– 안돼 –
Jak zwykle nie mógł się
powstrzymać, by nie strzelać palcami.
Wiedział, że za chwilę pewnie usłyszy, że to doprowadzi go do
reumatyzmu czy innej starczej choroby, ale nie dbał już o takie
uwagi, w dupie miał słowa ludzi, którzy
nadal podawali w przestrzeń przestarzałe mity i zalecenia. Z
doświadczenia wiedział, że jedynie prawda o ziołach i ich
stosowaniu nie była ściemą, jaką prezentowało starsze pokolenia,
reszta to brednie, których nie da się nawet między bajki włożyć,
bo była by to ujma dla bajek.
Zdawał
się nie dostrzegać tego spojrzenia, które
posłały mu dwie seniorki siedzące przy sąsiednim stoliku.
Pochłonięty był przez czytany właśnie artykuł, w którym to
omawiano znaczenia słów takich jak wolność
i
równość
w świecie, który zdawał się coraz bardziej dyskryminować ludzi i
wszczynać
waśnie między nimi praktycznie na każdej płaszczyźnie
życia. Próbował
wśród dziennikarskich akapitów dojrzeć jakiekolwiek światełko,
nikły płomyk nadziei, że jeszcze będzie lepiej. Gdy nic takiego
nie znalazł, przewrócił stronę i natknął się na wywiad z
politykiem, do którego miłością nie pałał. Już chciał
rozpocząć lekturę słów, z którymi zapewne miał się nie
zgadzać, kiedy przy jego stoliku pojawiła się kelnerka, a danie,
które przyniosła, pachniało tak apetycznie, że niemal od razu do
ust mężczyzny pociekła ślina.
– Proszę, pana zamówienie.
– Dziękuję serdecznie – odpowiedział i uśmiechnął się do młodej kobiety, ta to odwzajemniła i odeszła, pozostawiając go w spokoju, by mógł się delektować niedzielnym obiadem.
Gdyby te starsze panie także zajęły się swoimi zupami, a nie świdrowaniem go wzrokiem na odległość, byłoby idealnie. Ale mógł sobie jedynie pomarzyć.
Mimo to starał się skupić tylko i wyłącznie na sobie oraz tym obiedzie, który miał byś pysznym zwieńczeniem dość wymagającego tygodnia. Mężczyzna z radością pochylił się nad talerzem i pozwolił sobie nabrać powietrza, byle tylko jeszcze bardziej poczuć zapach jedzenia. Chwycił za sztućce, gotowy na przeniesienie się do raju.
Mięso na talerzu prezentował się pięknie. Ładnie wysmażone, apetycznie pachnące, za towarzyszy miało sałatkę i puree z batatów. Tak wyglądał jego jedyny mięsny posiłek na który pozwalał sobie raz na dwa tygodnie. Zawsze to samo danie, zawsze w tej samej restauracji, bo po co kombinować, gdy coś pasowało i portfelowi, i kubkom smakowym? Z przyjemnością rozciął ścięgna i pozwolił sobie na pierwszy kęs. Zachwyt wypełnił jego umysł, gdy struktura wysmażonego jedzenia rozpłynęło mu się na języku.
– Smakuje? – zapytała kelnerka, która ponownie pojawiła się w pobliżu, i uśmiechnęła się do niego.
– Jak zawsze jest najlepsze pod słońcem – odparł i także odwzajemnił uśmiech. – Proszę przekazać szefowi kuchni moje wyrazy uznania.
– Oczywiście. A czy życzy sobie pan, by podać deser?
Klient spojrzał na nią zaskoczony. Do tej pory o to nie pytała, bo gdy pierwszy raz tutaj jadł, uprzedził, że weźmie tylko danie i szklankę wody, bo nie jest przekonany do jedzenia słodkich rzeczy po obfitym posiłku, a tylko na taki się tutaj zjawiał.
Kobieta zrozumiała to spojrzenie, uśmiechnęła się i pospieszyła z wyjaśnieniem:
– Zatrudniliśmy niedawno cukiernika, na razie sprawdzamy, czy jego dzieła przypadną gościom do gustu, więc serwujemy je na nasz koszt, tylko nie wciskamy ich siłą. – Gdyby jej szef to słyszał, pewnie by ją opieprzył, że powinna mówić o tym w sposób bardziej delikatny, zawoalowany, ale kelnerka uważała, że jak się przedstawi coś wprost, efekt jest lepszy. – Dlatego też zapytałam, czy życzy pan sobie także deser na degustację?
Zastanowił się przez chwilę. Wciąż nie lubił po słonym od razu rzucać się na coś o całkowicie przeciwnym smaku, ale jeśli miał mieć coś zupełnie za darmo i do tego w pewien sposób wpłynąć na kształtujące się menu ulubionej restauracji, mógł na chwilę porzucić swoją regułę.
Uśmiechnął się i skinął głową.
– Z przyjemnością.
Kelnerka odwzajemniła uśmiech.
– Dobrze, przyniosę niezwłocznie po tym, jak pan zje.
Skinął jej głową, po czym odeszła, a on wrócił do zajadania się swoim obiadem. Ach, to była istna uczta nie tylko dla jego oczu, ale też i podniebienia oraz kubków smakowych.
Delektował się każdym kolejnym kęsem, pozwalał na spokój w trakcie konsumpcji i powolne przeżuwanie, byle tylko poznać pełnię smaku jedzonej potrawy. Dzięki temu, że się nie spieszył, chłonął przyjemność o wiele bardziej, a całe to miejsce zdawało mu się być jeszcze piękniejszym rajem, do którego mógłby zapuszczać się częściej niż jedynie dwa razy w miesiącu. Powinien to zmienić, może przy kolejnej zmianie daty?
Kelnerka zerkała co jakiś czas w jego stronę, by pomiędzy kolejnymi gośćmi restauracji stwierdzić, czy może przejść, do podawania deseru. Kiedy stwierdziła, że pora już odpowiednia, bowiem na talerzu przed mężczyzną nie pozostało nic, nawet cienka smuga sosu, zabrała naczynie w milczeniu i wyszła na kuchnię, by wrócić z niej z pucharkiem deseru na tacy.
Klient obserwował ją w skupieniu, starając się dostrzec, co takiego zostanie mu teraz zaprezentowane, a gdzieś z tyłu głowy zaczął czuć niepokój. Jakby ciało chciało mu przekazać, że to, co otrzyma, może być dla niego czymś mniej przyjemnym od obiadu.
– Proszę bardzo, smacznego – powiedziała kobieta, stawiając przed nim pucharek, skinęła głową i oddaliła się ku innemu stolikowi.
Mężczyzna poczuł, jak jego ciało obejmuje nieprzyjemny chłód. Bał się podnieść łyżeczkę i zanurzyć ją w podanym w ten sposób serniku na zimno z brzoskwiniami. W deserze, którego nie jadł od dnia, w którym ona go zostawiła.
A jeśli to przywoła wspólne wspomnienia, zarówno te dobre, jak i złe?
Nie mógł przywołać kelnerki z powrotem i odmówić zjedzenia deseru, to byłby duży nietakt, a nie chciał ani trochę stracić w oczach osób, które tak dobrze tutaj o niego dbały. Czy jednak powinien zmuszać się do tego, by zjeść coś, czego nie tykał, bo już na sam widok tak bardzo bolało go serce?
Wpatrywał się w kawałki brzoskwini, którymi udekorowano pucharek, a do oczu prawie że napłynęły mu łzy. Nie jadł tych owoców od tego dnia, gdy ona niespodziewanie zniknęła z jego życia. Nie zamawiał sernika w żadnej kawiarni, do których regularnie chodził, by nadrabiać zaległości w prasie, bo wiedział, że nikt nie zrobi takiego, jaki uwielbia. Nikt poza nią nie był w stanie oddać wspaniałości tego wypieku czy też deseru, nikt w swojej wariacji nie dawał tego składnika, który ona traktowała jako podstawę i tajemnicę, o której nigdy mu nie powiedziała. „Kiedyś” – przyrzekła, ale to „kiedyś” zamieniło się w niespodziewane „chyba nigdy”. To także dołożyło rany do złamanego i poobijanego serca.
Przemógł się, byle tylko nie zawieść kelnerki, której wzrok co jakiś czas czuł na sobie. Zdecydował się na pierwszą łyżeczkę. Chciał tylko skosztować, by nie wyjść na niekulturalnego.
Gdyby wiedział, że znowu wpadnie po uszy, powstrzymałby się?
W tamtej chwili mógł jedynie myśleć o tym, co niósł za sobą smak – wrócił do wspomnień, które stanowiły najlepszą część jego życia.
– Nie może być – mruknął pod nosem oszołomiony i zerwał się z miejsca. Spojrzenie od razu skierował w stronę kuchni, nie bacząc na to, że inni przypatrywali mu się zaskoczeni, niektórzy nawet podejrzliwie. – Nie może być – powtórzył. – Nie.
– Wszystko w porządku? – zapytała zaniepokojona kelnerka, podchodząc do niego. – Coś nie tak z deserem? Jest pan uczulony na któryś ze składników? Bardzo przepraszam, już to zabieram. Czy wezwać lekarza?
Przez sekundy zdawał się w ogóle jej nie słyszeć, pogrążony we własnych myślach o tym, że nigdy nie pozwalał sobie marzyć o podobnej chwili, nie sądził, że kiedykolwiek zje ponownie cokolwiek przyrządzone przez nią.
Wreszcie jego wzrok spoczął na kelnerce, która zaczynała się denerwować, iż ten stały, zazwyczaj tak miły i uprzejmy klient, porzuci pozory i pokaże swoją prawdziwą twarz, a ona nie została przeszkolona, by nagle radzić sobie z awanturującym się lub wariującym gościem.
Ale nic złego, co przeszło jej przez myśl, się nie wydarzyło. Mężczyzna patrzył na nią, a w jego oczach lśniły łzy.
– Czy może… – odezwał się łamiącym głosem – czy może pani zawołać na salę osobę, która przyrządziła ten deser? Chciałbym jej osobiście pogratulować, to najlepszy sernik na zimno, jaki w życiu jadłem.
Nie dodał, że to jest właśnie ten deser, od którego przed laty się uzależnił i za którym tęsknił równie mocno, co za jego twórcą.
Kelnerka jedynie skinęła głową i odbiegła w odpowiednim kierunku, a on spojrzał w dół na sernik, który był jedynym kluczem do jego serca, o czym wiedziała tylko jedna osoba. Ta, która go przyrządziła.
Posłyszał, że oprócz szmeru rozmowy przy sąsiednich stolikach, gdzie pewnie był obgadywany, ktoś się zbliża. Podniósł wzrok przed siebie i zastygnął, nieświadomie otwierając usta. Patrzył bowiem na tę, której szukał od dnia, gdy tak niespodziewanie odeszła, za którą przemierzał cały stan, wracając do znanych miejsc, licząc, że tam będzie.
A ona była tutaj, w tej restauracji, w kuchennym fartuchu i patrzyła na niego zaskoczona.
– Nie może być – wyszeptała jak on nie tak dawno temu, na co mężczyzna mógł zareagować tylko w jeden sposób.
Zbliżył się, by szeroko rozłożyć ręce i pochwycić w objęcia cukiernika, który nadał barw jego życiu i sprawił, że świat nie był aż tak paskudnie zły.
Obejmowana kobieta nie odwzajemnił uścisku, ale tym się nie martwił, bowiem rozumiał, skąd mógł się wziąć szok. Zamiast tego głaskał ją po włosach i uśmiechał się, a po jego policzkach płynęły łzy radości.
– Znalazłem cię – wyszeptał do jej ucha. – Nareszcie cię znalazłem.
Dwie dusze, które dawniej, rozglądając się wokół, napotkały się i połączyły, mogłyby przemierzać cały świat, by znaleźć się ponownie, i tak w kółko. Póki istnieje świat, odnajdą się, by pewnego pięknego dnia być razem na zawsze.
– Proszę, pana zamówienie.
– Dziękuję serdecznie – odpowiedział i uśmiechnął się do młodej kobiety, ta to odwzajemniła i odeszła, pozostawiając go w spokoju, by mógł się delektować niedzielnym obiadem.
Gdyby te starsze panie także zajęły się swoimi zupami, a nie świdrowaniem go wzrokiem na odległość, byłoby idealnie. Ale mógł sobie jedynie pomarzyć.
Mimo to starał się skupić tylko i wyłącznie na sobie oraz tym obiedzie, który miał byś pysznym zwieńczeniem dość wymagającego tygodnia. Mężczyzna z radością pochylił się nad talerzem i pozwolił sobie nabrać powietrza, byle tylko jeszcze bardziej poczuć zapach jedzenia. Chwycił za sztućce, gotowy na przeniesienie się do raju.
Mięso na talerzu prezentował się pięknie. Ładnie wysmażone, apetycznie pachnące, za towarzyszy miało sałatkę i puree z batatów. Tak wyglądał jego jedyny mięsny posiłek na który pozwalał sobie raz na dwa tygodnie. Zawsze to samo danie, zawsze w tej samej restauracji, bo po co kombinować, gdy coś pasowało i portfelowi, i kubkom smakowym? Z przyjemnością rozciął ścięgna i pozwolił sobie na pierwszy kęs. Zachwyt wypełnił jego umysł, gdy struktura wysmażonego jedzenia rozpłynęło mu się na języku.
– Smakuje? – zapytała kelnerka, która ponownie pojawiła się w pobliżu, i uśmiechnęła się do niego.
– Jak zawsze jest najlepsze pod słońcem – odparł i także odwzajemnił uśmiech. – Proszę przekazać szefowi kuchni moje wyrazy uznania.
– Oczywiście. A czy życzy sobie pan, by podać deser?
Klient spojrzał na nią zaskoczony. Do tej pory o to nie pytała, bo gdy pierwszy raz tutaj jadł, uprzedził, że weźmie tylko danie i szklankę wody, bo nie jest przekonany do jedzenia słodkich rzeczy po obfitym posiłku, a tylko na taki się tutaj zjawiał.
Kobieta zrozumiała to spojrzenie, uśmiechnęła się i pospieszyła z wyjaśnieniem:
– Zatrudniliśmy niedawno cukiernika, na razie sprawdzamy, czy jego dzieła przypadną gościom do gustu, więc serwujemy je na nasz koszt, tylko nie wciskamy ich siłą. – Gdyby jej szef to słyszał, pewnie by ją opieprzył, że powinna mówić o tym w sposób bardziej delikatny, zawoalowany, ale kelnerka uważała, że jak się przedstawi coś wprost, efekt jest lepszy. – Dlatego też zapytałam, czy życzy pan sobie także deser na degustację?
Zastanowił się przez chwilę. Wciąż nie lubił po słonym od razu rzucać się na coś o całkowicie przeciwnym smaku, ale jeśli miał mieć coś zupełnie za darmo i do tego w pewien sposób wpłynąć na kształtujące się menu ulubionej restauracji, mógł na chwilę porzucić swoją regułę.
Uśmiechnął się i skinął głową.
– Z przyjemnością.
Kelnerka odwzajemniła uśmiech.
– Dobrze, przyniosę niezwłocznie po tym, jak pan zje.
Skinął jej głową, po czym odeszła, a on wrócił do zajadania się swoim obiadem. Ach, to była istna uczta nie tylko dla jego oczu, ale też i podniebienia oraz kubków smakowych.
Delektował się każdym kolejnym kęsem, pozwalał na spokój w trakcie konsumpcji i powolne przeżuwanie, byle tylko poznać pełnię smaku jedzonej potrawy. Dzięki temu, że się nie spieszył, chłonął przyjemność o wiele bardziej, a całe to miejsce zdawało mu się być jeszcze piękniejszym rajem, do którego mógłby zapuszczać się częściej niż jedynie dwa razy w miesiącu. Powinien to zmienić, może przy kolejnej zmianie daty?
Kelnerka zerkała co jakiś czas w jego stronę, by pomiędzy kolejnymi gośćmi restauracji stwierdzić, czy może przejść, do podawania deseru. Kiedy stwierdziła, że pora już odpowiednia, bowiem na talerzu przed mężczyzną nie pozostało nic, nawet cienka smuga sosu, zabrała naczynie w milczeniu i wyszła na kuchnię, by wrócić z niej z pucharkiem deseru na tacy.
Klient obserwował ją w skupieniu, starając się dostrzec, co takiego zostanie mu teraz zaprezentowane, a gdzieś z tyłu głowy zaczął czuć niepokój. Jakby ciało chciało mu przekazać, że to, co otrzyma, może być dla niego czymś mniej przyjemnym od obiadu.
– Proszę bardzo, smacznego – powiedziała kobieta, stawiając przed nim pucharek, skinęła głową i oddaliła się ku innemu stolikowi.
Mężczyzna poczuł, jak jego ciało obejmuje nieprzyjemny chłód. Bał się podnieść łyżeczkę i zanurzyć ją w podanym w ten sposób serniku na zimno z brzoskwiniami. W deserze, którego nie jadł od dnia, w którym ona go zostawiła.
A jeśli to przywoła wspólne wspomnienia, zarówno te dobre, jak i złe?
Nie mógł przywołać kelnerki z powrotem i odmówić zjedzenia deseru, to byłby duży nietakt, a nie chciał ani trochę stracić w oczach osób, które tak dobrze tutaj o niego dbały. Czy jednak powinien zmuszać się do tego, by zjeść coś, czego nie tykał, bo już na sam widok tak bardzo bolało go serce?
Wpatrywał się w kawałki brzoskwini, którymi udekorowano pucharek, a do oczu prawie że napłynęły mu łzy. Nie jadł tych owoców od tego dnia, gdy ona niespodziewanie zniknęła z jego życia. Nie zamawiał sernika w żadnej kawiarni, do których regularnie chodził, by nadrabiać zaległości w prasie, bo wiedział, że nikt nie zrobi takiego, jaki uwielbia. Nikt poza nią nie był w stanie oddać wspaniałości tego wypieku czy też deseru, nikt w swojej wariacji nie dawał tego składnika, który ona traktowała jako podstawę i tajemnicę, o której nigdy mu nie powiedziała. „Kiedyś” – przyrzekła, ale to „kiedyś” zamieniło się w niespodziewane „chyba nigdy”. To także dołożyło rany do złamanego i poobijanego serca.
Przemógł się, byle tylko nie zawieść kelnerki, której wzrok co jakiś czas czuł na sobie. Zdecydował się na pierwszą łyżeczkę. Chciał tylko skosztować, by nie wyjść na niekulturalnego.
Gdyby wiedział, że znowu wpadnie po uszy, powstrzymałby się?
W tamtej chwili mógł jedynie myśleć o tym, co niósł za sobą smak – wrócił do wspomnień, które stanowiły najlepszą część jego życia.
– Nie może być – mruknął pod nosem oszołomiony i zerwał się z miejsca. Spojrzenie od razu skierował w stronę kuchni, nie bacząc na to, że inni przypatrywali mu się zaskoczeni, niektórzy nawet podejrzliwie. – Nie może być – powtórzył. – Nie.
– Wszystko w porządku? – zapytała zaniepokojona kelnerka, podchodząc do niego. – Coś nie tak z deserem? Jest pan uczulony na któryś ze składników? Bardzo przepraszam, już to zabieram. Czy wezwać lekarza?
Przez sekundy zdawał się w ogóle jej nie słyszeć, pogrążony we własnych myślach o tym, że nigdy nie pozwalał sobie marzyć o podobnej chwili, nie sądził, że kiedykolwiek zje ponownie cokolwiek przyrządzone przez nią.
Wreszcie jego wzrok spoczął na kelnerce, która zaczynała się denerwować, iż ten stały, zazwyczaj tak miły i uprzejmy klient, porzuci pozory i pokaże swoją prawdziwą twarz, a ona nie została przeszkolona, by nagle radzić sobie z awanturującym się lub wariującym gościem.
Ale nic złego, co przeszło jej przez myśl, się nie wydarzyło. Mężczyzna patrzył na nią, a w jego oczach lśniły łzy.
– Czy może… – odezwał się łamiącym głosem – czy może pani zawołać na salę osobę, która przyrządziła ten deser? Chciałbym jej osobiście pogratulować, to najlepszy sernik na zimno, jaki w życiu jadłem.
Nie dodał, że to jest właśnie ten deser, od którego przed laty się uzależnił i za którym tęsknił równie mocno, co za jego twórcą.
Kelnerka jedynie skinęła głową i odbiegła w odpowiednim kierunku, a on spojrzał w dół na sernik, który był jedynym kluczem do jego serca, o czym wiedziała tylko jedna osoba. Ta, która go przyrządziła.
Posłyszał, że oprócz szmeru rozmowy przy sąsiednich stolikach, gdzie pewnie był obgadywany, ktoś się zbliża. Podniósł wzrok przed siebie i zastygnął, nieświadomie otwierając usta. Patrzył bowiem na tę, której szukał od dnia, gdy tak niespodziewanie odeszła, za którą przemierzał cały stan, wracając do znanych miejsc, licząc, że tam będzie.
A ona była tutaj, w tej restauracji, w kuchennym fartuchu i patrzyła na niego zaskoczona.
– Nie może być – wyszeptała jak on nie tak dawno temu, na co mężczyzna mógł zareagować tylko w jeden sposób.
Zbliżył się, by szeroko rozłożyć ręce i pochwycić w objęcia cukiernika, który nadał barw jego życiu i sprawił, że świat nie był aż tak paskudnie zły.
Obejmowana kobieta nie odwzajemnił uścisku, ale tym się nie martwił, bowiem rozumiał, skąd mógł się wziąć szok. Zamiast tego głaskał ją po włosach i uśmiechał się, a po jego policzkach płynęły łzy radości.
– Znalazłem cię – wyszeptał do jej ucha. – Nareszcie cię znalazłem.
Dwie dusze, które dawniej, rozglądając się wokół, napotkały się i połączyły, mogłyby przemierzać cały świat, by znaleźć się ponownie, i tak w kółko. Póki istnieje świat, odnajdą się, by pewnego pięknego dnia być razem na zawsze.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz