzo samotna – podzieliła się spostrzeżeniem. Ioan chciał coś powiedzieć, ale powstrzymała go uniesioną dłonią. – Choć przychodzi tu często, nie tyko z tobą, i otacza się różnymi ludźmi, zawsze będąc w jakimś gronie lub obok niego, nigdy nie widziałam tak samotnej duszy jak ona. Dlatego cieszę się, że przyszedłeś, bowiem przy tobie potrafi się szczerze uśmiechać.Ioan nie wiedział, jaj na to zareagować. Uwielbiał Jenny i czas, który z nią spędzał, ale do tej pory wydawało mu się, że kobieta przychodzi tu także z innymi znajomymi. Ze słów właścicielki wynikało, że tak nie było. A on tego nie zauważył, choć tak często się z Jenny widział. Może nie chciał tego dostrzec? Ale powinien, a do tego zapytać przyjaciółkę, czy pomiędzy spotkaniami nie czuje się bardzo samotna.Ale właścicielka jeszcze nie skończyła. 
– Czasami wydaje mi się wręcz, że brakuje jej tylko stokrotki w dłoni, której płatki mogłaby obrywać, mamrocząc przy tym: kocha, nie kocha. – Coś w spojrzeniu kobiety złagodniało. – Widać wyraźnie, że kogoś jej brakuje. I tym kimś być może jesteś ty. Tak mi się wydaje po tym, co widziałam tu teraz. – Uśmiechnęła się do niego sympatycznie. – Jak to mówił niejaki Rudler: trzeba mieć oczy, które umieją patrzeć. Moje potrafią, dlatego mówię ci, byś był z nią szczery, a wszystko będzie dobrze. Widzę to.Ioan jeszcze raz zerknął w stronę stolika, gdzie Jenny właśnie dopijała kawę.– Dziękuję. Chciałbym, by tak było. Ale coś mi mówi, że może być ciężko.– To znaczy, że jest też warto. – Dotknęła lekko jego ramienia. – Bawcie się dobrze, niech ta walentynkowa magia wpłynie i na was.– Dziękuję. Do zobaczenia, być może i za tydzień. Wrócił do stolika, gdzie Jenny powitała go swoją własną wersją uśmiechu. – Zapłaciłem i dorzuciłem dla młodego niezły napiwek, powinien być zadowolony. – To świetnie. Miejmy nadzieję, że nie będzie miał traumy i jeszcze go tu zastaniemy podczas kolejnych wizyt. – Sięgnęła po przewieszoną przez oparcie torebkę. – To co, idziemy?Wyszli na zewnątrz, gdzie nadal czuć było deszczem, który przeszedł nad miastem tego popołudnia i kolejny raz pokazał wszystkim, że to raczej wiosna lub jesień, nie zaś środek zimy. Mimo tej wiszącej w powietrzu wilgotności wiele par postanowiło jak oni trochę pospacerować, nim zakończą wieczór lub przejdą do kolejnego kroku. Ioan i Jenny szli obok siebie, nie zwracając uwagi – lub też udając, że tego nie robią – na to, że inni trzymają się za ręce czy nawet obdarzają publicznie krótkimi całusami. Bo przecież można udawać, ale człowiek i tak czuje się nieswojo, gdy nie robi tego, co pozostali.To Jenny zdecydowała się przerwać rę dziwną ciszę, jaka między nimi zapadła. Choć nie było to takie łatwe – zazwyczaj nie brakowało im tematów do rozmów, ale teraz, kiedy walentynki wylewały się z każdej możliwej strony, a miłość innych unosiła tylko po to, by przygnieść innych, żaden temat nie okołowalentynkowy mógł okazać się tematem jedynie na dwa zdania. Ale było coś, co ją nurtowało, chciała pozbyć się swoich domysłów, a dostać prawdę, na którą w przypadku Ioana zawsze mogła liczyć.
– O co chodziło pół godziny temu w środku? – zapytała.– Co masz na myśli? – Zerknął na nią i zacisnął jedną z dłoni w pięść, byle tylko nie chwycić za dłoń przyjaciółki i jej nie wystraszyć.
– Ten moment, nim podszedł do nas kelner z zamówieniem – wyjaśniła Byłeś skupiony, wyglądałeś, jakbyś chciał coś powiedzieć, po czym zawstydziłeś się i nachmurzyłeś. Co to była za myśl, że wywołała u ciebie taką reakcję? Czy… Chodziło o mnie?Znowu się zarumienił, a to mogło zdradzić tak wiele. Na szczęście w półmroku, kiedy unikał świateł latarni, nie było to aż tak widoczne– Skąd pomysł, że w ogóle była jakaś myśl? I dlaczego sądzisz, że dobrze mnie odczytałaś? Dlaczego to miałabyś być ty?Jenny chwyciła go za ramię i nakazała zatrzymać się, by porozmawiać twarzą w twarz. Sama zrobiła to samo, zakreślając przestrzeń osobistą wokół nich.
– Bo cię znam. Może inni uważają cię za ponurego i romantycznie tajemniczego, ale ja potrafię czytać z ciebie jak z otwartej księgi.Błądził spojrzeniem po jej twarzy, zdając sobie sprawę, że jej twarz jest tą, którą chciałby widzieć codziennie, najlepiej od samego poranka do późnego wieczora.
– To co takiego wyczytałaś tym razem? – zapytał, przyjmując na pozór beztroski ton, kiedy w środku cały się spiął, niepewny odpowiedzi.
– Chciałeś coś zrobić, ale dotarło do ciebie, że miejsce jest nieodpowiednie, więc zezłościłeś się na siebie za to, że nie potrafisz działać, gdy masz najlepszą okazję.Bardzo trafne rozczytanie, to musiał przyznać, ale tylko we własnej głowie. 
– I wyczytałaś to wszystko z mojej twarzy?– Z twoich oczu. Przez nie widzę twoje pragnienia, duszę i serce. Ciebie.Ioan patrzył na przyjaciółkę w tym płaszczu, z tym niepewnym uśmiechem na twarzy i roziskrzonym spojrzeniem, wiedział, że idealny moment na romantyczne wyznanie nie istnieje i nie nadejdzie, sam musi go bowiem stworzyć. Albo też pozwolić działać intuicji. To dlatego otworzył usta, by mogło wydostać się z niego silne i spokojne:– Kocham cię, Jenny.Słowa zawisły nad ich głowami, nie przyniosły jednak ze sobą fajerwerków, które pewnie pojawiłyby się, gdyby była to scena z filmu. Ale życie zwykłych ludzi to często nie scenariusz na komedię romantyczną, lecz na melodramat. W ich przypadku też może tak być.Nie odpowiedziała, jedynie posłała mu spojrzenie, które powinno walić mury, wzbijać płomienie i palić wszystko, co będzie na drodze.
Nie powtórzył, jedynie wpatrzył się w nią niczym w najpiękniejszy oraz, bo tym właśnie dla niego była.
Kobieta pokręciła przecząco głową.
– To nie pora.– Twoim zdaniem nigdy nie będzie.– Jak możesz tak mówić?Nie chciał się więcej powstrzymywać, dlatego ujął obie jej dłonie w swoje i sprawił, że wreszcie zaistniał jakikolwiek kontakt fizyczny. Po latach bez przytuleń to miało być pierwszym, co zrobił tego wieczoru względem niej, by pokazać, że jest najważniejsza.
– Bo tak właśnie myślisz. Nigdy nie będzie dobra pora, bym wyznał ci miłość, nigdy nie będzie dobra pora, byś to odwzajemniła, to nigdy nie będzie pora, byś się zakochała. Wciąż, mimo upływu lat, usilnie wmawiasz sobie, że nie masz prawa kochać ani być kochaną, czym ranisz się bardziej niż ktokolwiek inny mógłby cię zranić.– Jak możesz?  powtórzyła, a ręka uniosła się, by uderzyć.
Wtedy znalazła się taksówka i zatrzymała gwałtownie przy krawężniku, bardzo bliski nich. Nie wypadało więc robić teraz scen i czynić kogoś świadkiem kłótni, której pewnie nie chce słyszeć. 
Ktoś wysiadł z samochodu, obejmująca się i roześmiana para. Nim kierowca ruszył, Jen wpakowała się do środka, chcąc uciec, ale Ioan był szybszy – wpakował się zaraz za nią.– St Marks Ave, proszę zatrzymać się przy bibliotece.
Gdyby mieli ocenić tego taksówkarza, dostałby pięć gwiazdek na pięć. O nic nie pytał, w ogóle nie starał się rozpoczą
ć rozmowy, monologu czy wypytać, jak im mijają walentynki. Wprost idealny kierowca, zważając na ich ciszę.
Dojechali na miejsce po kilkunastu minutach ciągłego milczenia, którego nie zakłócało nawet radio. Podziękowali, zapłacili, dorzucając niezły napiwek, i znaleźli się na chodniku prze
d biblioteką, skąd metry dzieliły ich od kamienicy, w której od zakończenia edukacji mieszkała Jenny. Ioan strasznie lubił tę lokalizację i okolicę, które pasowały do charakteru przyjaciółki – uwielbiała czytać wszelkiego rodzaju powieści, a do tego miała słabość do budynków z cegły, nic więc dziwnego, że wybrała lokum właśnie w takim. Wynajmowała je razem z koleżanką, do której Ioan nic nie miał, nie mógł jednak powiedzieć, by w trójkę tworzyli jakąś paczkę, Nia bowiem była dość… specyficzna, trzeba było do niej przywyknąć, a że to zabrało mu wiele czasu, na większą poufałość nie miał już ochoty.
Podeszli pod budynek w ciszy, zatrzymali się przy płocie i unikali wzrokiem tak długo, że stało się to niezręczne. A przecież nie można było odejść ot tak, za taki wieczór należało podziękować.
Ale słowo 
dziękuję nie było tym, które chciało wyjść z ust Jenny.
– Nie rozumiem, jak mogłeś mi powiedzieć akurat dzisiaj, że mnie lubisz – powiedziała i spojrzała na przyjaciela, który właśnie na nią patrzył, a w jego oczach czaiła się czułość.– Nie to powiedziałem, nie przeinaczaj moich słów – zareagował. – Wyznałem, że cię kocham, bo taka jest prawda. Od dawna powinnaś być tego świadoma.
Poczuła na opuszkach palców dokładnie to samo mrowienie, co podczas zbierania szkła z rozbitego dzbanka, kiedy nie skaleczyła się żadnym odłamkiem, ale czuła, że drobiny wbijają się w skórę. 
– Niby jak powinnam to wiedzieć?– W każdym spojrzeniu, jakie łapiesz z mojej strony – wyjaśnił. – W każdej wiadomości, jaką ci wysłałem. W czasie, który z tobą spędzam, bo zawsze wkładam w niego swoje serce z nadzieją, że je przyjmiesz i może złamiesz, a może nie. Wiem,że ludzie nie mogą należeć do siebie nawzajem, bo nie są przedmiotami, ale ja jestem twój, Jenny. W całości i taki, jak chcesz. Tylko twój.
Nie mogła patrzeć na niego dłużej, bo łzy zaczęły napływać do jej oczu, a nie mogła sobie pozwolić na rozklejenie się w jego obecności. Przecież była niczym głaz, do diaska, nie dawała się żadnym emocjom. 
Takie wyznanie nie powinno tego zmienić.
Ponownie nie odpowiedziała, zapatrzona w swoje buty, bo zupełnie nie wiedziała, co powiedzieć.
Ech, że też miłość zamyka usta w taki sposób.
– W każdym razie… – spróbowała zacząć, ale poległa, nie mogąc znieść zwariowanego serca, które odżyło w chłodnej piersi i teraz miało ochotę wyrwać się do wspaniałego świata.
Ioan widział, że coś jest nie tak, ale nie naciskał. Z niektórymi rzeczami Jenny musiała zmierzyć się sama.

– W każdym razie.
Niezręczna cisza zaczęła wbijać się pomiędzy nich niczym szpilka w krawiecką poduszeczkę. Dalsza konwersacja zdawała się nie mieć większego sensu, ale nie można było odejść bez pożegnania. Tak się nie robi.
– Może… – spróbowała jeszcze raz. – Może chcesz wejść na góręMam nowy zapas kawy zbożowej, moglibyśmy się napić.
Cholera, to chyba nie najlepsza propozycja. Albo idealna, by popsuć ten wieczór całkowicie.

Ioan uśmiechnął się delikatnie. Gdyby mógł, byłby stale blisko, ale to nie było możliwe.– Dzięki za zaproszenie, ale nie chcę przeszkadzać, jeśli Nia jest czymś zajęta. Dzięki, zobaczymy się w przyszłym tygodniu.Jenny nie potrafiła powiedzieć, ze jej lokatorki nie ma, że wyjechała i że mogą tym samym robić, co tylko chcą. Na niektóre wyznania brakuje po prostu odwagi.
– Ok, to do zobaczenia.
Patrzył, jak pr
zechodzi przez furtkęza którą oboje czekała samotność reszty dnia, nie chciał tkwić w zbyt dużej niewiedzy, dlatego postąpił krok naprzód, by znowu być odrobinę bliżej.
– Gdybym…
Jego głos ledwie przebił się przez panujący wiatr. Spojrzała na niego.
– Gdybym zrobił to, co miałem w głowie, jak byś zareagowała? Co byś poczuła?
Musiał poznać odpowiedź, dopiero po niej mógłby zacząć myśleć o przyszłości.
– Nienawiść.
Nie rozumiał.
– Nienawiść? Ale jak to? Do kogo?Wróciła do niego, by powiedzieć to bez żadnych przeszkód.
– Do siebie. Bo widzisz, czasami człowiek wie, że nie zasługuje na pewne rzeczy, a kiedy je otrzymuje, zaczyna nienawidzić siebie. Tak byłoby ze mną, nawet jeśli tą rzeczą byłoby coś tak prostego jak pocałunek przyjaciela.Mówiła poważnie, czym go zaskoczyła.
– Nie możesz odbierać pewnych rzeczy w rozumieniu zasługuję, nie zasługuję – zaprotestował.  Człowiek ma prawa, których nikt i nic nigdy nie powinno mu odebrać. Jednym z nich jest miłość. Każdy ma prawo kochać i być kochanym. Dlatego nie mów mi więcej, że nie zasługujesz na moje pocałunki, kiedy jestem osobą, która cię kocha i która właśnie w ten sposób chce ci tę miłość okazać.– Chyba sobie żartujesz.– To nie jest temat, z którego bym żartował. Poza tym… Nie mam zamiaru się poddać, jeśli chodzi o ciebie. – Uniósł dłoń, by odsunąć jej z czoła zabłąkany kosmyk włosów. – Nie chcę tego, dlatego będziesz musiała znaleźć naprawdę dobry powód, by mnie od siebie odsunąć.
W tej chwili nie udało jej się tego zrobić 
– pozwoliła mu dotknąć skóry, ale nie czuła się z tym najlepiej.– Spokojnie – odezwała się. – Znajdę wiele powodów, byś dał sobie ze mną spokój.– Powodzenia – odparł z uśmiechem, po czym, nim zdała sobie z tego sprawę, przytulił ją do siebie. Tak zwyczajnie, a jednak jej serce zatrzymało się na chwilę, by zabić jeszcze mocniej.
Nie próbowała wyrwać się z jego objęć, ale też nie chwyciła go, by odwzajemnić uścisk. Nadal była czujna, jakby bała się, że może ją zaatakować niczym dziki zwierz swoją ofiarę, ale przecież wcale tak nie było. Nie zamierzał jej skrzywdzić w jakikolwiek sposób, bo wówczas znienawidziłby siebie. Chciał przychylić tej kobiecie nieba, dać jej wszystko to, na co zasługuje, a nawet o wiele więcej. Chciał, by była szczęśliwa i być obok, by zobaczyć jej najwspanialsze uśmiechy, jakie mogą pojawić się na jej twarzy.– Jenny – wyszeptał, a przyjaciółka spojrzała na niego z tymi iskierkami, dla których stracił głowę.
Nie mógł się więcej powstrzymywać. Skoro wykonał jeden krok i wyznał, co czuje, to teraz wypadało pociągnąć to dalej, dlatego pochylił głowę i dążąc spokojnie, powoli, zbliżył się do ust przyjaciółki.
Był niemalże pewien, że kiedy tylko ich wargi zetkną 
się w niczym innym jak w muśnięciu, Jenny odskoczy od niego jak oparzona, a on dostanie w gratisie z liścia, ale nic takiego nie nastąpiło. Dotykał jej ust dwie sekundy i dłużej, a kiedy mógł stwierdzić, że kobieta nie ucieka, choć jest wciąż sztywna niczym struna, pozwolił sobie przytulić ją do siebie mocniej i pogłębić pocałunek. Tego nigdy nie miałby żałować, nieważne, co wydarzyłoby się później.
Ku jego wielkiemu zaskoczeniu Jenny rozchyliła nieco wargi i nieśmiało oddała pocałunek, zaś jej dłonie zacisnęły się na płaszczu mężczyzny. Przylgnęła do niego niczym poddająca się osoba, która nie ma już sił walczyć i może nawet tak było, ale nie dotyczyło jego. Jenny miała raczej dość udawania twardej babki, której nic nie rusza i dla której miłość mogłaby nie istnieć. 
Opuściła tę gardę i pokazała, że jest delikatna i pełna niewinności, co rozczuliło go jeszcze bardziej. Poczuł, że musi być jej opoką, a wówczas ona odwdzięczy mu się czymś wspaniałym.
To może nie nadejdzie od razu, już jutro, ale nastąpi i będzie kolejną wspaniałą rzeczą w ich życiu.
Niech tylko powie, że chce, a on da jej wszystko.
 Jenny… Spojrzała na niego, a po policzku spłynęła łza. Bynajmniej nie smutku.– Właśnie dałeś mi pierwszy powód, by się od ciebie odsunąć.– Niby jak?– Jeśli pocałujesz mnie jeszcze raz, to na pewno złamię ci serce.
Więc pocałował ją ponownie.
– Rób z nim, co chcesz. Tylko pozwól mi być blisko.
Nic nie odrzekła, zatapiając się w bańce pełnej niewidzialnego różu i chmur, które mogły unieść ich do nieba, którego próg przestępują tylko ci, którzy kochają.
W każdym razie te walentynki były inne od poprzednich. Lepsze i z zapowiedzią kolejnych pięknych chwil, o ile tylko oboje pozwolą sobie na to wszystko, co może doprowadzić ich do szczęścia.
Ale nad tym trzeba pracować. Więc Jenny szukała kolejnych powodów, by rozstać się z Ioanem, gdy on każdego dnia udowadniał jej, dlaczego tak dobrze jest być razem. 
I ciągnęło się to, i ciągnęło, aż ubrało ich w czerń i biel. Ale czy taki koniec i początek nie był najlepszy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz