środa, 25 lipca 2018

#25.07.



Ciesząc się z małych rzeczy, możesz nie dostrzec tych dużych

          To był naprawdę pogodny wieczór. W ogóle nie przeszkadzało mi to, że znowu mam przewieszoną przez ramię płócienną torbę z zakupami. Uśmiechałam się od ucha do ucha i chętnie wystawiałam twarz do słońca, by złapać jeszcze kilka jego promieni.
     Osoba po mojej prawej westchnęła i pokręciła głową.
     – Nie wierzę, że wygranie dziesięciu funtów w loterii może aż tak poprawić humor – powiedział Vincent, przekładając jedną z toreb do drugiej ręki, byle tylko przeczesać sobie ciemne włosy zbierające ciepło.
     – To uwierz – odburknęłam, mając wielką ochotę pokazać przyjacielowi język. – Dzięki temu już dzisiaj kupiłam te pleśniowe sery, które kocha mój tata, i do tego w promocji!
     Mężczyzna westchnął po raz drugi.
     – No tak, po tym, jak kupiłaś te koszulkę, naprawdę potrzebowałam zastrzyku gotówki, bo inaczej musiałabyś odwołać urodzinową kolację, czym złamałabyś nam wszystkim serca.
     Posłałam mi sójkę w bok, na co się skrzywił.
  – Ał. Ej no, nie musiałaś.
     – A właśnie, że musiałam. Przez zły humor robisz się marudny. – Przyjrzałam mu się uważniej. – Czy coś cię martwi? Wyglądasz na zatroskanego.
     Vin rzucił mi krótkie spojrzenie.
     – Tylko ci się tak wydaje. 
     Właśnie przechodziliśmy przez park, z którego widać było nasz dom, to dlatego pozwoliłam sobie na zatrzymanie się. Walijczyka zrobił to samo.
     – Mów, co się dzieje. Proszę.
     Trzecie westchnięcie, a ramiona mężczyzny opadły w dół.
     – Pewnie nie spodoba ci się to, co teraz powiem, ale sama pociągnęłaś mnie za język. Chodzi o Aidena.

     Coraz częściej słyszy się o tym, że powinniśmy zwracać uwagę na małe rzeczy wokół nas, bo mogą nas one niespodziewanie ucieszyć. Czy to wygraną drobnej sumy na loterii, czy nowa koszulka albo ładnie świecące słońce – kolekcjonujemy takie rzeczy jak najlepsze skarby naszego życia, by na nich budować radość i szczęście. Dobrze jest pochylać się nad tym, co pojawia się w naszym świecie każdego dnia, ale skupiając się i ciesząc się małych rzeczy, nie zapominajmy, że są też rzeczy większe, których nie należy przeoczyć.

     Patrzyłam na przyjaciela, unosząc pytająco jedną z brwi.
     – Co z nim?
     – Wydaje mi się, że on się tobą bawi i cię wykorzystuje.
     Nie dałam po sobie poznać, że coś mnie zabolało. Splotłam przed sobą ramiona, nie odrywając wzroku od Vincenta.
        – Dlaczego?
      – Bo znowu odwołał waszą randkę, a to już chyba z dziesiąty raz. Nie wydaje ci się też dziwne, że za wymówkę ma opiekę nad siostrzeńcem? I to w środku tygodnia? Jak dla mnie to on się opiekuje swoim synem, bo to dość regularne i...
     – Dlaczego?
     Patrzył na mnie bez zrozumienia.
     – Co „dlaczego”?
    – Dlaczego cię to martwi?
     – Bo jestem twoim najlepszym przyjacielem i nie chcę...
     – Najlepszy przyjaciel nie wpieprza się tak w życie miłosne drugiej osoby – znowu mu przerwałam, w moim głosie było słychać złość, której nie potrafiłam już ukrywać. – A to właśnie robisz, Vin. Rozumiem, że nie lubisz Aidena, choć go nie znasz, ale to nie daje ci prawa, by głosić podobne teorie.
     Mężczyzna przewrócił oczami, a ja miałam ochotę uderzyć go za to w twarz.
      – A czy ty go znasz? – Odpiera atak. – Wiesz, co robi, kiedy nie pracuje i gdy nie spotyka się z tobą? Gdzie mieszka, jakie szkoły ukończył, dlaczego pracuje w sklepie, a nie w bardziej męskim zawodzie?
    Złość paliła mnie od środka, schowana dłoń zacisnęła się w pięść. Vincent miał rację – mimo trzech miesięcy spotykania się z Aidenem nie wiedziałam o nim za wiele – ale czy mógł go oceniać? Raczej nie.
     – Dlaczego cię to ciekawi? – zapytałam. – Dlaczego to cię niby martwi?
   – Bo cię lubię.

        Jak na przykład czyichś uczuć. Codziennie możemy dostawać od kogoś dawkę czułości, która nas cieszy, a nie zauważyć, że za takim zachowaniem stoi bardzo dużą emocja. Możemy także widzieć drobne uczynki u drugiej osoby,a nie zauważyć, że obraz, który przed nami maluje, mija się trochę z rzeczywistością.

    Teraz to ja patrzyłam na niego, nic nie rozumiejąc. To oczywiste, że mnie lubi, przecież jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Nie musiał mówić tego niespodziewanie, głośno i w miejscu publicznym.
    – Hę?
     Uszy Vina poczerwieniały. Spojrzał mi prosto w oczy z poważną miną.
     – Lubię cię, Tania. Lubię cię w ten romantyczny sposób, który nie przystoi mi jako przyjacielowi, ale nic nie poradzę na to, co czuję. Lubię cię i nie mogę znieść myśl, że jakiś mężczyzna może cię skrzywdzić.
     Serce tłukło mi się w piersi jak szalone. Byłam pewna, że zapomniałam, jak się oddycha, taki miałam z tym kłopot. A Vin wciąż stał przede mną jak gdyby nigdy nic.
     Poczułam, jak do oczu napływają mi łzy.
     Vincent lubiący mnie jaki kobietę – to była dla mnie jakaś abstrakcja, ale spojrzenie, które we mnie utkwił, jasno mówiło, że naprawdę coś do mnie czuje.

      Życzę ci, byś znalazł równowagę między małymi i wielkimi rzeczami, byś w porę zauważał zarówno jedne, jak i drugie. Chyba nie chcesz kiedyś zmierzyć się z nagłą niespodzianką, prawda?

     – Dlaczego? – wydusiłam. – Dlaczego mówisz mi o tym akurat teraz?
     – Bo mam dość patrzenia na twój smutek, kiedy on odwołuje kolejne spotkanie. Bo chcę, byś była szczęśliwa. Bo nie mogłem dłużej tego w sobie dusić. – Podszedł bliżej i sięgnął po rączki mojej torby, by ściągnąć mi ją z ramienia. Zadrżałam, kiedy jego palce dotknęły mojej skóry. – Przepraszam, że nie byłem szczery wcześniej. – Był tak blisko, że bałam się na niego spojrzeć. Wykorzystał te bliskość i pocałował mnie w czoło. – Przepraszam, ale chcę, byś wreszcie mnie dostrzegła. – Zarzucił moją torbę na swoje ramię.  – Przepraszam. Hwyl*.
     Nie wiedziałam, dlaczego się pożegnał, a on – nie czekając na mnie – ruszył w stronę domu. Patrzyłam za nim, a w głowie miałam istny mętlik. Myśli przelatywały przez głowę lotem błyskawicy, umysł wynajdował coraz to inne wspomnienia, by udowodnić mi, że wiele razy Vincent dawno znać, że mu się podobam. Jeknelam cicho i opadłam na pobliską ławkę.
     Nie chciałam wracać, więc siedziałam tak przy zachodzącym słońcu, a co rusz uderzała mnie w nowina – Vincent lubi mnie w ten sposób.
     Dlaczego mimo wszystko mnie to ucieszyło? Nie chciałam o tym myśleć. Wystarczyło, że od tej pory miało być bardzo niezręcznie.
     A to był dopiero szczyt góry lodowej.
_________
*Hwyl - z walijskiego  słowo odpowiadające angielskiemu 'bye', polskie 'pa', ale chyba nie 'żegnaj'.


1 komentarz :

  1. No proszę, proszę, więc do tego doszło. Vincent zaryzykował, choć może wiele stracić. Jestem ciekawa, jak do tego ustosunkuje się Tania, gdy już jej minie szok.
    No i ten tekst o rzeczach małych... Znowu coś, co jest mi bardzo bliskie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Hope Land of Grafic