poniedziałek, 16 stycznia 2017

Spojrzenie lęku

   Dedicated by Laurie.
Buon compleanno
!



     Misja. Nie ta chrześcijańska, by szerzyć nowinę o Jezusie, ale ta, która jest ważnym zadaniem poleconym wybranym osobom do wykonania z sukcesem, choć z nim bywa różnie. Niektórzy twierdzą, że każdy człowiek przychodzi na świat z jakąś misją, którą musi wypełnić podczas trwania swojego życia. Nie wiadomo, jaka jest prawda, może to tylko ułuda wymyślona przez jakiś naćpanych gości. Wiadomo jednak, że istnieją organizacje, które działają na zasadzie licznych misji. Jedną z nich jest mafia i to właśnie włoska Rabbia przypadła Rosalie Melody, zwanej Czyścicielką, jako kolejne zadanie do wykonania.
     Niechętnie schowała pistolet - nie miała pewności, że się nie przyda - oraz pieniądze i dokumenty na swoje ziemskie nazwisko do czarnego, bawełnianego worka i westchnęła. Przeczytała akta swoich celi dostarczone przez szefostwo, wiedziała, co może zrobić, by ta dwójka poznała jej obecność. Wystarczyło obudzić w nich największe lęki, które - kto jak kto - Szatan znał i czekał, by z tego skorzystać poprzez ręce Rosalie.
     Z westchnieniem opuściła swój gabinet pełen różnokolorowych filiżanek i ruszyła w lewo wzdłuż opustoszałego korytarza w stronę przestronnego holu. Nie była zadowolona z tego, że po niedawnym powrocie z Ziemi znowu musi się na nią udać, tym razem pod prawdziwym imieniem, co odrobinę poprawiło jej humor - miała dość noszenia przybranego imienia ukradzionego zmarłej parę lat przed nią, osadzonej w więzieniu nowojorskiej pisarki. Uważała, że skoro zdołała przypomnieć sobie swoje ziemskie imię, jakie nosiła, nim nieznany do tej pory sprawca zrzucił ją z mostu do rzeki i zrobił z niej samobójcę, chciała z tego korzystać.
     Zakładała właśnie szary płaszcz, który porzuciła dzień wcześniej na oparciu staromodnego fotela, kiedy usłyszała kroki. Obejrzała się, nie była zaskoczona, widząc Flynna, swojego zastępcę i najlepszego przyjaciela w tej krainie przejścia. Zbliżał się dość szybko, miał taką minę, jakby chciał ją za chwilę powstrzymać przed wyjściem. Uniosła brew.
     - Coś się stało, że tak pędzisz? - zapytała go, gdy znalazł się kilka kroków przed nią.
     Zignorował to.
     - Naprawdę musisz iść?
     Uśmiechnęła się delikatnie. Nie przywykła do tego, że ktoś się o nią troszczy, dlatego za każdym razem, gdy Flynn otaczał ją opieką, czuła wzruszenie. Miło było być dla kogoś ważną, choć po śmierci.
     - Dobrze wiesz, że tak, inaczej dostanę reprymendę. Poza tym dusze muszą od czasu do czasu ode mnie odpocząć. Będziesz ich pilnował, gdy zacznie się zliczanie modlitw, jeśli do tego czasu nie wrócę?
     Zacisnął lekko wargi. Nie podobało mu się to, że Melody znowu przedostanie się przez portal. Czyżby Najwyższy i Szatan nie dostrzegali, że takie wojaże ją osłabiają, ilekroć ląduje na Ziemi z jakąś misją? Kiedyś jej ciało - zaledwie w części pozostające ludzkie - mogło odmówić posłuszeństwa, a przecież nie znajdą jej w Czyśćcu innego, w którym mogłaby żyć.
     - Oczywiście, że przypilnuję. Ale mam nadzieję, że wrócisz. Czy nie za szybko znowu masz obserwować ludzi?
     Drugą rzeczą, której nie lubił, było to, że Władca portalu musiała dość często stawać się człowiekiem i udawać, że przynależy do ziemskiej wspólnoty. Przez to wciąż czuła i zachowywała się jak inni ludzie, choć od wielu miesięcy była już martwa, choć niekoniecznie pogrzebana.
     Rosalie uśmiechnęła się i podeszła do przyjaciela.
     - Może to szybko, ale nie martw się - po tej małej misji mam mieć dłuższy urlop, więc nie będziesz musiał brać na siebie moich obowiązków. - Położyła dłoń na jego ramieniu. - Chcesz, żeby coś ci przywieźć z Włoch? - zapytała, pokazując mu swoje uzębienie.
     Mężczyzna westchnął, pokręcił przecząco głową.
     - Dziękuję, chcę tylko, żebyś wróciła.
     - Przecież wrócę. Jak zawsze.
     Odwzajemnił uśmiech, pochylił się i pocałował ją w czoło.
     - W takim razie do zobaczenia.
     Odsunął się na bezpieczną odległość, coby nie zostać nagle przewróconym przez wirującą jamę, która pojawiła się w holu chwilę po tym, jak Rosalie pogłaskała czule jedną z zawieszek licznych bransoletek na lewym nadgarstku. Flynn wielokrotnie widział, jak przechodziła przez ten niebieski portal w różne miejsca i wymiary, za każdym razem czuł ten sam irracjonalny lęk, że oto widzi ją po raz ostatni. Najwidoczniej nawet dusze potrafiły czuć, skoro on znaczącym spojrzeniem patrzył za znikającą kobietą.
     Melody wzdrygnęła się, kiedy wylądowała w jednym z licznych zaułków miasta. Nie zdołała przyzwyczaić się do dreszczy, które wstrząsały jej ciałem po przemierzeniu części portalu. Niepewnie podniosła się z kamiennego chodnika i rozejrzała wokół siebie. Była sama - udało jej się wyćwiczyć w umyśle zdolność nieprzyjmowania bodźców z zewnątrz, dzięki czemu trafiała tam, gdzie chciała, nic jej nie rozpraszało - nie musiała wiec martwić się o to, że trzeba zgłosić kogoś do przemycia pamięci. Nie lubiła ingerować w życie ludzi, dlatego starała się przemieszczać w cieniu, kryć swoją twarz pod nakryciem i za okularami. Była duchem, zjawą, która pojawiała się i znikała, gdy nie była już dłużej potrzebna.
      Ruszyła w stronę rozświetlonej przez promienie słoneczne uliczki, skąd dochodził gwar. Oczywiście rozumiała włoski - jak każdy inny język zresztą - ale wolała udawać turystkę, w czym zarzucony na plecy worek z uśmiechniętym kawaii onigiri i japońskim odpowiednikiem słowa smacznego dość skutecznie jej pomagał. Nie wiedziała, gdzie dokładnie są jej cele, miała ich poszukać, a później obserwować przez kilka godzin ich życie. Wiedziała, że nie zdoła przedrzeć się przez mur, jeśli udadzą się do swojej siedziby, liczyła na to, że spędzą w mieście wystarczająco dużo czasu, by po powrocie mogła przedłożyć Szatanowi przynajmniej jednostronnicowy raport.
     Mijała kolejnych ludzi, kolejne piękne, wręcz zabytkowe, zjawiskowe budynki, nie pozwoliła sobie jednak na zachwyt. Miała zadanie do wykonania i choć nie śledziła tej pary po raz pierwszy, musiała poczuć się, jakby tak było. Ponownie zaufała intuicji, wyczuliła się na odczuwanie aur i idąc za nimi, starała się dotrzeć do dwójki ludzi przed trzydziestką, którzy stanowili mały obiekt badań Szatana. Co jakiś czas ten Pan Piekieł szukał sobie kogoś, kto kroczył po cienkiej linii między dobrem a złem, analizował, czy ma szansę zawładnąć nad taką osobą, po czym działał lub nie. Od kiedy w Czyśćcu pojawiła się Rosalie, to z niej zrobił swoją małą agentkę. Niechętnie, ale przystała na to, bo właściwie nie miała wyjścia - jako dusza wpisana do rejestru pod kategorię samobójca nie mogła liczyć na dość szybsze przejście do Nieba, co dawało Szatanowi pewność, że przez lata w tej wieczności kobieta będzie skazana na wszelkie prace umilające czas. Dlatego wędrowała na Ziemię, o ile nie była wzywana do innych światów, gdzie nieznani jej autorzy tworzyli wymiary i nowe rzeczywistości, a ona przybierała inne imię.
     Pokręciła głową. Miała skupić się na misji, nie na roztrząsaniu tego, jaki jest jej los. Nie powinna się nad tym w ogóle zastanawiać, przecież go nie zmieni. Za mało jest żywych, którzy mogliby się za nią modlić. Utknęła w Czyśćcu, w nim miała istnieć, dopóki nie nadejdzie czas Sądu Ostatecznego. Dlaczego to jeszcze, po tylu miesiącach, do niej nie docierało?
     Zatopiła się w swoich myślach, dlatego nie zauważyła idącego z naprzeciwka mężczyzny, który - można by przysiąc - gotów był zabić spojrzeniem każdego, kto tylko wejdzie mu w paradę. Jasne włosy wyróżniały go na tle ciemnowłosych Włochów. Nie zwrócił na to, że porządnie uderzył ją ramieniem podczas bliskiego spotkania ich ciał. Szedł zagniewany, co kilka kroków spoglądał za siebie. Kiedy ją wyminął, Rosalie przypatrzyła się kierunkowi, gdzie co chwilę spoczywał wzrok mężczyzny, bez problemu rozpoznała kobietę, która mogła wzbudzać w nim takie uczucie, i zadrżała. Oto właśnie znalazła swoje cele.
     Elena Salevannov. Z wieloletnich obserwacji poprzednich Czyścicieli wynikało, że największym lękiem tej zjawiskowo pięknej brunetki jest samotność. Osierocona dość szybko, doświadczona przez los, budząca powszechny strach znakomita zabójczyni. Kto by pomyślał, że niosą lęk ci, którzy sami go mają. Jej towarzysz, Fabio Furpia, blondyn - ten, który przed momentem wyminął dość brutalnie Czyścicielkę - udawał przed wszystkimi, że niczego się nie boi i tak z reguły było. Strach zaglądał mu w oczy jedynie wtedy, kiedy ukochanej El groziło prawdziwe niebezpieczeństwo. Bał się o nią, od kiedy zostali przyszywaną rodziną, nie uważał, by to się miało zmienić. Innego rodzaju strach budziły u niego jeszcze małe dzieci. Bał się ich - do czego nikomu, nawet pannie Salevannov, głośno by się nie przyznał. Obawiał się, bo są kruchymi istotami, poza tym zawsze istniało ryzyko, że przez przypadek wyrządzi im krzywdę.
     Kobieta wyczuła na sobie jej spojrzenie, zlustrowała mieszkankę Czyśćca, na jej twarzy odmalowała się konsternacja. Pewnie wyczuła, że miała już kiedyś z Rosalie do czynienia, ale nie mogła sobie przypomnieć, w jakich okolicznościach miało to miejsce.
     Melody wzdrygnęła się. Skoro Elena na nią patrzyła, to jej plan śledzenia pary mafijnych zabójców w ukryciu cienia właśnie spalił na panewce.
     - Cholera - wyszeptała cicho, ale nie dała się panice.
     Zachowując zimną krew, podeszła do Włoszki, mając w pamięci to, jaki jest jej inny, mniejszy lęk, spojrzała hardo w jej szare oczy i z udawanym akcentem zapytała:
     - Excuse me, did you see a big spider? I lost my tarantula, I can't find it.
     W świetle pięknego dnia dojrzała, jak Salevannov nagle zbladła, choć starała się to zamaskować kamiennym wyrazem twarzy. Mogła próbować, ale Rosalie wiedziała jedno - żaden człowiek nie jest w stanie ukryć swojej ekspresji. Co innego, jeśli chodzi o duszę.
     Elena odchrząknęła, zerkając gdzieś w bok.
     - I'm sorry, I didn't see it. Excuse me, I gonna go. Good luck with your searching. Goodbye.
     Melody uśmiechnęła się niewinnie.
     - I understand. Thank you. Goodbye, have a nice day. - Pochyliła lekko głowę do przodu, patrząc w oczy Włoszki i nie przestając się uśmiechać. - Be careful, signora. An evil is nearer than you think. - Wyprostowała się, pomachała lekko dłonią i ruszyła w stronę kościoła, którego wieża majaczyła nieopodal.
     Mimo przemożnej chęci, nie odwróciła się, by zobaczyć, jak na jej słowa zareagowała Elena. Przez ten moment rozmowy zdążyła - a jakże - zauważyć zmiany w wyglądzie i zachowaniu brunetki. Nie zdołała ubraniem przykryć siniaka rozlewającego się przy obojczyku, cienie pod oczami nie zostały dostatecznie zamaskowane, a napięcie mięśni świadczyło o tym, że coś martwi pannę Salevannov. Takie informacje powinny wystarczyć Szatanowi na kilka najbliższych tygodni.
     Uporała się z Eleną, ale musiała jeszcze dopaść Furpię. Podejrzewała, że zanim prawie się z nim zderzyła, ten pokłócił się o coś z partnerką i teraz, klnąc jak szewc po włosku, pewnie przechadzał się gdzieś, gdzie mógł dać upust swojej złości. A wiedząc, że jest w mieście z licznymi kanałami, tuż za kościołem skręciła w stronę nadbrzeża. Musiała pilnować się, by nie wyjść za bardzo z cienia, jednocześnie nie mogła pozwolić, by Elena znalazła blondyna prędzej.
     Oczywiście, mogła użyć teleportacji - jej moce Czyścicielki były pomocne, kiedy sytuacja tego wymagała - ale miała jak najmniej rzucać się w oczy i wyczyniać niezrozumiałe dla ludzi rzeczy, dlatego wykorzystała siłę mięśni, by odszukać mężczyznę.
     Napotkała go na jednym z licznych pomostów. Stał zwrócony twarzą w stronę wody. Nie odważyła się na bliskie podejście, przecież nie musiała z nim rozmawiać - pogawędka z Eleną była małym, nieoczekiwanym elementem tej misji - wystarczyło patrzeć, zanotować w głowie nowości i zwiewać z powrotem do siebie przedstawić raport odpowiedniej istocie. Dlatego ukryła się pod pachnącym drzewem pomarańczy i obserwowała.
     Pół godziny później do Fabia podeszła Elena. Po jej postawie widać było skruchę, Rosalie podejrzewała, że kobieta przeprasza go za wcześniejszą, nieznaną Czyścicielce sytuację. Mężczyzna po wysłuchaniu partnerki uśmiechnął się krzywo, po czym przyciągnął ją do siebie, wyszeptał kilka słów i namiętnie pocałował, co ta niezwłocznie odwzajemniła.
     Czyścicielka odwróciła wzrok. Jeśli za czymś nie przepadała, to za widokiem okazywania sobie czułości w miejscach publicznych. Nie była pewna, czy to pozostałość po ludzkim życiu, czy niepasująca do jej egzystencji tęsknota za czymś, co nie może się dziać. Prawdą było, że nie znosiła patrzeć na całujących się bądź trzymających za ręce par. Sama starała się unikać sytuacji, w których
Flynn mógłby rzucić się z pocałunkami na jej czoło (a był do tego zdolny).  Uważała, że miłość to już od dawna nie jej sprawa.
      Kiedy dotarło do niej, że oto zabójcy Rabbii właśnie się od niej oddalają, ruszając w swoją stronę, uśmiechnęła się do siebie. Choć to się mogło wydawać nieprawdopodobne, zebrała dość informacji a temat tej dwójki.
     Wyciągnęła przed siebie lewą rękę, palcami prawej dłoni dotknęła zawieszki umocowanej przy granatowym sznurku i delikatnie pogłaskała.
     - Misja wykonana - powiedziała, po czym uczyniła krok w tył i zniknęła w niebieskiej dziurze, a jej spektakularnego odejścia ponownie nie zarejestrował żaden człowiek. Za to Szatan już zacierał ręce, gotowy na nowe rewelacje.
     Można powiedzieć, że w świecie żywych nic się nie wydarzyło, spotkanie Rosalie Melody z parą Włochów niczego nie zmieniło w życiu tych ludzi.
     Dlaczego więc Elena, zamiast spać, wpatrywała się w ciemność z uczuciem lęku?
     Bo oto napotkała w mieście spojrzenie, które wzbudziło w niej największy strach. Spojrzała na osobę tak samotną, że nikt - była tego niemalże pewna - nie był w stanie jej pomóc.
     Jaka szkoda, że nie pomyślała, iż jeszcze kiedy natknie się na tę osobę. Bo spojrzenie lęku podąża wszędzie tam, gdzie ktoś odczuwa strach.

1 komentarz :

  1. Dobra, zatkało mnie. Nie wiem, co mam powiedzieć. Przez pierwszą połowę tekstu zastanawiałam się, co Ty chcesz im zrobić. W ogóle świetnie przedstawiłaś oboje, nie mam co do tego żadnych "ale". Jednak ciekawi mnie, cóż to się wydarzyło, że Fabio się tak wściekł, a El wygląda na poobijaną. Kurczę, zaczarowałaś mnie tym tekstem. Naprawdę. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń

Hope Land of Grafic