Przebierańcy chodzący od domu do domu z dyniowymi koszykami. Wymalowane twarze, śmiechy i okrzyki. Papier toaletowy walający się gdzieniegdzie jako marna ozdoba posesji. Kościotrupy i zawieszone nietoperze, podświetlone i wydrążone nie do końca ładnie dynie, które miały budzić lęk. Duża część społeczeństwa radowała się tym dniem i okazją do chodzenia po sąsiedztwie niczym na misji, gdzie to istnieją dwie możliwości przetrwania: albo zdobędzie się słodycze, albo się kogoś ukarze jakimś wymyślnym psikusem. Do tej pory, a zbliżała się dziewiąta wieczorem, niewielu miało okazję wybrać drugą opcję przetrwania. Większość ludzi przygotowała się solidnie na to święto, tony cukierków znikało w koszykach i żołądkach, a atmosfera przyjemnej zabawy unosiła się nad miasteczkiem.
Ach, jak łatwo zapomnieć, co tak naprawdę się święci.
Mężczyzna w czarnym garniturze, ukryty tak, by światło z żadnej latarni do niego nie docierało, stał przy starym drzewie i w skupieniu przypatrywał się grupom osób nawiedzających sąsiadów niczym duchy i żebrzących niczym najbiedniejsi. Dziwna szopka zupełnie niezrozumiała dla istot jego pokroju, a mimo to jakże interesująca.
Nie miał dzisiaj służby, to dlatego udał się na małą przechadzkę, która zaprowadziła go w tę okolicę i pod to drzewo. Wiedział, że przełożeni nie będą go do końca dnia szukać, nie musiał zajmować się duszami, to inni Ponurzy Żniwiarze dostali rozkaz pilnowania tych, którzy uzyskali w czyśćcu zgodę na chwilę powrotu na Ziemię. On mógł się zrelaksować i patrzeć, jak między śmiertelnikami chodzą ci, którzy z życiem mają już niewiele wspólnego.
Gdy on tak stał i przypatrywał się poprzebieranym dzieciakom, na końcu ulicy pojawiła się postać, która jak on nie bardzo pasowała do tego świata. Tak jak on nigdy nie była jego częścią, pochodząc od zawsze z tej drugiej strony, której śmiertelnicy nie rozumieją i której się bali przez większość swojego życia. Mężczyzna jedynie przez chwilę przypatrywał się tej postaci, większą uwagę skupił na dzieciach, które z uśmiechami na ustach właśnie planowały zmasowany atak na kolejny dom.
- Co tam, Negro? - zapytała kobieta (bo to była kobieta według ludzkich definicji), zbliżając się powoli. Ubrana w szarą sukienką z długim rękawem zamiatała suche liście z chodnika - ludziom pewnie wydawało się, że to lekki wiaterek się nimi bawi.
Westchnął na jej widok.
- Nic nowego, Mala. Bawią się, proszę o cukierki, jakby od nich zależało ich życie. Co za naiwni śmiertelnicy.
- Niech będą naiwni, dzięki temu zabawa jest lepsza - zaśmiała się, przystając przy jego boku i obracając się, by patrzeć w tym samym kierunku co Negro. - Nie widziałeś jeszcze żadnej samotnej duszy szukającej życia, które utraciła?
Wiele dusz nie pogodziło się ze swoją śmiercią i nadal, choć mogło już minąć naprawdę wiele dekad, wciąż tkwiła w zawieszeniu między światami i powracała w wigilię Wszystkich Świętych, by znaleźć kogoś lub coś, co mogłoby ją na dłużej przywiązać do Ziemi. Ponurzy Żniwiarze mieli z nimi co roku ręce pełne roboty.
Negro jeszcze raz rozejrzał się po najbliższej okolicy. Starał się dostrzec zamglone, niematerialne byty, ale poza jednym, który właśnie znikał za ścianą domu po przeciwnej stronie ulicy, żadnego nie dostrzegł.
Pokręcił głową w ramach odpowiedzi na pytanie towarzyszki.
- Nie. Chyba zdołali zapamiętać, że przed północą mają się nie wychylać.
- Na to wygląda. - Mala skrzyżowała ramiona i utkwiła wzrok w niebie, jakby zahipnotyzowana widokiem gwiazd. - Albo właśnie coś planują i chcą nas zaskoczyć.
- Mów o sobie. - Negro przestąpił z nogi na nogę i stęknął lekko. - Ja mam dzisiaj wolne, więc o żadne zbłąkane duszyczki nie mam zamiaru się martwić.
Ich rozmowa pewnie toczyłaby się dalej i w podobnym tonie, gdyby tylko na krawężniku przed drzewem, gdzie stali, nie zatrzymała się raptownie dziewczynka i nie spojrzała na nich ciemnymi i dużymi oczami, które widziały więcej, niż mogłoby się wydawać.
- Przepraszam…? - Niepewny głosik ledwie dotarł do nietypowe pary. Mala i Negro spojrzeli na nią jak na intruza, milczeli. - Przepraszam, ale czy państwo… Jesteście może duchami?
Mala spojrzała na kolegę po fachu i uniosła brew. Negro spojrzał na nią i również uniósł brew. Duchy? Chyba pierwszy raz w historii ich istnienia ktoś tak ich nazwał?
Kobieta spojrzała na dziewczynkę, uniosła brew jeszcze wyżej, widząc jaskrawie różową sukienkę księżniczki, która dziecko miało na sobie. Oczywiście łatwo było ubrać jasnowłose dziewczę w ten kolor, ale dziewczynka nie wydawała się być zadowolona, ktoś chyba użył siły, by ją w to odziać.
- Jesteście duchami? - ponowiła pytanie. - Nie wyglądacie jak tamtej pan, co zniknął za domem.
Negro zmrużył oczy, przykucnął, by twarzą znaleźć się na tej samej wysokości co twarz dziewczynki.
- Tamten pan? A jak on wyglądał, drogie dziecko?
Rodzice starają się wbić dzieciom do głowy, że nie można rozmawiać z nieznajomym, bo ich intencje mogą być nieczyste. Niewielu jednak spośród rodziców przestrzega dzieci, by nie zaczynały rozmowy z obcymi ludźmi. A to przecież może mieć poważniejsze konsekwencje.
- Wyglądał, jakby był cały z mgły. Wy wyglądacie, jakbyście mieli więcej ciała.
Mala także przykucnąłem, zaintrygowana słowami dziewczynki.
- Czyli widziałaś jego i widzisz nas, tak?
Dziewczynka pokiwała głową.
- Tak. Mama powiedziała, że nie powinnam mówić o tym innym, bo nikt mi nie uwierzy, ale ja was widzę.
Żniwiarze wymienili spojrzenie, Negro skonał głową, po czym zwrócił się do dziewczynki:
- Powinnaś więc być mądra i posłuchać swojej mamy. Nikomu nie mów, że nas widziałaś. A teraz zmykaj stąd, idź po cukierki i nie oglądaj się za siebie!
Wyprostował się, podszedł do dziewczynki i lekko ją popchnął, by zmusić do ruchu.
- Idź! - ponaglił ją. - Idź i nie patrz za siebie!
Coś w jego głosie nakazało dziewczynce zawierzyć tym słowom. Ścisnęła mocniej swój koszyk na słodkości i oddaliła się. Inne dzieci prawie nie zwróciły na nią uwagę, dość szybko zniknęła między nimi.
Negro westchnął, po czym zerknął na Malę. Znowu stała pod drzewem, mamrotała coś pod nosem. Towarzysz nie przeszkadzał jej, czekał, aż skończy i pośle powietrznego gońca ku firmie. Kiedy to się stało, podrapał się po karku i wyszeptał zmęczonym głosem:
- Czyli na Ziemi mamy nową Widzącą? Cholera, znowu będą problemy.
Mala przejechała dłonią po szyi i ziewnęła.
- Raczej coś się w końcu sądzie. Musisz przyznać, że Halloween bez Widzących nie jest takie interesujące. - Jej wzrok przebył drogę, którą nie tak dawno szła dziewczynka. Mała uśmiechnęła się. - Miejmy tylko nadzieję, że przez jej dar zwany przekleństwem nie umrze za szybki. Z Widzącymi różnie to bywa.
Wieczór toczył się dalej w niezmienionej atmosferze, bo w tym świecie nic się nie zmieniło. W świecie Mali i Negro właśnie zaczęła się prawdziwą praca. Pojawiła się Widząca, a jak wiadomo, oni nigdy nie zwiastowali nic dobrego dla Ponurych Żniwiarzy.
Tak zaczęła się kolejna mała wojna światów. Wojna, której wynik poznamy, kiedy nadejdzie odpowiednie Halloween. O ile Śmierć nie będzie szybsza niż to święto, niż ta Noc Duchów.
Oooo, a to co? Takie fajne. Nie kojarzę uniwersum - może mi coś umknęło, może pamięć już nie ta - ale podoba mi się i chętnie przeczytam więcej. Także będę czekać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam