Wrzask i gra świateł. Pomruk tygrysów, wybuchy śmiechu i zapach popcornu. Okrzyki przerażenia i ciche szlochy. Gdziekolwiek by nie spojrzeć, byli ludzie, którym nie szkoda było pieniędzy na jeden wieczór rozrywki. To po to zawitali do Cyrku Gniewu, nie zdając sobie sprawy z tego, że któremuś z nich może grozić śmiertelne niebezpieczeństwo. I to dosłownie.
Jakieś dziecko prawie na mnie wpadło, przez co zachwiałem pilnowaną konstrukcją. Przez chwilę myślałem, że akrobatki na samym jej szczycie nie zdołają utrzymać równowagi i cały ich występ szlag jasny trafi, na szczęście mnie nie zawiodły i dały radę wytrwać do końca swojego show nagrodzonego solidnymi brawami.
Nieźle się napociłem podczas tej wieczornej imprezy gdzieś w centrum kraju, ale uważałem, że było warto - każdy, kto opuszczał teren cyrku, uśmiechał się i dyskutował o tym, co ujrzał, małe dzieci zaś szczebiotały o tym, jakich niestrasznych klaunów spotkały. Nie podejrzewały nawet, że ci zaczną je straszyć już tej nocy w najgorszych koszmarach, jakie im się śniły, już moja w tym głowa i magia.
Zmęczony żegnałem ostatnich widzów i nakazałem swoim pracownikom rozdzielić odpowiednio sprzątanie między każdego, wybranego zaś na to miejsce i noc przyszłego trupa kazałem zamknąć w pokoju ostatniego namiotu - na razie był nieprzytomny, ale trudno było mi określić, kiedy zdoła się ocknać. Lepiej, gdyby wtedy ktoś przy nim był i szybko, jednym sprawnym ruchem odrąbał mu głowę, zanim zacznie się uczta patroszenia martwego ciała. Najlepiej byłoby dać tam Cedrica, który nie miał zbyt wielu zajęć przy tworzeniu show, nie umiałem jednak do końca określić, w jakim jest nastroju, a nie mogłem pozwolić, by zaczął imprezę bez innych. A wiedziałem, że jest do tego zdolny.
Kiedy najważniejsze było już ustalone, przeszedłem na tył cyrkowego terenu tuż za głównym namiotem, przystanąłem przy małym, rozpalonym przez któregoś z siłaczy ognisku i mimowolnie spojrzałem w stronę lasu. Minął miesiąc od ostatniego spotkania z moim Stróżem. Jak wtedy mówiłem, że nie umiałem wybić jej sobie z głowy, tak teraz prawie wariowałem z jej powodu. Do tej pory nikt nie wywołał u mnie takiego mętlik - jedynie chciwości udało się mnie uwieść na wieki - dlatego brak dziewczyny w mojej codzienności odczuwałem niezwykle mocno. Gdy tylko nie miałem co robić, bo członkowie cyrku sami sobie radzili ze swoimi nowymi pokazami, zaczynałem o niej myśleć. Zastanawiałem się, co robi, gdzie się podziewa i dlaczego mnie zostawiła. Miałem jej za złe to, że złożyła radzie Seniorów pomysł, którego nawet ze mną nie przedyskutowała, a powinna, bo przecież dotyczył mojej miłości. Byłem na nią cholernie zły, a gniew rozlewał się po moim ciele bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Tęskniłem za nią. Cholera, nie spędziła za wiele czasu w moim obecnym życiu - poprzedniego prawie w ogóle nie pamiętałem, co sobie wyrzucałem w gorsze dni, czyli prawie codziennie, kiedy dopadał mnie zły humor - ale te chwile wystarczyły do nawiązania więzi. Czułem się zagubiony wśród własnych uczuć, porządnie tęskniłem za kimś, kto nie chciał mnie znać, bo przypominałem o strasznej przeszłości. Jak mogłem cieszyć się z pracy, którą wykonywałem, oraz z kolejnej osoby do pochowania gdzieś wśród drzew, kiedy w moim wnętrzu ziała pustka?
Wśród większej ilości cieni i drzew coś się poruszyło. Coś, co kazało mi porzucić świat rozmyśleń i skupić się na teraźniejszości. Skoncentrowałem się, dostrzegłem intruza i przyglądałem mu się, a kiedy pojąłem, kto to jest, gwałtownie wciągnąłem powietrze.
Powiedzenie, że jestem zaskoczony jej widokiem, byłoby jak powiedzenie, że rano wzeszło słońce. Zbyt oczywiste i proste, a jednocześnie nie oddające w pełni tego co czułem i co wyprawiało moje serce, dostrzegając to jasne spojrzenie.
- Jak długo tam stoisz? - zapytałem, podchodząc bliżej linii lasu. Nie poruszyła się, kiedy stanąłem parę metrów od niej i cieszyłem się - jakie to żałosne - że ją widzę.
- Dłużej, niż byś chciał - odparła nie przestając patrzeć mi w twarz. Ponownie ubrała się w kolory ziemi, by nadal maskować się w lesie. Włosy miała związane, ale przy powoli zapadającym zmroku trudno było mi określić, czy ma koński ogon czy może kok. - Twoi pracownicy już zaczęli własną zabawę?
Uczyniłem jeszcze jeden krok w jej stronę.
- Rosario...
Uśmiechnęła się w moją stronę w tak łagodny sposób, że aż zaczęło mięknąć mi to, co pozostało po sercu.
- Nie rób takiej miny smutnego szczeniaczka, który nagle znajduje właściciela. Nigdy nie przywiązywałeś się do ludzi wokół siebie, nie udawaj więc, że może się to teraz zmienić. - Wyciągnęła dłoń i wskazała na moje ubranie. - Nie powinieneś już brać się za pranie? Pewnie znasz się na odplamianiu jak nikt inny, ale nie wydaje ci się, że jak będziesz za długo zwlekał, to te ślady krwi zniszczą ci ten piękny frak?
To nie była krew. Przynajmniej nie pochodząca od człowieka. Nie umiałem jednak teraz o tym myśleć.
- Co ty tu robisz? - zapytałem szybko, byle tylko nie rzucała mi podobnych kazań. I żeby nagle do niej nie podbiec, by zamknąć w objęciach. Nie mogłem zdradzić się z tym, co czuję, wyśmiałaby mnie. - Przecież nie jesteś już moim Stróżem, nie musisz mnie śledzić.
Odrobinę zmieszana utkwiła wzrok w leśnym poszyciu, zaśmiała się niemrawo.
- Tak właściwie to jeszcze nie odeszłam z tej służby, jestem w trakcie okresu wypowiedzenia i nadal muszę za tobą chodzić - wyznała cicho, a mnie dopadło nagłe poczucie ulgi. Czyli jeszcze jej nie straciłem. - Dopóki nie znajdą nikogo na moje miejsce, oficjalnie jestem Stróżem Gniewu, a że na razie nikt nie pali się do tego, by cię niańczyć... chyba chwilowo jesteśmy na siebie skazani.
Nie mogła wiedzieć, jak bardzo mnie to cieszy. A cieszyło do tego stopnia, że aż musiałem spleść przed sobą ramiona, by jednak nie podbiec i jej nie uściskać. Byłem naprawdę blisko tego żałosnego czynu.
- Przykro mi to słyszeć - skłamałem gładko, co chyba jednak nie przeszło, bo uniosła brew. - Co cię sprowadza w moje pobliże akurat dzisiaj?
- Pamiętasz policjanta, o którym ci wspomniałam przy naszym ostatnim spotkaniu?
Zdecydowanie bardziej pamiętałem bieg na golasa do lasu i ranienie przez berberysy, byle zatrzymać kobietę przy sobie, ale wzmianka o glinie siedzącym mi i Cyrkowi Gniewu na ogonie zdołała zagnieździć się w mojej głowie.
- Tak, pamiętam. Co z nim?
- Był tutaj dzisiaj, Ikari, i jestem prawie pewna, że spodziewa się znaleźć jutro w okolicy kolejnego trupa.
Zesztywniałem. Czyli jakiś człowieczek zdołał rozpracować w pewnym stopniu działanie mojej świty? Przełknąłem ślinę.
- Wiesz, mamy już kogoś przyszykowanego do zabawy... Cholera. - Uderzyłem się otwartą dłonią w czoło. - Co mam zrobić, by niczego nie zauważył, a chłopaki zdołali się wybawić?
Rosario przekrzywiła lekko głowę, jej niebieskie spojrzenie prawie paliło mnie w policzki.
- Może skorzystasz ze swojej magii? Z tego, co mi wiadomo, obecnie jesteś jednym z największych czarodziei świata. I najbardziej zdemoralizowanym.
- Dziękuję ci bardzo za komplementy, skarbie - odgryzłem się. - Tak się składa, że spore jej pokłady poszły na dzisiejsze show, to dlatego padam z nóg.
Zamyśliła się nad czymś.
- W takim razie... jeśli to nie problem, oczywiście... czy mogę się nim zająć?
Zaskoczony wybałuszyłem na nią oczy.
- Że co proszę?
- Sam zauważyłeś, że możesz nie zdołać się na czas zregenerować, by dać radę na czas pochować ciało, a jak ci mówiłam, też posiadam moc i mogę jej użyć ten jeden raz, by odciągnąć od siebie i twoich ziomków tego policjanta.
Patrzyłem na nią, a żadne mądre słowa nie przychodziły mi do głowy.
- Naprawdę... byłabyś w stanie to dla mnie zrobić? Przecież pragnęłaś się zemścić za krzywdę, którą ci wyrządziłem!
- A której nie pamiętasz - zauważyła. - Jaką mogę mieć więc z tego frajdę? - Znowu uśmiechnęła się w ten ujmująco słodki sposób. - Pozwól mi zająć się tym gliną, będziecie mieli czas, by się wybawić i opuścić to miejsce, a zemszczę się, jak już będziesz świadomy tego, co mi wyrządziłeś. - Chyba nie przyjmowała do wiadomości, ze to się może nigdy nie wydarzyć. - Co ty na to?
Przez chwilę zastanawiałem się nad jej propozycją. Nie znalazłem innego rozwiązania, któe nie nadwyrężyłoby moich sił. Westchnąłem.
- Zgoda. Ale tylko ten jeden jedyny raz. Zrozumiano?
Zaśmiała się, a ten bardzo dziewczęcy dźwięk prawie zbił mnie z nóg.
- Zrozumiano. W takim razie biorę się do pracy. - Zaczęła cofać się wgłąb lasu, uniosła dłoń i pomachała mi lekko. - Do zobaczenia niedługo, Ikari. Chyba minie jeszcze trochę czasu, zanim przestaniemy się widywać.
Obróciła się i ruszyła przed siebie, a ja wiedziałem, że nie ta rozmowa nie może się tak skończyć. Chciałem choć sekundy więcej w jej towarzystwie.
- Rosario!
Spojrzała na mnie przez ramię, a ja nie mogłem powstrzymać własnych uczuć.
- Tęskniłem.
Nim ciemność dopadła i las, zdołałem dojrzeć piękny uśmiech mojej Stróż.
- To dziwne. Ja też tęskniłam. Chyba naprawdę jesteśmy mocno popieprzeni przez tę magię.
Pomachała mi jeszcze raz i zniknęła wśród mroku i drzew, a ja pozostałem przy wygasającym powoli ognisku, z szerokim uśmiechem na ustach, z mocno bijącym sercem i przeświadczeniem, że jeszcze przez jakiś czas nie będzie źle, bo będę miał Rosario blisko siebie.
Wtedy rozległ się mrożący krew w żyłach krzyk kogoś, kogo właśnie zaczęto zarzynać. Ocknąłem się i uśmiechnąłem pod nosem.
- Zabawa się zaczyna - wyszeptałem w noc i ruszyłem do swojego wagonu, by tam przyszykować się na czyjś pochówek.
Kolejny dzień Cyrku Gniewu się kończył, ale wraz z nim dopiero zaczynały się problemy. Niedługo mieliśmy się o tym dość mocno przekonać, a wiara w moje siły miała zostać porządnie zachwiana.
Los to dziwka nawet dla swoich najlepszych dzieci.
Jakieś dziecko prawie na mnie wpadło, przez co zachwiałem pilnowaną konstrukcją. Przez chwilę myślałem, że akrobatki na samym jej szczycie nie zdołają utrzymać równowagi i cały ich występ szlag jasny trafi, na szczęście mnie nie zawiodły i dały radę wytrwać do końca swojego show nagrodzonego solidnymi brawami.
Nieźle się napociłem podczas tej wieczornej imprezy gdzieś w centrum kraju, ale uważałem, że było warto - każdy, kto opuszczał teren cyrku, uśmiechał się i dyskutował o tym, co ujrzał, małe dzieci zaś szczebiotały o tym, jakich niestrasznych klaunów spotkały. Nie podejrzewały nawet, że ci zaczną je straszyć już tej nocy w najgorszych koszmarach, jakie im się śniły, już moja w tym głowa i magia.
Zmęczony żegnałem ostatnich widzów i nakazałem swoim pracownikom rozdzielić odpowiednio sprzątanie między każdego, wybranego zaś na to miejsce i noc przyszłego trupa kazałem zamknąć w pokoju ostatniego namiotu - na razie był nieprzytomny, ale trudno było mi określić, kiedy zdoła się ocknać. Lepiej, gdyby wtedy ktoś przy nim był i szybko, jednym sprawnym ruchem odrąbał mu głowę, zanim zacznie się uczta patroszenia martwego ciała. Najlepiej byłoby dać tam Cedrica, który nie miał zbyt wielu zajęć przy tworzeniu show, nie umiałem jednak do końca określić, w jakim jest nastroju, a nie mogłem pozwolić, by zaczął imprezę bez innych. A wiedziałem, że jest do tego zdolny.
Kiedy najważniejsze było już ustalone, przeszedłem na tył cyrkowego terenu tuż za głównym namiotem, przystanąłem przy małym, rozpalonym przez któregoś z siłaczy ognisku i mimowolnie spojrzałem w stronę lasu. Minął miesiąc od ostatniego spotkania z moim Stróżem. Jak wtedy mówiłem, że nie umiałem wybić jej sobie z głowy, tak teraz prawie wariowałem z jej powodu. Do tej pory nikt nie wywołał u mnie takiego mętlik - jedynie chciwości udało się mnie uwieść na wieki - dlatego brak dziewczyny w mojej codzienności odczuwałem niezwykle mocno. Gdy tylko nie miałem co robić, bo członkowie cyrku sami sobie radzili ze swoimi nowymi pokazami, zaczynałem o niej myśleć. Zastanawiałem się, co robi, gdzie się podziewa i dlaczego mnie zostawiła. Miałem jej za złe to, że złożyła radzie Seniorów pomysł, którego nawet ze mną nie przedyskutowała, a powinna, bo przecież dotyczył mojej miłości. Byłem na nią cholernie zły, a gniew rozlewał się po moim ciele bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Tęskniłem za nią. Cholera, nie spędziła za wiele czasu w moim obecnym życiu - poprzedniego prawie w ogóle nie pamiętałem, co sobie wyrzucałem w gorsze dni, czyli prawie codziennie, kiedy dopadał mnie zły humor - ale te chwile wystarczyły do nawiązania więzi. Czułem się zagubiony wśród własnych uczuć, porządnie tęskniłem za kimś, kto nie chciał mnie znać, bo przypominałem o strasznej przeszłości. Jak mogłem cieszyć się z pracy, którą wykonywałem, oraz z kolejnej osoby do pochowania gdzieś wśród drzew, kiedy w moim wnętrzu ziała pustka?
Wśród większej ilości cieni i drzew coś się poruszyło. Coś, co kazało mi porzucić świat rozmyśleń i skupić się na teraźniejszości. Skoncentrowałem się, dostrzegłem intruza i przyglądałem mu się, a kiedy pojąłem, kto to jest, gwałtownie wciągnąłem powietrze.
Powiedzenie, że jestem zaskoczony jej widokiem, byłoby jak powiedzenie, że rano wzeszło słońce. Zbyt oczywiste i proste, a jednocześnie nie oddające w pełni tego co czułem i co wyprawiało moje serce, dostrzegając to jasne spojrzenie.
- Jak długo tam stoisz? - zapytałem, podchodząc bliżej linii lasu. Nie poruszyła się, kiedy stanąłem parę metrów od niej i cieszyłem się - jakie to żałosne - że ją widzę.
- Dłużej, niż byś chciał - odparła nie przestając patrzeć mi w twarz. Ponownie ubrała się w kolory ziemi, by nadal maskować się w lesie. Włosy miała związane, ale przy powoli zapadającym zmroku trudno było mi określić, czy ma koński ogon czy może kok. - Twoi pracownicy już zaczęli własną zabawę?
Uczyniłem jeszcze jeden krok w jej stronę.
- Rosario...
Uśmiechnęła się w moją stronę w tak łagodny sposób, że aż zaczęło mięknąć mi to, co pozostało po sercu.
- Nie rób takiej miny smutnego szczeniaczka, który nagle znajduje właściciela. Nigdy nie przywiązywałeś się do ludzi wokół siebie, nie udawaj więc, że może się to teraz zmienić. - Wyciągnęła dłoń i wskazała na moje ubranie. - Nie powinieneś już brać się za pranie? Pewnie znasz się na odplamianiu jak nikt inny, ale nie wydaje ci się, że jak będziesz za długo zwlekał, to te ślady krwi zniszczą ci ten piękny frak?
To nie była krew. Przynajmniej nie pochodząca od człowieka. Nie umiałem jednak teraz o tym myśleć.
- Co ty tu robisz? - zapytałem szybko, byle tylko nie rzucała mi podobnych kazań. I żeby nagle do niej nie podbiec, by zamknąć w objęciach. Nie mogłem zdradzić się z tym, co czuję, wyśmiałaby mnie. - Przecież nie jesteś już moim Stróżem, nie musisz mnie śledzić.
Odrobinę zmieszana utkwiła wzrok w leśnym poszyciu, zaśmiała się niemrawo.
- Tak właściwie to jeszcze nie odeszłam z tej służby, jestem w trakcie okresu wypowiedzenia i nadal muszę za tobą chodzić - wyznała cicho, a mnie dopadło nagłe poczucie ulgi. Czyli jeszcze jej nie straciłem. - Dopóki nie znajdą nikogo na moje miejsce, oficjalnie jestem Stróżem Gniewu, a że na razie nikt nie pali się do tego, by cię niańczyć... chyba chwilowo jesteśmy na siebie skazani.
Nie mogła wiedzieć, jak bardzo mnie to cieszy. A cieszyło do tego stopnia, że aż musiałem spleść przed sobą ramiona, by jednak nie podbiec i jej nie uściskać. Byłem naprawdę blisko tego żałosnego czynu.
- Przykro mi to słyszeć - skłamałem gładko, co chyba jednak nie przeszło, bo uniosła brew. - Co cię sprowadza w moje pobliże akurat dzisiaj?
- Pamiętasz policjanta, o którym ci wspomniałam przy naszym ostatnim spotkaniu?
Zdecydowanie bardziej pamiętałem bieg na golasa do lasu i ranienie przez berberysy, byle zatrzymać kobietę przy sobie, ale wzmianka o glinie siedzącym mi i Cyrkowi Gniewu na ogonie zdołała zagnieździć się w mojej głowie.
- Tak, pamiętam. Co z nim?
- Był tutaj dzisiaj, Ikari, i jestem prawie pewna, że spodziewa się znaleźć jutro w okolicy kolejnego trupa.
Zesztywniałem. Czyli jakiś człowieczek zdołał rozpracować w pewnym stopniu działanie mojej świty? Przełknąłem ślinę.
- Wiesz, mamy już kogoś przyszykowanego do zabawy... Cholera. - Uderzyłem się otwartą dłonią w czoło. - Co mam zrobić, by niczego nie zauważył, a chłopaki zdołali się wybawić?
Rosario przekrzywiła lekko głowę, jej niebieskie spojrzenie prawie paliło mnie w policzki.
- Może skorzystasz ze swojej magii? Z tego, co mi wiadomo, obecnie jesteś jednym z największych czarodziei świata. I najbardziej zdemoralizowanym.
- Dziękuję ci bardzo za komplementy, skarbie - odgryzłem się. - Tak się składa, że spore jej pokłady poszły na dzisiejsze show, to dlatego padam z nóg.
Zamyśliła się nad czymś.
- W takim razie... jeśli to nie problem, oczywiście... czy mogę się nim zająć?
Zaskoczony wybałuszyłem na nią oczy.
- Że co proszę?
- Sam zauważyłeś, że możesz nie zdołać się na czas zregenerować, by dać radę na czas pochować ciało, a jak ci mówiłam, też posiadam moc i mogę jej użyć ten jeden raz, by odciągnąć od siebie i twoich ziomków tego policjanta.
Patrzyłem na nią, a żadne mądre słowa nie przychodziły mi do głowy.
- Naprawdę... byłabyś w stanie to dla mnie zrobić? Przecież pragnęłaś się zemścić za krzywdę, którą ci wyrządziłem!
- A której nie pamiętasz - zauważyła. - Jaką mogę mieć więc z tego frajdę? - Znowu uśmiechnęła się w ten ujmująco słodki sposób. - Pozwól mi zająć się tym gliną, będziecie mieli czas, by się wybawić i opuścić to miejsce, a zemszczę się, jak już będziesz świadomy tego, co mi wyrządziłeś. - Chyba nie przyjmowała do wiadomości, ze to się może nigdy nie wydarzyć. - Co ty na to?
Przez chwilę zastanawiałem się nad jej propozycją. Nie znalazłem innego rozwiązania, któe nie nadwyrężyłoby moich sił. Westchnąłem.
- Zgoda. Ale tylko ten jeden jedyny raz. Zrozumiano?
Zaśmiała się, a ten bardzo dziewczęcy dźwięk prawie zbił mnie z nóg.
- Zrozumiano. W takim razie biorę się do pracy. - Zaczęła cofać się wgłąb lasu, uniosła dłoń i pomachała mi lekko. - Do zobaczenia niedługo, Ikari. Chyba minie jeszcze trochę czasu, zanim przestaniemy się widywać.
Obróciła się i ruszyła przed siebie, a ja wiedziałem, że nie ta rozmowa nie może się tak skończyć. Chciałem choć sekundy więcej w jej towarzystwie.
- Rosario!
Spojrzała na mnie przez ramię, a ja nie mogłem powstrzymać własnych uczuć.
- Tęskniłem.
Nim ciemność dopadła i las, zdołałem dojrzeć piękny uśmiech mojej Stróż.
- To dziwne. Ja też tęskniłam. Chyba naprawdę jesteśmy mocno popieprzeni przez tę magię.
Pomachała mi jeszcze raz i zniknęła wśród mroku i drzew, a ja pozostałem przy wygasającym powoli ognisku, z szerokim uśmiechem na ustach, z mocno bijącym sercem i przeświadczeniem, że jeszcze przez jakiś czas nie będzie źle, bo będę miał Rosario blisko siebie.
Wtedy rozległ się mrożący krew w żyłach krzyk kogoś, kogo właśnie zaczęto zarzynać. Ocknąłem się i uśmiechnąłem pod nosem.
- Zabawa się zaczyna - wyszeptałem w noc i ruszyłem do swojego wagonu, by tam przyszykować się na czyjś pochówek.
Kolejny dzień Cyrku Gniewu się kończył, ale wraz z nim dopiero zaczynały się problemy. Niedługo mieliśmy się o tym dość mocno przekonać, a wiara w moje siły miała zostać porządnie zachwiana.
Los to dziwka nawet dla swoich najlepszych dzieci.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz