środa, 8 lipca 2015

Wrocław i Naff - wspaniały weekend ever!

   W naszym życiu pojawiają się osoby, które dają się nam bliżej poznać. Czy to spotkane na festynie, zawodach sportowych czy przypadkiem na ulicy. Poznajemy kogoś, kto okazuje się tak podobnym do nas, że przyjaźń musi się wydarzyć!
   Taką osobą dla mnie jest Naff. Jedna z dwóch poznanych przeze mnie w zeszłym roku blogerek w moim wieku. Miło było odkryć, że jesteśmy z tego samego rocznika, a gdy okazało się, że obie piszemy historie, które nawzajem fascynują, musiałyśmy zacząć rozmawiać.
   W ostatni weekend, tj. 3-5 lipca, spotkałyśmy się po raz drugi (poprzednio były to Targi Książki w Katowicach, o czym notka na Rozważnej). Trochę czasu zajęło nam ustalenie terminu, ale gdy to się udało, z niecierpliwością oczekiwałam pierwszego lipcowego piątku.

   W końcu nadszedł (piątek). Zważając na pracę Naff, zdecydowałam się na trzyipółgodzinną podróż pociągiem Przewozów Regionalnych do Wrocławia, zamiast wybrać droższe, ale szybsze połączenie InterCity. Na miejscu pojawiłam po 21:30, odrobinę zestresowana znalazłam dla siebie miejsce siedzące na peronie, gdzie oczekiwałam towarzyszki. Nadeszła powolnym krokiem, uśmiechnięta, przytuliła mnie na powitanie i poczułam, że będzie dobrze. :3
   Odrobinę głodne udałyśmy się do McDonald's, w którym to moja blogowa przyjaciółka pracuje. Nie ma to, jak usłyszeć przy wejściu: "M, znowu ty?!" :D Poznałam (przynajmniej z widzenia, wystarczy) kolegów Naff z pracy, po raz pierwszy zjadłam McWrapa (wystawiam 3,5/5) i nagadałam się z ketchupowowłosą o blogach. Miło znać kogoś, kto tak samo przeżywa opowiadania <3
   W drodze do mieszkania Naff dotarłyśmy na znany mi już Grunwald (Plac Grunwaldzki, gdzie są cztery perony autobusowe i tramwajowe). Podziwiam Naff za to, że dała radę podejść do tablicy odjazdów blisko dwóch widocznie podchmielonych jegomości, którzy wcześniej rzucili szklanką butelką. Jeden z nich miał już nawet ochotę do niej zagadać - widziałam to - ale na szczęście moja towarzyszka szybko odeszła, brawa dla niej!
   Dotarłyśmy do mieszkania po 23, poznałam Arusia, zasiadłyśmy w kuchni przy moich ciastkach owsianych i herbacie, co skończyło się rozmową, która przeniosła się do zajmowanego przeze mnie pokoju i zakończyła o 3 w nocy, kiedy to już pierwsze przebłyski nowego dnia były widocznie na niebie. Pierwsze godziny we Wrocławiu przeżyte.

   Sobota. Naff się dowiedziała, że nie jadam tostów francuskich, więc mi je zrobiła z dodatkiem dżemu malinowego. Pychotka! <3
   Plan dnia był dość obszerny. Zakupy w jednej galerii, bo robimy pizzę :3 Ten miły pan w Auchan przy wadze, miło nam :3
   Następnie rozpakować zakupy i iść dalej.
   Centrum miasta i tu zaczyna się mój zachwyt. Bo fontanna, wielkie bańki mydlane i kurtyna wodna, przy której musiałyśmy porobić zdjęcia.


Słynna na cały kraj Małpka, która zagina czasoprzestrzeń :3

Patrząc na to zdjęcie, w głowie mam cytat z twórczości Naff, z którym przyjechałam do Wro:
"Jestem żartem, pustym śmiechem, głosem bożym, diabła echem.
Patrzę w niebo, patrzę w ziemię, wiem, że nigdy się nie zmienię."
(Dashiell Davis, Moje życie to żart)

   Księgarnia z tanimi książkami, gdzie natrafiłam na prawdziwe cudo. Książka Richarda Castle'a - tak, tego Castle'a z serialu! - za jedyne siedem złotych. Nie ma to jak tulić egzemplarz przed zapłatą za niego <3 Naff oglądała książki, których tytuł miał coś wspólnego z cieniami i nocy - bo jej opowiadanie tak bardzo niszczące :3
   Następnie Naff zabrała mnie do Kopalni Słodyczy. Początkowo myślałam, że niewiele tam jest. Bo tylko dwie szafki, jakaś gablotka, regał. Dopiero po przejściu przez całość człowiek odkrywa, ile dobroci tam jest :3 Kupiłam trochę smakołyków dla siebie, najbliższych i do nagród za konkurs Rozważnej, Naff chwyciła za fasolki różnych smaków i inne cudeńka. Myślałam, że to już raj. Ale nie.
   Bo istnieje jeszcze "Miejsce" - sklep, księgarnia, galeria, kawiarnia. Prawdziwy Raj. Przez wiele, wiele minut krążyłyśmy po tym niezbyt dużym metrażu, odkrywając świetne pocztówki, przypinki, książki (365 pingwinów!), torby, zachwycając się właściwie wszystkim. Kupiłyśmy trochę rzeczy i zamówiłyśmy sobie po herbacie - ja białą, Naff zieloną. I poszłyśmy na antresolę - cudowne pomieszczenie nad sklepem. Tu to dopiero jest bajka <3


Obie ustaliłyśmy z Naff, że będziemy takie mieć we własnych domach <3
Nic, tylko siedzieć i być :3


Wspaniała ślubna kartka tak bardzo przypominająca
Naffową parę - Lauriel.


Siostry różanych plecaków! Mój po prawej wrócił z Wrocławia
odrobinę naderwany, ale to się naprawi :3


Cleo w genialnym "Miejscu" czyta Castle'a.
I wiem, że żyję!


Naff, jej długie nogi na połowie pierwszego planu i Cleo.
Bo wspólne zdjęcie musi być. Kocham! <3

   Odrobinę zmęczone (przynajmniej ja) słońcem i upałem wybrałyśmy się na Halę Stulecia. Bo musiałam przecież przejść przez Ogród Japoński. Wierząc Naff, trafiłam nie w porę - latem większość roślin już przekwitła. Ale i tak było magicznie! <3

Bo zielone mi, huehuehue <3

Uwielbiam przesiadywać w miejscach takich, jak te! <3

   Jaki kolejny punkt? Zjeść coś. Najlepiej domową pizzę. Ale wcześniej trzeba wrócić do mieszkania. Nie ma to jak siedzieć na przystanku, gdzie pali się kosz, a rowerzysta stoi obok niego i z zafascynowanie patrzy do jego wnętrza. Może szukał skarbu? Kto go wie. Pozdrawiam dziewczynkę z fioletową konewką! Nie wiedziałam, że kilkanaście godzin później stanie się pierwowzorem mojego wyobrażenia Nathiela z 74 rozdziału <3 Po drodze małe zakupy - bo przekąski na filmy - i po co czekać na autobus, jak można iść pieszo. :3
   Cleo wyrabiała ciasto, Naff robiła galaretki i mus czekoladowy na deser. Galaretki noc spędziły w zamrażalniku i w niedzielę powstały z nich Lodoletki! <3 Szkoda, że musu nie skosztowałam. Następnym razem :3
   Co jeszcze pozostało? Wrócić na Halę Stulecia na wodny pokaz świateł. Podobny spektakl oglądałam, będąc w Barcelonie, ale ten także miał swoją nieziemską magię.
   

Hala Stulecia przed 22. Wcześniej zdjęcia nie zrobiłam,
bo aparat w telefonie nie mógł działać, siadła bateria.


Woda, światła i muzyka. Trafiłam do innego świata <3


   Co fajnego mogło się wydarzyć po takim spektaklu? Coś mogło. Na przykład para, która podeszła pod fontannę na środek i zaczęła się kręcić. Moja myśl: "on zaraz klęknie i się jej oświadczy". To nie nastąpiło, jednak wyglądało prawie jak na filmie. A nawet lepiej!
   Jechanie tramwajem, stojąc na schodach i słuchając czadowej muzyki, którą puścił motorniczy - not bad :3
   Spotkanie na Grunwaldzie chłopaka, który siedział na barierce a'la Nathiel - God, this is good! Powrót do domu, jedzenie (w tym wspomniane fasolki - nigdy więcej! Do dziś czuję w ustach smak rzygowin, błee) i co? Słuchanie Naff, robiącej korektę ostatniego rozdziału swojego opowiadania. Musiałam zakryć twarz, by nie widziała mojego szerokiego uśmiechu i łez w oczach.
 Rozdział dodany, pora na Pitch Perfect! To jeden z moich ulubionych filmów, który we Wrocławiu w towarzystwie Naff widziałam po raz dziesiąty. A jarałam się, jakby to był pierwszy :3 Wiedzieć, że Naff najbardziej lubi tę samą postać co ja - bezcenne!
   Po trzeciej, kiedy to PP się skończyło, zrobiłyśmy przerwę, by za jakiś czas włączyć Króla Lwa <3 To najwspanialsza bajka naszego dzieciństwa. Kij z tym, że obie znamy kwestie na pamięć, a Naff dodatkowo wszystkie piosenki! Frajda była ogromna :3 I naffowe jedzenie pizzy o czwartej - kocham Cię!


A tak prezentował się Wrocław Psie Pole o 4:11 rano.
Sen jest dla słabych, a wschód słońca tak piękny.

   Poszłyśmy spać dopiero koło szóstej, a już pięć godzin później Cleo była obudzona. Zjadłam chrupki, chipsy i ciastka, ogarnęłam się i się zaczęło. Nagrywanie naszej wersji "When I'm Gone" w towarzystwie kubka, który przywiozłam ze sobą i na którym grałam. Do wersji siódmej nagrania liczyłam ja, później pieczę nad liczeniem przejęła Naff. Nagrać całą wersję z początkowym okrzykiem "Bociek! Próba sto... ósma!" - bezcenne  ^______^ Filmik jest gdzieś na facebook'u, ale namiaru nie podam. Bo nie!
   Co teraz? Sky Tower! Spojrzeć na Wrocław z najwyższego punktu w tym mieście - marzenie. Niestety, nie udało mi się go spełnić, nie tym razem. Zamiast tego Starbucks i Berry Hibiscus (mój ulubiony napój z tej sieci <3), maszyna robiąca zdjęcia, która zeżarła dychę, a nie wydrukowała zupełnie nic, i McDonald, bo człowiek głodnym chodzić nie może, a Naff ma zniżki.
   Jazda na dworzec i nieprzyjemny pan kanar, który nie zrozumiał, że automat nie chce wydać nam biletu, mimo przyjmowania z konta Naff tych kilku złotych. Dziękuję serdecznie pani, która chciała się za nami wstawić, jak i chłopakowi, który w kolejnym tramwaju nie zawahał się kupić nam biletu przez swoją kartę zbliżeniową (pieniądze oddane w gotówce).
   Kupowanie biletu - Cleo ma zniżkę z powodu KDR, jeej ^___^
   Odpowiedni peron, który Naff wydał się podejrzany, ponad dziesięć minut opóźnienia, bo inny pociąg torujący miejsce mojemu miał jeszcze dłuższe opóźnienie. Podziwianie starego składu z nazwą mojego miasta, uścisk na pożegnanie, podziękowanie, machanie łapką i z powrotem do domu.

   To były wspaniałe godziny. Może nie spałyśmy za wiele, za to udało mi się zobaczyć tyle wspaniałych miejsc, że aż czuję chęć wykorzystania ich opisów do własnych opowiadań :3

   Kochana Naff!
   Po raz nie wiadomo który dziękuję Ci za tak wspaniały weekend! Do kolejnego spotkania! :*
   <3


   Gdy chcemy spełniać marzenia, warto mieć przy sobie kogoś, kto je podziela, wspiera nas czy też je rozumie. Bo to odpowiedni ludzie czynią nasze życie tak wspaniałymi :3









1 komentarz :

  1. Wstęp taki wzruszający uhuhu <3. To nasze ustalanie... trwało od listopada XD miałaś najpierw przyjechać w zimie, potem w kwietniu, potem w maju, a ostatecznie przybyłaś w lipcu, co mnie cieszy!
    Byłaś zestresowana?! No, proszę cię! Przecież przeżyłaś XD! Huehu.
    Taa, moi koledzy z pracy. Robert i jego ignorancja przy kasie, ugryzienie i w ogóle, a mogłam mu dopiec i powiedzieć znowu, że jest sławny w internetach huehe.
    Ja w sumie wrapa klasycznego tak nie lubię! Lepszy jest z wołowiną, ale nie na kartę i kosztuje 12,90 ;____;
    COOOOOOOOOOOO XDDD jakiś gościu chciał do mnie zagadaaaaać? *tak bardzo niezorientowana*. Wiem tylko tyle, że jak podeszłam zobaczyć połączenia to nagle umilkli, a ja się poczułam dziwnie, bo chyba na mnie paczali :o.
    Niespanie do 3 w nocy, po trzeciej dwunastce to był dla mnie wyczyn XD.
    A więc skoro tościki smakowały, to następnym razem zrobię kolejny specjał śniadaniowy - omlecika c:
    Ten pan w Auchanie - i wtedy uwierzyłam w ludzkość. Hej, serio, podczas naszych wypadów na nowo uwierzyłam w ludzi. Szczególnie w tramwaju!
    Taaa. Te moje paczanie na każdą książkę z cieniem i nocą... Bo tak bardzo myślałam, że podobne tytuły będą miały ciekawą fabułę, ale z opisu to nie wynikało ;____; cieszę się, że choć jedną książkę dla siebie znalazłaś <3.
    W ogóle ej. Odkąd byłyśmy w Miejscu, tak teraz już widziałam 3-cią osobę z torbą z tamtego miejsca :o
    Moje nogi.... XD 175 cm zobowiązuje.
    Ten rowerzysta to zniszczył system, bo nie dość, że stał i się patrzył, to jeszcze gasił ten ogień mówiąc: zgiń XDDD.
    Lauriel tak bardzo <3 tylko ten Nathiel ulizany mwahhah.
    LODOLETKI XD! A ja wczoraj oglądałam nasze filmiki i były po prostu boskie! Chyba w wolnej chwili coś z nich skleję XD!
    Oooo, tak <3 ta para przy fontannie. Ich cienie takie piękne na tle świateł. Następnym razem sama tam wbiegnę!
    Oj tam, oj tam XD *nie, nie zabiłam jednorożca*. Dzisiaj też jadłam pizze o 3 w nocy przy pisaniu 3/4 buahha XD.
    Hibiscus taki dobry, automat taki zły ;___;
    pan kanar do tej pory śni mi się po nocach... szatan jeden.
    Taaa, podejrzany peron XD i to moje bieganie w poszukiwaniu właściwego. Albo podróż na sam koniec peronu,żeby przeczytać, że Lubliniec XD.
    Jeeeej <3 ja też raz jeszcze dziękuję za to spotkanie. Było magiczne i pozwoliło zapomnieć mi o pracy, która mnie ostatnio dołuje! Na nowo zaczęłam się cieszyć tym, co mam <3! Oby do następnego spotkania!

    OdpowiedzUsuń

Hope Land of Grafic