środa, 27 czerwca 2018

#27.06.



Wstydzić się czy zrugać?

     Słońce grzało tak, jak powinno pod koniec czerwca. Deszcz, który przez ostatnie dni pustoszył miasto, zamieniając niektóre w ulicy w rwące strumienie, nie czyniąc jednak większych szkód, porzucił nas i odszedł w inną stronę wyspy. Dzięki sprzyjającej pogodzie z olbrzymią przyjemnością zgodziłam się na propozycję Aidena. To dlatego spacerowałam z nim po jednym z kilku miejskich parków i słuchałam jego opowieści o tym, jacy dziwni klienci przytrafili mu się ostatnio w pracy. Im dłużej mówił, tym mniej skupiałam się na jego słowach, a częściej zerkałam na zegarek. Siódma wieczorem zbliżała się coraz większymi krokami, brzuch domagał się posiłku, a nic nie zwiastowało, by nasz spacer miał już dobiegać końca, choć wyraźnie zaznaczyłam,że jeśli mamy się dzisiaj spotkać, to przed siódmą właśnie powinniśmy się rozstać.
     Nie uważałam, by zwracanie komuś uwagi było grzecznym zachowaniem, ale w tej chwili nie miałam skrupułów. Przerwałam mężczyźnie w połowie zdania, ale naprawdę musiałam.
     - Przepraszam, Aiden, ale zbliża się siódma. Mówiłam ci, że muszę być o tej porze w domu.
      Mężczyzna także spójrzał na swój zegarek i skinął głową.
     - Masz rację. No nic, nawracamy do ciebie. - Posłał mi uśmiech, który pewnie miał wyglądać nadzwyczaj uroczo, a jakoś do mnie nie przemówił.
      Jak dobrze, że Aiden nie potrzebował większego namawiania, by mnie już odprowadzić. Spędziliśmy w swoim towarzystwie prawie dwie przyjemne godziny. Po tym, jak nie widzieliśmy się dziesięć dni, bo on musiał dwa spotkania odwołać, nie jest to jakaś wielka randka, ale mnie to wystarczyło. Naprawdę uważałam, że dobrze się bawię i tak też było. Przynajmniej do czasu, aż nie minęliśmy pubu dwie ulice od mojego domu, skąd już dobiegały wesołe nawoływania kibiców spragnionych kolejnych piłkarskich wrażeń.
     Aiden przystanął w miejscu i spojrzał krytycznym wzrokiem na trzech mężczyznach wchodzących właśnie do lokalu.
    - Co za idioci - oznajmił. - Tracą swój czas, patrząc, jak kilku mężczyzn goni za piłką na murawie i to w imię czego? Jakiegoś durnego tytułu.
     Moja dłoń wędruje ku szyi, palce dotykają wisiorka przedstawiającego słońce - symbol Meksyku, kraju, gdzie spędziłam jedne z najwspanialszych wakacji w życiu, i któremu kibicuję podczas tych mistrzostw. Dobrze rozumiałam, że nie każdy jest fanem piłki nożnej i nie każdy śledzi piłkarski świat, to jednak nie oznacza, że można mówić w ten sposób o kibicach.
     Przemilczałam słowa towarzyszą, dopóki nie dotarliśmy na podjazd przed dom. Widziałam po minie Aidena, że chce się pożegnać czułej niż zazwyczaj, ale nie miałam na to ochoty. Zamiast tego uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam:
     - Dziękuję za spacer. Cieszę się, że zechciałeś poświęcić trochę swojego czasu takiej idiotce jak ja, która również idzie do siebie po to, by oglądać te bezsensowne mecze między goszczeniem miłych turystów. Na razie.
      Nie czekając na jego reakcje, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę budynki, gdzie toczy się największa część mojego życia i w którym są ludzie, którzy podzielają moje pasje, a jeśli tego nie robią, to nie przezywają mnie ani nie obrażają za to, że coś mnie różni.
      Może Aiden zrozumie, gdzie popełnił błąd. Nie zamierzałam strzelać focha, potrzebowałam po prostu pokazać mu, że nie jestem fanem oceniania innych jako kogoś innej lub gorszej kategorii. Przecież sam nie wiedział, jak oceniam jego.
      A moja ocena mogła przecież zaważyć na naszej relacji. 

     Spotykamy na swojej drodze wielu ludzi. Takich, którzy wydają się nam interesujący i których chcemy przez to bardziej poznać, oraz tacy, do których od razu czujemy niechęć. Jak tych drugich dość szybko zaczynamy unikać, tak z pierwszymi chcemy przebywać częściej, dowiadywać się o nich kolejnych rzeczy i po prostu mieć ich gdzieś obok w naszym życiu.
     Czasem bywa jednak tak, że i ci ludzie z czasem stają się tymi, z którymi zaczynamy spędzać mniej czasu, poświęcać mniej uwagi słowom, które wypowiadają, bo nie dostrzegamy w nich niczego, co wciąż mogłoby ciekawić. Gorzej, jeśli u tych interesujących ludzi nagle dostrzegamy wady, które nie są drobnostkami, a mogą stanowić problem na dalszym etapie znajomości.
     Mogłam zabrzmieć pesymistycznie tym stwierdzeniem, ale dzisiaj uświadomiłam sobie, że jest w moim otoczeniu osoba, która nie tylko nie podziela mojego zdania - przecież każdy powinien mieć swoje zdanie, bo to oznaka myślenia, prawda? - ale też nie ma oporów, by obrażać tych, którzy nie pasują właśnie do jego poglądu. Do tego robi to bezceremonialnie w miejscu publicznym. A ja nie wiem, czy się za taką osobę wstydzić, czy zrugać ją za bycie niegrzecznym, w końcu nie jest już dzieckiem. Tylko teraz pytam siebie, czy dalszy kontakt na pewno ma sens? Przecież każdy z nas zasługuje na to, by dać mu szansę. 
     Życzę ci dzisiaj dwóch rzeczy: byś miał w swoim otoczeniu jak najmniej osób, które po pierwszym świetnym wrażeniu nagle zaczęły mocno tracić w twoich oczach, oraz obyś sam nie był osobą, która nagle okazuje się być człowiekiem bez manier. Mimo różnic szanuj innych, by ci szanowali ciebie. Wtedy będzie nam się żyło lepiej.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Hope Land of Grafic