Na WMC tekst należy do serii „Mal — Słowa”, jednak poniższy tekst stanowi część cyklu pisanego na wyzwania grupy Write and Read. Jako że może być niewiadomą, co miało miejsce, odsyłam TUTAJ (na dole strony), gdzie można znaleźć pozostałe teksty o Mar i jej kolegach.
— 괜찮아 —
Wiedziałam,
że moja zgoda sprawi przyjemność redaktorowi naczelnemu, który
będzie mógł na łamach gazety pokazać nowość i tym samym
dotrzeć do kolejnej grupy odbiorców. Zakładając, że uda mi się
to osiągnąć, oczywiście.
Nie umiałam podzielić jego entuzjazmu, dlatego skryłam się za kolejnym potężnym łykiem piwa. Kątem oka zauważyłam, że nie uszło to uwadze Theo, ale nie dbałam w tej chwili o jego uczucia — zamierzałam się upić i być może gadać tak nieskładnie, jak robili to koledzy Gavina siedzący obok niego.
— Dziękuję za tę szansę — rzuciłam tylko, na co szef się roześmiał.
— Nie masz mi za co dziękować, Mar, to raczej ja powinien się cieszyć, że wśród swoich ludzi mam kogoś takiego jak ty — studnię niekończącej się kreatywności i elokwencji!
Wszelkie komplementy, choć są słowami, nic dla mnie nie znaczą, dlatego jedynie skinęłam mężczyźnie głową na znak, że go usłyszałam.
— Dziękuję — powtórzyłam. — Liczę także na dobrą współpracę z zespołem, jaki zostanie dla tego projektu utworzony.
Sama na pewnością nie będę się tym zajmować.
To on mnie w to wkręcił, więc jasnym wydawało mi się wykorzystać go tak, by to mnie było dobrze.
—
Tylko musi to być osoba, która jest odporna na uwagi, nie nadużywa
epitetów i lania wody, inaczej wywalę po pierwszym tekście —
zastrzegłam.
— Zrozumiałem.
— To ustalone! — Redaktor klasnął w ręce. — W przyszłym tygodniu omówimy szczegóły, ale już się nie mogę doczekać!
Jego radość także nie była zaraźliwa, uśmiechnęłam się jednak i podziękowałam jeszcze raz. Po trzech latach pracy miałam być głównodowodzącym przedsięwzięcia, chciałam to wykorzystać najlepiej, jak umiałam.
Odprowadziliśmy mężczyznę wzrokiem, kiedy zmierzył do innego stolika, by porozmawiać z kolejnymi pracownikami, a ja łypnęłam spode łba na Theo. Teraz to on brał łyk piwa, a we mnie wzbierał gniew, który jednak uciekł uwadze Gavina, który uznając, że już może się odezwać, nachylił się w moją stronę.
— Wiesz, Mar — zaczął — nie powiedziałbym, że zgodzisz się na coś podobnego nawet pod groźbą.
Uniosłam brew.
— Dlaczego tak myślisz?
— W ogóle mam z tobą problem — ciągnął dalej, jakby nie usłyszał mojego pytania. — Jesteś takim chodzącym dysonansem poznawczym. Nie zwróciłbym na to uwagi, bo jakoś zbytnio nie interesuje mnie to, jacy dziennikarze kiedy i w jakich okolicznościach pojawiają się w firmie, ale Theo był tobą zaintrygowany.
Nie dałam po sobie poznać, ze w jakikolwiek sposób mnie to interesuje, Gavin zaś, czując, że może się rozgadać, bo ja nie każę mu nagle się zamknąć, odetchnął tylko po to, by na nowo rzucić się w monolog.
— Kiedy trafiłaś do nas na praktykę tuż przed końcem studiów, był niemalże pewien, że nie dasz sobie rady z wieloma tematami, a to dlatego, że masz ciemne włosy, ubierasz się też raczej w chłodne i mroczne barwy, jak więc możesz pisać o słodkich pieskach i piknikach w parku? A tu się okazało, że świetnie sobie radzisz i za pomocą słowa skutecznie budzisz ciekawość u czytelników. Gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy, byłem pewien, że jesteś fanką mocnego rocka i co tydzień wychodzisz na koncerty, a się okazało, że po pracy zachodzisz do antykwariatów, a twoim dzwonkiem przy jest połączeniach jet jakiś klasyczny utwór.
— Gymnopedie numer jeden Erika Satie — rzuciłam, wcinając się na chwilę. Gavin mnie zignorował.
— Teraz tak samo. Myślałem, że odmówisz, że poczujesz się zmuszona, a ty to bierzesz na klatę. Podziwiam cię, Mar — rzucił szczerze, po czym się zaśmiał. — Ha, ha, chyba już jestem pijany.
Trudno było mi to stwierdzić po tym, jak rozważnie, składnie i wyraźnie się wypowiedział, ale kiedy jego głowa zaczęła coraz bardziej zbaczać ku blatowi stołu, pojęłam, iż naprawdę alkohol przejmuje władzę nad tym mężczyzną.
Na całe szczęście Gavin nie wpadł w żadne naczynie z jedzeniem, nie zahaczył również czupryną o swój kufel, a opadł w wolną przestrzeń, co jedynie mogło skończyć się sporym siniakiem na jego czole.
Patrzyłam na informatyka przez chwilę, starając się zorientować, czy może nagle mężczyzna nie powróci do swojego poprzedniego stanu, ale ciche pochrapywanie, które dotarło do mnie z jego strony, kazało mi stwierdzić, że nic na razie nie ulegnie zmianie, tak pozostanie, póki nikt nie nakaże mu inaczej.
Westchnęłam cicho i chciałam przechylić własny kufel, kiedy dłoń Theo objęła mój nadgarstek i powstrzymała mnie przed wykonaniem tej czynności. Spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się kącikiem ust.
—
Nie
za dużo już wypiłaś?
—
Mnie
pytasz, kiedy twój przyjaciel tak wygląda? — zapytałam w
odpowiedzi, wskazując na śpiącego Gavina. — To raczej o niego
powinieneś się w tej chwili zatroszczyć, ja trzymam się jeszcze
mocno.
Naprawdę nie wypiłam tyle, bym miała się upić, choć taki plan powstał, ale czułam, że nie wleję w siebie zbyt dużo piwa, jak też nie przerzucę się na nic mocniejszego. Przez większość część dnia nic nie jadłam, a to, co skonsumowałam do tej pory, nie wypełniło odpowiednio żołądka. Gdyby nie podszedł do nas redaktor ani Gavin się tak rozgadał, pewnie zamówiłabym dla siebie samej panierowanego kurczaka, tak nie miałam pewności, czy mogę to zrobić, kiedy sunbae zdawał się chcieć czegoś innego.
— Nie chcesz nic zjeść?
Nie wydawało mi się, by Theo potrafił czytać w myślach — zwłaszcza w moich — jednak dość trafnie udało mu się odczytać moją minę.
— Zaraz coś ci przyniosę.
Szarpnęłam delikatnie ręką, by się uwolnić, przed czym nikt mnie nie powstrzymał.
— Sama mogę sobie coś zamówić, za pomoc dziękuję.
— Jesteś zła?
Och, absolutnie nie miałam pojęcia, z czego mógł to wywnioskować. Spojrzałam na niego i napotkałam jego oczy i ten wzrok, który czasami miażdżył swoją intensywnością tak, że człowiek czuł się nagle mały i zupełnie bezużyteczny.
— Nie, raczej mocno zaskoczona i to w negatywnym znaczeniu — odpowiedziałam i chwyciłam za kufel, by opróżnić go do końca. Szkło zadzwoniło lekko, spotykając się z blatem stolika. — Wolałabym dowiedzieć się o tym bardziej oficjalną drogą i po wcześniejszych sygnałach, a nie nagle i nie mieć większych szans, by o tym pomyśleć.
Mentor przyglądał mi się uważnie, ale nic nie mówił, dlatego porzuciłam miejsce.
— Przepraszam, ale idę po jedzenie do dziewczyn, pewnie niczego ne ruszyły. — Niektóre dziennikarki trzymały dietę zbyt ściśle, by pozwolić sobie na jakiekolwiek odstępstwa podczas firmowego wyjścia. — Zaraz wrócę.
Przez sekundę bałam się, że ruszy za mną, ale to się nie wydarzyło. Mogłam zamienić kilka słów z koleżankami, podebrać nieco przystawek, których one nie ruszyły, jak też wziąć sobie następne piwo. Nie spędziłam z dala od swojego stolika zbyt wiele czasu, dlatego mogło zdziwić mnie, ile zdołało się zmienić podczas mojej nieobecności.
Zabrano puste naczynia i talerze, na którym nie pozostało jedzenie. Koledzy Gavina z działu również gdzieś się zmyli, a ten wyglądał, jakby powoli wracał do życia. Znowu siedział zamiast leżeć, nawet uśmiechał się do Theo, który coś mu mówił — lub bardziej tłumaczył — i kiwał potakująco głową.
Powoli, by niczego nie rozlać ani nie upuścić, podeszłam do nich i usiadłam na wcześniej zajmowanym miejscu. Od razu wzięłam się za konsumpcję, bo wciąż pozostawałam głodna, a mężczyźni, choć zauważyli mój powrót, nie zawracali mi niczym głowy, rozmawiając ze sobą szeptem.
Ukontentowana
spożytą kolację, bo niczym innym nie była, powoli sączyłam
ostatnie z piw, jakie chciałam w siebie wlać, dopiero wtedy sunbae
zwrócił się bezpośrednio do mnie.
— Mar? Będziesz
chciała wracać razem z nami?
Przez
chwilę myślałam, by skorzystać z tej propozycji, póki nie zdałam
sobie sprawy, że szybciej dotrę do siebie, idąc z buta niż
korzystając z taksówki, bo dojazd uliczkami i kluczenie nimi
zabierało sporo czasu.
— Nie, przejdę się. Ale wyjdę stąd
z wami, by nikt się nie martwił, dobrze?
Mężczyzna zacisnął wargi, ale nic nie powiedział, więc wzięłam to za zgodę.
Bez
wyrzutów sumienia porzuciłam niedokończony alkohol i ruszyłam za
kolegami, kiedy Theo zdecydował się wyrwać Gavina i pożegnać z
innymi. Trochę to trwało, ale udało nam się wyjść na
zewnątrz.
— Kierowca niedługo będzie. — Sunbae musiał
tłumaczyć tak prostą rzecz, bo jego przyjaciel zdawał się nagle
bardzo spieszyć.
— A nie może być tu szybciej? Ej, Mar!
Stałam tuż obok Gavina, więc nie musiał aż tak krzyczeć, spojrzałam na niego, a on wyszczerzył się do mnie w uśmiechu.
— Wiesz, co jeszcze zrobił Theo?
— Nie. Co takiego?
Jeżeli
miała to być kolejna niespodzianka, to jej nie chciałam. Za to
kolega chciał się pobawić.
— Powinienem ci powiedzieć czy
nie powiedzieć?
—
W Hamleta się bawisz?
— Powiedzieć czy...
— Gadaj! — Prawie szarpnęłam mężczyzną. Powstrzymałam się tylko dlatego, że wtedy runąłby jak długi na chodnik.
—
Odpowiedź
ci się nie spodoba... Ba, nawet ja jej nie lubię.
—
Czknął,
jak na pijaka przystało, po czym kontynuował: —
Tak
właściwie to Theo
załatwił ci już
do
projektu praktykanta, będziesz
musiała się podzielić tą
swoją kreatywności i elokwencją z jakimś młodym i chłonnym
umysłem. Przed
szefuniem jedynie udawał, że dopiero planuje to zrobić
—
wyjaśnił i zaśmiał się, jakby to był jakiś dobry żart, po
czym opadł na chodnik, w odpowiednim oddaleniu od krawężnika, z
którego mógłby się stoczyć na ulicę.
Mnie
w ogóle nie było do śmiechu, zamiast tego próbowałam zmiażdżyć
spojrzeniem swojego —
jakby nie patrzeć —
mentora.
—
Sunbae-nim!
—
To był pierwszy raz przez te wszystkie lata, kiedy Theo aż tak
zadziałał
mi na nerwy. —
Jak mogłeś?!
—
W
porządku —
rzucił
tylko. —
To
też ogarniesz.
Gdybym miała taką wiarę w siebie, jaką on
miał we mnie, już dawno miałabym własną gazetę i miażdżyłabym
czerwonym ołówkiem teksty dziennikarzy o zbyt wielkim mniemaniu, a
maleńkim talencie, jednak jej nie miałam, więc to o czymś
świadczyłam.
Nie sądziłam, że miałabym z kimkolwiek
dzielić się aż tak swoim warsztatem. Dopiero co wyraziłam zgodę
na udział w nowym projekcie —
będąc przy tym osaczoną —
a tu jeszcze coś podobnego.
—
Przecież
praktyki zaczynają się za dwa tygodnie
—
zauważyłam,
kiedy mężczyzna pakował Gavina do taksówki, która właśnie się
przed
nami zatrzymała, a kierowca mamrotał coś o tym, że żadnego
rzygania w środku sobie nie życzy. —
A ja nie mam doświadczenia w uczeniu kogokolwiek, więc niby jak mam
to zrobić?!
Czułam, że to wyjście na firmową kolację nie
przyniesie mi nic dobrego, ale nie sądziła przy tym, że zostanę
zarzucona tyloma nowościami i będę musiała nie tylko podejmować
decyzje, ale też chować
w sobie wielkie pokłady gniewu. Chyba powrót do domu z buta to
najlepszy sposób, bym się uspokoiła, zanim zbyt głośnym
chodzeniem pobudzę współlokatorów w mieszkaniu.
—
Nie
chcę słyszeć,
że nie dasz rady —
powiedział, wciąż stojąc przy chodniku. —
W przyszłym tygodniu przedstawię ci materiały i zrobię szkolenie
z tego, jak wprowadzać w arkana magii nowych adeptów. Ale teraz
musimy już jechać, bo…
Wystarczyło usłyszeć dźwięki,
jakie wydobywał z siebie Gavin, by wiedzieć, że na haftowanie to
dopiero mu się zbiera. Taksówkarz nie brzmiał na zadowolonego:
—
Będziesz
pan płacił, jak tu napaskudzisz, rozumiesz pan?!
Spojrzałam
groźnie
na mentora —
a przynajmniej chciałam, by tak to wyglądało —
lecz nie próbowałam kłócić
się dalej. To był
zbyt długi wieczór, bym miała siły na cokolwiek.
—
Jedźcie
—
powiedziałam i machnęłam ręką. —
Dobranoc.
Nie
dbałam, czy Theo mi odpowie, obróciłam się na piętrze i
odeszłam, by skacząc
z jednej smugi latarnianego
światła
do drugiej, udać się do swojego mieszkania.
Nim
udało mi się zasnąć, napisałam
jeszcze krótką notkę
na bloga. Zawisła na nim, kiedy nad miastem
budził się świt, a ja tkwiłam w najmroczniejszej ciemności.
26.06.20XX r.
Autor: Marut’a
BRAK KOMENTARZY
Dzień dobry! Bore da!
Najwcześniejszy
wpis w historii, ale potrzebny —
ktoś dostrzegł moją działalność w sieci i intrygą doprowadził
do tego, że teraz to, co robię w [Księgarni myśli], będzie
istnieć też w moim miejscu pracy. Oczywiście pod inną nazwą, a
podejmowana tematyka będzie wpierw konsultowana, nie tak
spontaniczna jak tutaj, a mimo to się boję.
Bo choć to coś
podobnego, czy naprawdę jestem gotowa, by działać z czymś jako
główny kapitan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz