niedziela, 9 sierpnia 2015

"Musimy coś zmienić", koniecznie!



Tytuł: Musimy coś zmienić
Autor: Sandy Hall
Tytuł oryginału: A Little Something Different
Rok wydania: 2015
Wydawnictwo: Pascal 
Ilość stron: 303

 

     Lea i Gabe są dla siebie stworzeni. Słuchają tej samej muzyki, lubią identyczne jedzenie imają podobne poczucie humoru. Niestety, oboje są bardzo nieśmiali, a w dodatku Gabe skrywa pewien sekret.
     Między nimi aż iskrzy, a wszyscy wokół to zauważają. Oni sami nigdy by nie przypuszczali, że tak wiele osób trzyma za nich kciuki. Bariści śledzą rozwój ich znajomości jak serial telewizyjny. Kierowca autobusu opowiada o nich swojej żonie. Kelnerka podstępem sadza ich przy jednym stoliku. Nawet wiewiórka uważa, że byliby idealną parą.
     Kiedy Lea i Gabe w końcu zrozumieją, że łączy ich niezwykłe uczucie? Które z nich zdecyduje się zrobić pierwszy krok? Czy już wtedy nie będzie za późno?


     Pewnie wielu z Was było świadkiem narodzin głębszych uczuć pomiędzy dwójką osób. Czy to w szkole, podczas kolonii czy wypadów rowerowych za miasto. Obserwowaliście te rzucane sobie spojrzenia, gdy druga osoba nie patrzyła. Widzieliście te rumieńce, wyczuwaliście dziwnie napiętą, miłosną atmosferę i myśleliście "jacy oni są uroczy".
     Jeśli tak, moglibyście zostać narratorami książki takiej jak ta.
Obraca się, przez chwilę idzie tyłem i wpada na uroczego chłopaka.
      Członek rodziny. Współlokatorka. Przyjaciele. Koledzy z zajęć.Wykładowczyni kreatywnego pisania i jej zona. Kierowca autobusu. Chłopak rozwożący chińszczyznę. Kelnerka uczelnianej restauracji. Baristka ze Starbucksa. A także ławka i wiewiórka. To ich oczami śledzimy losy Lei i Gabe'a, którym wystarczyło jedno zderzenie na dziedzińcu, by poczuć do siebie przysłowiową miętę.
Chyba właśnie - po raz pierwszy w życiu - byłam świadkiem romantycznego studenckiego zderzenia. Przypuszczam, że takie spotkania są tu bardzo częste.
      Czternaście perspektyw. Ktoś mógłby stwierdzić, że to nie wypali, że historia nie zostanie przedstawiona wystarczająco dobrze, by była klarowna i pełna. Ja byłam pozbawiona podobnych wątpliwości.
     Na książkę natrafiłam w maju, kiedy to wybrałam się do innego miasta do kina na premierę wyczekiwanego filmu i miałam okazję zajrzeć do empika. Najpierw zaintrygował mnie tytuł. Brzmi jak swego rodzaju postanowienie. Później okładka - dość minimalistyczna, ale mnie strasznie przypadła do gustu. Prosta, a jednocześnie ładna, bez przekombinowania.
     Po tym miłym aspekcie wizualnym zabrałam się za opis na tylnej okładce. Informacja, że jest to opowieść widziana z punktu widzenia tylu różnych postaci, wbiła mnie w podłogę. Autorka podjęła się niełatwego zadania. I muszę przyznać, że wyszło jej to wręcz po mistrzowsku!
Daję spokój. Niektórzy mężczyźni po prostu muszą robić wszystko we własnym tempie.
     Sandy Hall udało się w prosty, przyjemny sposób połączyć w narracji pierwszoosobowej opis głównego wątku, jak i opis danego obserwatora. Poza historią Lei i Gabe'a mamy też sposobność poznać osoby z ich otoczenia. Osoby, z której każda jest inna. Mają różne priorytety, co innego je śmieszy, co innego martwi. Co łączy większość obserwatorów? Kibicowanie tej parze zakochanych, która mija się tak często, jak to możliwe. Niedopowiedzenia, nieporozumienia mogą czytelnika zirytować, ale z autopsji wiem, ta frustracja jedynie wzmaga trzymanie kciuków za tę dwójkę.
     Narratorzy są różni, jednak każdy z nich dostrzega to, co tym studentom umyka. Coś, co mnie się spodobało - gdzie kończy się jedna relacja narratora, tam zawsze jest kolejna. Mimo podziału rozdziałów na dane miesiące, zaczynając od września, a na maju kończąc, całość łączy się ze sobą. Sceny z udziałem głównej dwójki nie kończą się nagle w absurdalnych miejscach, tylko mają swoje zakończenie, które może być początkiem kolejnej części.
- Popatrz na tych dwoje - mówi. - Dlaczego? - Bo przychodzą tu od czasu do czasu, ona idzie w jeden kąt, a on w drugi, a potem chodzą po sklepie, tworząc parabole, jakby się schodzili i od siebie oddalali. To najdziwniejsza para na świecie. Chciałbym ich opisać jakimś równaniem. 
     Warto wspomnieć tu o zajęciach z kreatywnego pisania, na które chodzą Lea i Gabe. Relacje z tych lekcji przedstawia troje obserwatorów, każde na swój sposób, zwracając uwagę na różne rzeczy. Dlaczego o nich wspominam? Bo informacja o zajęciach nie jest w powieści jedynie wzmianką. Spotkania ze studentami są opisywane, jak także pojawiające się na nich zadania. Praca "opis dzieciństwa" czy też praca na sto słów, w której to należy opisać w stu słowach osobę bez użycia jakichkolwiek przymiotników, zaznaczone są kursywą i tworzą część książki, przez co całość wydaje się być dopowiedziana. Także z tych prac dowiadujemy się czegoś o głównej parze. Kolejny plus dla Sandy Hall. I dać wiarę, że książka została napisana w ciągu sześciu dni. Szacunek.
Powiedziałem o nich Margie. Moja żona lubi opowieści o tej parze. Gdy nie widzę Lei i Gabe'a przez jakiś czas, wymyślam historie o nich. 
     Jedną z przeszkód dla dwójki milusińskich jest sekret Gabe'a. Nie zdradzę, co to takiego, wyrosłam już ze spoilerowania komuś, kto tego nie chce. Napiszę tak: na początku nie orientujemy się, że  chłopak w ogóle ma jakąś tajemnicę. Ale gdy jego brat i przyjaciele zaczynają o czymś wspominać, włącza się nam żółta lampka. Można się samemu domyśleć, o co chodzi. Taki mały detektywistyczny punkcik powieści także mi się podoba.
     Na plus zasługuje język: prosty, zrozumiały, nieprzesadzony. Opisy i dialogi nie walczą ze sobą o uwagę czytelnika choć czasami tych drugich w danej narracji może być więcej. Lecz nie razi to zbytnio. Książka nie posiada rażących błędów w postaci literówek, za co mogłabym naszą polską korektę wyściskać.
     Dużo plusów, prawda? To pewnie dlatego, że powieść wpisuje się w moje klimaty. Jedyna rzecz, która we mnie obudziła mordercę, to Hillary - koleżanka bohaterów z kursu kreatywnego pisania i jej niewiedza. To, że dziewczyna jest jak żywcem wyjęta z amerykańskiej komedii dla młodzieży, da się przeżyć. Ale jej znajomość geografii zwala z nóg.
- Ameryka Południowa - jeszcze lepiej. (...) - Wiesz, że Portugalia nie leży w Ameryce Południowej, prawda? - Jasne, głuptasie. (...) Żartowałam!    Gdzie, do licha, jest Portugalia? 
     Podsumowując: zdarzały się miejsca, kiedy to miałam wrażenie, że trafiłam do krainy, gdzie to jednorożce i króliczki hasają po soczyście zielonej trawie, ale całość odbieram jako lekką, przyjemną lekturę na nudne popołudnie, po której wiele spodziewać się nie trzeba. Nie jest zaskakująca, ale pozwala się zrelaksować. Dopracowana fabuła, różniący się od siebie narratorzy (a miało ich być pierwotnie dwudziestu trzech), historia powolna, z przewidywalnym zakończeniem - może brzmi jak zarys komedii romantycznej, ale ja jestem wielką romantyczką, więc jestem na TAK. Z przyjemnością przeczytam kolejną powieść Sandy Hall napisaną w podobnym klimacie.

     Ocena: 3,5/5

     Książka trafia na listę książek "nie do sprzedania/oddania na zawsze". 
    

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Hope Land of Grafic