Scena
wyrwana całkowicie z kontekstu, po prostu do mnie przyszła i
chciała dać się opisać.
Z
dedykacją dla Marcina. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
„Młócenie
rękami nic nie da”.
W całej swojej panice, w jaką wpadłam,
znalazłam w głowie tylko tę jedną trzeźwą myśl, ale nie
prowadziła ona do żadnego działania, a z całą pewnością mnie
nie uspokoiła.
Bo jak tu być spokojnym, kiedy woda nagle
pragnie wlać się do ust zaledwie sekundę po tym, jak zniknęłam
pod jej powierzchnią? To nie było zbyt ładne z jej strony, ale co
z tego?
Tonęłam, na miłość boską, a płuca zaczynały
boleć, kiedy nieporadnie chciałam oddychać, machałam nogami, nie
mogąc wyczuć stopami dna, z jedną dłonią wciąż w górze,
przerażona jak nigdy w życiu.
Woda zdawała się napierać na
mnie jeszcze bardziej, głowa zaś nie chciała wynurzyć się, choć
przecież nie mogło brakować zbyt wiele. To nie była żadna drama,
by nagle zacząć opadać z lazurowego błękitu w granatową
ciemność. Nie zmieniało to jednak, że byłam w fatalnym położeniu
i sama, a jak człowiek jest sam, to tylko on może siebie
uratować.
Chciałam krzyczeć, ale tylko pogorszyłabym swoją
sytuację. Dios, czy ja naprawdę miałam skończyć w tak żałosny
sposób? To byłby od losu cios poniżej pasa.
Jeszcze
walczyłam, by się wynurzyć i zaczerpnąć powietrza, ale
przegrywałam. Ogień palił moje wnętrze, a ta reszta świata,
którą jeszcze mogłam widzieć, znikała, kiedy zamykałam oczy.
I
tylko poczuć mogłam, że ktoś otacza mnie ramieniem w talii i
ciągnie do góry. Wynurzenie się i zderzenie z powietrzem było
bolesne, a leżenie na kafelkach dodatkowo potęgowało uczucie
chłodu. Zakrztusiłam się i zwymiotowałam wodę, niezdolna, by się
podnieść. Mój wybawca przysiadł obok, oddychając ciężko.
–
Dzięki
za dodatkową robotę. –
Usłyszałam jego głos i prychnięcie.
–
Prze… Przepraszam. –
Ledwie byłam w stanie to wycharczeć.
–
W porządku?
Ze swojej pozycji rozmiękłej gąsienicy, jak to
lubiłam określać wylegiwanie się przy brzegu basenu, kiedy nikt
nie patrzy, mogłam zobaczyć, jak z jego długich włosów
związanych w kucyk spływają krople wody, jeszcze bardziej mocząc
mu koszulkę z zabawnym nadrukiem. Niebieskie oczy były rozbawione,
choć na twarzy wciąż utrzymywał się wyraz powagi.
–
Chyba tak –
wymamrotałam i spróbowałam usiąść. – Przepraszam.
Kolega
pokręcił głową.
–
A coś czułem, że wydarzy się jakieś dzisiaj komuś jakieś zło.
–
Albo prorok, albo przywoływacz, nie wiadomo, co gorsze. –
Tylko żeby się poślizgnąć i wpaść do najgłębszej części
basenu? Jedynie tobie mogło przydarzyć się coś podobnego.
Czułam, jak czerwień zaczęła wychodzić na całej mojej skórze,
nieprzyjemnie ją paląc.
Cóż, byłam strasznym
ratownikiem.
–
Dziękuję za ratunek i liczę na to, że nikomu o tym nie
powiesz.
–
Spoko, nie będę musiał, kamery wszystko zarejestrowały.
Czyli
moja kariera na miejskim basenie wkrótce się skończy.
–
Możemy już wracać do sprzątania czy potrzebujesz jeszcze trochę
czasu na dojście do siebie?
Wiedziałam, dlaczego o to pytał
i dlaczego tak mu było prędko, by zamknąć obiekt –
jego kiszki grały marsz tak głośno, że i ja je słyszałam.
–
Sprzątamy.
–
Tylko ubierz klapki, nie chcę wyciągać cię z wody kolejny
raz.
Pewnie tak by było, bo wiedział, kiedy udawało mi się
wpakować w jakieś kłopoty. Jakby miał jakiś radar czy coś
innego, podobnego.
–
Po prostu zwracam na ciebie uwagę. –
Wyjaśnił mi kiedyś. –
Nie jesteś dla mnie nikim.
Jeśli
mnie słyszy, jeśli mnie widzi –
przemykało mi czasem przez myśl –
to może chce się zaprzyjaźnić?/
To
mogło nie być to, to mogło być to. Wiedziałam swoje: że chcę
go słyszeć, chcę go widzieć i się zaprzyjaźnić, może wtedy
nie będę pakowała się w tarapaty aż tak. Lub zawsze będę mogła
liczyć na to, że ktoś mi pomoże, choć zrobi to trochę wbrew
swojej woli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz