You'll see my fly
Było coś magicznego w lataniu samolotem, co urzekało mnie od pierwszego razu, kiedy miałam sposobność za dziecka poruszać się tym środkiem transportu. Uwielbiałam patrzeć przez okno na świat pode mną, który zdawał się być mniejszy, ale wciąż zaskakiwał swoją wielkością. Nic dziwnego, że znając doskonale moje upodobania Vincent zarezerwował dla mnie akurat miejsce przy oknie. Musiał się przy tym liczyć z tym, że będę poświęcała mu mniej uwagi, skupiając się za to na widokach
– A myślałem, że moja przystojna twarz będzie tym, co będziesz chciała oglądać – wymamrotał pod nosem, kiedy od prawie godziny unosiliśmy się w powietrzu, pokonując kolejne kilometry. – A ty tylko przez to okno patrzysz.
Chwyciłam go za dłoń i ścisnęłam ją mocno.
– Dziękuję, że to dla mnie robisz
Wzruszył ramionami, nadal z naburmuszoną miną.
– Spoko, nie ma sprawy.
Wydawać by się mogło, że ludzie wokół nas mogą mieć na nas wpływ, tylko gdy będziemy tego świadomi. Okazuje się, że inni będą starali się przybliżyć nam niebo, nic o tym nie mówiąc, a drobnymi gestami zbliżając właśnie do nieba, którym może być jakiś cel, plan czy marzenie. Robią coś, co pomoże nam wejść na wyżyny, by później oni mogli patrzeć, jak w swoim spełnieniu wysoko latami.
Mnie spotkało to teraz, tuż przed Walentynkami. Pewnie znowu popełniłabym jakiś romantyczny wpis, jak miało to miejsce w latach poprzednich, ale obecnie jestem w związku z kimś, kto pozwala mi – mimo że naprawdę znamy się gość długo – pokazuje mi zupełnie inne, często nowe, perspektywy i punkty widzenia na wiele spraw. Dzisiaj, gdybym miała pisać o miłości, nie perorowałabym w swoich zdaniach o tym, że jak jest miłość, to muszą być kwiaty i tulenie się do siebie w nocy plus jakieś drobne sprzeczki. Dzisiaj, gdy mam okazję, mogę napisać, że miłość to właśnie sprawianie, by osobą, którą kochany, mogła zacząć latać, spełniać się i być szczęśliwa. Bo moje szczęście zależy od szczęścia drugiej osoby. W miłości występuje egoizm, ale dopóki jest on pozytywny, to mogę pozwolić mu istnieć.
Życzę ci, byś również umiał nauczyć się, że masz wpływ na to, czy ktoś zdoła latać, przekroczy granicę, za którą będzie szczęśliwy i ty również podzielisz ten stan. Naprawdę mamy taką moc, by inni dzięki nam latali, musimy tylko odkryć w sobie tę umiejętność.
Pochyliłam się ku policzkowi mężczyzny i ucałowałem go, na co Vin spojrzał na mnie i zmarszczył czoło.
– Chcesz czegoś jeszcze?
– Powiedzieć ci, że cię kocham i strasznie się cieszę, że będziemy małżeństwem.
Każdy dzień przybliżał nad do tej skromnej uroczystości, naprawdę czułam podekscytowanie.
– Ja też cię kocham. I cieszę się, że mogę odwiedzić twoją rodzinę i powiedzieć im, że jesteś moją narzeczoną. – Odniosłam wrażenie, że trochę się zmieszał. – Tak właściwie to ten lot miałem zaplanowany już na początku czerwca – to cholernie wcześnie, przemknęło mi przez myśl – tylko wtedy wycieczka miała wyglądać inaczej. To na plaży w Belize chciałem wyznać ci miłość. Teraz może mi być tylko wstyd, że zrobiłem to na dachu pensjonatu.
Tylko Vincent potrafił doprowadzić moje serce do tego, by biło tak szybko. Był moją bratnią duszą od tak dawna, nie spodziewałam się, że poza tym, jak świetnie mnie zna, będzie dla mnie aż tak dobry i chciał przychylić nieba.
Nie chciałam, by wzruszenie za mocno chwyciła mnie za gardło, przysunęłam więc twarz jeszcze bliżej i pocałowałam ukochanego lekko w usta.
- Nie żałuj – poradziłam mu. – Ja też się cieszę, że lecimy do mnie z zaproszeniami. Będą się cieszyć, że w końcu coś między nami ruszyło.
Mężczyzna się zaśmiał.
– Czyli twoi rodzice od razu widzieli we mnie zięcia, a dalsza rodzina już miała mnie za jej członka?
– Dokładnie. Tak więc teraz nie masz szans, by przed nami uciec. Godzisz się na to?
– Godzę się na wszystko, jeśli tylko będę mógł być z tobą.
Wspaniałe było być kochaną i kochać. Te Walentynki szykowały się na naprawdę wspaniałe. I niczego więcej na razie nie chciałam.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz