– 미쳤 냐 –
Przytrzymywanie
kaptura, byle tylko nie spadł z głowy, którą wiatr stara się
urwać, nie było czymś, czego bym chciała, ale musiałam to
zrobić, inaczej to on by wygrał, a nie uśmiechało mi się zacząć
klnąć, nim minie południe.
Nie
odrywając rąk od materiału, wbiegłam po schodach na posterunek,
jedynie rzucałam krótkie: „Dobry!” tym, którzy mnie
witali, i zmierzałam do biura, by stanąć twarzą w twarz ze
współpracownikami, których miny mówiły, że chcą coś robić
nie w mniejszym stopniu niż ja.
–
Cześć. –
Wreszcie mogłam zdjąć
kurtkę i ściągnąć gumkę z włosów, by te mogły opaść na
plecy. –
Może mi ktoś
powiedzieć, dlaczego my
wciąż nie działamy, co?
Kapitan
siedzący za swoim biurkiem skarcił mnie wzrokiem.
–
A jakie masz podstawy do działania, moja
droga?
Strasznie
nie lubiłam, gdy zwracał się do mnie w ten sposób, jakby musiał
werbalnie sygnalizować, iż to on ma nade mną władzę, nie
odwrotnie.
–
Może takie, iż na jego Instagramie aż roi się od zdjęć z
ostatniej imprezy, na których widać, gdzie jest i co robi? Mogliśmy
go już przyskrzynić!
Nikt
nie podzielał mojego zdania, co stwierdziłam po ciszy, jaka zapadła.
– Uspokój
się – powiedział
kapitan i wstał zza mebla.
– Doskonale
wiesz, że na wszelkie działania, szczególnie gdy dotyczą mafii
lub gangów, potrzebujemy zgody tych z góry.
–
Czyli co, mamy czekać na
sygnał niczym na zbawienie? –
palnęłam, na co koledzy
lekko zagwizdali.
–
Uu, ktoś tu ma zły humor
– powiedział
jeden z nich, a drugi mu wtórował:
–
To raczej nie okres, bo
miała w zeszłym tygodniu. Ktoś ci wziął batonika sprzed nosa w
sklepie, a to był ostatni, że
jesteś tak nabzdyczona?
Spiorunowałam
obu wzrokiem.
–
Nie batonik i nie ktoś
wziął, ale herbata brzoskwiniowa, na którą przyszła mi ochota po
bardzo długim czasie, a okazało się, że już jej do
tego jednego sklepu nie dowożą i nigdzie jej nie znajdę. –
Złapałam się, że to
tłumaczenie nikomu nie jest potrzebne, więc
powinnam porzucić ten wątek.
– W
każdym razie długo musimy czekać?
–
Nie –
odezwał się trzeci z
kolegów w zespole, który właśnie szedł w naszą stronę z
kartonem w ręku i
oczywiście doskonale wiedział, o czym rozmawiamy, bo tak dobry miał
słuch. –
Ale akcja będzie wymagała
z naszej strony pewnych umiejętności aktorskich.
–
Niby dlaczego? –
zapytałam, a on położył
karton na najbliższym biurku i zanurzył rękę w jego środku.
Wyjaśnienie
wziął na siebie nasz przełożony.
–
Kolejne kroki w tym
dochodzeniu, za zgodą ludzi z góry, to wniknięcie do tej grupy.
Może nie do końca całkowita infiltracja, bo my nie z wojska, ale musimy się
zbliżyć do podejrzanych, dlatego też…
Nie
rozumiałam, dlaczego nagle zawiesił głos, ale
zorientowałam się,
że teraz to kolega od kartonu przejmuje głos, kiedy wyciągnął ku
mnie rękę z jakimiś szmatkami. Wzięłam je od niego niechętnie,
a on kontynuował przerwany wątek.
–
By
to miało sens i by nikt nas nie spalił podczas najbliższej imprezy
u podejrzanego, musimy wmieszać się w tłum, dlatego każde z was
musi się przebrać.
Pozostali
członkowie zespołu też dostali stroje. Przyjrzałam się temu, co
otrzymałam
i aż jęknęłam. Odpowiedzialna praca odpowiedzialną pracą, ale
na tego rodzaju zabawy to mnie w akademii nie przygotowali.
–
Czy
to jakiś żart? –
zapytałam,
unosząc szmatki. –
Nie założę tej maski, gdzieś mam twoje fetysze.
Kolega
spojrzał na mnie ze spokojem.
–
To nie fetysz, tylko halloween. Wkręcimy się na jego imprezę
z duchami i zobaczymy, czy faktycznie można przyskrzynić go za
dragi.
Jeszcze
raz spojrzałam na maskę z dużymi oczami, a także fikuśnie różowy
fartuszek i biały kołnierzyk z guzikiem, a po plecach przebiegł
mnie dreszcz.
–
Zwariowałeś?! –
wydarłam się. – Nigdy
tego nie założę!
Nie
miałam żadnych najmniejszych oporów, by rzucić mu ubraniami
prosto w twarz.
Jeżeli
tak bardzo chciał mnie męczyć, musiał znaleźć inny
sposób.
–
Detektyw Rozo, nie
obchodzi mnie w tej chwili, czego chcesz, to rozkaz, prawda? –
Dla potwierdzenia spojrzał
na kapitana, a ten skinął głową.
–
Proszę pana! –
Chciałam zaprotestować,
ale wtedy na nowo wciśnięto mi w dłonie przebranie.
–
Przygotuj się –
rzucił kolega –
byś olśniła innych, gdy
my będziemy pracować.
Oho,
próba ukazania mojej roli jako gorszej właśnie się objawiła,
ale ja się tak łatwo poddać nie mogłam.
–
Pewnie myślisz, że będziesz coś z tego miał, prawda?
Doskonale
wiedziałam, jaki jest wyrachowany i że za większością
jego działań stoją ukryte motywy. Aż dziw, iż został gliną, a
nie przestępcą.
Uśmiechnął
się kącikiem ust.
–
Jeszcze zobaczymy, ale to
możliwe. Wykonasz rozkaz?
W
końcu mieliśmy działać, jak tego chciałam, nie mogłam więc być
w tej chwili infantylna.
–
Wykonam. Ale jak
zobaczę jakiekolwiek zdjęcie z tej imprezy krążące po
posterunku, to cię zabiję, zrozumiałeś? –
Patrzyłam na niego uważnie, gdy on taksował mnie wzrokiem z góry
na dół.
–
Będzie ciężko, bo pewnie kilka osób by go sobie życzyło,
bacząc na to, jak dobrze wyglądasz, choć jeszcze nie masz na sobie
tego stroju.
Jeżeli
myślał, że moja koszula ma w tej chwili o jeden guzik odpięty za
daleko, to chętnie mu przywalę. Miałam ochotę dziko wrzasnąć,
ale to nie było ani miejsce, ani czas na podobną dziecinadę.
Pewnie
dalej ciągnęłabym rozmowę w tym tonie, ale kapitan miał już dla
nas plan.
–
Skoro o tym wiecie,
posłuchajcie mnie teraz uważnie –
zarządził, a ja wraz z
trzema kolegami spojrzałam w jego stronę, kiedy na swojej tablicy
rozrysowywał cały scenariusz akcji. –
Będziecie musieli wejść
dwójkami, by…
Możliwość
działania w służbie prawa oraz sprawiedliwości przysłoniła na
chwilę to, iż kazano mi bawić się w przebierańca, ale cały mój
sprzeciw powrócił, kiedy zbyt obcisłe ubranie otoczyło moje ciało
i sprawiło, iż przeobraziłam się w kogoś zupełnie innego.
–
Chyba sama zwariowałam –
mrugnęłam do siebie, gdy
zobaczyłam własne odbicie w lustrze w łazience. –
Zwariowałam.
Ale
stawka była zbyt wysoka, musiałam porzucić dumę, na jakiś czas
schować godność do torebki –
bo strój nie miał
kieszeni – i
zrobić, co trzeba, by mieć dowody i wsadzić za kratki tego, kto od
dawna powinien za nimi tkwić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz