wtorek, 26 maja 2020

Any dragons around here need slaying?






Wśród listów, jakie od kilku dni spoczywają na komodzie w przedpokoju, znajduję jedną kopertę, która wzbudza moją ciekawość. Kopertę w kolorze kości słoniowej, grubej, z wypisanym moim adresem. Tak prosto przychodzi mi rozpoznanie tego charakteru pisma. Uśmiecham się do siebie i na moment zapominam o tym, że obie ręce zajęte mam przez płócienne torby zapełnione produktami spożywczymi. Bo też nie potrafię powstrzymać tego uśmiechu. Coś mówi mi, że początek listu to będzie narzekanie na stan zdrowia i te wieczne kolejki do specjalistów, którzy tak właściwie to znają się na dupie Maryny, a nie na rzeczy, za które im płacą. A później pewnie nadawczyni opisała te barwne sny, które śniła, od kiedy była małą dziewczynką, oraz te marzenia, które jeszcze miała. Uwielbiam ją za to, jaką jest osobą, dlatego tak pragnę zachować z nią kontakt, choć reszta rodziny ma o niej niezbyt dobre mniemanie.
Wyciągam dłoń, by wreszcie zabrać całą tę korespondencję i ją przejrzeć, sobotnie popołudnie jest ku temu dobrym czasem, jednak ktoś bardziej potrzebuje mojej uwagi niż kartki zapisanego papieru.
– Mama!
Dziewczynka biegnie w moją stronę, a na jej uroczej twarzyczce widnieje szeroki uśmiech pełen radości. Mięknie mi od tego serce. Porzucam uszy toreb i kucam, by złapać córkę w ramiona.
– Cześć, skarbie. – Całuję ją w policzek. – Byłaś grzeczna? Tatuś się zachowywał?
Pięciolatka doskonale wie, jak ustawić sobie mojego męża, by ten tańczył jej, jak ona mu zagra, co mała skrzętnie wykorzystuje, gdy muszę ich opuścić, by wypełniać swoje obowiązki, a to przekłada się później na niespodzianki, z którymi muszę się mierzyć. Jak na przykład moja czarna ściana z cytatami ozdobiona kwiatkami i licznymi ludzikami bez twarzy.
– Byłam! – oznajmia pogodnie, a ja nie mam wątpliwości, iż tak było.
Dostrzegam męża wyglądającego znad oparcia kanapy, na której usiadł, mężczyzna uśmiecha się do mnie, po czym wstaje i podchodzi, by także się ze mną przywitać. Narośl na jego twarzy, która od pierwszego dnia naszego poznania się stanowi dla mnie jego część, wydaje się bledsza przy zaróżowionych z wysiłku policzkach, ale nie wygląda to źle.
– Cześć, skarbie – mówi i całuje mnie krótko w usta. – Jak było w pracy? Czyżby Coxxy stworzyło kolejny niesamowity produkt, który zawojuje świat?
– Może nie jest on jeszcze skończony, by mówić o pełnym wypełnieniu projektu, ale jesteśmy na dobrej drodze do sukcesu. A jak minął wasz dzień?
Bałam się tego momentu, kiedy wrócę na nowo do pracy, ale pierwsze tygodnie pokazały mi, iż pozostawienie córki samej z tatą dobrze robi całej naszej trójce. I choć przez połowę soboty jestem poza domem, mała tego nie odczuwa, a nawiązuje jeszcze głębszą więź z ojcem. Mam nadzieję, iż to sprawi, że jako nastolatka nie będzie go nienawidzić, a zawsze będzie miała go za przyjaciela.
Oboje opowiadają mi o tym, co robili, kiedy wspólnie chowamy zakupy do szafek. Przyszła moja kolej na przyrządzenie obiadu, więc odsyłam ich oboje do ponownej zabawy, co by nie kręcili mi się pod nogami. Wciąż w tyle głowy mam tę myśl o czekającym na mnie liście, ale jego lektura musi jeszcze poczekać. Co kilka minut zerkam w stronę salonu, gdzie Isabella, ze śmiechem na ustach, biega wokół kawowego stolika i udaje, że wyciąga w stronę taty miecz. Wiem dobrze, w co się bawią, żywię nadzieję, że żadne z nich nie wyrządzi sobie przy tym krzywdy.
Jak mogłam się tego spodziewać, córka dość szybko nudzi się tą zabawą, którą mieli na celowniku przed moim powrotem, nie dziwi mnie więc, kiedy nagle głośno oznajmia:
– Teraz chcę być piratem!
Mąż zatrzymuje się naprzeciwko niej i patrzy uważnie na swoją pociechę.
– Piratem? – pyta zaskoczony. – Ale jak to, przecież jeszcze nie pokonaliśmy smoków, słoneczko!
Isabella ma własny pomysł, musi on więc być zrealizowany.
– Chcę być piratem!
– Ale…
– Piratem!
Uśmiecham się pod nosem, szykując niezbyt ostre curry z warzywami, za którym wszyscy przepadamy, i nawet nie czekam na odpowiedź męża, bo doskonale wiem, że ulegnie Isabelli. Nie może być inaczej, w końcu chodzi o jego ukochaną córkę. Że też na początku ciąży miałam wątpliwości, czy podołamy nowej roli. Teraz, a właściwie od dnia jej narodzin, ukochany pokazywał mi, że to dla niego żaden problem, by stanąć na wysokości zadania i mierzyć się z nową rzeczywistością.
– Jak sobie życzysz – śmieje i lekko kłania. – Na które oko chcesz mieć założoną opaskę?
– Na oba! – zakrzykuje Isabella, na co ja także śmieje się głośno, mąż zaś bierze na siebie próbę wytłumaczenia pięciolatce, dlaczego piraci nigdy nie zasłaniali obojga oczu.
Dyskusja na ten temat toczy się także przy wspólnym posiłku, który przeciągamy także do deseru – w końcu sobota bez lodów waniliowych i truskawkowych nie mogłaby nosić miana soboty – co mnie napawa uczuciem olbrzymiego szczęścia. A gdy łapię spojrzenie męża na chwilę przed tym, nim zbliży się do mnie, by niespodziewanie pocałować, wiem, że mimo swoich kompleksów i wielu wątpliwości dokonałam w życiu niesamowicie dobrych decyzji i mogę cieszyć się prawdziwą miłością.
O niej właśnie pragnęłam napisać w liście, w którym chciałam pokazać swoje szczęście i się nim podzielić. Bo dzielone szczęście mnoży się jeszcze bardziej.

Kochana ciociu!
W myśli, iż nie poszukuję drugiej połówki, gdyż sama stanowię dla siebie całość, nigdy nie widziałam nic więcej poza prawdą. Jej nadal się trzymam, lecz biorę poprawkę na to, że z kimś, kto mnie rozumie, jest moim najlepszym przyjacielem i kocha, przez życie idzie się po prostu przyjemniej. Pamiętasz, jak mówiłam – powtarzałam przez lata – że nie szukam księcia z bajki, tylko kogoś normalnego? Cóż, sam się znalazł i teraz chroni przed smokami nie tylko mnie, ale też i naszą córkę. Dla niej staje się piratem czy klaunem, jeśli ona tego potrzebuje.
Dla mnie jest tym jedynym.
Nasza Isabella, choć jeszcze jest mała, pokazuje już charakterek i jest bardzo podobna do Ciebie. Ostatnio też częściej mówi, że chce Cię odwiedzić lub byś Ty przyjechała do nas. Tęskni za Tobą, swoją bratnią duszą, choć dzieli Was tak wiele dekad.
I chcę przystać na jej życzenie, spełniając przy tym własne marzenie, dlatego ponawiam propozycję, byś przeprowadziła się do nas. Jesteś najukochańszą krewną całej naszej trójki, nie daj się więc prosić. Pokój czeka na Ciebie od dawna, a liczne smoki – a ostatnio i piraci – potrzebują, by je ubić, unicestwić.
Pomożesz nam?
Kochamy i ściskamy mocno,
Alizia, Chris i Isabella


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Hope Land of Grafic