piątek, 3 stycznia 2020

I suppose I just did




Do tej pory nigdy nie musiałam informować o tym, z jaką godziną wejdę do mieszkania, bo to przecież była tylko i wyłącznie moja sprawa, ale przez ostatnią dobę zbyt wiele musiało się wydarzyć, bym z premedytacją chciała nie słuchać próśb przyjaciółki. Skoro mnie potrzebowała i dosłownie odliczała minuty do chwili, kiedy przekroczę próg wynajmowanego wspólnie mieszkania, czułam się w obowiązku zachowywać zgodnie z protokołem, jaki mi narzuciła, i być tym, czego potrzebowała, o godzinie, nim nastanie jej załamanie.
Ledwie przekręciłam klucz w zamku, a wiedziałam, że dziewczyna jest po drugiej stronie drzwi, gotowa przygwoździć mnie do nich w zbyt nagłym i mocnym uścisku, jaki pewnie mi zafunduje, nim jej własne serce zamieni się w miliony kawałków, na które nie znajdę dość wytrzymałej taśmy, by poskładać je w całość. 
    – Mary? – zawołałam, przekraczając próg mieszkania i starając się przy tym nie uszkodzić framugi wypchaną torbą, z którą ledwie zmieściłam się w przejściu. – Już jestem!
     Przyjaciółka, niczym mały, stęskniony szczeniak, wychyliła się z kuchni i uśmiechnęła na mój widok. Gdyby miała ogon, ten właśnie zamieniłby się w śmigło, by poruszać powietrzem.
     – Lucy! – krzyknęła i ruszyła w moją stronę, by mocno mnie do siebie przytulić. – Jak się cieszę, że wróciłaś! Jak się udał ślub? A wesele? – zapytała, patrząc na mnie z nieskrywaną ciekawością, na co się roześmiałam. Stęskniłam się za nią i jej potrzebą śledzenia wszelkich plotek, nowości i trendów.
     – Udało się świetnie! Choć nigdy więcej nie dam się zaciągnąć na żadne wesele trwające trzy dni, to mimo wszystko nie na moje zdrowie. – Rozpięłam kurtkę i odwiesiłam ją na wieszak. – Moi bracia zostali o tym poinformowani, oficjalny szwagier skwitował to krótkim: zobaczysz, jak będziesz miała swoje. – Westchnęłam. – Ale nie o mnie tu chodzi. Dlaczego od rana do mnie wydzwaniałaś z pytaniem, o której będę? – Przypatrzyłam się przyjaciółce uważnie, ta spuściła wzrok wyraźnie czymś zawstydzona. – Mary? Coś ty takiego zrobiła?
     – Możemy przejść do pokoju? – padło w odpowiedzi. – Nie będę ci tego tłumaczyć w korytarzu. Chodź, wypakowanie może zaczekać.
     Nie próbowałam protestować, bo wiedziałam, że zostanie to zignorowane. Znałam przyjaciółkę większą część swojego życia, umiałam poznać, kiedy coś ją gryzło. Tak było i teraz, a jako że poza dzwonieniem ofiarowała mi jedynie niewiele mówiące esemesy (mogłyby być po koreańsku, a i tak nic bym z nich nie rozumiała), wiedziałam, że muszę być dla niej, by miała w kimś oparcie. Potrzebowała mnie, więc w tej chwili zamieniłam się w najlepszego słuchacza na świecie.
     Kiedy przysiadła na swoim nieposłanym łóżku i zapatrzyła w dość brudną szybę, mogłam przyjrzeć się jej twarzy i dostrzec, jak bardzo opuchnięte ma oczy. Jakby bardzo długo płakała. To przez ten widok zamiast usiąść na krześle przy biurku, zajęłam miejsce obok przyjaciółki i objęłam ją ramieniem.
     – Powiedz mi, co się stało. Poza tobą już kilka osób pisało do mnie z pytaniem o twoje samopoczucie, a ja nie wiedziałam, co im odpisać, dlatego też zignorowałam te wiadomości. – Co też uznałam za bardzo niekulturalne i z czym czułam się źle, ale to musiało jeszcze zaczekać. – Nie mogę jednak zignorować tego, iż widzę, że coś się wczoraj wydarzyło. Co to takiego było, Mary? Myślałam, że choć beze mnie, to będziecie się dobrze bawić.
Dziewczyna razem z naszymi wspólnymi przyjaciółmi była poprzedniego wieczora u jednego z nich na domówce, bo dawno się nie widzieliśmy, a trzeba było przesiać plotki, jakie się ostatnio na osiedlu pojawiły. Wszyscy wiedzieli, że będę jedyną nieobecną, ale że był to wieczór, który pasował innym, nie miałam im za złe, że się z nimi nie widziałam. Wiedziałam, że Mary wszystko mi opowie.
A teraz, kiedy ją o to prosiłam, milczała zadziwiająco długo, co w ogóle mi do niej nie pasowało. Dotąd znana była z niezamykającej się, rozgadanej buzi, którą powstrzymać przed wylewem słów mógł jedynie sen oraz dobre jedzenie. Choć przy tym drugim i tak bywały wyjątki.
Patrzyłam na nią, a ona wciąż unikała mojego wzroku.
– Mary? 
Westchnęła, co także nie było u niej za częste, musiało być więc naprawdę poważnie. Wzięła głęboki wdech i zaczęła mówić, a ja zamieniłam się w słuch.
    – Tak, jak to było powiedziane, poszłam wczoraj na tę imprezę i dobrze się na niej bawiłam, dopóki ktoś nie zaproponował Zgadujących duetów.
Znałam tę grę, bo wszyscy w paczce za nią przepadali. Gra była prosta: należało do wylosowanej kategorii przedstawić krótką scenkę lub dialog w taki sposób, by inni mogli odgadnąć, skąd pochodzi. Kategorie poszczególnych rund były przygotowane wcześniej, ale dobieranie w pary następowało dopiero po ustaleniu, ilu jest uczestników. Połowę imion zapisywano na kartce, by druga połowa bawiących się mogła je wylosować. Ileż to zaskoczeń było, kiedy dwie mądre głowy lądowały w parze – wówczas pojedynki były naprawdę ciekawe.
    – I na kogo trafiłaś?
    Mary wreszcie na mnie spojrzała.
    – Na Luke’a.
Rozumiałam, skąd rumieniec na jej ładnej twarzy. Doskonale wiedziałam, dlaczego teraz spuściła wzrok. Podkochiwała się w tym mężczyźnie, od kiedy poznali się na naszej studniówce – Luke był kuzynem naszej koleżanki z klasy i jej osobą towarzyszącą podczas tej imprezy – choć nigdy jawnie do niego nie startowała, czego trochę nie rozumiałam. Skoro jej się podobał, powinna mu o tym powiedzieć, a nie wzdychać do wspomnień i wyobrażeń w swojej głowie. Nie wiedziałam, czego się boi – po koledze było widać, że także patrzy na nią przychylniej niż na inne dziewczyny w naszej paczce, ale Mary nie dawała wiary moim słowom. Gdyby mi zaufała, może jej życie miłosne wyglądałoby nieco inaczej.
– Chcesz mi powiedzieć, że w duecie z nim znowu wszystkich pokonaliście, przez co masz wyrzuty sumienia?
Nie przychodziło mi do głowy nic innego, co mogłoby być wytłumaczeniem zachowania przyjaciółki, a ona nagle zapragnęła milczeć.
– Mary…
Westchnęła ponownie. Nie chciałam dawać za wygraną, dlatego patrzyłam na nią tak natarczywie, że miała już tego dość.
– Zrobiłam coś złego. Bo wiesz, wylosowaliśmy kategorię film animowany. – Szkoda, że mnie przy tym nie było, udawałabym Olafa z Krainy Lodu. – No i… – Spojrzała na mnie, a w jej oczach jarzyły się iskierki. – Pozwoliłam, by wybrał, co takiego nasz duet będzie prezentował innym, i to był właśnie największy błąd. – Na sekundę ukryła twarz w dłoniach, po czym wyprostowała się i ponownie przeniosła wzrok na mnie. – Pamiętasz może film Madagaskar 2? – zapytała, a ja spojrzałam na nią zdumiona. Za stara byłam na oglądanie wszelkich filmów animowanych, dobrze o tym wiedziała. – I tę scenę, kiedy Melman rozmawia z Królem Julianem?
Zdziwienie wzrosło, ale nie mogłam dać po sobie poznać, iż nie mam pojęcia, o czym przyjaciółka do mnie mówi, bo bym ją tym zawiodła.
  – E… tak, pamiętam?
Nie uwierzyła mi, ale czemu się dziwić; sama nie uwierzyłabym w odpowiedź, której nadano taki ton. Pospieszyła więc z wyjaśnieniem, bo owa filmowa scena musiała mieć wielkie znaczenie dla wczorajszych wydarzeń i tego, dlaczego właśnie w tej chwili kobieta przechodziła tak wiele załamanie prawie nerwowe.
– Melman, ta żyrafa, co to mówiła głosem Piotra Adamczyka, zakochała się w Glorii, hipopotamicy o głosie Gosi Kożuchowskiej, i poprosiła Króla Juliana, tego lemura, czyli genialnego Jarka Boberka, o radę w sprawie miłosnej. Ten więc zaimprowizował scenę, co żyrafa powinien zrobić i powiedzieć. Kojarzysz?
Było to mgliste wspomnienie w mojej głowie, dlatego też Mary westchnęła, po czym starając się udawać głos świetnego dubbingowca, zacytowała:
Zbliżasz się do niej, nie, i tak... – Przyjaciółka faktycznie się do mnie przysunęła na kanapie. Poczułam się odrobinę niekomfortowo, ale nie powiedziałam o tym, byle tylko nie wyrywać kobiety z przedstawienia omawianej sceny. – A potem czekasz, aż ona też się troszeczkę przysunie, prawdaż?… – Mary była naprawdę blisko mnie, nasze twarze dzieliły centymetry. Nie podobało mi się, co chciałam pokazać, krzywiąc się w znaczący sposób. Przyjaciółka nie zareagowała. – Teraz wasze wargi praktycznie się już stykają i… A potem po prostu mówisz jej, jak bardzo jej nienawidzisz. – Kobieta patrzyła na mnie uważnie, odsuwając się i pozwalając mi znowu oddychać. – Teraz kojarzysz?
Otrząsnęłam się z tego jawnego naruszenia mojej przestrzeni osobistej i odwzajemniłam spojrzenie.
– No, kojarzę, kojarzę. Co w związku z tym? – Potrzebowałam kilku sekund, by przypomnieć sobie, co przyjaciółka powiedziała mi, zanim udawała tę fikcyjną scenę. – Chwila. – Teraz sama się wyprostowałam, kiedy dotarło do mnie, co takiego mogło się wydarzyć. Wystarczyło jedynie skonfrontować moje wyobrażenia z faktami, które Mary chciała mi przedstawić. – Powiedziałaś, że to on wpadł, byście przedstawili tę scenę?
– Zgadza się.
– I ćwiczyliście ją dokładnie w ten sposób, jak przed chwilą to zrobiłaś?
Twarz kobiety przybrała różowy odcień w okolicach obu policzków.
– No tak. Choć uprzedziłam go, że to niekoniecznie dobry wybór, bo może się źle skończyć.
Teraz to otworzyłam usta, widząc, jak bardzo jest zawstydzona.
– O rany! Tylko mi nie mów, że… O Boże! Pocałowałaś go?!
Ten okrzyk nie był zaplanowany, po prostu wyrwał się z mojej piersi i sprawił, że przyjaciółka zakryła sobie uszy. Które, swoją drogą, także zrobiły się czerwone. Nie mogłam mieć już żadnych wątpliwości. W swoim szoku aż uniosłam dłoń, by zakryć nią usta, do tego wstałam z kanapy i zaczęłam chodzić tam i z powrotem po pokoju przyjaciółki, od okna do drzwi, byle tylko nie wybuchnąć okrzykiem radości, iż w końcu odważyła się na taki krok.
Z kolejnym westchnieniem opadła na łóżku i zapatrzyła się w sufit. Uczyniłam to samo, by dzielić z nią każdą jej emocję, odwróciłam twarz w jej stronę i zadałam pytanie, które od dawna chodziło mi po głowie.
– Kiedy się w nim zakochałaś? – zapytałam zaciekawiona. Nie wydarzyło się to raczej na studniówce, wtedy ledwie co ze sobą rozmawiali poza przedstawieniem się sobie. A jeśli nawet, to ten znaczący moment musiał umknąć mojej uwadze. Co byłoby zaskakujące, bo zazwyczaj byłam całkiem dobrym obserwatorem i znawcą ludzkich dusz.
Mary wzruszyła ramionami, uśmiechając się delikatnie. Wyglądała niezwykle ładnie w tym swoim zażenowaniu.
– Nie jestem pewna. Chyba właśnie to zrobiłam, tak po prostu. – Jej twarz przybrała rozmarzona wyraz. – To chyba przez jego oczy.
– Jego oczy?
– Tak. Kiedy zobaczyłam je po raz pierwszy i poznałam, w jaki sposób patrzy na innych, poczułam, że jeśli ktoś ma takie spojrzenie, nigdy mnie nie skrzywdzi. Wtedy się chyba zaczęło.
– I tyle? – dopytałam. – Samo jego spojrzenie wystarczyło, byś coś poczuła?
Mary zaśmiała się.
– Oczywiście, że nie. Zakochiwania się to proces, nieważne co się mówi o zakochaniu od pierwszego wejrzenia. Nie da się oddać komuś serca, myśli i snu ot tak. Po prostu wtedy poczułam, że chcę czegoś od tego chłopaka.
– To dlatego wylałaś na niego sok na studniówce, tak?
Nie lubiła, kiedy wypominałam jej te nieliczne wybryki, jakich się dopuściła – po swojej stronie miałam ich zdecydowanie więcej – dlatego nie zdziwił mnie cios w ramię, jaki mi zafundowała. 
– Nie nabijaj się że mnie. Ja tu mam złamane serce!
– A jak Luke zareagował? – zapytałam. – Co zrobił po tym pocałunku?
– Nie mam pojęcia – wymamrotała Mary. – Uciekłam zaraz po tym, wymigując się nagłą migreną. – Znowu ukryła twarz w dłoniach. – Boże, dlaczego ja muszę się zachowywać jak kretynka?! 
Nie umiałam na to odpowiedzieć, bo czasami sama czułam się jak największa kretynka na świecie, choć może nie myślałam o tym tak głośno, jak przyjaciółka w tej chwili. Nie chciałam, by załamywała się jeszcze bardziej, dlatego powiedziałam:
– Wiesz co? To chyba dobry pomysł, byś się czegoś napiła. Czegoś znacznie mocniejszego od podwójnego espresso. 
Jej esemesy – w swej krótkiej, mało spójnej treści – pełne były tęsknoty za czystą wódką, której butelkę mogłam i zdołałam przemycić z tych weselnych tak, by rodzina nie miała mi tego za złe, więc mimo iż bliżej mi było do roli abstynenta, zgodziłam się topić smutki razem z nią.
Spojrzała na mnie nagle rozpromieniona.
– Masz rację! – Poderwała się i aż klasnęła w dłonie. – Należy mi się teraz wielkie chlanie i nikt mnie przed nim nie powstrzyma! 
Zaśmiałam się i pomachałam jej dłonią przed twarzą.
– Tylko się w tym nie zapomnij, ja mam dość opiekowania się skacowanymi ludźmi.
Przyjaciółka pokazała mi w odpowiedzi język, na co wybuchnęłam szczerym śmiechem, bo Mary zawsze, ale to zawsze wystawiała tylko koniuszek i myślała, że wygląda przy tym uroczo. Może i tak było, ale na mnie nie działało.      Ledwie przyjaciółka wyszła z pokoju do kuchni, gdzie to pewnie zabawi się w druida, tworząc drinki, a odezwał się mój telefon. Miałam go przy sobie, by pokazać przyjaciółce zdjęcia z wesela, ale zapomniałam o nim, gdy Mary zaczęła opowiadać o wczorajszym, dlatego prawie podskoczyłam na miejscu, kiedy rozległe się jego dzwonek.
First thing we’d climb a tree...
Wystarczył rzut okiem na ekran, bym usiadła  i przełknęła ślinę, szykując się  do rozmowy. O wilku bowiem była mowa.
– Halo? – Jakie to proste udać, że nie wie się, kto dzwoni i po co, kiedy jest zupełnie inaczej. 
– Hej, Lusia, jesteś już w domu? – zapytał, a mnie zadziwiło, iż jako jedyny z całej paczki wciąż zwraca się do każdego po imieniu, kiedy inni tylko i wyłącznie angielskimi odpowiednikami, o ile udało się takie znaleźć, lub przezwiskami. Taki mały fenomen. 
– No, cześć, Łukasz. Tak, jestem w domu. Co się stało?
Och, byłam niemalże pewna, że wiem, dlaczego dzwoni, niech mi to tylko potwierdzi.
     – Rozmawiałaś z Marysią? Powiedziała ci, co się wydarzyło? Czy jest może teraz z tobą? Myślisz, że będzie chciała ze mną rozmawiać? Czy myślisz, że mogę...?
– Chwila! – Od nadmiaru pytań miałam mętlik w głowie. – Po kolei, chłopie. Tak, rozmawiałam z nią, wiem, co się wczoraj wydarzyło i, szczerze mówiąc, jestem z niej dumna, że odważyła się na coś takiego. Zawsze była skryta, nie umiała przejąć pewności siebie kogoś innego, dlatego cieszę się, że cię pocałowała.
– Ja też... – usłyszałam jego szept.
O, tego się nie spodziewałam, dlatego aż otworzyłam usta. Ale to znaczyło, że nic nie może pójść źle, skoro przyjaciel też coś czuł. Świetnie! Aż zacisnęłam dłoń w pięść i uniosłam w zwycięskim geście.
– Tak, Mary jest w mieszkaniu, właśnie robi sobie drinka, w którym zawartość soku nie przekroczy jednej kropli, i raczej nie będzie chciała z tobą rozmawiać. Wstydzi się tego, co zrobiła, ale myślę, że jeśli ją do tego zmuszę, to da ci szansę i pewnie nawet przeprosi. Sam wiesz, jaka jest.
– Tak, wiem. – W jego głosie brzmiało ciepło. Jakby mówienie o Mary dostarczało mu przyjemność. Może też był zakochany? Ale wtedy byłoby fajnie. – I właśnie o coś chciałem cię prosić. Bo widzisz, właściwie to siedzę na dole na parterze i walczę ze sobą, by do was iść.
O kurczę, naprawdę musiało mu zależeć, skoro tu był. Byłam pod wrażeniem, czemu dałam wyraz.
– Serio jesteś na dole? Kto cię wpuścił?
– Pani Marianna spod jedynki i to dlatego, że siedziała w oknie, jak się zbliżyłem, zawołała mnie, otworzyła drzwi i dała mi jakieś ciasto, mówiąc: wiem, że idziesz do dziewczyn, zanieś im to, po czym ucałowała soczyście w policzek. To było ohydne! 
Zaśmiałam się.
– Mówiłam ci, że nie musisz jej pomagać za każdym razem z noszeniem zakupów, bo jeszcze cię uzna za swojego wnuka, ale mnie nie słuchałeś. Teraz masz za swoje. – Sąsiadka sąsiadką, ale co inne było ważniejsze. – Ok, zrobimy tak. Wchodzisz na górę, ja powiem Mary, że dzwoniła koleżanka z pracy, że ma dla mnie teczkę na jutro na spotkanie i coś tam, i wyjdę. Ile mam dać wam czasu?
– Lusia, nie musisz wychodzić, po prostu…
Machnęłam ręką.
– A daj spokój. Macie przynajmniej godzinę, więc obiecaj, że nie złamiesz jej serca 
– Nie złamię, obiecuję. Prędzej dam złamać moje. 
To się romantyk znalazł, jak się patrzy. Niech go tylko Mary wysłucha, a może będzie miała swoje love story.
  – Ok, dzięki, jesteś aniołem!
Rozłączyłam się bez pożegnania, bo i tak go zaraz spotkam, i wyszłam na korytarzu, by z nierozpakowanej torby wyciągnąć te rzeczy, które powinnam mieć, wychodząc z domu. Moja krzątanina zaniepokoiła Mary, która wychynęła z kuchni i patrzyła na mnie zaniepokojona.
– Lucy, co jest? Wychodzisz?
– Co? – Spojrzałam na nią, nagle nie mając wymówki w głowie. Opamiętaj się!, nakazałam sobie i szybko wróciłam na odpowiednie tory. – A, tak… Wychodzę. Alka dzwoniła, że ma u siebie teczkę, która będzie potrzebna jutro na prezentacji, a musiała wziąć urlop przez jakieś sprawy rodzinne, więc nie będzie jej w pracy i będę przedstawiać wszystko sama, a nie jestem na to przygotowana!
Specjalnie nadałam swojemu głosowi taką, a nie inną barwę, by pokazać moje niezadowolenie z takiego obrotu sprawy. Przez to przyjaciółka musiała uwierzyć, że dzieje się coś, co może mieć negatywny wpływ na moją karierę zawodową, i raczej porzucić pomysł z zatrzymaniem mnie.
– Wybacz, że na razie się z tobą nie napiję – dodałam, podchodząc do drzwi i mając nadzieję, że Luke już za nimi czeka. – Nadrobimy to, jak wrócę, a powinnam być najpóźniej za godzinę.
– Lucy… – Przyjaciółką ruszyła w moją stronę, by coś powiedzieć, ale zamilkła, kiedy otworzyłam drzwi i naszym oczom ukazał się nasz przyjaciel.
– Łukasz? – Współlokatorka wypowiedziała jego imię szeptem. – Co ty tu robisz? 
– Cześć – powiedział i wyciągnął przed sobą dłonie. – Proszę, przyniosłem ciasto od pani Marianny. – Przesunęłam się w drzwiach, by on mógł przez nie przejść i dać wypiek Mary. – I chciałem z tobą porozmawiać – dodał, wpatrując się w dziewczynę uważnie i tak intensywnie, że poczułam się nieswojo.
– To ja wam nie będę przeszkadzać – rzuciłam i przeszłam przez próg, by biec schodami na dół.
Tego się Mary nie spodziewała. 
– Gdzie ty idziesz? Ej, Lusia! Nie zostawiaj mnie tu samej!
Obróciłam się na pięcie, by spojrzeć w stronę mieszkania, w którego progu stali moi przyjaciele, i uśmiechnęłam się.
– Nie zostawiam cię samą, a w najlepszych rękach, w jakich możesz się znaleźć. Miłej zabawy, gołąbeczki!
Nie patrząc za siebie już więcej, zbiegłam schodami w dół, a gdzieś nad moją głową ktoś właśnie słuchał wyznania miłości i otrzymywał pocałunki, na które tak bardzo zasłużył. Cieszyłam się, że mogłam się do tego przyczynić, choć teraz nie bardzo wiedziałam, co ze sobą zrobić.
Jak dobrze, że zabrałam ze sobą portfel, mogłam bowiem zajść do żabki po drugiej stronie ulicy i kupić sobie coś słodkiego w nagrodę za to, że właśnie kogoś wyswatałam i uczyniłam czyjś świat jeszcze piękniejszym. Chyba po tym całym weselu wciąż trzymała się mnie wizja bycia Kupidynem, w końcu to ja poznałam swoją siostrę ze swoim szwagrem, ja to wszystko zaczęłam, a kilka dni temu miałam czemu świadkować. Napawało mnie to radością, a jeśli teraz, pod moim okiem, w moim mieszkaniu miała narodzić się kolejna para – to będzie powód do jeszcze większej radości.
Z uśmiechem na ustach podeszłam pod przejścia dla pieszych, czekając na zielone, zaczęłam nucić piosenkę o kolorach i kiwać się na boki. Jeśli ktoś w tym momencie mi się przypatrywał, musiał uznać, iż blisko mi do wariatki, ale nie dbałam o to; chciałam cieszyć się tym, co się działo, oraz wspaniałym, ciepłym, słonecznym popołudniem, kiedy naprawdę miałam powody, by lubić lato.
Gdy znów znalazłam się na chodniku, zaledwie pięć kroków dzieliło mnie od sklepu, w którym – jak zdołałam dojrzeć przez szybę witryny – kręciło się dość sporo osób. No tak, niedziela niehandlowa, więc tylko tutaj można było cokolwiek kupić. Podchodząc bliżej, zastanawiałam się, czy uda mi się w ogóle wejść do środka, wówczas drzwi się otworzyły, by ukazać mi uśmiechniętego mężczyznę, który właśnie żegnał się z kasjerem i który sam z siebie przytrzymał dla mnie skrzydło, bym mogła przejść.
W jego twarzy było coś, co kazało mi patrzeć na nią trochę dłużej. Ale w końcu zażenowanie wygrało, przeciskając się obok, nie patrzyłem na niego, ale w swoje sandały.
– Dziękuję – wydukałam, na co nieznajomy się zaśmiał.
– Proszę bardzo. Ma pani bardzo ładną sukienkę. 
Pod wpływem komplementu i szczerości, z jaką został wypowiedziany, byłam zmuszona jednak znowu na niego spojrzeć. Wówczas to się stało. Chyba zrozumiałam, co Marysia miała na myśli – ten mężczyzna patrzył na mnie z życzliwością, która świadczyła o tym, że nie może być złym człowiekiem, który krzywdzi innych. I w kimś o takim spojrzeniu można by się zakochać.
I – cóż – chyba właśnie sama to zrobiłam. Ale to opowieść na inny czas, wpierw pozwólmy jej się wydarzyć.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Hope Land of Grafic