Mogłabym powiedzieć, że to się staje nudne, jednak pewne
doświadczenia, choćby powtarzały się każdego dnia, za każdym
razem zdają się być pełniejsze, uczyć czegoś nowego, rozjaśniać
życie, dostarczać nową wiedzę i po prostu są czymś, z czego nie
da się tak łatwo zrezygnować.
Rozumiesz, co takiego mam na myśli?
Pewnie tak, w końcu dzielisz ze mną umysł i emocje. Co nadal mnie zaskakuje i sprawia, że na mojej twarzy pojawia się rumieniec.
Rozumiesz, co takiego mam na myśli?
Pewnie tak, w końcu dzielisz ze mną umysł i emocje. Co nadal mnie zaskakuje i sprawia, że na mojej twarzy pojawia się rumieniec.
Tylko
jedna rzecz. To sobie obiecaliśmy, kiedy przyszło do składania
przysięgi nad brzegiem morza, kiedy słońce zachodziło wśród
różu, czerwieni i pomarańczy, a tankowce w oddali wskazywały, że
i horyzont ma gdzieś swój kres.
Tylko jedna rzecz miała trzymać nas razem, ale że w niej zawierało się wszystko, jak mogliśmy od tego uciekać?
Nie da się uciec od miłości.
Na początku chyba oboje w to wątpiliśmy. No bo jak to tak można się w kimś zakochać i zostać odwzajemnionym? To równanie było najtrudniejszym, z jakim przyszło mi się kiedykolwiek zmierzyć. Zbyt wiele niewiadomych, do tego brak jednego uniwersalnego wzoru, pod który mogłabym podstawić to, co wiedziałam. Słyszałam śmiech w głosie mamy, kiedy jej się z tego zwierzałam. Czy mówiłam Ci, jaka była szczęśliwa, gdy przyznałam jej się, że po raz pierwszy moje serce zaczęło bić mocniej na widok drugiego człowieka, a do tego pojawiła się chęć, by przychylić mu nieba?
Taka byłam – uważałam, że miłość nie istnieje w moim świecie, że to uczucie dla mnie jest tylko iluzją, która jako rzeczywistość pojawia się w życiu innym ludzi, dla mnie jest tylko słowem z definicją, o którym wiem, ale którego nie doświadczę. Kolejne lata życia jedynie utwierdzały mnie w tym, że tak jest, a samotność – choć nigdy nie mogłam powiedzieć, że mi doskwierała, bo naprawdę ją lubiłam – stawała się jedynym towarzyszem do wieczornego picia.
Dlatego byłam taka zaskoczona, kiedy za płomieniami tamtego ogniska ujrzałam Twoją twarz i wzrok skupiony na nikim innym, tylko na mnie.
Doskonale pamiętam słowa, które mi wtedy powiedziałeś. Że jesteśmy jak ten piasek pod naszymi stopami: każde z nas jest ziarenkiem wrzuconym do wielu innych, takie samo, a jednak niepowtarzalne, tylko potrzeba mocno przyjrzeć się każdemu z osobna, by dostrzec te różnice. Wyśmiałam Cię wtedy, mówiąc, że filozofia to ostatni kierunek, w jakim mogą podążać po alkoholu moje myśli, ale Ty zacząłeś wykładać mi egzystencjonalim i nim się obejrzałam, noc zaczęła przechodzić w świt, piwo się skończyło, znajomi się rozeszli, a my nadal siedzieliśmy na tym czerwonym kocu, który wytargałam z bagażnika samochodu rodziców i przyniosłam, bo siedzenie na piasku zawsze brałam za coś nieprzyjemnego.
Tamten świat też miał przyjemne kolory. Zachwyciłam się lazurem i tą bielą, której nie widać o innej porze dnia, Ty zaś stwierdziłeś, że bycie mewą mogłoby być ciekawe. Rozbawiłeś mnie tym stwierdzeniem, ale i zaintrygowałeś – nikt wcześniej nie przedstawiał mi mojego życia, porównując do życia innej istoty. To było ciekawe.
Pamiętam też te słowa, którymi mnie pożegnałeś, gdy po trzech kilometrach spaceru i nieustannej rozmowy dotarliśmy pod mój dom. Uśmiechnąłeś się wtedy, słońce zagrało na pasmach Twoich włosów i wtedy moje serce zadrżało po raz pierwszy. I było to najprzyjemniejsze uczucie w moim dotychczasowym życiu.
Nie chciałam Cię zwodzić, naprawdę. Nie starałam się też unikać Ciebie i Twojego towarzystwa, po prostu nie rozumiałam, dlaczego miałbyś poświęcać mi aż tyle uwagi. Zrozumiałam wtedy, gdy sama zechciałam przebywać z Tobą odrobinę dłużej. I dłużej, i dłużej, aż w końcu zamarzyłam o kolejnej nocy na plaży, kiedy moglibyśmy rozmawiać o wszystkim, usadowieni pod gwiazdami, zapatrzeni w swoje oczy, z sercami bijącymi w tym samym rytmie.
Tylko jedna rzecz mogła nas połączyć. I uczyniła to w kolejnym uśmiechu, w pierwszym przytuleniu, w pierwszym pochyleniu głowy, w pierwszym pocałunku. Kiedy moja dłoń znalazła się w Twojej i gdy ją ścisnąłeś, poczułam, że należę do kolejnego miejsca. Ruchomego, ale miejsca, gdzie zawsze mogę się schować, gdzie nikt mnie nie oceni, gdzie mogę być sobą i nie bać się o to, co kto sobie pomyśli. Twoje ramiona stały się moim niebem niczym z piosenki, którą nuciłeś mi do ucha, gdy po raz pierwszy tańczyliśmy przy płomieniach świec na ulicy wśród innych par podczas happeningu, jaki urządziłeś. Twój uśmiech stał się moim substytutem słońca, zaś dotyk Twoich dłoni, które otulały mój policzek, kiedy łamałam się kolejnym niepowodzeniem, był moją podporą. Ty zaś stałeś się moim aniołem i dobrym duchem, z którym mogłam grać we wspólne życie i mimo popełniania błędów oraz kłótni nadal iść przy Twoim boku.
Wiesz, co zrozumiałam przez te lata, kiedy oboje spoglądamy w tym samym kierunku? Tylko wtedy, kiedy człowiek czuje czyjąś miłość, dostrzega milion opcji, by w życiu było lepiej. To właśnie siedzi we mnie, kiedy patrzę na Ciebie, dlatego proszę – czy mogę patrzeć na Ciebie przez całą wieczność?
To jedyne życzenie, jakie mam.
Wieczność przy Twoim boku.
Piszesz się na to?
Tylko jedna rzecz miała trzymać nas razem, ale że w niej zawierało się wszystko, jak mogliśmy od tego uciekać?
Nie da się uciec od miłości.
Na początku chyba oboje w to wątpiliśmy. No bo jak to tak można się w kimś zakochać i zostać odwzajemnionym? To równanie było najtrudniejszym, z jakim przyszło mi się kiedykolwiek zmierzyć. Zbyt wiele niewiadomych, do tego brak jednego uniwersalnego wzoru, pod który mogłabym podstawić to, co wiedziałam. Słyszałam śmiech w głosie mamy, kiedy jej się z tego zwierzałam. Czy mówiłam Ci, jaka była szczęśliwa, gdy przyznałam jej się, że po raz pierwszy moje serce zaczęło bić mocniej na widok drugiego człowieka, a do tego pojawiła się chęć, by przychylić mu nieba?
Taka byłam – uważałam, że miłość nie istnieje w moim świecie, że to uczucie dla mnie jest tylko iluzją, która jako rzeczywistość pojawia się w życiu innym ludzi, dla mnie jest tylko słowem z definicją, o którym wiem, ale którego nie doświadczę. Kolejne lata życia jedynie utwierdzały mnie w tym, że tak jest, a samotność – choć nigdy nie mogłam powiedzieć, że mi doskwierała, bo naprawdę ją lubiłam – stawała się jedynym towarzyszem do wieczornego picia.
Dlatego byłam taka zaskoczona, kiedy za płomieniami tamtego ogniska ujrzałam Twoją twarz i wzrok skupiony na nikim innym, tylko na mnie.
Doskonale pamiętam słowa, które mi wtedy powiedziałeś. Że jesteśmy jak ten piasek pod naszymi stopami: każde z nas jest ziarenkiem wrzuconym do wielu innych, takie samo, a jednak niepowtarzalne, tylko potrzeba mocno przyjrzeć się każdemu z osobna, by dostrzec te różnice. Wyśmiałam Cię wtedy, mówiąc, że filozofia to ostatni kierunek, w jakim mogą podążać po alkoholu moje myśli, ale Ty zacząłeś wykładać mi egzystencjonalim i nim się obejrzałam, noc zaczęła przechodzić w świt, piwo się skończyło, znajomi się rozeszli, a my nadal siedzieliśmy na tym czerwonym kocu, który wytargałam z bagażnika samochodu rodziców i przyniosłam, bo siedzenie na piasku zawsze brałam za coś nieprzyjemnego.
Tamten świat też miał przyjemne kolory. Zachwyciłam się lazurem i tą bielą, której nie widać o innej porze dnia, Ty zaś stwierdziłeś, że bycie mewą mogłoby być ciekawe. Rozbawiłeś mnie tym stwierdzeniem, ale i zaintrygowałeś – nikt wcześniej nie przedstawiał mi mojego życia, porównując do życia innej istoty. To było ciekawe.
Pamiętam też te słowa, którymi mnie pożegnałeś, gdy po trzech kilometrach spaceru i nieustannej rozmowy dotarliśmy pod mój dom. Uśmiechnąłeś się wtedy, słońce zagrało na pasmach Twoich włosów i wtedy moje serce zadrżało po raz pierwszy. I było to najprzyjemniejsze uczucie w moim dotychczasowym życiu.
Nie chciałam Cię zwodzić, naprawdę. Nie starałam się też unikać Ciebie i Twojego towarzystwa, po prostu nie rozumiałam, dlaczego miałbyś poświęcać mi aż tyle uwagi. Zrozumiałam wtedy, gdy sama zechciałam przebywać z Tobą odrobinę dłużej. I dłużej, i dłużej, aż w końcu zamarzyłam o kolejnej nocy na plaży, kiedy moglibyśmy rozmawiać o wszystkim, usadowieni pod gwiazdami, zapatrzeni w swoje oczy, z sercami bijącymi w tym samym rytmie.
Tylko jedna rzecz mogła nas połączyć. I uczyniła to w kolejnym uśmiechu, w pierwszym przytuleniu, w pierwszym pochyleniu głowy, w pierwszym pocałunku. Kiedy moja dłoń znalazła się w Twojej i gdy ją ścisnąłeś, poczułam, że należę do kolejnego miejsca. Ruchomego, ale miejsca, gdzie zawsze mogę się schować, gdzie nikt mnie nie oceni, gdzie mogę być sobą i nie bać się o to, co kto sobie pomyśli. Twoje ramiona stały się moim niebem niczym z piosenki, którą nuciłeś mi do ucha, gdy po raz pierwszy tańczyliśmy przy płomieniach świec na ulicy wśród innych par podczas happeningu, jaki urządziłeś. Twój uśmiech stał się moim substytutem słońca, zaś dotyk Twoich dłoni, które otulały mój policzek, kiedy łamałam się kolejnym niepowodzeniem, był moją podporą. Ty zaś stałeś się moim aniołem i dobrym duchem, z którym mogłam grać we wspólne życie i mimo popełniania błędów oraz kłótni nadal iść przy Twoim boku.
Wiesz, co zrozumiałam przez te lata, kiedy oboje spoglądamy w tym samym kierunku? Tylko wtedy, kiedy człowiek czuje czyjąś miłość, dostrzega milion opcji, by w życiu było lepiej. To właśnie siedzi we mnie, kiedy patrzę na Ciebie, dlatego proszę – czy mogę patrzeć na Ciebie przez całą wieczność?
To jedyne życzenie, jakie mam.
Wieczność przy Twoim boku.
Piszesz się na to?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz