Nicość pode mną kusi swoją pustką.
Jak ptak wzbija się po niebo,
tak ja daję się połknąć nieznanej paszczy.
Lecę w dół ze śmiechem szaleńca,
co się nie boi zderzenia z dnem nicości,
co roi sobie marzenia martwe i dalekie.
Skrzydła złamane popychane wiatrem sugerują ruch,
sucha skóra nie marszczy się już,
bo nie ma jej na ciele.
Mknę ku paszczy szkielet marny,
co straszy widokiem każdego,
kto za bardzo zadrze głowę do góry.
Spadam w paszczę upadły,
bez przeszłości demon rozpaczy,
rozbijam się o skały.
A moje kości znajdzie dziecko
i przejmie demoniczność,
by jak ja niszczyć ziemię i upaść.
Bo takie jest
przeznaczenie niewielu
wybranych do zła.
Śmiech się niesie,
wywołuje ciarki
i nie daje o sobie zapomnieć.
Jestem koszmarem
i przeze mnie umrzesz.
Jak ptak wzbija się po niebo,
tak ja daję się połknąć nieznanej paszczy.
Lecę w dół ze śmiechem szaleńca,
co się nie boi zderzenia z dnem nicości,
co roi sobie marzenia martwe i dalekie.
Skrzydła złamane popychane wiatrem sugerują ruch,
sucha skóra nie marszczy się już,
bo nie ma jej na ciele.
Mknę ku paszczy szkielet marny,
co straszy widokiem każdego,
kto za bardzo zadrze głowę do góry.
Spadam w paszczę upadły,
bez przeszłości demon rozpaczy,
rozbijam się o skały.
A moje kości znajdzie dziecko
i przejmie demoniczność,
by jak ja niszczyć ziemię i upaść.
Bo takie jest
przeznaczenie niewielu
wybranych do zła.
Śmiech się niesie,
wywołuje ciarki
i nie daje o sobie zapomnieć.
Jestem koszmarem
i przeze mnie umrzesz.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz