niedziela, 1 maja 2016

Por mil años más



     Powszechnie wiadomo, że istnieje coś takiego jak impuls. Nie chodzi tylko o ten znany z lekcji fizyki, ale także ten, który wywołuje reakcję. Pod wpływem impulsu człowiek może diametralnie zmienić swoje życie. Rzucić nałóg. Rozpocząć dietę i ćwiczenia. Wyznać miłość czy chociażby zrozumieć uczucia, które żywi do osoby, do której by się nie spodziewał. Wystarczy to coś, by zmienić bieg życia, by skierować je na wyznaczone przeznaczenie.
     Dzień miał być zwykły, niczym nie zaskoczyć. A mimo tych zapowiedzi, że nic się nie wydarzy, Becca stała przy stole w jadalni w rodzinnym domu i z otwartą buzią oraz przerażeniem w oczach wpatrywała się w ekran telewizora. Wtorkowy poranek końca lipca, właśnie nadawano wiadomości. Ubrany w ciemny - i zapewne drogi - garnitur prezenter rozgorączkowanym głosem informował właśnie o pewnym zdarzeniu. Dziewczyna usiadła z wrażenia na jednym z kilku drewnianych krzeseł, na chwilę zapomniała o tym, że dzierży w ręce kanapkę z żółtym serem; jej myśli zaprzątały jedynie widziane przed sobą obrazy. Momentalnie straciła apetyt, kiedy coś do niej dotarło. 
     - Niemożliwe - wyszeptała, odkładając chleb na biały talerz. - Niemożliwe.
     Pognała w stronę schodów. Chyba po raz pierwszy w życiu nie była zadowolona z tego, że nie zechciała pokoju obok kuchni, nie musiałaby się teraz tak męczyć. Dopadła drzwi, szarpnęła nimi i nie dbając o to, że nimi trzaśnie, zaczęła przetrząsać swoje cztery ściany w poszukiwaniu telefonu. Czuła coraz większy niepokój, a widziane kilka minut wcześniej obrazy przewijały się przed jej oczami od nowa i od nowa. Starała się wyrzucić je z głowy, ale z marnym skutkiem.
     Kiedy w jej ręce wpadło szukane urządzenie, usiadła na łóżku i niecierpliwie wystukała numer. Przytknęła telefon do ucha i czekała, obgryzając paznokieć - nie udało jej się wyzbyć tego nawyku, choć bardzo się starała. Najwidoczniej jej język przyzwyczaił się już do gorzkiego smaku bezbarwnego lakieru.
     Sygnał w słuchawce przyniósł jej w pewien sposób ulgę, by za chwilę spotęgować niepokoj. Dopóki nie odbierze, nie powinna się cieszyć. Nie może.
     - Halo? - odezwał się głos, który chciała usłyszeć. - Becca?
     Uniosła dłoń do ust, w jej oczach zalśniły łzy.
     - Jesteś tam? - Męski głos był nie do pomylenia z żadnym innym. - Jesteś?
     Zaczęła kiwać głową, choć dobrze wiedziała, że jej rozmówca tego nie zobaczy.
     - Tak, jestem. Gdzie się podziewasz w tym momencie? - zapytała. - Twoja mama mówiła, że dzisiaj wracacie.
     - Taki był plan, ale Kelsey wpadła w niedzielę i postanowiliśmy zostać dzień dłużej. Wsiadamy w dzisiejszy wieczorny, przed północą powinniśmy być. Czy coś się stało, że dzwonisz?
     Zganiła siebie w myślach za uczucie zazdrości, które pojawiło się, gdy usłyszała imię koleżanki ze szkolnej paczki. Przecież nie powinno ją obchodzić, co Kelsey robiła podczas ostatnich dni i dlaczego przyjechała. Ale odrobinę obchodziło. Jednak teraz coś innego było ważne.
     - Myślałam, że jedziecie tym w południe. Mój Boże, Clay, ten pociąg wypadł z torów. - Po jej policzku potoczyła się pierwsza łza, za nią w kolejce czekały już następne. Wiedziała, że nie zdoła ich zatrzymać. - Zginęło dziewięć osób, ponad trzydzieści jest rannych. - Otoczyła się ramieniem, zamknęła oczy. - Cholera, tak bardzo się bałam, że coś ci się stało.
     Coś w nim drgnęło. Był w tym samym pokoju ze starszym bratem, Kelsey i trójką przyjaciół ze szkolnej ławy, a poczuł się, jakby nagle znalazł się kilkaset kilometrów dalej. Zrobiło mu się dziwnie ciepło. Zazwyczaj toczył z Beccą słowne potyczki, wzajemnie sobie dogryzali i byli dla siebie uszczypliwi. W dużej części licealnych grupek znajdowały się osoby, które zbytnio nie pałały do siebie sympatią, a mimo to tworzyły całe to grono. Oni byli takim przykładem, dlatego zaskoczył go ten telefon, zaś słowa dziewczyny wywołały rumieńce na jego dość przystojnej twarzy.
     - To już nie musisz, Becky. Jestem cały. Żyję. Chętnie wpadnę jutro do ciebie na kawę.
     - Koło dziesiątej. Będę na ciebie czekała. Błagam, Clay, uważajcie na siebie! 
     Zrobiło mu się duszno. Nie spodziewał się takich uczuć wypływających ze słuchawki.
     - Będziemy, nie martw się. Do zobaczenia.
     Wyszeptała ciche Pa i rozłączyła się. Opadła na łóżko i pozwoliła łzom płynąć dalej. Nie rozumiała swojej reakcji, nie była do końca pewna, dlaczego do niego zadzwoniła. Chyba bała się, że jeżeli został ranny - nie myślała o tym, że mógł być martwy - straci swojego wroga i nie będzie miała nikogo, kogo obdarowywałaby swoimi uszczypliwościami.
     Tak naprawdę nie wiadomo było, skąd wzięło się jej uprzedzenie do Claya i dystans. Niczym jej nie zawinił od dnia, kiedy się poznali w parku na początku szkoły średniej. Wraz z siódemką innych nastolatków stworzyli paczkę dobrych znajomych, wręcz przyjaciół, która spędzała ze sobą dużo wolnego czasu. Wspólne mecze, wycieczki za miasto. spotkania w pizzerii, oglądanie meczy. Takie rzeczy powinny zbliżać, ale nie ich. Przynajmniej nie z jej strony.
     Któregoś wiosennego popołudnia, korzystając z ładnej pogody, męska część paczki spędziła lunch na trybunach szkolnego boiska, zajadając domowej roboty kanapki przyniesione przez jednego z nich i rozmawiając na temat swoich koleżanek. Zapytany o to, co myśli na temat Becci, Clay bez wahania odparł, że podoba mu się jej uśmiech. Lubi patrzeć, kiedy wystawia twarz do słońca, śmieje się radośnie i kiedy zaczyna go przedrzeźniać. Wyznał też, że lubi refleksy w jej brązowych oczach, a kiedy odkrywa szyję, jego puls przyspiesza. Po tym stwierdzeniu Clay widział znaczące spojrzenia przyjaciół, uświadomił sobie wtedy pewną prawdę. Ale postanowił się kryć - Becca od początku bytności w liceum dawała każdemu zainteresowanemu nią chłopakowi znak, że nie jest chętna na żadne związki. A on nie chciał na siłę tworzyć swojego szczęścia. Po tym telefonie jednak poczuł nadzieję. Cień szansy, że może jednak nie jest tylko przyjacielem. Przecież zadzwoniła do niego, kiedy mogła wybrać numer do którego z pozostałych spędzających wraz z nim dłuższy weekend w innym mieście. Czuł się wybrany i naiwnie wmawiał sobie, że to coś znaczy.
     Może się nie pomylił.
     Punkt dziesiąta rozległ się dzwonek do drzwi. Wygładziła swoją ulubioną czarną koszulkę, zerknęła na swoją fryzurę w lustrze i otworzyła. Stał przed nią z delikatnym uśmiechem, ubrany jak zwykle w dżinsy i odrobinę za duży T-shirt. Pod wpływem wiatru do jej nosa dotarł jego zapach: mieszanka mydła i rumianku. Był cały i zdrowy.
     - Cześć.
     Zamiast odpowiedzieć na to powitanie, przekroczyła próg i zawiesiła się nastolatkowi na szyję, a nowe łzy popłynęły po jej pozbawionej makijażu twarzy. Ulżyło jej, teraz naprawdę jej ulżyło.
     Objął ją niepewnie. Dziwnie było być tak blisko niej, skoro przez lata nie pozwalali sobie na żaden fizyczny kontakt poza uściskiem dłoni; w przeciwieństwie do reszty przyjaciół nigdy nie witali się lub żegnali przytuleniem. To było dla niego nowością, aczkolwiek miłą.
     - Dobrze jest cię widzieć - odpowiedziała, drażniąc oddechem jego skórę. Odsunęła się i uśmiechnęła do kolegi. - Zapraszam do środka.
     Weszli do jasnej kuchni, Clay rzucił okiem na salon i dostrzegł zatrzymany film. Uśmiechnął się pod nosem, dobrze wiedział, co takiego ogląda Becca.
     - Nadal piszczysz w tym jednym momencie, czyż nie? - zagaił, a dziewczyna przewróciła oczami.
     - Tak, piszczę, a tobie nic do tego. Chcesz kawy?
     - Jasne, dzięki.
     Usiadł na jednym z krzeseł przy stole i obserwował krzątającą się koleżankę. Nie widział jej tydzień, co stanowiło dość długi okres, bacząc na to, jak często cała paczka się spotykała. Musiał przyznać, że wyglądała ładnie w dżinsowych szortach i koszulce. Chodziła na bosaka, co stanowiło dla niego temat do drwin, którymi ją obdarzał, by nie dać poznać po sobie, co czuje naprawdę. Gra godna dziecka z podstawówki, ale nie umiał inaczej. To zapewniało mu pewien stopień stabilności.
     - Proszę.
     Postawiła przed nim kubek z parującym napojem. Uniósł naczynie, upił łyk i uśmiechnął się. Kawa z mlekiem i słodzikiem. Wiedziała, jaką lubi, to mu się podobało.
     - Jak wam minął weekend? - zapytała, siadając na miejscu obok niego. Poczuł się dziwnie, bo zazwyczaj Becca siadała naprzeciwko niego, by prosto w oczy rzucać mu kolejne uszczypliwe uwagi. Przez myśl przemknęło mu, że to może celowe działanie dziewczyny, jednak upomniał się. Lepiej nie robić sobie za wiele nadziei.
     - Całkiem znośnie. - Uśmiechnął się. - Trochę pochodziliśmy w pobliżu kampusu, siedzieliśmy na plaży, odwiedziliśmy wesołe miasteczko, gdzie chłopaki prawie płakali na diabelskim kole. - Zerknął na rozmówczynię i zarumienił się pod wpływem jej spojrzenia. Zazwyczaj nie siedziała tak blisko. Chrząknął. - Jak ci wspomniałem, w niedzielę wpadła Kelsey. Jej rodzice pozwolili jej do nas dołączyć, więc zostaliśmy do wczoraj. Jej łowy się udały, oficjalnie ona i mój przygłupi starszy brat są parą. Chyba piekło zaczęło zamarzać.
     Co do piekła nie można mieć pewności, za to Clay na pewno zamarł, słysząc szczery śmiech nastolatki. Zerknął na nią ponownie i uświadomił sobie, że właśnie znajdują się w takim położeniu, jak bohaterowie zatrzymanego na ekranie filmu. Drażnił go ten moment podczas oglądania, teraz musiał przyznać, że scenarzyści wiedzieli, co tworzą - dwójka ludzi siedząca obok siebie, patrząca na siebie z boku. Tak blisko oczy, tak blisko usta.
     Becca oprzytomniała, jej śmiech się skończył, jednak rozbawienie jej nie opuściło.
     - Chyba musimy się zacząć modlić, by ich miłość nie zniszczyła tego świata. A wspominając o wyjeździe... - Sięgnęła przez stół na leżącą nieopodal złożoną kartkę papieru, podała ją koledze. Ich palce się spotkały, między nimi przepłynął prąd, a w sercu chłopaka zagościło nietypowe ciepło. - Maya do mnie wpadła, to wstępny zarys wycieczki na koniec wakacji. Co o nim myślisz?
     Przez chwilę śledził wzrokiem założenia wspólnej koleżanki, pokiwał głową.
     - Wydaje mi się, że może się udać. - Zerknął na Beccę, a ciepło rozlało się bardziej. Poczuł suchość w gardle. - Inni już wiedzą?
     - Większość tak. - Becca odłożyła papier i oparła się łokciami o stół. - Fajnie będzie znowu siedzieć przy ognisku i wspólnie śpiewać, tylko boję się, że coś może pójść nie tak.
     - Wszystko będzie w porządku - rzekł. - Zawsze jest w porządku, kiedy jesteśmy razem.
     Niepewna tego, co usłyszała, dziewczyna spojrzała na niego, najpierw prosto w oczy, później na jego usta i ponownie w tęczówki. Zapadła cisza, a kiedy stała się ciężka, Clay pochylił się i musnął ustami wargi Becci. Przymknęła oczy i pozwoliła na to muśnięcie, czując coś podobnego do motyli w brzuchu. Scena z filmu nijak się miała do tego, co się wydarzyło. Bo tutaj pocałunek się wydarzył. Krótki, delikatny, magiczny.
     Gdy chłopak się odsunął, nastolatka przez moment nie wiedziała, co dzieje, gdzie się znajduje i dlaczego słodka kawa nagle zaczęła jej smakować. Następnie uśmiechnęła się lekko i spojrzała na towarzysza.
     - Masz rację. Wszystko będzie w porządku. Przez tysiąc lat wszystko będzie w porządku, jeśli będziemy razem. 
     Clay odwzajemnił uśmiech i napił się kawy, a rumieńce na jego twarzy wyglądały uroczo. Nastolatkowie podjęli dalszą rozmowę, mówiąc o wszystkim, co przychodziło im na myśl, a co ich łączyło. Sporo tego było.
    Tego poranka do tej puli rozmów dołączyło również coś innego. Zakochanie. Bo to ich - pierwsze - stało się początkiem czegoś, co może trwać nawet przez tysiąc lat.
     
     

5 komentarzy :

  1. Cześć :)

    To opowiadanie jest inne. Napisane w innym stylu, trochę mniej ozdobnym i bardziej chaotycznym. Liczyłem na jakąś większą fabułę, ale po przeczytaniu wiem, że nie o to tu chodziło i raczej dobrze, że skończyło się tam gdzie skończyło. Całkiem przyjemne, fajnie się czyta.

    I chyba masz błąd: jej myśli zaplątały jedynie widziane przed sobą obrazy - chyba miało być "zaprzątały".

    Ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest inne, bo pisane pod jedną scenę. Zdaję sobie sprawę z lekkiego chaosu, ale choć raz pozwoliłam myślom na przejęcie kontroli nad dłońmi.
      Poprawione.
      Dziękuję za komentarz! :*

      Usuń
  2. Ładnie. Dawno nic tu nie było, więc cieszę się, że pomimo wszystkich przeszkód jesteś w stanie spisać coś dodatkowo i się tym podzielić. Zgodzę się, że jedno, czasami niewielkie zdarzenie wiele zmienia.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie było nic od urodzin Am, znalazłam inspirację i rzuciłam w kąt wszelkie obowiązki na pewien czas, byle dać myślą popłynąć.
      Jedno małe zdarzenie może mieć ogromne znaczenie dla przyszłości.
      Dziękuję za komentarz! :*

      Usuń
  3. Nominowałam Cię do Libser Blog Awords, więcej informacji tutaj:
    http://wszystko-i-nic-by-radosna.blogspot.com/2016/04/liebster-blog-awords-3.html

    OdpowiedzUsuń

Hope Land of Grafic