Każdy rodzic, choćby temu zaprzeczał, zawsze martwi się o swojego dziecko. Nieważne, czy chodzi o sprawdziany w szkole, wybór kierunku studiów czy pierwszą pracę. Rodzic martwi się także o stan zdrowia i samopoczucie, a także – co mogłoby się wydawać trochę niedorzeczne – o miłość swojego dziecka. O to, czy w kimś się zakocha, czy spotka kogoś, kto uszczęśliwi go na wieki. Może nie pyta o to otwarcie, lecz obserwuje, trzyma rękę na pulsie, by w razie czego zareagować, udzielić rady czy ofiarować ramię, w które można by się wypłakać.
Mężczyzna stojący przy oknie w salonie wychodzącym na podjazd i ulicę był właśnie takim rodzicem, który nie pytał, ale obserwował i martwił się. Obecnie uwagę skupiał na córce, która przed godziną wyszła z domu, by ze swoim "przyjacielem" udać się na krótką przejażdżkę na plażę puszczać latawce. Myślał o tym, co tam się może dziać i jak zareagują sąsiedzi, którzy pewnie zza swoich firanek patrzyli, kto to podjechał i zabrał dziewczynę w nieznane. Plotki w społeczności jak ta, w której żył, wciąż królowały i ani myślały zderzać się z prawdą. A nie mógł dopuścić do tego, by plotkowano o jego rodzinie i snuto domysły, czy szykują się do jakieś uroczystości, czy może do niedalekiego rozstania.
– I dlatego rzekłem, by nie pozwolić na to spotkanie – dokończył myśl, którą chwilę wcześniej podzielił się z obecną w pomieszczeniu kobietą, która w spokoju skubała maślane ciastko. – Jak nie powie jej wkrótce, iż nic z tego, ona pogrąży się w odmętach smutku i bezbrzeżnej samotności, z której tak ciężko będzie nam ją wyciągnąć! Toć to ją może zabić!
Żona patrzyła na niego niczym na kogoś niespełna rozumu. Dobrze go znała, wiedziała, że martwi się o jedyną córkę – synowie dawali sobie radę w sprawach sercowych bez żadnej pomocy – ale uważała, że zaczyna mocno przesadzać.
– Uspokój się – nakazała mu. – Przecież nic jeszcze nie jest rozstrzygnięte, nie wiesz też do końca, co on do niej czuje. Moim zdaniem powinni się jeszcze spotkać, nim będziesz mógł cokolwiek głosić.
Jej mąż prychnął.
– Jeśli coś będę mógł ogłosić, to tragiczny romans i wszystko, ot co!
Wzburzony uderzył pięścią w stół i ani przyuważył, iż rozlał przez to herbatę ze swojej filiżanki. Tego było dla małżonki o wiele za dużo.
– Dość! – zagrzmiała, a naoczny świadek w tej chwili nie miałby wątpliwości na temat tego, kto w tym związku nosi spodnie. – Może ci się to wszystko nie podobać, ale nie możesz czegoś córce zabronić! Pozwól jej choć raz się w kimś zakochać i dać złamać serce. Czy nie pamiętasz już, jak to było z nami?
Nie odpowiedział jej na to, bo ledwie w swoim wzburzeniu zwrócił uwagę na jej słowa. Raczej zachodził w głowie, czego to może się spodziewać po chłopaku, który zabrał jego córkę i której nadal nie odwiózł, choć powiedział, że dłużej niż dwie godziny to spotkanie nie zajmie.
– Chciałbym po prostu wiedzieć – odparł cicho. – Chciałbym po prostu wiedzieć, czy jest między nimi miłość, czy tylko któreś się bawi. Czy jako ojciec nie mam do tego prawa?
Żona wstała, by podejść do niego i objąć go w pasie.
– Oczywiście, że masz. Ale najpierw to oni muszą ustalić ze sobą, co ich łączy. Dopiero gdy tego będą pewni, powiedzą i nam. Ale nie martw się – przystanęła na palcach i pocałowała go w policzek. – Mam co do tego młodzieńca bardzo dobre przeczucia.
Nie przekonało go to, dlatego wciąż wpatrywał się przez okno i czekał, aż pociecha wróci do domu, by ocenić, co robić dalej.
Gdy rodzice martwili się o to, jak się sprawy mają, ich córka starała się wypaść jak najlepiej przed swoim towarzyszem. Może to nie był pierwszy raz, kiedy gdzieś razem wychodzili, ale i tak czuła się niepewnie, co zaskakiwało ją tym bardziej, że nim zaczęła postrzegać kolegę jako kogoś więcej niż tylko dobrego kumpla z sąsiedztwa, był tą osobą, przy której czuła się najswobodniej i przy której mogła sobie pozwolić na bycie sobą. Teraz stale miała się na baczności, nie chcąc popełnić jakiegoś błędu w wypowiedzi czy wykonać gestu, który zostanie opacznie zrozumiany. Ach, to, co robiło z człowiekiem zakochanie, bywało straszne.
Nawet w samochodzie nie potrafiła zachowywać się jak dawniej. Zamiast rozsiąść się wygodnie i komentować płynące z radia kawałki czy też debatować na temat widoków za oknem ona siedziała sztywno, jakby połknęła kij od miotły, i milczała, praktycznie wstrzymując oddech, byle tylko nie palnąć jakieś głupoty. Zasiadający za kierownicą towarzysz co rusz zerkał na nią i uśmiechał się nieznacznie kącikiem ust, przez co dziewczyna czuła się jeszcze bardziej nieswojo.
– Wiesz, że możesz otworzyć oczy i odetchnąć? – zauważył głośno po którymś rzuconym jej spojrzeniu. – Dojechaliśmy i patrz – oboje jesteśmy w jednym kawałku! Mówiłem ci, że nawet zakochany jestem dobrym kierowcą.
Miał rację, podjechali właśnie pod jej dom – w oknie salonu mogła dojrzeć głowę obserwującego ich ojca – i to przed czasem, jaki został im wyznaczony. Było jej nieco przykro, że to spotkanie dobiegało końca, bo naprawdę dobrze się bawiła, chodząc na bosaka po chłodnym piasku i patrząc na puszczany przez niego latawiec.
– Poczekaj, aż stąd wyjdziemy. Kto wie, czy czasem nie wpadniesz do kałuży, jak będziesz wychodził z samochodu. Tak się już przecież zdarzyło – powiedziała, by mu dopiec, choć właściwie jedyne, o czym teraz myślała, to jedno ze słów, jakie wymówił.
Zakochany.
Serce w jej piersi zaczęło bić nie tyle szybciej, co po prostu mocniej. Aż się przestraszyła, iż zostanie usłyszane, kiedy przyjaciel przystanie bliżej, by chwytając ją pod rękę, niczym dżentelmen ze starych odprowadzić pod same drzwi. Nigdy bowiem do tej pory nie powiedział jej, co właściwie do niej czuje. To, że częściej zaczęli się spotykać tylko we dwójkę, nie zaś w szerszym gronie przyjaciół, wynikło z tego, iż przed kilkoma miesiącami bardzo potrzebowała wyjść na spacer, a on zgłosił się na towarzysza jako jedyny z całej paczki. Wówczas zorientowała się, że jest całkiem interesującym człowiekiem i naprawdę wiele ich łączy. Mogła z nim porozmawiać na każdy temat, który ją interesował, bo on zdawał się wiedzieć coś o wszystkim, co jej nasuwało się na myśl. Nieważne, czy chodziło o seriale bollywoodzkie, politykę w krajach południowej Afryki czy też dyskusji na temat plantacji bawełny – zawsze miał coś do powiedzenia. I choć w wielu kwestiach ich odczucia się różniły, to nigdy ta różnica zdań nie wywołała kłótni, jedynie przeciągające się na kolejne spotkania dyskusje.
Fascynowało ją to, jaki jest inteligentny, lubiła być przy nim i milczeć, bo w tej wspólnej ciszy czuła się całkowicie dobrze. Jak przy nikim innym. Nic dziwnego więc, że wpadła jak przysłowiowa "śliwka w kompot" i starała się wypaść przed nim jak najlepiej.
Powoli, by na czas zapoznać się z otoczeniem, otworzyła drzwi od swojej strony i upewniła się, iż nie natknie się na żadną kałużę. Podczas ich nieobecności raczej nie padało, jednak i tak była podejrzliwa – nauczyła się bowiem, iż podwórko przed jej domem strasznie lubiło przyjmować deszczówkę i trzymać ją na powierzchni dłużej niż podpowiadałyby prawa przyrody. Nie dostrzegając żadnego małego jeziorka, postawiła na podłożu najpierw lewą, później prawą nogę i, dopiero czując obiema stopami żwir, odetchnęła głęboko.
Przyjaciel zdołał to usłyszeć i roześmiał się.
– Naprawdę mi nie wierzyłaś, prawda?
Zarumieniła się lekko na tę próbę dociekania. Znała już przyjaciela na tyle dobrze, by wiedzieć, iż jest on osobą doskonale odczytującą emocje i myśli innych, nie zdziwiło ją więc, że tak bardzo ją rozczytał. Choć wolałaby posiadać tarczę, by to nie było dla niego takie łatwe w jej przypadku.
– Nie, że nie wierzyłam – poczęła tłumaczyć – raczej zakładałam, że wydarzy się coś niekoniecznie dobrego. Bo z tobą to właściwie nie wiadomo do końca, jakie przygody się trafią.
Rozbawiła go ta uwaga. Uniósł rękę, by położyć dłoń na głowie dziewczyny.
– Lubię ten twój cięty język, naprawdę poprawia mi się humor, kiedy jesteś taka uszczypliwa.
Jej rumieńce przybrały na sile, co musiał zauważyć. Był tak blisko, do tego błądził spojrzeniem po jej twarzy, zatrzymując się przy ustach zdecydowanie za długo. To sprawiło, iż jej serce biło jeszcze mocniej. Na pewno je słyszał, a to zawstydzało ją jeszcze bardziej, dlatego odwróciła wzrok i spojrzała w stronę rodzinnego domu. Głowa ojca nadal była widoczna w oknie z salonu, wyglądało na to, że ich podglądał, choć starał się to ukryć, skrywając się za firanką. Musi mu powiedzieć, że to mu nie wychodzi i by sobie to następnym razem darował.
O ile następny raz w ogóle będzie miał miejsce, bo presja, jaką im narzucono przez jej ojca, nim wyruszyli na plażę, była przytłaczająca. Wciąż nie rozumiała, dlaczego rodzic nakazał im, jak to rzekł, "zastanowić się nad sobą, by świat nie musiał tworzyć prawdy za nich". Tak, jakby mieli się określić tylko po to, by rodzina i sąsiedzi wiedzieli, jaka relacja ich łączy. A to przecież nie było takie proste! Bo niektórych uczuć nie da się jasno określi, zaś rozkładanie na czynniki pierwsze może tylko wywołać ból głowy.
Westchnęła, patrząc na elewację, przyjaciel zaś nie cofnął dłoni, lecz zaczął głaskać ją po włosach. To było kojące i bardzo miłe, choć nie pomagało w pozbyciu się rumieńców.
– Co jest? – zapytał. – Wydajesz się być nagle bardzo zamyślona.
Spojrzała na niego i natrafiła na czujny wzrok utkwiony w swojej twarzy. Wydawało się, iż naprawdę chce poznać, co jej teraz chodzi po głowie, a że jemu mogła powiedzieć o wszystkim...
– Ach, a kiedyś wydawało się to w ogóle nieskomplikowane – rzekła cicho i pozwoliła sobie na jeszcze jedno westchnięcie.
– Masz na myśli tragiczne romanse i wszystko, co się z nimi wiąże? – dopytał z szerokim uśmiechem na ustach. Zdawał sobie sprawę z tego, co się o nich mówi za ich plecami, jakie plotki sąsiedzi przekazują między sobą i jak rodzice dziewczyny odbierają ich obecną więź, gotowy był nazwać to głośno i wyraźnie. Najpierw jej, bo była w to zamieszana, dopiero później całej reszcie zainteresowanych.
– Mam na myśli życie.
– To znaczy?
Błądziła od jednej tęczówki do drugiej i z powrotem. Podobał jej się kolor jego oczu, ten głęboki błękit, który mógłby zwiastować burzę, gdyby tak często nie towarzyszył mu pogodny uśmiech.
– Kiedyś mówiono mi, że w życiu wystarczy dokonywać wyborów, a scenariusz będzie rysował się sam. Nikt jednak nie powiedział mi, jak wiele rozstajów dróg może przede mną czekać i że wybory są takie ciężkie.
Rozumiał, co miała przez to na myśli. Jemu świat też zdawał się kiedyś być prostszy. Mimo to zdołał odnaleźć metodę na to, by sobie radzić, i chętnie nauczyłby tego także i ją.
– Nie wydaje ci się jednak, że to ludzie sprawiają, iż życie jest skomplikowane? – zapytał, cofając dłoń i przekrzywiając głowę na prawo, by móc patrzeć na jej twarz skąpaną w tych delikatnych promieniach słońce, które dzisiaj panowało nad tym miasteczkiem. – Że to dlatego, iż uwielbiamy zanurzać się w gdybaniu i dopowiadaniu sobie "co by było, gdyby...", zamiast skupić się na życiu tu i teraz?
Patrzyła na niego uważnie, zasłuchana całkowicie w jego słowa. Brakowało jej tej dłoni głaszczącej po głowie, jednak większą tęsknotę czułaby, gdyby nie widział rzeczywistości w ten sam sposób co ona. Jej serce zadrżało, kiedy sama zadała pytanie:
– A my? Czy niczego nie komplikujemy, gdybając o tragicznych romansach, kiedy nie muszą one być tym, co nas czeka?
Nie planowała zaczynać tego tematu, jednak poczuła się na tyle pewnie, by podzielić się tym, co ją dręczyło.
Otworzył usta, zaskoczony i jednocześnie zadowolony, iż wreszcie będzie mógł wyznać to, co ciążyło mu na duszy.
– Masz rację: komplikujemy niektóre sprawy – odparł i uniósł rękę, ale nie po to, by położyć ją na głowie dziewczyny, lecz dotknąć jej policzka. – Powiem więc to, co powinienem, by nie było żadnych niedomówień. A właściwie powtórzę to, co powiedziałem w samochodzie, a co już usłyszałaś i zrozumiałaś, bo się zarumieniłaś. Jestem w tobie zakochany. I nie obchodzi mnie zupełnie, czy ludzie wciąż będą o nas plotkować czy wróżyć jakiś tragiczny romans. Nie dbam o to. Dbam jednak o ciebie i chciałbym każdego dnia starać się o ciebie, byś i ty dostrzegła mnie w sposób, w jaki ja dostrzegam ciebie. Oto, co czuję. I mam zamiar czuć to bez względu na to, co usłyszę w odpowiedzi od ciebie.
Jej serce przestało istnieć i było wszystkim, co w tej chwili miała. Patrzyła na niego, wsłuchana w szczerość. Do jej oczu napłynęły łzy.
– Ja... Ja też jestem w tobie zakochana – wyznała cicho – ale czy to dobre miejsce na takie wyznanie? Mój tata na nas patrzy.
Zaśmiał się i położył drugą z dłoni na drugim policzku, tak że trzymał jej twarz w swoich dłoniach, a na jego ustach pojawił się uśmiech pełen szczęścia.
– Rozumiem. W takim razie mam zamiar wykorzystać pozostałą część czasu, jaki wydał mi twój ojciec, na pewną czynność...
– Czy ty właśnie...
Nie pozwolił jej zadać pytania, które nasunęło się na język, za to pozwolił sobie posmakować jej ust. Wpierw było to zaledwie muśnięcie, ale kiedy poczuł, iż ona się nie oddala, a wręcz zbliża, nie miał zamiaru powstrzymywać się przed pocałunkiem, którego pragnął od dawna.
Stali tak w swoich pierwszym całkowicie miłosnym uścisku, a kto ich tylko widział – nie tylko rodzice dziewczyny, ale i sąsiedzi wychodzący właśnie na spacer z psem – nie miał wątpliwości, iż na razie ten związek może być tylko piękny.
I życzyć tylko pozostało, by taki był już zawsze.
Mężczyzna stojący przy oknie w salonie wychodzącym na podjazd i ulicę był właśnie takim rodzicem, który nie pytał, ale obserwował i martwił się. Obecnie uwagę skupiał na córce, która przed godziną wyszła z domu, by ze swoim "przyjacielem" udać się na krótką przejażdżkę na plażę puszczać latawce. Myślał o tym, co tam się może dziać i jak zareagują sąsiedzi, którzy pewnie zza swoich firanek patrzyli, kto to podjechał i zabrał dziewczynę w nieznane. Plotki w społeczności jak ta, w której żył, wciąż królowały i ani myślały zderzać się z prawdą. A nie mógł dopuścić do tego, by plotkowano o jego rodzinie i snuto domysły, czy szykują się do jakieś uroczystości, czy może do niedalekiego rozstania.
– I dlatego rzekłem, by nie pozwolić na to spotkanie – dokończył myśl, którą chwilę wcześniej podzielił się z obecną w pomieszczeniu kobietą, która w spokoju skubała maślane ciastko. – Jak nie powie jej wkrótce, iż nic z tego, ona pogrąży się w odmętach smutku i bezbrzeżnej samotności, z której tak ciężko będzie nam ją wyciągnąć! Toć to ją może zabić!
Żona patrzyła na niego niczym na kogoś niespełna rozumu. Dobrze go znała, wiedziała, że martwi się o jedyną córkę – synowie dawali sobie radę w sprawach sercowych bez żadnej pomocy – ale uważała, że zaczyna mocno przesadzać.
– Uspokój się – nakazała mu. – Przecież nic jeszcze nie jest rozstrzygnięte, nie wiesz też do końca, co on do niej czuje. Moim zdaniem powinni się jeszcze spotkać, nim będziesz mógł cokolwiek głosić.
Jej mąż prychnął.
– Jeśli coś będę mógł ogłosić, to tragiczny romans i wszystko, ot co!
Wzburzony uderzył pięścią w stół i ani przyuważył, iż rozlał przez to herbatę ze swojej filiżanki. Tego było dla małżonki o wiele za dużo.
– Dość! – zagrzmiała, a naoczny świadek w tej chwili nie miałby wątpliwości na temat tego, kto w tym związku nosi spodnie. – Może ci się to wszystko nie podobać, ale nie możesz czegoś córce zabronić! Pozwól jej choć raz się w kimś zakochać i dać złamać serce. Czy nie pamiętasz już, jak to było z nami?
Nie odpowiedział jej na to, bo ledwie w swoim wzburzeniu zwrócił uwagę na jej słowa. Raczej zachodził w głowie, czego to może się spodziewać po chłopaku, który zabrał jego córkę i której nadal nie odwiózł, choć powiedział, że dłużej niż dwie godziny to spotkanie nie zajmie.
– Chciałbym po prostu wiedzieć – odparł cicho. – Chciałbym po prostu wiedzieć, czy jest między nimi miłość, czy tylko któreś się bawi. Czy jako ojciec nie mam do tego prawa?
Żona wstała, by podejść do niego i objąć go w pasie.
– Oczywiście, że masz. Ale najpierw to oni muszą ustalić ze sobą, co ich łączy. Dopiero gdy tego będą pewni, powiedzą i nam. Ale nie martw się – przystanęła na palcach i pocałowała go w policzek. – Mam co do tego młodzieńca bardzo dobre przeczucia.
Nie przekonało go to, dlatego wciąż wpatrywał się przez okno i czekał, aż pociecha wróci do domu, by ocenić, co robić dalej.
Gdy rodzice martwili się o to, jak się sprawy mają, ich córka starała się wypaść jak najlepiej przed swoim towarzyszem. Może to nie był pierwszy raz, kiedy gdzieś razem wychodzili, ale i tak czuła się niepewnie, co zaskakiwało ją tym bardziej, że nim zaczęła postrzegać kolegę jako kogoś więcej niż tylko dobrego kumpla z sąsiedztwa, był tą osobą, przy której czuła się najswobodniej i przy której mogła sobie pozwolić na bycie sobą. Teraz stale miała się na baczności, nie chcąc popełnić jakiegoś błędu w wypowiedzi czy wykonać gestu, który zostanie opacznie zrozumiany. Ach, to, co robiło z człowiekiem zakochanie, bywało straszne.
Nawet w samochodzie nie potrafiła zachowywać się jak dawniej. Zamiast rozsiąść się wygodnie i komentować płynące z radia kawałki czy też debatować na temat widoków za oknem ona siedziała sztywno, jakby połknęła kij od miotły, i milczała, praktycznie wstrzymując oddech, byle tylko nie palnąć jakieś głupoty. Zasiadający za kierownicą towarzysz co rusz zerkał na nią i uśmiechał się nieznacznie kącikiem ust, przez co dziewczyna czuła się jeszcze bardziej nieswojo.
– Wiesz, że możesz otworzyć oczy i odetchnąć? – zauważył głośno po którymś rzuconym jej spojrzeniu. – Dojechaliśmy i patrz – oboje jesteśmy w jednym kawałku! Mówiłem ci, że nawet zakochany jestem dobrym kierowcą.
Miał rację, podjechali właśnie pod jej dom – w oknie salonu mogła dojrzeć głowę obserwującego ich ojca – i to przed czasem, jaki został im wyznaczony. Było jej nieco przykro, że to spotkanie dobiegało końca, bo naprawdę dobrze się bawiła, chodząc na bosaka po chłodnym piasku i patrząc na puszczany przez niego latawiec.
– Poczekaj, aż stąd wyjdziemy. Kto wie, czy czasem nie wpadniesz do kałuży, jak będziesz wychodził z samochodu. Tak się już przecież zdarzyło – powiedziała, by mu dopiec, choć właściwie jedyne, o czym teraz myślała, to jedno ze słów, jakie wymówił.
Zakochany.
Serce w jej piersi zaczęło bić nie tyle szybciej, co po prostu mocniej. Aż się przestraszyła, iż zostanie usłyszane, kiedy przyjaciel przystanie bliżej, by chwytając ją pod rękę, niczym dżentelmen ze starych odprowadzić pod same drzwi. Nigdy bowiem do tej pory nie powiedział jej, co właściwie do niej czuje. To, że częściej zaczęli się spotykać tylko we dwójkę, nie zaś w szerszym gronie przyjaciół, wynikło z tego, iż przed kilkoma miesiącami bardzo potrzebowała wyjść na spacer, a on zgłosił się na towarzysza jako jedyny z całej paczki. Wówczas zorientowała się, że jest całkiem interesującym człowiekiem i naprawdę wiele ich łączy. Mogła z nim porozmawiać na każdy temat, który ją interesował, bo on zdawał się wiedzieć coś o wszystkim, co jej nasuwało się na myśl. Nieważne, czy chodziło o seriale bollywoodzkie, politykę w krajach południowej Afryki czy też dyskusji na temat plantacji bawełny – zawsze miał coś do powiedzenia. I choć w wielu kwestiach ich odczucia się różniły, to nigdy ta różnica zdań nie wywołała kłótni, jedynie przeciągające się na kolejne spotkania dyskusje.
Fascynowało ją to, jaki jest inteligentny, lubiła być przy nim i milczeć, bo w tej wspólnej ciszy czuła się całkowicie dobrze. Jak przy nikim innym. Nic dziwnego więc, że wpadła jak przysłowiowa "śliwka w kompot" i starała się wypaść przed nim jak najlepiej.
Powoli, by na czas zapoznać się z otoczeniem, otworzyła drzwi od swojej strony i upewniła się, iż nie natknie się na żadną kałużę. Podczas ich nieobecności raczej nie padało, jednak i tak była podejrzliwa – nauczyła się bowiem, iż podwórko przed jej domem strasznie lubiło przyjmować deszczówkę i trzymać ją na powierzchni dłużej niż podpowiadałyby prawa przyrody. Nie dostrzegając żadnego małego jeziorka, postawiła na podłożu najpierw lewą, później prawą nogę i, dopiero czując obiema stopami żwir, odetchnęła głęboko.
Przyjaciel zdołał to usłyszeć i roześmiał się.
– Naprawdę mi nie wierzyłaś, prawda?
Zarumieniła się lekko na tę próbę dociekania. Znała już przyjaciela na tyle dobrze, by wiedzieć, iż jest on osobą doskonale odczytującą emocje i myśli innych, nie zdziwiło ją więc, że tak bardzo ją rozczytał. Choć wolałaby posiadać tarczę, by to nie było dla niego takie łatwe w jej przypadku.
– Nie, że nie wierzyłam – poczęła tłumaczyć – raczej zakładałam, że wydarzy się coś niekoniecznie dobrego. Bo z tobą to właściwie nie wiadomo do końca, jakie przygody się trafią.
Rozbawiła go ta uwaga. Uniósł rękę, by położyć dłoń na głowie dziewczyny.
– Lubię ten twój cięty język, naprawdę poprawia mi się humor, kiedy jesteś taka uszczypliwa.
Jej rumieńce przybrały na sile, co musiał zauważyć. Był tak blisko, do tego błądził spojrzeniem po jej twarzy, zatrzymując się przy ustach zdecydowanie za długo. To sprawiło, iż jej serce biło jeszcze mocniej. Na pewno je słyszał, a to zawstydzało ją jeszcze bardziej, dlatego odwróciła wzrok i spojrzała w stronę rodzinnego domu. Głowa ojca nadal była widoczna w oknie z salonu, wyglądało na to, że ich podglądał, choć starał się to ukryć, skrywając się za firanką. Musi mu powiedzieć, że to mu nie wychodzi i by sobie to następnym razem darował.
O ile następny raz w ogóle będzie miał miejsce, bo presja, jaką im narzucono przez jej ojca, nim wyruszyli na plażę, była przytłaczająca. Wciąż nie rozumiała, dlaczego rodzic nakazał im, jak to rzekł, "zastanowić się nad sobą, by świat nie musiał tworzyć prawdy za nich". Tak, jakby mieli się określić tylko po to, by rodzina i sąsiedzi wiedzieli, jaka relacja ich łączy. A to przecież nie było takie proste! Bo niektórych uczuć nie da się jasno określi, zaś rozkładanie na czynniki pierwsze może tylko wywołać ból głowy.
Westchnęła, patrząc na elewację, przyjaciel zaś nie cofnął dłoni, lecz zaczął głaskać ją po włosach. To było kojące i bardzo miłe, choć nie pomagało w pozbyciu się rumieńców.
– Co jest? – zapytał. – Wydajesz się być nagle bardzo zamyślona.
Spojrzała na niego i natrafiła na czujny wzrok utkwiony w swojej twarzy. Wydawało się, iż naprawdę chce poznać, co jej teraz chodzi po głowie, a że jemu mogła powiedzieć o wszystkim...
– Ach, a kiedyś wydawało się to w ogóle nieskomplikowane – rzekła cicho i pozwoliła sobie na jeszcze jedno westchnięcie.
– Masz na myśli tragiczne romanse i wszystko, co się z nimi wiąże? – dopytał z szerokim uśmiechem na ustach. Zdawał sobie sprawę z tego, co się o nich mówi za ich plecami, jakie plotki sąsiedzi przekazują między sobą i jak rodzice dziewczyny odbierają ich obecną więź, gotowy był nazwać to głośno i wyraźnie. Najpierw jej, bo była w to zamieszana, dopiero później całej reszcie zainteresowanych.
– Mam na myśli życie.
– To znaczy?
Błądziła od jednej tęczówki do drugiej i z powrotem. Podobał jej się kolor jego oczu, ten głęboki błękit, który mógłby zwiastować burzę, gdyby tak często nie towarzyszył mu pogodny uśmiech.
– Kiedyś mówiono mi, że w życiu wystarczy dokonywać wyborów, a scenariusz będzie rysował się sam. Nikt jednak nie powiedział mi, jak wiele rozstajów dróg może przede mną czekać i że wybory są takie ciężkie.
Rozumiał, co miała przez to na myśli. Jemu świat też zdawał się kiedyś być prostszy. Mimo to zdołał odnaleźć metodę na to, by sobie radzić, i chętnie nauczyłby tego także i ją.
– Nie wydaje ci się jednak, że to ludzie sprawiają, iż życie jest skomplikowane? – zapytał, cofając dłoń i przekrzywiając głowę na prawo, by móc patrzeć na jej twarz skąpaną w tych delikatnych promieniach słońce, które dzisiaj panowało nad tym miasteczkiem. – Że to dlatego, iż uwielbiamy zanurzać się w gdybaniu i dopowiadaniu sobie "co by było, gdyby...", zamiast skupić się na życiu tu i teraz?
Patrzyła na niego uważnie, zasłuchana całkowicie w jego słowa. Brakowało jej tej dłoni głaszczącej po głowie, jednak większą tęsknotę czułaby, gdyby nie widział rzeczywistości w ten sam sposób co ona. Jej serce zadrżało, kiedy sama zadała pytanie:
– A my? Czy niczego nie komplikujemy, gdybając o tragicznych romansach, kiedy nie muszą one być tym, co nas czeka?
Nie planowała zaczynać tego tematu, jednak poczuła się na tyle pewnie, by podzielić się tym, co ją dręczyło.
Otworzył usta, zaskoczony i jednocześnie zadowolony, iż wreszcie będzie mógł wyznać to, co ciążyło mu na duszy.
– Masz rację: komplikujemy niektóre sprawy – odparł i uniósł rękę, ale nie po to, by położyć ją na głowie dziewczyny, lecz dotknąć jej policzka. – Powiem więc to, co powinienem, by nie było żadnych niedomówień. A właściwie powtórzę to, co powiedziałem w samochodzie, a co już usłyszałaś i zrozumiałaś, bo się zarumieniłaś. Jestem w tobie zakochany. I nie obchodzi mnie zupełnie, czy ludzie wciąż będą o nas plotkować czy wróżyć jakiś tragiczny romans. Nie dbam o to. Dbam jednak o ciebie i chciałbym każdego dnia starać się o ciebie, byś i ty dostrzegła mnie w sposób, w jaki ja dostrzegam ciebie. Oto, co czuję. I mam zamiar czuć to bez względu na to, co usłyszę w odpowiedzi od ciebie.
Jej serce przestało istnieć i było wszystkim, co w tej chwili miała. Patrzyła na niego, wsłuchana w szczerość. Do jej oczu napłynęły łzy.
– Ja... Ja też jestem w tobie zakochana – wyznała cicho – ale czy to dobre miejsce na takie wyznanie? Mój tata na nas patrzy.
Zaśmiał się i położył drugą z dłoni na drugim policzku, tak że trzymał jej twarz w swoich dłoniach, a na jego ustach pojawił się uśmiech pełen szczęścia.
– Rozumiem. W takim razie mam zamiar wykorzystać pozostałą część czasu, jaki wydał mi twój ojciec, na pewną czynność...
– Czy ty właśnie...
Nie pozwolił jej zadać pytania, które nasunęło się na język, za to pozwolił sobie posmakować jej ust. Wpierw było to zaledwie muśnięcie, ale kiedy poczuł, iż ona się nie oddala, a wręcz zbliża, nie miał zamiaru powstrzymywać się przed pocałunkiem, którego pragnął od dawna.
Stali tak w swoich pierwszym całkowicie miłosnym uścisku, a kto ich tylko widział – nie tylko rodzice dziewczyny, ale i sąsiedzi wychodzący właśnie na spacer z psem – nie miał wątpliwości, iż na razie ten związek może być tylko piękny.
I życzyć tylko pozostało, by taki był już zawsze.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz