środa, 29 sierpnia 2018

#29.08.


Nie wszystek umrę

     – I tym oto gwizdkiem sędzia kończy pierwszą połowę tego spotkania – obwieścił komentator, co było sygnałem i dla nas, że oto możemy wstać z krzeseł i rozprostować nogi. A przynajmniej mogli zrobić to ci z nas, którzy do tej pory siedzieli.
     Środowy wieczór okazał się dla mnie po powrocie być tym wieczorem, kiedy nasi znajomi wpadają do nas na mecz na dachu – w ten sposób Nick i Matt chcieli pożegnać odchodzące miesiące wakacji, a przeciw czemu Vincent i ta trójka gości, która spędzała u nas urlop, nie mieli nic przeciwko. Postawiona przed faktem dokonanym po powrocie z pracy mogłam tylko pomóc w przygotowaniu przekąsek do piwa i wnoszeniu tego wszystkiego na dach, skąd rozpościerał się widok na niedalekie morze oraz na miasto, które powoli szykowało się na zmianę pory roku.
     Jako że siedziałam, z chwilą rozpoczęcia reklam opuściłam miejsce na plastikowym krześle i sięgając po ostatniego precelka w misce, oznajmiłam:
     – Idę popełnić wpis.
     Znajomi pokiwali głowami, niektórzy unieśli kufle z piwem i uśmiechnęli się, co miało być znakiem „jak będziesz wracać, przynieść więcej”. Kiwnęłam głową, by potwierdzić, że tak zrobię, po czym ruszyłam do klatki i na schody, odprowadzana kilkoma spojrzeniami, wśród których nie było jednak zwyczajowego spojrzenia Vincenta.
     Od początku wieczoru, kiedy zaczęliśmy nasze spotkanie na parę minut przed rozpoczęciem meczu kwalifikacyjnego między , nasza koleżanka – ta, której mój najlepszy przyjaciel wpadł w oko, zakładała na niego widły. Wypytywała o zawodników i transfery, jakie dokonano w obu zespołach podczas letniego okienka. Mężczyzna spokojnie jej wszystko tłumaczył, choć ewidentnie przeszkadzało mu to w oglądaniu rozgrywki, a ja obserwowałam ich z drugiego końca zastawionego stołu i raczyłam się gazowaną wodą, bo jutro mam być kierowcą dla swojego szefa w drodze na ważny meeting. Nie wiem, czy byłam zazdrosna, ale nie podobało mi się to, jak koleżanka usilnie odwraca uwagę Vincenta od głównego powodu tego spotkania. Co jak co, ale jej taktu chyba powoli zaczęło brakować z powodu tego zauroczenia.
     Kiedy znalazłam się w pokoju, bezzwłocznie włączyłam laptop, zalogowałam się na stronę i zaczęłam przepisywać te akapity, które narodziły się w mojej głowie przez ostatni tydzień i jakoś nie potrafiły z niej uciec.

     Świadomi tego, że wszystko przemija... Ale czy na pewno jesteśmy tego świadomi? Czy wiemy, że wszystko się starzeje i kończy? Jak sierpień, na przykład, a z nim wakacje i liczne urlopy. Także letni słońce przemija. Zauważyliście, że nie grzeje już ono tak mocno, a wiatr przynosi ze sobą coraz częściej zapach jesieni? Lato przemija, a to, co ze sobą przyniosło, staje się już tylko wspomnieniem.
     Nie każdy dobrze sobie radzi z przemijaniem. Ludzie próbują zatrzymać czas, stosując środki przeciwzmarszczkowe, robiąc niezliczone zdjęcia otaczającego świata, decydują się na operacje plastyczne, chcąc zachować młodość na dłużej. Nie jesteśmy Benjaminem Buttonem, moi drodzy. Nie młodniejemy w swoim przemijaniu, więc czy trzeba tracić nerwy, pieniądze i zdrowie na to, co nieuniknione?
     Wolę zająć się czymś innym – pozostawieniem czegoś po sobie dla przyszłego świata, który nadejdzie. Chcę rozwijać się w swoich pasjach i być w nich dobra, zrobić coś, przez co będę pamiętana jeszcze przez moment po swoim przeminięciu. Czy pozostawię tu swoje potomstwo, czy założoną przez siebie fundację albo też książkę, którą wreszcie napiszę – nieważne, co to będzie. Nie wszystek umrę, jeśli pozostawię coś po sobie. Wtedy moje przemijanie będzie miało sens.
     Tego ci życzę – byś także w swoim przemijaniu nie zapomniał pozostawić czegoś po sobie. Jeśli to zrobisz, będziesz nieśmiertelny przez ślad i pamięć. Czy to nie brzmi pięknie? 

     Gdy tekst wisiał już sobie na blogu, sięgnęłam po leżącą na łóżku szarą bluzę i zarzuciłam ją na siebie. Na pewno się ochłodziło, a ja nie zamierzałam siedzieć na dachu z gęsią skórką na ramionach. Zgodnie z tym, co obiecałam kolegom, wracając na górę wzięłam ze sobą kilka butelek piwa z nadzieją, że na drugą połowę taka ilość im wystarczy.
     Nie widziałam nigdzie Vincenta. Jego siostra i Nick pogrążyli się w jakieś cichej rozmowie – ta dwójka stawała się sobie bliższa z każdym dniem – Matt tłumaczył właśnie, na czym polega jego ostatni projekt, który rozpoczął, a koleżanka starała się zabić mnie wzrokiem. A przynajmniej tak to odbierałam, kiedy ustawiałam butelki na stole i sięgnęłam po nową porcję precelków, które ktoś dosypał.
     – Hej, Tania! – zawołał siedzący naprzeciwko Matta ciemnowłosy mężczyzna, który dołączył do tego grona zaledwie przed kilkoma miesiącami. – Co zrobiłaś Vincentowi? Jakiś jest taki nieswój.
Uniosłam brew. Nic mu nie zrobiłam, bo w dniu dzisiejszym nie miałam ku temu zbyt dużej okazji; właściwie mijaliśmy się ze sobą, przygotowując dach na to wydarzenie.
     – Nic mi nie zrobiłam, nawet leków nie wykupiłam.
     Kolega się zaśmiał, jakby usłyszał naprawdę świetny żart.
     – Dobra, dobra. To teraz idź go przyprowadź na drugą połowę, bo już gramy. Poszedł chyba w tamtej róg – oznajmił i wyciągnął rękę, by wskazać nią na południowy zachód.
     – Dzięki.
     Do tej pory, a przecież to już ile lat, nie musiałam szukać Vincenta. Zawsze wiedziałam, gdzie jest, bo zawsze informował mnie, gdzie się wybiera. Czasami w pracy dostawałam od niego esemesy, że idzie do łazienki na dłuższe posiedzenie. Nasza relacja była tak głęboka, że nawet o takich rzeczach wiedziałam, choć niekoniecznie chciałam. Dlaczego więc teraz próbował się ukryć?
     Na dachu rozwiesiliśmy światełka, jednak nie obejmowały one całej powierzchni swoją jasnością, to dlatego musiałam wysilać wzrok, by odnaleźć przyjaciela.
     – Tutaj jesteś – odezwałam się, kiedy dojrzałam go siedzącego na niskim, składanym krzesełku i obserwującego plaże przed jego oczami. – Dlaczego tu siedzisz?
     Spojrzał na mnie, a coś w jego oczach mnie zaniepokoiło. Jakiś blask, który nie dane mi było zbyt często oglądać.
     Zbliżyłam się jeszcze o krok i przykucnąłem przy jego boku.
      – Coś się stało? – zapytałam szeptem, bo to wydało mi się być bardziej odpowiednie do sytuacji.
    – Dlaczego od razu musiało się coś stać? – Vin się zaśmiał. – Przyszedłem tu, by trochę pomyśleć, bo twój tekst był dość inspirujący.
    Oczywiście, że już go przeczytał. Przyjaciel miał w zwyczaju odświeżać co chwilę stronę bloga, kiedy tylko wiedział, że poszłam pisać. Chciał być pierwszą osobą, która przeczyta, co tam nawymyślałam, i skomentuje. Często okazywało się wówczas, że myślimy bardzo podobnie, ale to też tłumaczy mi, dlaczego tak dobrze się rozumiemy.
      – Co najbardziej cię zainspirowało?
      Znowu na mnie zerknął 
   – Fragment o pozostawieniu czegoś po sobie. Ja też chcę coś takiego zrobić i to za pomocą słów. Bo jeśli coś wypowiem, to zostanie przez kogoś usłyszane i zapamiętane, prawda? – Kiwnęłam głową na potwierdzenie. – Nawet jeśli to, co powiem, może zachwiać coś w posadach?
     – Jeśli masz zamiar powiedzieć teraz: „wysadźcie to!”, to pozwól, że wpierw się ewakuuję.
     Na twarzy mężczyzny pojawia się rozbawiony uśmiech.
     – Nie. – Wstał, zapatrzył się na moment w nocne niebo z gwiazdami, po czym obrócił w moją stronę. – To dotyczy ciebie, Tania. Chcę pozostawić jakiś ślad w twojej pamięci.
     Również się wyprostowałam, by znaleźć się wyżej w zasięgu jego wzroku.
     – O co chodzi? Chcesz mi może powiedzieć, że masz mnie dość i mam się stąd wynosić?
     Uśmiech się pogłębił, a Vincent chwycił mnie za ramiona i przyciągnął do siebie, by mnie przytulić.
     – Jeśli wszystko przemija, to niech przemija, ale z tym, co mam do powiedzenia.
     Uniosłam ręce i objęłam przyjaciela w pasie, głowę zaś położyłam na jego ramieniu.
     Jak bezpiecznie.
     – Więc to powiedz. W końcu te słowa też przeminą na wietrze – powiedziałam – ale zostaną w mojej pamięci.
     Mężczyzna przytulił mnie jeszcze mocniej, aż czułam szybsze bicie jego serca.
     – Kocham cię – wyszeptał tuż przy moim uchu, a od strony znajomych i telewizora dobiegł nas głośny okrzyk. Padła bramka.
     Ale czy to było teraz istotne? To, co powiedział... Nie docierało to do mnie.
     – Słucham? Vin, czy ty się czasem nie upiłeś tym piwem?
     Usta Vina były tuż przy moim policzku.
     – Nie, nie upiłem się. A przynajmniej nie piwem. – Ciepły oddech łaskotał mi skórę. – Kocham cię.
     Pocałunek, który złożył na moim czole, był inny niż te, które otrzymałam do tej pory. Bo w nim była wypowiedziana miłość.
    Nie wiedziałam, jak zareagować na to wyznanie. Udało mi się jedynie odsunąć od przyjaciela i spłonąć najbardziej czerwonym rumieńcem w całym moim życiu.
     – Dziękuję – powiedziałam niczym bohaterka pewnego filmu i odwróciłam się w stronę trwającej właśnie imprezy. – Chyba powinniśmy do nich dołączyć.
     Vin nie wyglądał jak ktoś, kto właśnie wyznał swoje uczucia, uśmiechał się lekko.
      – Masz rację. Chodźmy.
     Wróciliśmy do przyjaciół, witani licznymi pytaniami, oboje zajęliśmy swoje poprzednie miejsca – Vincent prawie od razu został zaatakowany przez koleżankę – i zajęliśmy się kibicowaniem.
     Ale już nie było tak samo. W głowie miałam mętlik, a mój wzrok co chwilę wędrował w stronę najlepszego przyjaciela.
Pozostawił ślad. Zrobił to i teraz wszystko było w moich rękach.
     Ale czy ja mogłam go kochać? Poszukiwanie odpowiedzi stało się nowym celem w moim życiu. Miałam nadzieję, że serce mnie nie zawiedzie i poprowadzi tam, gdzie nasze miejsce.

1 komentarz :

  1. Przy okazji Amelien przypomniałam sobie, że tutaj mnie nie było w środę. Zmiana wieczorna odwróciła moją uwagę, ale o to nadeszłam - uwalana czekoladą z ciastka, ale to się wytnie.
    Kolejny raz wpis Tanii jest mi bliski. Jest w tym jakaś magia. Lato przeminęło już prawie, a ja nawet nie wiem, kiedy. Jednak pozostawiło po sobie wiele pięknych wspomnień, które dają siłę, gdy nadchodzą te przykre rzeczy.
    Coś wiem na temat blogowych "stalkerów", którzy co chwilę odświeżają stronę, gdy wiedzą, że publikuję. A czasami nawet na to nie czekają^^
    No proszę, słowo się rzekło. Pytanie, co z tego wyniknie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Hope Land of Grafic