Am I the best you ever had?
Nie chciałam tu przychodzić z wiadomych powodów, więc unikałam tego miejsca jak ognia, ale w chwili, kiedy zabrakło jednego składnika, by przyrządzić niesamowicie pyszną kolację, a jedynymi domownikami byłam ja i Chloe, która ową kolację szykowała, musiałam się przemóc i zaoferowała, że przejdę się do najbliższego sklepu, by owego zakupu dokonać. Nawet jeśli oznacza to potencjalne spotkanie z Aidenem, którego to spotkania chciałam uniknąć, bo mimo że w moim życiu za sprawą pewnego przystojnego mężczyzny układało się rewelacyjnie, tak że lepiej być już chyba nie mogło -–chyba po raz pierwszy naprawdę się w kimś zakochałam i kogoś kochałam tą miłością, której nic nie powinno ruszyć – to i tak wiedziałam, że na jego widok wrócą do mnie wspomnienia naszych spotkań, a to może zaboleć.
Uzbroiłam się w swoją tarczę, przybrałam na twarz obojętność, ale to nie mogło zmienić faktu, że nie jestem władcą świata, nie mam nad nim kontroli, a jeśli obawiam się, że coś się wydarzy, zadziała prawo Murphy'ego i się wydarzy. I to nawet, kiedy będę już przy kasie, a myślami z powrotem w domu.
– Daj mi szansę – perorował za mną Aiden, który nadal tu pracował i na moje nieszczęście miał akurat tą zmianę razem z kolegą, który poprzednim razem mnie ostrzegł. Teraz kolega również nie miał za ciekawej miny, wyglądał na kogoś gotowego wzywać policję, jeśli zajdzie taka potrzeba. A to było dla mnie pewnym pocieszeniem. – Spróbujmy jeszcze raz, dla ciebie się rozwiodę! – Czyli wciąż jest mężem i ojcem. Nie było mowy, bym nawet pomyślała o tym, by do niego wrócić. Nie odwróciłam się do niego, by coś odpowiedzieć, a tylko wyciągnęłam rękę, by otrzymać resztę należności. – Zobaczysz, tym razem będzie nam ze sobą dobrze!
Zacisnęłam zęby. Nie chciałam mieć do czynienia z tym mężczyzną, znajomość z nim najlepiej wymazałabym z pamięci.
– No weź, Tania. Przecież jestem najlepszym, jakiego kiedykolwiek miałaś! Nigdzie nie znajdziesz kogoś takiego jak ja!
Pewność siebie. Coś, co jest potrzebne, kiedy pracujemy z klientem czy to jako sprzedawcy, czy to jako couch lub terapeuta. Jeśli nie wierzysz w to, co robisz, i nie umiesz pokazać tego otoczeniu, zawodowo możesz nigdzie ni zajść, nie rozwijać się, a przecież człowiek powinien każdego dnia uczyć się czegoś nowego, by być też lepsza wersja siebie. Pewność siebie powinna być dobra cechą, która ułatwia nam życie w jakimś aspekcie, nie powinna jednak prowadzić do arogancji czy też narcyzmu.
Dlaczego dzisiaj poruszam akurat taki temat, choć po głowie chodził mi kolejny z tych słodkich pomysłów, po którym można by poczuć się jak diabetyk? Bo, niestety, miałam styczność z kimś, kto w swej pewności siebie doszedł za daleko i próbował mi wmówić, że choć potwornie mnie skrzywdził, to przecież był najlepszym mężczyzną, jakiego w swoim życiu spotkałam i z jakim się spotykałam. Co z taką pewnością siebie miałam zrobić? Mogłam ją tylko ukrócić i sprowadzić gościa z powrotem na Ziemię, nawet jeśli musiałam być przy tym brutalna.
Życzę ci, byś również ze swoją pewnością siebie nie poszedł gdzieś za daleko, a wciąż, będąc pewnym siebie, raczej zjednywał sobie ludzi, dostrzegając ich potrzeby, nie stał się za to kimś bezczelnym, bo raczej nie chcesz, by świat cię znienawidził. Prawda?
Nie mogłam się powstrzymać. Nie musiałam patrzeć na Aidena, wystarczyło wystawić w jego stronę lewą dłoń, by dostrzegł pierścionek – mój największy skarb, jeśli chodzi o rzeczy materialne – i uświadomił sobie, że na niektóre powroty jest już zdecydowanie za późno.
– A co to ma znaczyć? – krzyknął, a kobieta, która właśnie weszła do sklepu, wyglądająca na zmęczoną dniem spędzonym w pracy, spiorunowała go wzrokiem za takie zachowanie, nim zniknęła między regałami. – Hę? Co ty sobie wyobrażasz, Tania?! – Poczułam, jak dotknął mojego ramienia, by szarpnąć i obrócić mnie twarzą ku sobie. – Nie minęło nawet pół roku, a ty się przed ołtarz spieszysz? Co, czyżbyś zaciążyła z tym gagasiem, co z nim w jednym domu mieszkasz?!
To był szczyt chamstwa, nic więc dziwnego, że miałam ochotę rzucić się na byłego chłopaka z pazurami.
Nie musiałam jednak tego robić, bo jego kolega mnie wyręczył, uderzając go w potylicę i to wcale nie tak lekko.
– Opanuj się! – Wrzasnął na niego. – Jak ty się zachowujesz, człowieku?! Sprawy prywatne załatwiaj poza pracą, a teraz spieprzaj na magazyn po towar. – Patrzył na Aidena uważnie. – Rozłóż wszystko, jak należy, a jutro nie przychodź, lecz szukaj nowej pracy. Nie mogę zatrudniać kogoś, kto jest tak bezczelny jak ty.
Nie tego Aiden się spodziewał. Widziałam, że chce powiedzieć coś jeszcze, ale nie miałam ochoty tego słuchać ani nadal uczestniczyć w tej scenie, zakupy w końcu już zrobiłam, skierowałam się więc do wyjścia i opuściłam sklep, a za mną wybuchła awantura.
Szłam do domu szybkim krokiem, starając się nie myśleć o tym, co działo się w lokalu, tak bardzo skupiałam się na tym, by nie odtwarzać w głowie krzyków Aidena, że nie zwracałam uwagi na nic, dopóki przed budynkiem pensjonatu prawie nie wpadłam na Vincenta.
– Hej! - Przytrzymał mnie za ramiona, bo prawie wywaliłam się na lodzie ukrytym pod śniegiem. – Ostrożnie. Co się stało? – Błądził wzrokiem po mojej twarzy. – Nie wyglądasz za dobrze.
Spojrzałam w jego granatowe oczy, czując, że do moich napływają łzy.
– Aiden – wyszeptałam, nim wtuliłam się w ukochanego, a później powiedziałam mu, co się stało.
– Cholera, zatłukę tego gnoja – wycedził, obejmując mnie mocno ramionami. – Przyrzekam, że zrobię mu krzywdę i...
– Nie - zaprotestowałam. – Nie chcę, byś miał z nim do czynienia. – Widziałam, że chciał rzucić jakiś kontrargument, ale nie pozwoliłam mu na to. – To nie dotyczy ciebie, tylko mnie i jego. Z mojej strony sprawa jest zamknięta, wszystko skończone z jego winy, a skoro on tego nie rozumie, to tylko on ma problem, nie my. – Westchnęłam cicho w szyję partnera. – Nie pozwolę ci się w to angażować, nie możesz niczym ryzykować, zrozumiałeś?
Obejmujące mnie ramiona tworzy fortecę, chroniły mnie przed całym światem, tworząc dla mnie miejsce bezpieczne, w którym nic mi nie groziło.
– Skoro tego chcesz. – Poczułam wargi Vincenta na czole. – Posłucham cię. Ale nie mogę przyrzec, że nigdy nie zrobię mu krzywdy. Jak mógł pomyśleć, że jest najlepszym, kogo w życiu miałaś? Znam kilkunastu mężczyzn, którzy z pewnością byli w twoim życiu lepsi od niego.
Coś przesadził z tą konkurencją, o jakiej mówił, ale zdołał poprawić mi nastrój. Uniosłam głowę i spojrzałam na niego.
– Dla mnie ważne jest to, że już wiem, kto jest dla mnie najlepszy.
Na twarzy Walijczyka zagrał łobuzerski uśmiech.
– Tak? A kto to taki?
Droczenie droczeniem się, ale nie to było ważne. Ważniejsze było to, by wspiąć się na palce i pocałować tego, który zgarnął moje serce i czynił każdy dzień mojego życia pięknym czasem, który miał prawo trwać wiecznie.
– Ty.
Nie musiałam robić nic więcej, by otrzymać w zamian tę samą czułość. Naprawdę miałam już przy swoim boku najlepszą osobę, jaką mogłam mieć - taką, która szybko pozwoliła mi zapomnieć o nieprzyjemnościach i sprawiła, że wieczór nie upłynął mi w ciemnych chmurach, a radośnie i wśród ciepła, o którym kiedyś marzyłam. Vincent kolejny raz udowadniał mi, że chce być moim wyborem na zawsze, czyniąc to, co wychodziło mu najlepiej - będąc tuż obok, słuchając mnie, rozmawiając, rozbawiając, tuląc i całując. Miałam już swój lek na wszystko i żaden Aiden pracują w spożywczym na rogu nie mógł mi go odebrać. Nigdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz