środa, 4 listopada 2020

If you hear me, if you see me

    Scena wyrwana całkowicie z kontekstu, po prostu do mnie przyszła i chciała dać się opisać.
    Z dedykacją dla Marcina. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!



    „Młócenie rękami nic nie da”.
    W całej swojej panice, w jaką wpadłam, znalazłam w głowie tylko tę jedną trzeźwą myśl, ale nie prowadziła ona do żadnego działania, a z całą pewnością mnie nie uspokoiła.
    Bo jak tu być spokojnym, kiedy woda nagle pragnie wlać się do ust zaledwie sekundę po tym, jak zniknęłam pod jej powierzchnią? To nie było zbyt ładne z jej strony, ale co z tego?
    Tonęłam, na miłość boską, a płuca zaczynały boleć, kiedy nieporadnie chciałam oddychać, machałam nogami, nie mogąc wyczuć stopami dna, z jedną dłonią wciąż w górze, przerażona jak nigdy w życiu.
    Woda zdawała się napierać na mnie jeszcze bardziej, głowa zaś nie chciała wynurzyć się, choć przecież nie mogło brakować zbyt wiele. To nie była żadna drama, by nagle zacząć opadać z lazurowego błękitu w granatową ciemność. Nie zmieniało to jednak, że byłam w fatalnym położeniu i sama, a jak człowiek jest sam, to tylko on może siebie uratować.
    Chciałam krzyczeć, ale tylko pogorszyłabym swoją sytuację. Dios, czy ja naprawdę miałam skończyć w tak żałosny sposób? To byłby od losu cios poniżej pasa. 
    Jeszcze walczyłam, by się wynurzyć i zaczerpnąć powietrza, ale przegrywałam. Ogień palił moje wnętrze, a ta reszta świata, którą jeszcze mogłam widzieć, znikała, kiedy zamykałam oczy.
    I tylko poczuć mogłam, że ktoś otacza mnie ramieniem w talii i ciągnie do góry. Wynurzenie się i zderzenie z powietrzem było bolesne, a leżenie na kafelkach dodatkowo potęgowało uczucie chłodu. Zakrztusiłam się i zwymiotowałam wodę, niezdolna, by się podnieść. Mój wybawca przysiadł obok, oddychając ciężko.
    Dzięki za dodatkową robotę. Usłyszałam jego głos i prychnięcie.
     Prze… Przepraszam. Ledwie byłam w stanie to wycharczeć.
     W porządku?
    Ze swojej pozycji rozmiękłej gąsienicy, jak to lubiłam określać wylegiwanie się przy brzegu basenu, kiedy nikt nie patrzy, mogłam zobaczyć, jak z jego długich włosów związanych w kucyk spływają krople wody, jeszcze bardziej mocząc mu koszulkę z zabawnym nadrukiem. Niebieskie oczy były rozbawione, choć na twarzy wciąż utrzymywał się wyraz powagi.
     Chyba tak wymamrotałam i spróbowałam usiąść. – Przepraszam.
    Kolega pokręcił głową.
     A coś czułem, że wydarzy się jakieś dzisiaj komuś jakieś zło. Albo prorok, albo przywoływacz, nie wiadomo, co gorsze. Tylko żeby się poślizgnąć i wpaść do najgłębszej części basenu? Jedynie tobie mogło przydarzyć się coś podobnego.
    Czułam, jak czerwień zaczęła wychodzić na całej mojej skórze, nieprzyjemnie ją paląc.
    Cóż, byłam strasznym ratownikiem.
     Dziękuję za ratunek i liczę na to, że nikomu o tym nie powiesz.
     Spoko, nie będę musiał, kamery wszystko zarejestrowały.
    Czyli moja kariera na miejskim basenie wkrótce się skończy.
     Możemy już wracać do sprzątania czy potrzebujesz jeszcze trochę czasu na dojście do siebie? 
    Wiedziałam, dlaczego o to pytał i dlaczego tak mu było prędko, by zamknąć obiekt jego kiszki grały marsz tak głośno, że i ja je słyszałam. 
     Sprzątamy.
     Tylko ubierz klapki, nie chcę wyciągać cię z wody kolejny raz.
    Pewnie tak by było, bo wiedział, kiedy udawało mi się wpakować w jakieś kłopoty. Jakby miał jakiś radar czy coś innego, podobnego.
     Po prostu zwracam na ciebie uwagę. Wyjaśnił mi kiedyś. Nie jesteś dla mnie nikim.
    Jeśli mnie słyszy, jeśli mnie widzi przemykało mi czasem przez myśl to może chce się zaprzyjaźnić?/
    To mogło nie być to, to mogło być to. Wiedziałam swoje: że chcę go słyszeć, chcę go widzieć i się zaprzyjaźnić, może wtedy nie będę pakowała się w tarapaty aż tak. Lub zawsze będę mogła liczyć na to, że ktoś mi pomoże, choć zrobi to trochę wbrew swojej woli.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Hope Land of Grafic