niedziela, 6 września 2015

Urlop 2015

 
   Piątek, 28 sierpnia
    Nawet przed ustnymi maturami nie byłam tak zestresowana, jak przez cały ten dzień. Ostatnie zakupy, komentowanie rozdziałów i notek, wykonanie tagu, odpisanie na maile, pakowanie się - moje nerwy były u kresu wytrzymałości. Co mnie tak stresowało? Myśl, że mój i Penola autobus do Częstochowy nie przyjedzie i nie dostaniemy się na pociąg. Jednak się udało. Na dworcu PKP zameldowaliśmy się godzinę przed przyjazdem pociągu, pół godziny przed tym dowiedzieliśmy się, że będzie on opóźniony o dziesięć minut. Skoro wytrzymaliśmy tyle, to te minuty nas nie zbawią, w końcu bilet mamy.
     Znaleźliśmy nasz przedział, w którym siedziało już pięć innych osób, wszyscy na pierwszy rzut oka sympatyczni. I tacy byli. Jeden mężczyzna jechał do Kutna, nigdy nie zapomnę, jak walczył z podłokietnikiem. Opierał się o niego, a za każdym razem, gdy bardziej przysnął, łokieć mu spadał i on się budził. Epicki widok.
     Jechała z nami także trzyosobowa rodzina. Tata w porządku, matka większość drogi do siebie (wysiadka - Gdańsk Wrzeszcz) przespała, chrapiąc, a ich nastoletnia córka chora na trisomię chromosomu dwudziestego pierwszego była spokojna i zachowywała się kulturalnie.
     Jednak nic nie pobije pana 50+ jadącego z Zabrza do Gdyni, który od północy do prawie drugiej w nocy opowiadał nam o swoim dzieciństwie, o tym, ile miał wolności jako dzieciak, o paleniu traw na jesień, o ogniskach. Podobną pogawędkę urządził nam po 5:30, kiedy to się obudziłam. Miły gość :) A ile butelek piwa wypił podczas podróży? Z pięć. Po raz pierwszy widziałam, jak ktoś wyrzuca pustą butelkę przez okno w pociągu. Wow. Mam nadzieję, że miewa się ten pan dobrze.

   Sobota, 29 sierpnia 
   Zgodnie z planem o 8:40 zjawiliśmy się w Sławnie. Dziesięć godzin jazdy pociągiem. Będę wspominać miło, bo uwielbiam ten środek komunikacji :3 Wyszliśmy z dworca, a tu... autobus do Jarosławca, który odjeżdża za pięć minut. Telefon do Margaret, czy da radę przyjąć nas na ośrodku trochę wcześniej niż planowaliśmy, informacja, gdzie wysiąść, i jedziemy! Pół godziny później kolejny telefon, instrukcja drogi i po piętnastu minutach tuliłam młodszą siostrę. Po tygodniu stwierdzam, że nadaje się do pracy w ośrodku wypoczynkowo-kolonijnym, a na sali daje sobie radę jak zawodowa kelnerka.
    Śniadanie, po czym oglądamy nasz domek i pomagamy go sprzątać. Później obiad i... na plażę!
Wracanie z plaży - grupa dziewczyn (szczypiornistki na obozie) dziwnie się do nas uśmiecha, jedna z dziewczyn wbiega mojemu bratu na plecy, jakby chciała go przytulić. WTF?!

Plaża, morze <3!

Margaret dała upust swojej tęsknocie za
naszym rodzinnym miastem.


Fale, fale widzę! 


     Kolacja w "Tawernie Rybackiej" - nie ma to jak widzieć Margaret wciągającą przez słomkę sos jagodowy, który wypłynął z jej pierogów. Moja pizza kebab bez rewelacji, Penolowa chłopska zdecydowanie bardziej wyrazista. Jak kiedyś znowu w niej będę, skuszę się na zupę rybną z bułeczkami.

   Niedziela, 30 sierpnia
   Piękny dzień, więc aż dwa razy byliśmy na plaży. Kupiłam pocztówki i znaczki (w poniedziałek większość trafiła do skrzynki), wbiegłam do wody - tak witałam morze za każdym razem, gdy szliśmy na plażę. Hellou, nie byłam nad polskim morzem długie jedenaście lat! Mały rytuał był mi potrzebny. Do kieszonki plecaka wpadł też kolejny kamień, codziennie szukałam jeden płaski kamyczek i zabierałam ze sobą, teraz leżą spokojnie na biurku.

Sześć dni - sześć kamieni <3

Czytanie Chemii śmierci po raz drugi. Bo David <3


   Przed 17 do naszego grona dotarli rodzice, którzy przyjechali do nas z Mikołajek. Bo jak już jeździć po Polsce, to po dużej jej części :D
   Wracaliśmy z plaży, a ja się zatrzymałam. Dlaczego? Bo usłyszałam dochodzące z mijanego klubu Let her go, a że jest to moja ulubiona piosenka ever, musiałam zanucić choć linijkę.

   Poniedziałek, 31 sierpnia
   Wspominałam na swojej stronie, że od dłuższego czasu nie miałam dziwnych snów. Wykrakałam sen o tym, że po trzech tygodniach od inauguracji pojawiłam się na studiach, a w auli spotkałam koleżanki z liceum, które patrzyły na mnie tak krzywo, jakbym była cytryną, i szczerze mnie nienawidziły. Nie wiem za co. Ale na szczęście poznałam dziewczynę, która pomogła mi sobie poradzić z zaległościami. Zawsze znajduję na studiach kogoś, z kim się koleguję.
   Znowu na chwilę przystanęłam, idąc przez miasto. Bo co? Bo Heaven z innego klubu. Jak usłyszę piosenkę, którą wielbię, reakcję zawsze mam taką samą. Zawsze.
    Plaża i czytanie Chemii śmierci. Bo to pomaga i odpręża :3


Cytat, o którym dwukrotnie na swoim blogu wspomniała
Welcome here in my world, a który pojawia się na stronie
98 wydania kieszonkowego Chemii śmierci. Jarałam się! <3



   Wtorek, 1 września
   Po miesiącu abstynencji piwo! Tak, przez cały sierpień nie wypiłam ani łyka napoju z procentami (nie mam na myśli soku pomarańczowego, Królik!), więc pierwszego dnia września pozwoliłam sobie na kilka łyków Lecha Ice Diesla. Nie jest to coś wybitnego - piwo zmieszane z colą - ale nie jestem fanką alkoholu, więc wystarczyło.

Autorem zdjęcia jest Penol. Nudziło mu się na plaży i dorwał się do
mojego Samsunga. Zapłaci mi za to.

   Na plażę poszliśmy przed obiadem. Co robiła Cleo? Jak zwykle szukała kamyka, spacerowała brzegiem - uwielbiam obmywanie nóg przez morze! - znalazła wyżłobiony przed wodę klif z piasku, na którym usiadła i śpiewała lubiane piosenki. Tak, nie jestem normalna.
   Chyba za długo siedziałam na słońcu, bo po obiedzie spałam dwie godziny. Mój mózg chyba nie miał się najlepiej. Ale to tylko jednokrotna niedyspozycja.


   Środa, 2 września
   Spacer na plażę samotnie, bo poczta po drodze, pocztówka do Naff wpadła do skrzynki, a ja mimo fal i wiatru znalazłam kamyczek <3
   Gdy Margaret uporała się ze swoją pracą na sali i dostała wolne do końca dnia, wsiedliśmy w samochód i w piątkę ruszyliśmy do Ustki na plażę. Wiatr, chłód, ustecka Syrenka, port, falochron i kawiarnia, gdzie lody podpisane jako bakaliowe wcale takimi nie były - walcie się!

Jedyne moje selfie z całego urlopu - Cleo w Ustce!

Dzika róża, ohoho!

Plaża w Ustce.

Port.

Falochron w tle, a na pierwszym planie Królowa.

Latarnia morska.

Statek z konikiem, oł yeah!

Ustecka syrenka. Według legendy, jeśli dotknie się jej lewej piersi i
w myślach wypowie półtora życzenia (bo złote rybki spełniają trzy życzenia,
a syrena tylko w połowie jest rybą), to się ono spełni.
Gościu po lewej w fajnej bluzie - Penol.


  Przed wyjazdem z powrotem do Jarosławca zajechaliśmy do Biedronki. Rodzice i Penol poszli po zakupy, a Margaret siedząc na miejscu kierowcy, musiała wysłuchać, jak mieszam Me and my broken heart z Lonely no more, bo akurat ta pierwsza piosenka leciała w radiu *like a Andie :3*


   Czymże jest pobyt nad morzem bez pójścia na zachód słońca? Poszliśmy z tatą i widzieliśmy akurat to, co powinniśmy - dość szybkie znikanie słońca za horyzontem. Epickie! <3

   Czwartek, 3 września
   Przez cały pobyt czterokrotnie korzystałam z usług lodziarni poleconej przez Margaret. Spore gałki za trzy złote. W ten dzień malinowe po raz drugi (jadłam także orzechowe i o smaku cytryny, wszystkie epicko pyszne!). Jak zwykle plaża, spacerowanie brzegiem, kamyczek.
   Po 17 rodzice wzięli nas na lody tak prawie że na ostatki (mama w poniedziałek stwierdziła, że siedzimy na miejscu tylko do piątku, nie do soboty, bo pogoda się miała pogorszyć). Poszliśmy gdzie indziej i... Lody bakaliowe z kandyzowanymi owocami za dwa złote, yeah!!!!!!!!! <3 Radość i wielkie szczęście :3

Pan rybak; pomnik w Jarosławcu.

Fontanna! <3

Latarnia morska w Jarosławcu.


   Piątek, 4 września
   Wielkie pakowanie. Margaret, która wraca w najbliższy czwartek, wcisnęła do bagażnika swoją różową walizkę z ubraniami, których już raczej nosić nie będzie do końca pracy. więc tata miał co wieźć. Wyjazd przed 10, do siebie dotarliśmy przed 19. Taak, nie cierpię jazdy samochodem na takich dystansach. Dlaczego? Bo jest mi cholernie niedobrze. Ale nie wymiotuję. Nie. Tylko kręci mnie w żołądku, dopóki czegoś nie zjem, a do tego dopada mnie senność. Dość "trzeźwa" byłam, gdy przejeżdżaliśmy przez Kalisz i gdy dojrzałam nazwę wsi, którą znam. Wtedy przebudziłam się na dobre.
   Co mi się podobało podczas powrotu? Widok przeróżnych "budowli" ze słomy w mijanych wsiach. I wiadomo, że to czas dożynek.
  Co mi się nie podobało podczas tej drogi? Usłyszenie Biebera w RMF FM. Poważnie, puścili jego piosenkę. Ma ktoś pożyczyć długopis do wbijania sobie w dłoń?
   Co zrobiła Cleo po rozpakowaniu się i przebraniu? Wypiłam duży kubek earl grey'a, bo tydzień na zielonej herbacie z opuncją odrobinę mnie dobił.

Mała panorama musi być <3


   Jak skończył się ten urlop dla mojego hobbystycznego pisarstwa? Kilkaset słów dla kolejnych części Amelien oraz ponad 12 stron A4 Rozważnej, co w moim przeliczeniu daje 1 i 1/4 rozdziału. Jeej! <3
   Wróciłam w piątek, ale dopiero dzisiaj daję znać, że żyję, bo do wczoraj miałam zapowiedziany urlop na Rozważnej i poza tym mogłam w spokoju dokończyć pewne sprawy (taak, o Poszukiwacza chodzi, jestem na bieżąco). Napisałam także kilka komentarzy w WordPadzie, by zmniejszyć materiał do nadrabiania, choć i tak zajmie mi to kilka najbliższych dni.

   Teraz się odmeldowuję, w końcu ostatnie godziny dwudziestolatki trzeba jakoś celebrować.
   Trzymajcie się! :)

6 komentarzy :

  1. Widzę, że miałaś bardzo udany urlopik. ;)
    Sama chętnie pojechałabym nad morze, bo nie byłam nad nim już z... osiem lat? Dlatego też zazdroszczę ci tej podróży!
    Zapewne teraz zadajesz sobie pytania - co ona robi na tym blogu? Zabłądziła czy co? Odpowiedź brzmi: musiałam skomentować tę notkę, bo dzięki niej przypomniały mi się ostatnie kolonie nad morzem... :)
    Ps. Ja także zbierałam kamienie, aby je położyć na komodzie, ale mama zawsze je wyrzucała...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedne Twoje kamienie!
      Tak sobie rozmyślam, czy w przyszłym roku nie wziąć ze sobą Magdycji i znowu pojechać do Jarosławca. Miasto już znam, więc nie byłoby problemu z orientacją. Może się przyłączysz? ;)
      Widzieć Cię na którymkolwiek z moich blogów to prawdziwy zaszczyt! :3
      Cieszę się, że coś Ci przypomniałam :D

      Ściskam! :*

      Usuń
    2. Jeszcze pomyślę nad Twoją propozycją, bo kusi. :P

      Usuń
  2. Widzę, że skomentowałaś właśnie notki u mnie, to ja zrobię to u Ciebie. :) Twoje komentarze u mnie poczytam, jak skończę tutaj.
    Ja co prawda ustnych matur jeszcze nie miałam, ale wyjazdy często mnie stresują. A na dworcu bywało, że i godzinę czekałam na pociąg. Powrót ze szkolnej wycieczki z przesiadką tak bardzo.
    Z pociągowych towarzyszy podróży wspominam tylko dziewczynę zza granicy, jadącą w przedziale ze mną i moją rodziną, której musieliśmy tłumaczyć, co mówi konduktor.
    Może te szczypiornistki was znały? Wiesz, taki fejm.
    Żartuję, to rzeczywiście musiało być dziwne.
    Czytanie na plaży jest super. :3 Co prawda nigdy nie śpiewałam na plaży ulubionych piosenek, ale kiedyś parodiowałyśmy z kuzynką sceny z Titanica.
    Zastanawiam się, czy kiedyś widziałam zachód słońca nad morzem, ale chyba mi się udało, chociaż nie do końca pamiętam.

    Fajnie, że miło spędziłaś ten czas. :) Kiedy wrzucisz jakieś zdjęcia, to przyjdę i zerknę.
    Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skomentowałam notki u Ciebie i to dość sprawnie, bo opinie zapisałam sobie wczoraj na WordPadzie :D Tylko ostatni post skomentowałam od razu pod nim.
      Wątpię, by nas znały. Ale wspomnienie jakieś jest :D I Penol miał się czym przed kumplem chwalić.
      Moja siostra chciała odwalić Titanica na plaży! :D Ale jej nie wyszło. Bo nie miała chętnych do roli Jacka.
      Zachody są piękne!
      Jak wrzucę zdjęcia, dam znać ;)

      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. Wszystkiego najlepszego! :*
    Świetne zdjęcia! :D

    OdpowiedzUsuń

Hope Land of Grafic