Menu

piątek, 25 września 2020

Dziewczyna z tatuażem muszli

    


    Wiedziała to, od kiedy podjęła taką decyzję, że z wielu stron padać będą pytania, że pojawią się oszczerstwa, niedowierzanie, może nawet i śmiech kogoś, kto uzna ją za pomyloną. Jednak tak bardzo o to nie dbała. Kto bowiem decydował o jej ciele, jak nie ona? I gdzie byli ci ludzie, kiedy wcześniej wyrządzała sobie większą krzywdę? Nie powinni jej oceniać, tak mało o niej wiedząc. 
    – Co to jest?! padło jako pierwsze, kiedy zdruzgotany ojciec zobaczył jej nadgarstek. Ale to tak na całe życie?
    Trudno było powiedzieć mu, że nie, skoro ani myślała zbierać na zabieg laserem. Mogła jedynie patrzeć, jak jego twarz robi się czerwona, a matka bliska jest omdlenia. Choć przecież powinni się tego spodziewać, bo w przeciwieństwie do innych członków rodziny oni zostali na czas poinformowani o jej zamiarach, nawet zobaczyli wzór i wskazała miejsce, gdzie się on pojawi. Ta reakcja był po prostu przesadzona.
    Inne były bardziej uzasadnione, kiedy z nadejściem lata zapanowały dni krótkich rękawków, a na ulicy co chwila natykała się na jakąś znajomą twarz.
    – Ładna muszla słyszała za często, na co tylko się uśmiechała. Wiedziała, że to pierwsze wrażenie wielu, nawet tatuator jej tak powiedział. Wyprowadziła go z błędu, ale nawet nie zwrócił na to zbyt wielkiej uwagi, tylko wykonał swoją pracę z dbałością i bez kolejnych pytań.
    – Co to za dziwny ślimak? pytali co niektórzy, nawet nie próbując dobrze się przyjrzeć. Zbywała ich milczeniem lub machnięciem dłonią. Co jej bowiem przyszło po takiej stracie czasu? Nic.
    Bo po co miała bawić się w tłumaczenie? Szybciej przychodziło zrobienie groźnej miny i pozwolenie, by zaskoczeni jej zachowaniem rozmówcy kuśtykali w swoją stronę lub wracali do swojego życia, które było zbyt nudne, by o nim rozmawiać. Zauważyła jedynie, że obrazy na ciałach innych nie są tak często komentowane jak jej. Jakby ludzie naprawdę nie potrafili uwierzyć, że zdecydowała się na coś takiego i w dodatku umieszczając na ręce coś, co jest dla nich zupełnie niezrozumiałe.
    Powinna wiedzieć, że najbliższa rodzinna impreza, na jakiej się pojawi, będzie idealną okazją dla wielu krewnych, by zapytać, co też najlepszego ze sobą zrobiła. Jakby, do jasnej cholery, była pierwsza. I też jej nowy wygląd musiał stać się tematem numer jeden, jakby akurat teraz nikt nie planował się żenić, wychodzić za mąż czy też akurat nie wpadł i nie ma co czekać na kolejne narodziny.
    – Naprawdę myślisz, że z czymś takim znajdziesz pracę? zapytała jedna z ciotek i pokręciła głową, dając tym samym wyraz swojej dezaprobaty. Przy okazji zahaczyła łokciem o półmisek z sałatką brokułową, przez co słonecznik, którym była udekorowana, znalazł się na białym obrusie. Przecież tyle się mówi, że to wygląda jak z kryminału.
    Nie miała sił tłumaczyć jej, że w więzieniu to się raczej róże tatuuje, nie symbol, który ma ona, poza tym powinna się najlepiej zamknąć, kiedy jej własna pociecha ma o wiele większy malunek na skórze i jej wywodów żadnych nie czyniono.
    – Ale ja mam pracę zauważyła zamiast tego kobieta i ani myślę z niej rezygnować. Tak jak mój szef nie zamierza rezygnować ze mnie.
    Takie wyjaśnienie nie zdołało podziałać na kogoś, kto miał już wyrobioną opinię i zajął stanowisko, by trwać przy nim po kres swych dni.
    – A da się to usunąć? padło pytanie z innej strony stołu.
    – A da się stąd wyjść? zapytała kobieta. Jeśli tak, to bardzo przepraszam, ale chyba już sobie pójdę. Do widzenia.
    Jedyną osobą, która spróbowała ją powstrzymać, był jej chrzestny ojciec, ale niewiele mógł zdziałać, kiedy kobieta już sobie swoje postanowiła. Skoro wyraźnie nie była mile widziana podczas spotkania tylko dlatego, że zadecydowała o swoim ciele, to nie uważała, by warto było marnować swój czas i energię na kogoś, kto chce ją jedynie krytykować, a nie wspierać. Nie chodziło nawet o to, by zaakceptowali, ale choćby tolerowali to, co zrobiła. Bo w gruncie rzeczy nie mieli nic do gadania, a mimo to ona i tak się ich zdaniem przejęła.
    Dlatego zmieniła nastawienie. Bardzo podobało jej się, iż ozdobiła przedramię w ten sposób, czuła dzięki temu jeszcze lepszą więź nie tyle ze swoim idolem, co ze światem, jaki wykreował i w którym czuła się najlepiej ze wszystkich światów, jakie do tej pory poznała, choć też ją przerażał. Nie zamierzała jednak nikomu wyjaśniać, skąd taki pomysł, bo jeśli słuchający ma szybko stracić zainteresowanie, to nie warto się produkować.
    W końcu muszla to muszla, prawda?
    Ale kiedyś i to powinno ulec zmianie. 
    Na przykład przed regałem z powieściami, skąd Barcelona patrzyła ze starych zdjęć na potencjalnych klientów, a nazwisko autora zapewniało podróż do mroku i dreszczy, gdy ostatnia kandyzowana skórka pomarańczy została zmiażdżona i zniknęła w przewodzie pokarmowym. To miejsce, ta chwila była wręcz wymarzona, by spotkać kogoś tak samo skrzywionego jak ona.
    Bo też ta księgarnia, jedna z wielu w mieście, miała najlepsze zaopatrzenie, jeśli chodzi o literaturę jej ulubionego autora. Kilkanaście pozycji każdego z ośmiu tytułów sprawiało, że pod jednym nazwiskiem znalazł się cały regał. To było coś wspaniałego, iż poza Stephenem Kingiem, J.K. Rowling ktoś jeszcze został tak dostrzeżony.
    Choć sama chwila nie miała w sobie właściwie nic magicznego, po prostu dziewczyna wyciągała rękę – akurat tę z tuszem pod skórą – by dotknąć grzbietu powieści, którą pozostawiła w rodzinnym domu, zamiast zabrać ze sobą na wycieczkę przez miasto.
    – Ładne schody.
    Początkowo myślała, że się przesłyszała. Komu bowiem przyszłoby do głowy przyjrzeć się tatuażowi aż tak, by odkryć, że wcale nie przedstawia muszli?
    Odwróciła się w stronę tego, który to powiedział. Mężczyzna był od niej wyższy, miał szczupłą twarz, krótkie włosy upodabniające go do wojskowego poborowego. Odpowiedział na jej ruch spojrzeniem powagi i cieniem rozbawienia kryjącym się w kąciku ust. Nie wyglądał na kogoś, kto zabłądził i znalazł się w księgarni przypadkiem. Bo przywoływanie przez książki, nieważne jakie, nigdy nie mogło być jedynie dziełem przypadku.
    – Dziękuję. Bo o kulturze się nie zapominało. Nie powiedziała nic więcej, by nie dać po sobie poznać, że zaskoczyło ją, iż ktoś zgodnie z prawdą rozczytał jej tatuaż.
    – To Sagrada Familia, jej schody z lotu ptaka, znaczy się widziane od góry, prawda?
    Skinęła głową. Posiadał tę wiedzę, co oznaczało, że wiedział też więcej, a co za tym szło – może spotkała kogoś, kto nie poczyta sobie jej uzależnienia za coś, co może ją skrzywdzić lub uczynić dziwakiem wśród większej liczby ludzi.
    – Tak.
    – Wiedziałem. Uśmiechnął się przyjaźnie, wcześniejsza powaga zniknęła bez śladu. Też lubię ten symbol. A z powieści to tę dodał i wyciągnął dłoń w stronę czwartego tomu, który wyróżniał się wśród rodzeństwa. Może i gruba, ale przy tym cholernie dobra, no i zadurzyłem się w Alicji. Czy to dziwne?
    Patrzył, jakby wiedział, że ona go zrozumie. 
    I tak w istocie było. 
    – Nie, w ogóle. Ja bardzo lubię postać Vargasa, to świetny detektyw wyraziła swoją opinię, bo w końcu znalazł się ktoś, kto chciał ją usłyszeć. .
    – Ja też. Tylko…
    – Cii! Poza okrzykiem z głębi trzewi chwyciła nieznajomego za nadgarstek. Była to bardzo duża poufałość jak na trzy minuty rozmowy, ale nie dbała o to, bowiem musiała powstrzymać mężczyznę przed wypowiedzeniem słów, które nie powinny paść, by nie zniszczyć tego momentu poznania niczym z marzeń. Proszę, nie. Nie mów tego. Po tylu latach strona pięćset siedemdziesiąt jeden wciąż jest najbardziej znienawidzoną przeze mnie z całej tetralogii.
    Teraz to on skinął głową.
    – Rozumiem. A ulubiona z nich?
    Ponoć matki nie mają ulubionego dziecka, a czytelnik nie powinien mieć ulubionej książki, jednak ona miała tę, która znalazła ją jesiennego dnia i całkowicie odmieniła jej życie.
    – „Gra anioła”.
    Mężczyzna zaśmiał się, czym zwrócił uwagę przechodzącej obok kobiety w obcisłych legginsach, która posłała mu nieprzychylne spojrzenie. Pewnie pomyślała, że ten śmieje się z jej wyglądu, ale skoro podejrzewała coś podobnego, raczej nie powinna wciskać dość grubych ud w takie ubranie. 
    Nie zauważył tego spojrzenia, bo skupił się na rozmowie i na tej dziewczynie, która patrzyła z wdzięcznością, jakby coś dzięki niemu uzyskała, a on przecież jedynie zamienił z nią kilka zdań. Choć musiał przyznać, że to była naprawdę niespodziewana, acz interesująca konwersacja.
    – Czyżby Martin zawrócił ci w głowie? zapytał z szelmowskim uśmiechem, podejrzewając, jaka odpowiedź może za sekundę paść.
    Dziewczyna wzruszyła ramionami i dotknęła palcami swojego tatuażu. 
    – Może. Tak w ogóle to jestem Roslein, miło poznać.
    Wyciągnęła dłoń w jego stronę, spojrzał na nią, zaśmiał się, po czym uścisnął.
    – Pewnie to trochę dziwne, może nawet przerażające, ale… Zawiesił głos, by nadać dramaturgii tej chwili, jakby mało tu było magii. Cześć, jestem David. W jego oczach coś zajaśniało. Ciebie też miło poznać.
    Przez chwilę patrzyli sobie głęboko w oczy, jakby właśnie składali sobie przysięgę zostaliśmy połączeni przez tajemnicę, do której poznania wstęp mają nieliczni, więc musimy to chronić przed tymi, którzy tego nie zrozumieją. 
    „Książki mają duszę tych, którzy je piszą, którzy je czytają i którzy o nich marzą jak głosił ich Mistrz. Teraz mogli dodać coś więcej: „książka znajduje tych, dla których jest darem, i czyni z nich bratnie dusze. Na dobre i na złe”. 
    I choć można by sądzić, że takie przypadkowe spotkanie będzie zaczątkiem kolejnych przypadkowych spotkań, jednak przypadek ma to do siebie, że zdarza się jedynie raz. Kolejne podobne zdarzenia to już wina przeznaczenia. A to zdawało się połączyć tych dwoje na trochę dłużej, niż oboje się tego spodziewali.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz