środa, 7 listopada 2018

#07.11.



Kiedy świat chce cię zaskoczyć, ty zaskocz świat

Nie obudziłabym się, gdyby nie promienie światła, które wpadały przez okno mimo zaciągniętych rolet i łaskotały mnie po twarzy swoim ciepłem. Kiedy otworzyłam oczy, potrzebowałam chwili, by przypomnieć sobie, gdzie jestem i dlaczego widzę twarz śpiącego Vincenta naprzeciwko swojej. Wspomnienie wczorajszego wieczora dopadło mnie w końcu i wywołało rumieńce na policzkach. Oglądaliśmy w piątkę mecz, ja byłam bardzo zmęczona i zasnęłam z głową na ramieniu przyjaciela, nim zabrzmiał ostatni gwizdek. Myślałam, że mnie obudzi i każe iść do siebie, a on nie dość, że pozwolił mi spać na kanapie w salonie, to jeszcze mi towarzyszył. Czy to znaczyło coś więcej? Wpatrzona w tę piękną niczym należącą do rzeźby twarz uniosłam dłoń, by opuszkami palców dotknąć choćby policzka, ale zawahałam się. Nie chciałam budzić go za wcześnie, to ja musiałam zbierać się do pracy, nie on. Uniosłam się lekko i, starając się go nie obudzić, spróbowałam wydostać się z objęć kanapy. Nie zdążyłam jednak tego dokonać, bo oto doszły mnie czyjeś głosy, a w salonie zjawili się Nicholas i Matt. Ten drugi z kamerą w dłoniach, kiedy pierwszy tłumaczył głośno: – A tutaj znajduje się salon, gdzie... O, cześć, Tania. – Przyjaciel zatrzymał się raptownie. – Nie chcę przeszkadzać, ale co wy tu jeszcze robicie? – Coś chyba do niego dotarło, bo nagle otworzył szeroko oczy. – Dlaczego spaliście tutaj razem?! Nie znałam odpowiedzi na to drugie pytanie, w tej chwili potrzebowałam wstać i się rozciągnąć, czego nie ułatwiało to, że musiałam przejść nad Vincentem, który westchnął i otworzył oczy. – Chciałem skorzystać z okazji, dopóki Tania jeszcze mnie stąd nie wywaliła, i się do niej poprzytulać, ale mi to przerwałeś. – Nie wyglądał na zadowolonego. – A czemu tak krzyczysz od rana? I o co chodzi z tą kamerą? – Przecież mówiliśmy wczoraj, że chcemy nakręcić nowy filmik na stronę, by zachęcić ludzi do przyjazdu tutaj i spędzenia miło chociażby weekendu – wyjaśnił Matt, wciąż operując kamerą w każdą możliwą stronę, jakby naprawdę konieczne było zebranie materiału akurat teraz. Kochany Walijczyk pomógł mi opuścić kanapę i wdał się w dyskusję z kolegami, kiedy ja przeszłam do łazienki, by się ogarnąć po nocy. Byłam właśnie w trakcie szorowania zębów, kiedy Vin zapukał do drzwi, a na moje krótkie: „czego?”, wszedł do środka i również wziął się za tę samą czynność. Przy okazji przeczesał oklapłe włosy. – Ale dlaczego masz coś przeciwko? – dopytywał się Nick, bębniąc palcami w drzwi. – Przecież dobrze wiesz, że musimy pokazać coś zaskakującego, a takie są właśnie poranki, kiedy jest tu tak jasno. – A nie mogłeś nam powiedzieć, że ruszasz z kręceniem już dzisiaj? – też zapytałam. – Albo kręcić ujęcia tylko na górze? – Chciałem pokazać wszystkie piętra – obruszył się. – Nie spodziewałem się po prostu zastać jakiekolwiek przeszkody, powinniście przecież nocować w swoich pokojach. – Ale nie nocowaliśmy – zauważył Vin, kiedy wróciliśmy do salonu, wciąż będąc pod ostrzałem wielkiego oka. – I przez to nie mam nic zaskakującego – westchnął Nick i opadł na kanapę, gdzie nie tak dawno leżałam razem z moim enpe. Vincent spojrzał na mnie, potem na Nicka i Matta, uśmiechnął się. – Może mam coś, co będzie zaskakujące – powiedział. – Ale nie mogę obiecać, jak się skończy. Patrzyłam uważnie, jak zbliża się do komody, na której trzymaliśmy wiele pamiątek przysyłanych przez stałych, zadowolonych klientów, przyklęknął, by z jednej z szuflad coś wyciągnąć, a w pomieszczeniu zjawiła się Chloe, która normalnie o tej porze chodziła pobiegać. – Co tu się dzieje? – zapytała. Nicholas wziął na siebie wtajemniczenie jej, a ja nie odrywałam wzroku od bruneta, który zbliżał się powoli w moją stronę z małym pudełeczku w dłoni. Rozpoznałam, że to pudełeczko to moja ostatnia pamiątka z pobyty u rodziny w Belize; wraz z kuzynką kupiłyśmy sobie po pierścionku z oczkiem w kolorach flagi narodowej. Jeszcze nigdy go nie założyłam, choć od powrotu z rodzinnego kraju minął ponad rok, jakoś nie było ku temu okazji. Czekałam na to, co się wydarzy, serce zaczęło bić mi mocniej, a Matt nie przestawał kręcić, kiedy Vincent zatrzymał się i uklęknął przede mną. W pokoju zapadła cisza. Do środka nadal wpadały promienie porannego słońca, z kuchni dobiegało tykanie zegara, a my wstrzymaliśmy oddech, bo wiedzieliśmy, co mężczyzna chce zrobić. Vincent uśmiechał się delikatnie, w jego oczach kryły się złośliwe iskierki. – Wiem, że to będzie zaskakujące, bo takie nagłe i prosto z rana, ale co mi tam. Tania, wiesz, co do ciebie czuję. Wiesz, że jesteś moim największym marzeniem. Wiesz, że zrobię wszystko, byś była szczęśliwa. Zawsze. Ja będę szczęśliwy tylko pod jednym warunkiem. – Nie wiem, czy ćwiczył, ale ta przemowa wywołała w moim brzuchu motylki, które poderwały się do nagłego lotu. – Wyjdziesz za mnie? Nie widziałam twarzy współlokatorów, ale mogłam się spodziewać widoku zaskoczenia. A czy właśnie nie tego chciał Nick? Show należało pociągnąć dalej. Uśmiechnęłam się do enpe i wyciągnęłam przed siebie lewą rękę w wiadomym celu. – Tak. Zrobię to.
Świat jest skomplikowany, piękny, ale też straszny. Każdego dnia może dać coś, czym zaskoczy, zbije z pantałyku, zaszokuje. Tak już jest skonstruowany. Czy możemy być przygotowani na wszystko, co nam przyniesie kolejnego dnia? Raczej nie. Ale można zrobić coś innego – zaskoczyć świat, nim ten to uczyni.
Nie musi to być coś wielkiego. Możesz nagle ogłosić na portalu społecznościowym jakąś prawdę o sobie i dostać za nią lajki oraz komentarze czytelników też głośno wykrzyczeć na środku drogi, że nienawidzisz profesora z matematyki, bo przez niego nie rozumiesz jej jeszcze bardziej – zaskoczeniem będzie miejsce wybrane na taką deklarację. Możesz również przyjąć oświadczyny Najlepszego Przyjaciela, w którym jesteś totalnie zakochana, i później tłumaczyć się, dlaczego nikt nic nie wiedział o tym, że kiedykolwiek byliście w związku. Ten moment, kiedy inni będą zaskoczeni, może przynieść jakąś satysfakcję lub też postawić jasno sprawy, które do tej pory były odrobinę skomplikowane.
Tego ci życzę – byś czasami zaskakiwał świat. Wtedy przekonasz się, że świat nie widział jeszcze wszystkiego.


Można się było spodziewać również okrzyków, jakie towarzyszyły umieszczaniu pierścionka na moim palcu. Słyszałam, że ktoś coś krzyczy, ale nie rozumiałam poszczególnych słów. Dla mnie w tamtej chwili istniał tylko Vincent, stojący przede mną i należący do mnie. Uśmiechnięty i bliski szczęścia, o którym mówił. Kiedy przygarnął mnie do siebie, by mocno przytulić, czułam, że jestem w miejscu, do którego zmierzałam. Kiedy pocałował mnie w czoło, zarumieniłam się, bo ta czułość mnie uwodziła. Ale chciałam więcej. I kiedy już chciano gratulować nam wspaniale odegranej scenki, która na pewno nada się do filmu, chwyciłam twarz Vina w dłonie, przystanęłam na palcach i pocałowałam go, nie dbając o to, że mamy widownię. Dla mnie liczył się tylko on. Był zbyt zaskoczony, by odpowiedzieć, ale to nie było ważne. Nie tak ważne jak coś innego, do czego w końcu dojrzałam. – Tania... – Nie rozumiał, dlaczego tak odsłoniłam się z tym, co czułam, ale to wciąż nie było wszystko. Chciałam zaskoczyć go jeszcze bardziej. – Kocham cię – wyznałam cicho, a granat w jego oczach rozpłynął się, kiedy dotarło do niego moje wyznanie miłości. Najwspanialszy uśmiech na świecie zagościł na najpiękniejszej twarzy, najwspanialszy człowiek na świecie wzruszył się tylko dlatego, że ja w końcu byłam odważna i mogłam dać mu to, na co zasługiwał. – Ja ciebie też – wyszeptał i znowu porwał mnie w ramiona, tym razem po to, by pocałować mnie tak, jak od dawno tego chcieliśmy. Wreszcie bez żadnych niedomówień. Tak samo zakochani i tak samo szczęśliwi. – Chwila! – wykrzyknął Nick, kiedy pocałunek mój i ukochanego trochę się przedłużył, uciszył tym samym oklaski zachwyconej Chloe. – Czy my dobrze rozumiemy? To było NAPRAWDĘ? Jesteście w sobie zakochani? Spojrzałam na Vincenta, on na mnie i zgodnie mogliśmy tylko powiedzieć: – Tak. Nicholas zmarszczył nos. – I te oświadczyny były bardziej prawdziwe, niż może nam się to wydawać? Vincent chwycił mnie za dłoń bez pierścionka i splótł nasze palce. – Jeśli tylko Tania tego chce, ja już jestem pewny. Znaliśmy się ponad sześć lat. Nie wiedziałam, kiedy enpe się we mnie zakochał, ale wiedziałam, kiedy ja zaczęłam dostrzegać go w ten szczególny sposób. Myśl o tym, że moglibyśmy być razem przez kolejne lata, wywoływała u mnie jedynie uśmiech i podekscytowanie. Chciałam tego. Chciałam swojej przyszłości z nim i to jak najdłuższej. – Nie mam nic przeciwko temu – odpowiedziałam, za co otrzymałam kolejnego całusa. – Ale wy przecież nie jesteście parą – zauważył Matt zza kamery. Wzruszyłam ramionami. – No to teraz jesteśmy. Jeszcze jakieś pytania? Nie było żadnych, bo wszystko stało się jasne. Wreszcie można było ruszyć na nas z gratulacjami. Ten dzień był inny. Musiałam tłumaczyć się rodzinie przez telefon, że film, który Matt wrzucił już na Facebooka, nie jest ustawiony, ze Vin naprawdę się oświadczył – choć pierścionek nie był jakiś piękny, bo za kilka dolarów, to dla mnie stał się największym skarbem – a ja go przyjęłam, naprawdę go kocham i chcę z nim być. Rodzice byli wniebowzięci, bo nazywanie Vincenta „zięciem” w końcu miało znaczenie, Luna zaśmiewała się ze mnie, karmiąc małego Williama, a moi bracia mieli to gdzieś, bo – jak to powiedział Rami – „to było wszystko, czego się spodziewali po naszej dwójce”. Musiałam tłumaczyć się również w pracy, gdzie też niedowierzano, że nagle z singielki stałam się czyjąś narzeczoną, ale nie przeszkadzało mi to, bo wiedziałam, że kiedy wrócę do domu, będzie w nim czekał na mnie człowiek, który wybrał mnie na towarzyszkę życia i którego ja wybrałam do pełnienia tej samej roli. Od teraz mogłam liczyć na nieskończoną ilość pocałunków i przytuleń, na trochę kłótni, ale i wiele radości, innej niż do tej pory, głębszej, bo tylko naszej. To było moje szczęście. Naprawdę miło było do niego dorosnąć.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Hope Land of Grafic