Część cyklu [Bore da] pisanego na wyzwania grupy Write and Read.
– 악의 –
Czasami da
się wyczuć, że nastąpi coś złego. Innym razem jest to tak
niespodziewane, iż zwala z nóg swoją siłą. Ze
swoimi latami na karku powinnam liczyć
się z tym, że los może przynieść mi wiele, i mieć świadomość,
jak wiele rzeczy jest w
stanie się wydarzyć.
Mimo podobnego nastawienia nie mogłam jednak w porę przygotować
się na pierwszy kryzys, jaki spotkał Kącik
myśli morza
w
zaledwie trzy miesiące po jego oficjalnych narodzin.
Bo
właśnie taka nazwa przyjęła się dla moich felietonów, które
pojawiały się na stronie gazety w każde piątkowe południe. Nie
były zbyt długie – przynajmniej moim zdaniem – ale pięć
tysięcy znaków ze spacjami
dawało radę zawrzeć moje przemyślenia. Czasami wśród akapitów
odzywała się moja praktykantka, która uczyła się fachu, i szło
jej to całkiem nieźle, choć
wcześniej miałam co do tego pewne obawy.
Ku wielkiej radości redaktora naczelnego cykl spotkał się nie
tylko ze sporym zainteresowaniem stałych czytelników, jak też
przyciągnął nowych, w tym z tej grupy wiekowej, na której
najbardziej mu zależało.
Sukces
całego zespołu – tworzyły go trzy osoby, wliczając również
grafika – okazał się jednak boleć innych dziennikarzy. Wiele
koleżanek, z którymi do tej pory dobrze się dogadywałam, zaczęło
patrzeć na mnie w wyraźnie wrogi sposób. A przecież nie robiłam
nic złego, jedynie wykonywałam nowe obowiązki, za które nie
otrzymywałam aż tak dużo pieniędzy. Myślałam, że może chodzi
o Theo – mentor bowiem pojawiał się na każdym spotkaniu zespołu,
a te miały miejsce trzy razy w tygodniu – ale nie powinny czuć
się zagrożone, bo relację z nim miałam tylko zawodową. Z mojej
strony nie nastąpiła żadna zdrada,
czułam jednak, że inni byliby
w stanie
się jej względem mnie dopuścić.
Lub
też dzień miał pokazać, że dobra passa kiedyś musi wpaść na
pierwszą przeszkodę. Taką, po której mogło być ze mną kiepsko.
Tylko
takie dni mają do siebie to, że niekoniecznie od razu zapowiadają
się źle.
Jak
zwykle w piątki po lunchu zespół sprawujący władzę
i wszelkie prawa nad Kącikiem
myśli morza
zgromadził
się w pokoju, który specjalnie nam przydzielono –
po trzech latach siedzenia w jednym boksie na sporej przestrzeni było
to dla mnie czymś nowym i wzbudzającym mały lęk –
a
ja
rozdysponowałam zadania, by zacząć pracę nad nowym felietonem.
Równo
w południe
pojawił się najnowszy, teraz potrzeba było wyjaśnić zamysł,
zebrać pomysły i ustalić, czy nastąpią jakieś zmiany. Na razie
grafika podobała się wszystkim, jednak w komentarzach czytelnicy –
bo i mężczyźni się odzywali –
dawali znać, że coś nie do końca gra tak, jak powinno.
–
Nie
jestem pewna, czy wszyscy to widzieliście –
zaczęłam, rozdając każdemu z zespołu zadrukowaną kartkę
papieru –
ale nadal strona nie jest dla wszystkich intuicyjna. Już
dyskutowałyśmy
o tym z Kat i myślimy nad tym, by nie robić z tego oryginału,
który się nie sprawdza, a jednak dać coś, co ludzie już znają.
–
Jak
rozumiem, sekcja komentarzy będzie tak jak wszędzie indziej na
samym dole? –
zapytał
Theo, który jako jedyny nie zasiadł przy niewielkim stole, a czaił
się przy drzwiach, w razie gdyby ktoś nagle go wezwał.
–
Dokładnie
— przytaknęłam. –
Nowy
przycisk sprawił, że wiele osób nie zdołało
skomentować Kącika,
o czym pisało przy okazji wyrażenia opinii pod innym artykułem na
stronie, czego dowód macie właśnie przed sobą.
Każde
z nich spojrzało na kartkę, Kat nawet uniosła brew.
–
„Czuję
się, jakbym znowu miał dwanaście lat i dopiero uczył się, czym
jest porno”? –
zacytowała
jeden z wpisów, a ja westchnęłam.
–
To
druga kwestia, iż moderacja komentarzy pod Kącikiem
też przebiega dość wybiórczo i do tego też któryś z
czytelników się odniósł. Dlatego chciałam was zapytać, czy
chcemy mieć dodatkowy program, który będzie zakrywał opinie
posiadające jedno z wrażliwych słów?
–
Tu
to całość trzeba by zakryć –
odezwał
się Theo, a ja spojrzałam na niego. –
Wiem,
że to mogłoby być dla was za dużo pracy, chcecie, by przydzielić
wam kogoś od…
–
Gdyby
można, to tak –
przerwałam
mu, bo wiedziałam, co chce powiedzieć. –
O
ile tym samym nie zarzucimy zbyt dużą ilością pracy kogoś
innego.
–
Bez
obaw. –
Mężczyzna
uśmiechnął się kącikiem ust. –
Znam
kogoś, kto będzie rad z takich nowym obowiązków.
Podejrzewałam,
że chodzi mu o jego najlepszego przyjaciela, mimo to miałam pewne
obawy, czy to nie będzie dla Gavina zbyt dużo. Nie dopytywałam
jednak, za to skinęłam w podziękowaniu głową.
–
Poza
komentarzami musimy także…
Nie
sądziłam, że będę czuć się tak dobrze podczas rozdzielania
zadań, jednak musiałam przyznać, że było to całkiem ciekawe i
przyjemne doświadczenie.
–
Skoro wszyscy wiedzą, co mają robić, to bez zbędnych przerw
zaczynajmy. – Podeszłam jeszcze na chwilę do praktykantki. –
Jak to przepiszesz, Diya, wrzuć do szkiców. A najlepiej po mnie
zadzwoń, to jeszcze sprawdzę, czy w międzyczasie nic się nie
pojawiło, dobrze?
–
Tak jest, proszę pani.
Mimo
moich wielokrotnych próśb, by jednak mówiła mi po imieniu,
dziewczyna była uparta i zachowywała się formalnie. Mogło mnie to
irytować, ale zważając na fakt, że w ten sam sposób odzywała
się do innych pracowników, rozumiałam, że po prostu wciąż nie
czuje się wśród nas na tyle swobodnie, by przełamać tę barierę.
Uśmiechnęłam
się do niej, po czym spojrzałam na Kat.
–
Czy spróbowałaś już stworzyć nowy projekt?
Strona dla
„moich” felietonów powinna po nowym roku zmienić design, by
współgrać ze zmianami, jakie będą udziałem całej domeny
gazety.
–
Tak, ale wydaje mi się, że to nie do końca jest coś, co może się
spodobać naczelnemu.
Trzeba
było tyle spraw omówić, a jakoś wsparcie Theo okazywało się
jedynie częściowe, nie zwracałam się jednak do niego z prośbą o
pomoc, bo wciąż nad wszystkim panowałam.
Było
tak przez większą część popołudnia, kiedy to nadzorowałam
szkice kolejnego Kącika, gdy rozmawiałam z naczelnym na
temat statystyk i podczas wizyty z Kat w jej dziale dla pozyskania
inspiracji i feedbacku. Wszystko szło dobrze, aż na kwadrans przed
piątą wszystko runęło niczym domek z kart czy zamek z
piasku.
Akurat postanowiłam wspomóc się jeszcze jedną kawą
z saszetki z dodatkiem ulubionego wafelka, właśnie mieszałam nim
napój, kiedy zaczęło palić mnie prawe ucho. Chwilę później
przy moim boku zjawiła się Kat, a jej zaciśnięte wargi od razu
powiedziały mi, że nie jest dobrze.
–
Mamy problem – oznajmiła krótko, a ja ruszyłam za nią do
pokoju.
Nie
sądziłam, że zastanę w nim Diyę na skraju płaczu i Theo, który
choć opanowany, wyglądał na poważnie wkurzonego.
–
Tu jesteś – zwrócił się do mnie, kiedy tylko przekroczyłam
próg. – Czy nie mówiłaś, że wszystkiego dopilnujesz?
–
Co się stało? – Zanim mentor rzuci się na mnie z
przesłuchaniem, chciałam rozeznać się w sytuacji, by móc przyjąć
jakąkolwiek linię obrony.
–
To się stało, iż przyszłotygodniowy Kącik właśnie wisi
na naszej stronie.
–
Co proszę?!
Dopadłam
do laptopa, który spoczywał na biurku, i szybko sprawdziłam, czy
sunbae nie robi mnie w konia.
Jednak mówił całkowicie
poważnie.
Stało się to, co nie powinno mieć miejsca jeszcze
przez kilka dnia.
Złośliwość rzeczy martwych właśnie
zadziałała i spróbowała ściągnąć mnie w nieprzyjemny dół.
–
To moja wina – zaczęłam. – Miałam dopilnować, by szkic
znalazł się odpowiednio w tle, nie słyszałam, jak Diya do mnie
dzwoniła, by to zrobić. – Tak zawsze byłyśmy umówione. –
Naprawię to, zaraz…
– Mar…
– Zrzucimy to i
zapiszemy na nowo – ciągnęłam dalej – a do tego zastosujemy
się do wskazówek z protokołu, po czym…
– Mar, to
przecież Diya…
Nie chciałam, by mentor mi przerwał,
wolałam działać, nim całkowicie pojmę, że właśnie wydarzył
się jeden z największych koszmarów, to, czego tak się
obawiałam.
– Trzeba będzie stworzyć notkę, ale to
powinno zająć mi chwilę i...
–
Martha!
Krzyk
Theo wreszcie do mnie dotarł. Spojrzałam na niego, licząc, że w
moich oczach czają się odpowiednie pioruny, którymi można ciosać,
a moja twarz zaczęła płonąć. Do tej pory nikt w biurze nie użył
mojego pełnego imienia – bo już na rozmowie kwalifikacyjnej na
praktyki zaznaczyłam, że za nim nie przepadam i preferuję, gdy
używa się brzmiącego po hiszpańsku skrótu – a jak już się
wydarzyło, to akurat z ust mentora. Taka zdrada nawet nie przyszłaby
mi do głowy, tak jak i uczucia, które właśnie mną zawładnęły.
–
Nie – powiedziałam twardo, zbliżając się do mentora. – To ja
zawiniłam, nie przestrzegając jej przed zagrożeniem, jakie niesie
ze sobą pracowanie nad szkicami, to ja odpowiadam za to, że
kliknęła nie w to, w co trzeba, i felieton poszedł już w świat.
Gdybym była w pokoju i miała ją na oku, ta sytuacja nie miałaby
miejsca. A teraz pozwól mi napisać oświadczenie, które wstawimy
na stronę, jak i wyślemy w ramach newslettera do tych osób, które
już dostały powiadomienie o nowym tekście.
Sunbae
patrzył na mnie uważnie, wiedziałam, że chce coś powiedzieć,
ale nie chciałam, by suszył mi głowę w chwili, kiedy nasza
praktykantka właśnie zaniosła się płaczem.
–
Prze… Przepraszam! – wyrzuciła z siebie spazmatycznie, a z nosa
zaczęło jej ciec tak, że nim ktokolwiek zdołał wyciągnąć
skądś chusteczki, w ruch poszedł zbyt długi rękaw swetra. –
Tak bardzo przepraszam!
–
Nie
masz
za co – powiedziałam, a mój ton wciąż pozostawał twardy. –
Każdemu może się zdarzyć. Nie przejmuj się, mamy na to
rozwiązanie – dodałam, po czym spojrzałam na Theo. –
Czy
Gavin będzie mógł mi w tym pomóc?
Wiedziałam,
że mentor to człowiek zdyscyplinowany, że zawsze podąża
za regułami, ale chciałam zobaczyć w nim choć odrobinę empatii.
Już i tak w biurze było dość nerwowo, bo trzeba było szykować
artykułu związane nie tylko ze świętami, jak też i z nowym
rokiem, wrzaski czy pretensje do kogoś nie miały prawa polepszyć
atmosfery. Do tego przy zwiększeniu tego problemu nie miałam
wątpliwości, iż praktykantka poczuje się jak najgorsze zło,
które wpadło do redakcji, i może pomyśleć o rezygnacji. A nie
mogłam ukrywać, iż jej obecność i praca miały dla mnie
niezwykłe znaczenie.
Theo także
zdawał sobie z tego sprawę, dlatego przełknął te słowa, które
pchały mu się na usta, zamiast tego skinął powoli głową.
–
Już
daję mu znać, by zaczął działać, wstąp do niego za chwilę,
dobrze?
–
Jasne.
Najmocniej przepraszam!
Nie
było to zamierzone, ale po prostu poczułam, że muszę się lekko
przed nim skłonić, by wzmóc wydźwięk swoich słów.
Wyprostowałam się, gdy za mężczyzną zamknęły się drzwi, po
czym przysiadłam przy Diyi i, uspokajając ją, pokazałam, jak
cofnąć publikację oraz napisać odpowiedni tekst. Choć robiłam
to po raz pierwszy w karierze, byłam obojętna wobec tej czynności.
Emocje dopadły mnie dopiero, kiedy szłam do działu Gavina, wówczas
pojedyncza łza wyrwała się i spłynęła mi po policzku. Szybko ją
starłam i przywdziałam na twarz uśmiech, byle tylko kolega niczego
się nie domyślił.
–
O
nic się nie martw –
rzucił
mi zamiast powitania –
już
nam to gra i buczy.
Z
jego pomocą wysłaliśmy odpowiednie wiadomości mailowe, na stronie
głównej gazety także zawisła odpowiednia informacja i choć
oficjalny dzień pracy się skończył, udało się nie pozostawić
problemu na później.
–
Najmocniej
przepraszam jeszcze raz! –
Diya
zdołała się pozbierać przez ten czas, który spędziła w
redakcji, byle tylko wesprzeć i odkręcić ten galimatias. –
Przepraszam!
–
No
już, już. –
Poklepałam
ją po plecach, kiedy stanęłyśmy przed budynkiem, by móc wreszcie
rozpocząć weekend. –
Każdemu
się mogło zdarzyć, więc już tak nie przeżywaj. Zamiast tego
odpocznij i wróć w poniedziałek z nową energią, dobrze?
–
Tak
jest! –
Dziewczyna
zasalutowała mi, po czym pomachała. –
Do
widzenia!
Odprowadziłam
ją wzrokiem, po czym spojrzałam w niebo. Liczne gwiazdy, do których
przywykłam w rodzinnych stronach, tutaj musiały ustąpić światłu
i chmurom, mimo to zimowy widnokrąg i tak mi się podobał.
Nie
przypadło mi za to do gustu spojrzenie, jakie posłał mi Theo,
kiedy wraz z Gavinem także znaleźli się przed biurowcem. Ruszyłam
w swoją stronę, nim mógł cokolwiek zawołać czy zechcieć mnie
zatrzymać. Dość już miałam stresu, chciałam tylko odpocząć.
I
nawet mi się to udało – wzięłam prysznic, naszykowałam smaczną
kolację – i poprawiło humor, dopóki nie przyszło powiadomienie
o nowym komentarzu na blogu pod
wpisem, który w czerwcu oznajmiał nowe obowiązki.
O
komentarzu kogoś, kogo mogłam znać.
10 KOMENTARZY
sunT, 3 grudnia 20XX, godz. 21:09
Nie powinnaś myśleć o oddaniu steru, dopóki się nie sprawdzisz i nie przekonasz, że dasz radę także w sytuacjach kryzysowych.
Dziś się udało. Wciąż w siebie wątpisz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz