Menu

środa, 16 stycznia 2019

#16.01.



Czas nie będzie na nas czekał...

      Wiedziałam, że uśmiechnie się z rumieńcem, wiedziałam, że doceni i przypomni sobie, co wydarzyło się ostatnio, kiedy upiekłam tort Czarny Las. Nic nie mogłam poradzić na to, że mój ukochany i jego siostra byli wielkimi fanami akurat tego samego wypieku, jednak mogłam dodać coś od siebie, by ten Vincenta się różnił. Miałam nadzieję, że Walijczyk zdoła to wyczuć i podziękuje w odpowiedni sposób.
      – Wiecie, że robię się już trochę za stary na takie wieczorki urodzinowe? – zapytał, a Nicholas klepnął go w plecy.
      – No co ty, stary, z pewnych rzeczy nigdy się nie wyrasta, a ta jest jedną z nich – wyjaśnił przyjaciel. – To co, wcinamy?
     – A może najpierw jakieś Sto lat? – odezwał się Matt zza swojej kamery, której nie mogło zabraknąć podczas tej małej uroczystości.
     Widziałam po narzeczonym, że cieszy go nawet taka wymiana zdań. Bardzo miło patrzyło się na niego, kiedy był szczęśliwy i to nawet w dniu, kiedy stawał się o rok starszy. Chciałam, by już zawsze tak wyglądał.

      Nie każdy dopuszcza do siebie myśl o przemijaniu. Nie każdemu podoba się to, że czas nie jest danym nam darem, który możemy kontrolować, nad którym możemy mieć choć minimalną władzę. Czas jest poza naszym zasięgiem, możemy mu się jedynie poddać i obserwować, co takiego z nami robi.
     Właśnie dzisiaj mogłam widzieć, jak jedna z najważniejszych dla mnie osób kończy kolejny rok życia, jak to na nią działa i jak ona sama w ogóle to przyjmuje. A że przez cały dzień uśmiech nie schodził jej z twarzy, mogę tylko powiedzieć, że zniosła to tak dobrze, jak ja chciałabym znosić. Chyba muszę ją poprosić, by mnie tego nauczyła.
      Życzę ci, by każdy kolejny dzień, miesiąc, rok życia nie był dla ciebie czymś przykrym, ale był darem – oto jesteś starszy, oto mogłeś doświadczyć wielu nowych rzeczy, czegoś się nauczyć, przeżyć coś niesamowitego. Czas może nie jest nasz, ale wciąż pozostaje darem. Nie zapomnij więc czerpać z niego, ile się da, i po prostu się cieszyć.

      Jakże przyjemnie siedziało się i oglądało, jak inni pałaszują tort, jak dzielą się opowieściami z życia Vincenta, starając się kolejny raz zawstydzić go wydarzeniami, które dawno minęły, pozostawiając po sobie jedynie ślad w pamięci. Miło patrzyło się na Najlepszego Przyjaciela, kiedy on sam był taki radosny, pogodny. Aż trudno było tego nie odwzajemnić.
      Gdy nadeszła pora, by obdarować solenizanta prezentami, czmychnęłam na chwilę do naszej sypialni, by z jednej z szuflad, które należały od jakiegoś czasu do mnie, wyciągnąć drobne, ładnie zapakowane pudełeczko kryjące w sobie niewielką rzecz, a o wielkim znaczeniu dla mnie.
      Moment, kiedy Vin wziął ją w ręce, wydawał się trwać bardzo długo, kiedy tak naprawdę był niecałą minutą, która przyniosła ze sobą jeszcze większy uśmiech mężczyzny i jeszcze większą radość.
      Co mu podarowałam? Drewniane obrączki,bo chciałam już teraz nosić coś, co będzie świadczyło, że należymy do siebie. Swoje serce. Mały rysunek, a pod nim datę i pytanie, na które Vincent musiał odpowiedzieć mi „tak”.
     „Co powiesz na nasz plan B*? Chcę cię porwać. Najlepiej na wieczność. Tylko czy chcesz zostać moim mężem w kolejną rocznicę naszego poznania?”.
      Dlaczego spytałam? Bo wstępnie zaklepałam termin. A Vin się zgodził, przytulając mnie do siebie i całując najwspanialszym pocałunkiem na świecie. 
      Więc będę jego żoną. Za trzy miesiące. Już się nie mogę doczekać.
_________________________________________________
*plan B – nawiązanie do tekstu I've never had someone napisanego na 83. tydzień #GPK; mówi on o tym, jak Tania i Vincent się poznali.

****

Niesiony wiatrem wśród wzgórz
I zimy -  królowej śnieżnej -
Całuje mnie jak swoją
Oblubienicę, najsłodszą, najmilszą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz