Wykłady z politologii i socjologii nie cieszyły się zbyt dużym zainteresowaniem, często stanowiły zajęcia fakultatywne dla wydziałów, gdzie potrzebne były tylko punkty za zaliczenie, naprawdę niewielu studentów decydowało się na nie jako obligatoryjne. Brzmiało to smutnie, ale w czasach, kiedy tak wielu absolwentów tychże kierunków kończyło po odebraniu dyplomu na kasie w McDonald's lub innym fast foodzie, było to jak najbardziej zrozumiałe. Społeczeństwo samo sprawiało, iż nauki społeczne nie cieszyły się wielkim powodzeniem, dlatego też profesor Goar cieszył się, iż w ogóle ktoś zjawia się o dziewiątej trzydzieści w każdy wtorek i czwartek, by przez półtorej godziny wysłuchiwać jego wykładów, a o drugiej trzydzieści po południu w te dwa dni zajść na ćwiczenia. Dlatego robił wszystko, by swoje przedmioty wykładać jak najlepiej, by nie była to nudna teoria z podręczników, ale też jakieś przykłady z jego doświadczeń.
Tego poranka także starał się przekazać temat w najlepszy możliwy sposób. Na sali, w kilkunastu rzędach, zasiadło trochę ponad trzydziestu studentów, profesor nakazał sobie jednak myśleć o tym, jakby to grono było co najmniej trzykrotnie większe, by wczuć się w omawiane kwestie, by trafiły one do wszystkich słuchaczy. I bardzo możliwe, że tak właśnie było – te półtorej godziny minęły bardzo szybko i, co było miłe i zaskakujące, nawet się przeciągnęło, gdyż kilkoro studentów miało pytania, które chciało zadać na forum, coby wszyscy poznali odpowiedzi. To było dowodem, iż praca się opłacała.
– Jeśli to wszystko – po szóstym pytaniu profesor nakazał sobie zakończyć, bo inaczej nie zdoła odetchnąć przed kolejnymi obowiązkami, które już zaczynały na niego czekać – to dziękuję wam bardzo za waszą uwagę i aktywność. Jeśli przed naszym kolejnym spotkaniem ktoś miałby jeszcze jakieś pytania, to może je zadać na ćwiczeniach bądź zajść jutro do mojego gabinetu. Dyżur mam od drugiej do czwartej. – Zamknął książkę, która robiła za wsparcie. – Życzę wam miłego dnia i do zobaczenia.
Zebrani pozamykali klapy laptopów czy też swoje zeszyty, ale rozmowy nie ucichły wraz z tym, lecz trwałe w najlepsze. Te zajęcia musiały wywrzeć na nich pewien wpływ, co bardzo wykładowcę ucieszyło.
Wśród studentów były także dwie dziewczyny, który rzuciły za siebie "do widzenia!", wychodząc z sali, nadal żywo o czymś rozmawiały.
– Myślisz, że znajdziemy miejsce?
– Na pewno, przecież o tej porze mało kto się po tej stronie kampusu kręci.
Celem ich przechadzki po tym wykładzie był mały plac niedaleko głównego budynku wydziału administracji. Faktycznie, nie za wielu studentów można tu było uświadczyć, więc dziewczęta miały gdzie usiąść i odpocząć, mając ponad godzinną przerwę do kolejnego wykładu. Z uśmiechem więc usiadły na rozłożonej arafatce jednej z nich i obie westchnęły w stronę nieba.
– To były ciekawe zajęcia, nie uważasz?
– Bardzo, aż z przyjemnością robiłam notatki. Tylko zastanawia mnie kwestia tego prawa do swobody wypowiedzi. Nie uważasz, że obecnie to prawo jakoś nie ma po drodze ze światem, w którym żyjemy?
– Co masz przez to na myśli?
Jedna z nich wyciągnęła z torby termiczny kubek z wodą, do której uprzednio dodała soku z cytryny. Nie bardzo jej to smakowało, ale wyczytała gdzieś, że taki napój dobrze wpływa na metabolizm i utratę wagi, a że do wakacji nie zostało wiele czasu, chwytała za wszystkie możliwe sposoby, byle tylko coś schudnąć. Druga za chwilę poszła w jej ślady, wyciągając podobny kubek z tym samym napojem. Bo jak podążać za modą, to wspólnie.
– No bo pomyśl: tylu polityków się wypowiada, po czym jest szkalowana w mediach i w internecie za powiedzenie czegoś, co się innym zupełnie nie podoba. Czy nie lepiej jest jednak milczeć?
Koleżanka zamyśliła się na minutę.
– Wydaje mi się, że to my musimy zadecydować, czy wypowiedzieć pewną opinię, czy też nie. Wiesz, zrobić takie wewnętrzne rozważanie, czy moje słowa kogoś urażą, czy nie. Bo to przecież jasne, a przynajmniej jest takie dla mnie, że to, co mówimy, winno być z zachowaniem zasad kultury. Co nie zmienia faktu, że i tak każdy ma prawo do swobodnej wypowiedzi, nie można na kogoś nałożyć cenzury czy też mówić mu, wręcz nawoływać do tego, jak powinien żyć i się zachowywać.
– Czyli mówić można o wszystkim, ale czy to nie prowadzi czasami do zranienia uczuć innych osób? – Brunetka podjęła temat, naprawdę nim zaciekawiona, co po zajęciach z profesorem Goarem do tej pory jej się nie zdarzyło. – I że może coś zepsuć?
– Nie rozumiesz? Każdy z nas ma prawo mówić, co uważa. Wolność wypowiedzi to jedno z praw człowieka!
– Naprawdę tak uważasz?
– Oczywiście! Jedna wypowiedź może doprowadzić bowiem do dialogu, ten zaś do dyskusji czy debaty i zmusić do podjęcia jakichś działań. Nie mogąc się wypowiedzieć, co możemy zmienić w świecie, który umiera?
Coś w tym było, to należało przyznać. Ale nie do końca wyczerpywało temat, dlatego za chwilę, kiedy promienie słońca otuliły policzki obu studentek, padło kolejne pytanie, bo wątpliwości pozostawały nadal.
– Swoboda wypowiedzi? Ale że na pewno na każdy temat? Czyli możesz mówić głośno nawet o tym, że chodzisz na te zajęcia, bo od pierwszego dnia kochasz się miłością wcale nie platoniczną w naszym profesorze?
Policzki, które były ciepłe od promieni, teraz zrobiły się ciepłe i różowe od uczucia zawstydzenia. Uszy spotkał podobny los, a dziewczyna spuściła wzrok pod roześmianym spojrzeniem koleżanki.
– Ej no, miałaś zachować to dla siebie.
– Przecież zachowuję. Pytam tylko, czy nawet o tym możesz mówić, czy może są jakieś etyczne lub moralne przesłanki ku temu, by tego nie robić?
Skrywając twarz za jasnymi włosami, nastolatka myślała o tym, co czuje. Może miłość to było za duże słowo, ale musiała ukrywać to, że jest wyraźnie zauroczona swoim wykładowcą i zafascynowana nie tylko tym, co przekazuje im na zajęciach, ale i samą jego osobą. Różnica wieku powinna skłonić ją do porzucenia romantycznych wyobrażeń, ale ona o wiele bardziej wolała wzdychanie i tworzenie w głowie wzniosłych obrazów z nimi w roli głównej. Bo czy też ktoś bronił marzyć i kochać?
– Nie wiem, czy o tym zdołałabym mu powiedzieć, prędzej zapadłabym się pod ziemię... Ale jeśli chodzi ci ogólnie o mówienie, że się kogoś kocha, to wydaje mi się, że powinno się to robić.
– Naprawdę?
Kiwnięcie głową miało być potwierdzeniem. Róż zaczął zanikać na policzkach i uszach, zaś w głosie blondynki pojawiła się siła godna kogoś, kto wierzy w to, co mówi, i chce, by inni też spróbowali uwierzyć.
– No tak. Mając wybór: powiedzieć koledze ze szkoły, że mi się podoba i może coś z tego będzie, a milczenie i cierpienie przez kilka lat, to wybieram powiedzenie. Bo nie używając słów, nie wypowiadając się, nie ma jak dojść do działań. Nie potrafimy czytać sobie nawzajem w myślach, a jeśli chodzi o miłość, to w ogóle jesteśmy do niej za bardzo zdystansowani i często przez brak mówienia o niej tacy samotni. A naprawdę czasami niewiele potrzeba, by stać się panią czy panem czyjegoś serca.
Były to dość wielkie słowa jak na kogoś, kto zakochany był mniej niż trzy razy w całym swoim życiu, kto wieloma związkami się nie chwalił, ale odpowiednie na kogoś, kto potrafił myśleć, rozumieć, łączyć fakty i czytać między wersami. Brunetka spojrzała na swoją koleżankę z podziwem i nawet zaczęła cicho klaskać, coby nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. Za to blondynka jeszcze nie skończyła, zagalopowała się we własnych przekonaniach i chciała dać im w tej chwili wyraz.
– Mam unikać własnych słów, które chodzą mi po głowie? – podjęła. – To jakiś absurd! Nie będę milczeć, kiedy ktoś będzie próbował zamknąć mnie w klatce niczym zwierzę i mówić, co mam robić! To moje życie, ja sama muszę się z nim mierzyć, nie ktoś inny, i to ja będę mówić za siebie!
Jej koleżanka roześmiała się i poklepała ją po plecach.
– No już, już, zrozumiałam, o co ci chodzi. – Tak było albo też tak jej się wydawało. – To ja też taka będę, a co!
Blondynka także się roześmiała, dumna z siebie, że swoje przekonania mogła przełożyć na kolejną osobą. Przybiły sobie piątkę, po czym wzniosły toast swoimi butelkami z cytrynową wodą i porzuciły ten temat, uznając go za całkowicie skończony, by porozmawiać o czymś innym, lżejszym niż zagadnienie praw człowieka.
Ta zaprezentowana przed chwilą postawa była tą, jakiej profesor oczekiwał po swoich słuchaczach, nic więc dziwnego, iż uśmiechnął się szeroko, przechodząc nieopodal miejsce, gdzie siedziały jego studentki. Widać było, iż dotarło do nich, co takiego chciał przekazać podczas swoich zajęć, to dobrze świadczyło o jego sposobie wykładania przedmiotów. Wtedy, gdy widział, iż potrafi otworzyć te młode umysły na wielkie sprawy, czuł, iż jest dobry w swoim zawodzie i naprawdę daje innym coś od siebie.
Mężczyzna zaczął nucić pod nosem hymn swojego kraju i ruszył dalej, do swojej katedry, a każdemu, kogo napotkał chociażby wzrokiem, rzucał radosne powitanie i poprawiał humor tym, którzy tego potrzebowali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz