Miłość rośnie wokół nas
Masło orzechowe i miód. Mieszane razem, aż połączą się w jednolitą masę, o gładkiej konsystencji. Prosty zabieg, a mimo to musiał być u mnie nadzorowany przez kogoś, kto tylko czekał, by dorwać się do miski i łyżki.
- Jesteś pewna, że dobrze wymieszałaś? - Nick prawie wisiał mi na ramieniu i sceptycznie przyglądał się temu, co robię.
Jakbym naprawdę była ciemna w tym, co chciałam zrobić, by jeszcze bardziej poprawić humor sobie i przyjaciołom.
- Tak i ty też powinieneś - odpowiedziałam mu i dźgnęłam łokciem w żebro. - Przecież nie robię tych batonów po raz pierwszy. Trochę zaufania, okej?
Mężczyzna mruknął coś pod nosem i zerknął za siebie, co widziałam kątem oka. Mogłabym przysiąc, że wpatruje się teraz w Chloe, która wraz z bratem siedziała przy stole i debatowała nad tym, jak rozmieścić kolejnych gości, by wszyscy przyjeżdżający w przyszłym tygodniu czuli się u nas komfortowo. To jego spojrzenie nie należało do tych, którymi obdarza się mało ważne osoby. Takie spojrzenie zarezerwowane jest tylko dla wyjątkowych ludzi.
Zaczął się maj, kasztany zaczęły kwitnąć i jakoś tak więcej par widać na chodnikach i na plaży. Jakby pyłek zawierający w sobie jakąś chemiczną mieszankę unosił się i nagle opadał, czyniąc zakochanymi kolejne osoby. To dość ciekawe doświadczenie - obserwować, jak rodzi się miłość wśród osób, które do tej pory wydawały mi się dalekie od zakochania.
Musiałam odchrząknąć, by z powrotem zwrócić uwagę Nicka na wyrabiane właśnie ciasto.
- Już wiesz, co chcesz w tych batonach poza płatkami owsianymi i rodzynkami? - zapytałam, wsypując do masy kolejne składniki, w tym sporą szczyptę cynamonu i dwie łyżeczki siemienia lnianego. Bo jak już ma być zdrowo, to przy okazji też tak, jak ja lubię.
- A wybrałem. - Podał mi dwa opakowania, które chroniły w sobie daktyle i słonecznik, po czym ponownie spojrzał na Chloe.
- Mógłbyś jej powiedzieć - zauważyłam i dosypałam również żurawinę i pestki dyni.
Nick chyba nie do końca wiedział, o co mi chodzi.
- Co niby miałbym jej powiedzieć?
Porzuciłam łyżkę, by dłonią połączyć w misce składniki suche z gotową już masą.
- Że ci się podoba i że ją lubisz trochę mocniej, niż Vincent będzie w stanie to zaakceptować.
To również ładny widok. Te spojrzenia i gesty, z których da się wyczytać uczucia, to szybsze bicie serca, które staje się słyszalne dla innych ludzi... Maj jest chyba tym miesiącem, kiedy najbardziej lubię przyglądać się mijanym osobom i starać się dostrzec w nich, czy kogoś kochają i czy są kochani. To pozwala mi myśleć, że na świecie istnieje jeszcze piękno, które wszyscy widzimy, podziwiamy zachwyceni i określamy właśnie mianem miłości.
Składniki połączyły się w ładną całość, która potrzebowała już tylko jednego - odrobiny mleka.
- Skąd wiesz? - zapytał mnie Nick, znowu wieszając mi się na ramieniu. - Matt ci powiedział? A to zdrajca!
- Nie musiał. To widać, Nick. A ty akurat wyglądasz ostatnio na bardzo zainteresowanego Chloe.
Miłość kwitnie także w moim najbliższym otoczeniu. W dodatku sama zaczęłam się z kimś spotykać i choć to naprawdę świeża sprawa, czyni mnie szczęśliwą.
Jednolitą masa ląduje w formie na papierze do pieczenia i może zostać schowana do lodówki.
- Gotowe - oznajmiam Nickowi. - Teraz trzy godziny niech się chłodzi, później pokroję, o ile nie zapomnę.
- A co, jeśli zapomnisz? - W głosie współlokatora czaił się lęk.
Wzruszyłam ramionami.
- Wtedy przeleży całą noc i batony będą idealnym śniadaniem.
- Co mam robić, kiedy będę musiał na nie czekać?
Życzę ci, byś zawsze umiał dostrzec miłość na czas i byś zawsze był gotowy przyjąć ją, jak i komuś ofiarować. Bo miłość to siła, która czyni nas niezwykłymi.
Uśmiechnęłam się do przyjaciela.
- Możesz wykorzystać te godziny na to, by przypodobać się Chloe. Wiesz, ładnie wyglądacie, moglibyście był fajną parą. Chyba zaryzykujesz?
Nick nic nie odpowiedział, jedynie skinął mi głową i podszedł do stołu, by dołączyć do rozmowy rodzeństwa. Usiadł obok Chloe i swoje spojrzenie kierował na nią, starając się zwrócić na siebie jej uwagę.
To wyglądało na takie proste. Naprawdę chciałam, by - jeśli ich uczucia sa odwzajemnione - spróbowali być kimś więcej. Moje błogosławieństwo mieli.
Ale Vincent, starszy brat i najlepszy kumpel, mógł mieć inne zdanie. Choć chyba bardziej martwiłam go ja, co wnioskowałam po jego spojrzeniach.
Nie myślałam o tym jednak za wiele. W końcu jutro kolejna kawa z Aidenem. Ta znajomość naprawdę zapowiada się na coś większego.
Tylko czy każdego to cieszy?
Zdaje się, że te batony to strasznie słodkie są. A ja ostatnio nie bardzo przepadam za bardzo słodkimi rzeczami.
OdpowiedzUsuńMiłość... Dobra, nie sieję ironicznej propagandy, bo mnie wyrzucisz stąd.
Pozdrawiam