– 지워버린 –
Zbyt
wiele zrywów
i skrzeczenia. Zbyt wiele ptasiego nawoływania. Zdaje się, że nad
głową panuje jakiś żywioł, który przybrał postać ciemnej
chmury, która nie wróży niczego dobrego, do tego jest tak żywa,
jakby szykowała się do pożarcia każdego, kto nieostrożnie
postawi krok naprzód.
Wrony. Zbyt duże, by określić je
mianem miejskich – raczej w centrum widać ich mniej dożywionych
ziomków – do tego przerażające, jakby chciały pokazać, że nie
tylko kruki należy zatrudnić do dobrego horroru.
Ilekroć
szłam tą ścieżką, spotykałam któregoś z przedstawicieli tych
ptaków. Zawsze między tymi samymi przęsłami. Zbyt duże jak na
swój gatunek, świdrujące mnie swoimi ciemnymi, paciorkowymi
oczami, jakby czekające na to, by zbliżyć się i rozerwać mi
tętnicę, bym tylko się wykrwawiła, a one mogły stąpać po
plamie krwi niczym po czerwonym dywanie na wybiegu, którego nikt
poza niebem nie ogląda.
Mimo to regularnie przemierzałam
tę ścieżkę, jakbym liczyła na to, że coś się w końcu zmieni,
że wydarzy się coś, co sprawi, że rutyna zostanie przerwana.
Jednak
wpadnięcie w nią zajęło mi lata, dlaczego więc dopuszczałam do
siebie myśl, że tak szybko się z niej wygrzebię?
Zadrżałam
kiedy tuż obok mnie rozległ się kolejny dźwięk. Spojrzałam na
ptaszysko, które spoglądało na mnie jednym okiem, jakby chciało
sprawdzić, czy moja dusza jest tą, do której powinno wniknąć.
Odwzajemniłam się podobnym spojrzeniem i nie zwiększyłam
odległości między nami – chciałam pokazać, że choć się
boję, to nie jego, a czegoś zupełnie innego.
Nie odeszłam
pięciu kroków, kiedy kolejna wrona spojrzała na mnie tak samo.
Ciemne ciało z szarymi prześwitami zdawało się być także
jedynymi kolorami, jakie chciały tu panować. Największa ciemność
panowała jednak na kostce, którą szłam. Niezmiennie, metr za
metrem, natykałam się na jej obecność, dostrzegając i własną.
Wszystko wokół było zaś przeciwieństwem i to właśnie kazało
mi chować swoje uczucia i iść dalej.
Nie napotkałam
nikogo. Mały
człowiek, który zamajaczył mi na horyzoncie, zniknął, nim
zdołałam stwierdzić, czy był to dorosły, czy może jakieś
dziecko. Nic nie zdołało się zmienić podczas tego odcinka,
jedynie szum wody po mojej prawej stronie stał się bardziej
słyszalny.
Kolejny raz zadrżałam, kiedy pojawił się wiatr.
Jakby coś nagle go obudziło i tym wkurzyło. Dął tak, że
płaszcz, mimo zapięcia, odsłonił mi nogi w rajstopach i przez
chwilę nie umiał opaść z powrotem. Gdybym miała zgadywać,
to pewnie jakaś bogini czy morski heros sprawił, iż kolejne
nawiewy powietrza chciały udawać początek huraganu.
Przez
moment oddychałam głęboko, jakbym chciała poczuć cząsteczki
zmierzające do samego końca oskrzeli, jak w nie wnikają tylko po
to, bym mogła żyć. I tę czynność przerwała mi zwierzyna, która
ani myślała przestać fruwać ku zwiastowaniu czegoś niedobrego,
jakby świat nie stawał się coraz bardziej dziwaczny i zły.
Nie
podobało mi się to. Rozumiałam, że sensem ich życia jest takie
latanie, ale czy musiałam być narażona na to, że się na mnie
wyżyją, gdy poczują, że warto mnie zaatakować?
Na chwilę
zeszłam ze ścieżki, by skręcić w dróżkę prowadzącą na teren
należący do kogoś określanego słowem niczyj.
Wątpiłam, by człowiek nie przydał sobie prawa do wszystkiego, co
go otacza,
by nie chciał władać wszystkim. Spojrzałam na morze, które
dawało się zobaczyć, na zburzone fale.
Fale, które znikną,
jak tylko zmieni się pogoda. Niebo znowu nabierze kolorów i barw,
które będą inspirować malarzy. Wstrętne ptaszyska także odlecą,
kiedy tylko nie znajdą tego, na co czekają, kiedy zniknie ten
zapach, który je kusi, kiedy nie będzie kogo i co zaatakować.
W
tamtej chwili pomyślałam o tym, co sama posiadam, i zechciałam, by
i taki stał się mój świat. Wymazany.
By to, co było do tej pory, dało się zetrzeć niczym za pomocą
gumki i narysować od nowa, z innymi kolorami i perspektywą.
Owionął
mnie kolejny podmuch wiatru, odrobinę cieplejszy, zapowiadający
zmianę. Jeszcze raz odetchnęłam głęboko i uśmiechnęłam się.
Pozostało postanowić sobie jedno, więc to zrobiłam.
Nie
ustanę w tym spacerze. Jutro, pojutrze i kolejnego dnia będę
przemierzała kolejne mile, byle tylko trafić na tę wyrwę, ten
punkt w linii czasu, który się załamie. Wtedy zobaczę ten świat,
który chcę mieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz